6th dec × mistletoe kiss
J. A. Forfang & D. A. Tande
(powiązane z zeszłorocznym mikołajkowym shotem)
Gdy w klasie rozległ dźwięk dzwonka, Johann począł szybko pakować książki do plecaka. Poprawił okulary, które zsunęły się z jego nosa i podniósł się ze swojego miejsca. Zasunął krzesło i zarzucił plecak na ramię. Wyszedł z klasy, ówcześnie żegnając się z nauczycielką, jako jedna z pierwszych osób. Gdy wyszedł na korytarz, z niesmakiem stwierdził, że ten zdążył się już zapełnić. Masa uczniów przeciskała się między sobą, chcąc zdążyć na lekcję lub zważając na to, że właśnie trwała najdłuższa przerwa, do sklepiku. Chłopak mentalne jęknął z frustracji i bez innego wyboru rzucił się wir. Miał tylko nadzieję, że ten nie zaprowadzi go do tego samego miejsca, co w zeszłym roku. Ku jego ogromnemu niezadowoleniu samorząd nie odrzucił pomysłu z jemiołą, argumentując swoją decyzję tym, że przecież to wspaniała zabawa, a nauczyciele najwidoczniej nie zmądrzeli przez ten rok i nadal poolzwalali odstawiać takie szopki. Po zeszłorocznym incydencie chłopak zastanawiał się nawet nad zmianą szkoły. Nigdy nie lubił być w centrum uwagi, a po tamtej akcji stał się naprawdę rozpoznawalny. Na jego szczęście ludzie szybko zapominają, już po miesiącu mógł znów stać się tą szarą myszką, którą był na codzień i dalej po cichu wzdychać z ukrycia do Daniela.
Po kilku minutach bezmyślnego podążania za resztą, uświadomił sobie, że znów odpłynął. Co gorsza, ze strachem stwierdził, że tłum, w którego centrum się znalazł, niesie go niebezpiecznie blisko tej przeklętej jemioły. Postanowił sobie, że musi się szybko z niego wydostać. Chciał bardzo, jednak chcieć nie zawsze znaczy móc. Zadanie, które sobie postawił okazało się być niezwykle trudne do zrealizowania. Wyjście stamtąd bez żadnego uszczerbku na zdrowiu fizycznym czy psychicznym nie było możliwe. Dlatego też podążał dalej przed siebie, spuszczając wzrok na swoje buty. Miał nadzieję, że nikt go nie zauważy jeśli skuli się w sobie. Nadzieja matką głupich - jak mawiają. Jedyne co mu to dało, to potrącenie przez któregoś z uczniów. Ten zatrzymał się prawdopodobnie, żeby sprawdzić czy Johannowi nic nie jest, ale co miałoby mu się stać po tak lekkim szturnięcu...
– Nic ci nie jest? – Johann zacisnął wargi w cienką kreskę, kiedy usłyszał głos Tandego.
Powoli uniósł wzrok na chłopaka stojącego przed nim. Nie podobał mu się jego szelmowski uśmiech, zwiastował kłopoty...
– No, chłopcy – do dwójki chłopaków podeszła ta sama dziewczyna co rok temu, tym razem sprawowała funkcję przewodniczącej szkoły – historia lubi się powtarzać – zaśmiała się, spoglądając do góry.
Johann już wiedział co to znaczy. Daniel nawet nie łudził się, że przez ten rok Forfang zmienił się choć trochę. Jego wzrok stale uciekał gdzieś w bok, a okulary, które niedawno pojawiły się na jego nosie, ciągle się z niego zsuwały. To jak je poprawiał było niepoprawnie urocze i niezmiernie rozczulało Tandego. Przewodnicząca klepnęła go w ramię i odeszła. To było dla niego sygnałem startowym. Chwycił podbródek niższego i uniósł jego twarz ku swojej. Posłał mu lekki uśmiech i bez ostrzeżenia przycisnął swoje wargi do jego. Johannowi od razu na myśl przyszedł zeszłoroczny pocałunek. W odróżnieniu od niego, ten był mniej natarczywy. Daniel delikatnie muskał jego wargi, dzięki temu młodszy poczuł się pewniej. Umieścił swoje dłonie na jego policzkach i zaczął delikatnie gładzić je kciukami. Tym razem blondyn nie miał zamiaru przerywać pocałunku, chciał sprawdzić ile wytrzyma jego młodszy kolega. Więc całowali się dopóki im obydwóm nie zabrakło tlenu. Właśnie jego brak zmusił ich do zakończenia. Oderwali się od siebie z cichym mlaśnięciem.
– Było fajnie, chyba musimy powtarzać to częściej – Daniel zaśmiał się i tak jak w zeszłym roku zniknął gdzieś w tłumie, zostawiając Johanna samego na środku korytarza.
{586 słów}
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top