22nd dec × christmas family

R. Freitag & M. Eisenbichler

W całym domu unosił się zapach piernika i pomarańczy. W czerwonym fotelu stojącym zaraz obok kanapy siedział Pan Eisenbichler. Mężczyzna skupiony oglądał wiadomości, uważnie śledząc wzrokiem każdy ruch reporterki relacjonującej sytuację na niemieckich drogach. W końcu oczekiwali gości. Pokój wypełniały wesołe rozmowy oraz śmiech. Richard siedział na kanapie objęty ramieniem Markusa. Opierał głowę na ramieniu narzeczonego. Uwielbiał te momenty, w których spędzali czas całą rodziną.

Z jednej strony czarnowłosy uwielbiał święta, z drugiej niestety często przywodziły mu na myśl niemiłe wspomnienia. To prawda, spędzał już drugie święta z kolei w rodzinnym domu Markusa i każdy był dla niego tak bardzo miły. Richard czasem miał wrażenie jakby był w rodzinie Eisenbichler od zawsze, a z drugiej zastanawiał się czy jego rodzina za nim tęskni. Odrzucając go po jego coming oucie okropnie go zranili, ale nadal byli jego rodziną. Może Richi nie chciał bezpośredniej konfrontacji z nimi, ale pragnął tylko dowiedzieć się czy za nim tęsknią.

— Odleciałeś — Markus szepnął mu na ucho, cicho się śmiejąc.

— Przepraszam — Richi przetarł twarz dłonią.

— Coś cię męczy? — Eisenbichler zmarszczył brwi.

Richard szybko potrząsnął głową, zaprzeczając. Nie chciał zrzucać na Markusa swoich problemów, już wystarczająco dużo dyskutowali na ten temat. Straszy wzruszył ramionami i mocniej przycisnął do siebie chudziutkie ciało Freitaga.

— Powiedzcie mi, kochani — przez wszechobecny gwar przebił się głos mamy Markusa — planujecie już ślub?

Richard spojrzał na narzeczonego zaskoczony takim pytaniem. W zasadzie nie myśleli jeszcze o ślubie. Nie wiedzieli czy jest im to potrzebne.

— Mamo — westchnął Eisei. — Na razie o tym nie myśleliśmy — przyznał zgodnie z prawdą, spoglądając na Richarda i ukradkiem posyłając mu uśmiech. Czarnowłosy od razu go odwazjemnił.

Mamie Markusa widocznie wystarczyła taka odpowiedź, bo porzuciła ten temat. Zamiast tego, zaczęła wypytywać jego siostrę o wnuków. Richi patrzył na to wszytko z uśmiechem. Zawsze marzył o takiej licznej rodzinie.

Wszystkie rozmowy przerwał dzwonek do drzwi. Obecni w pokoju spojrzeli po sobie zdziwieni. Niemożliwe, żeby goście przyjechali tak szybko, mieli być dopiero jutro...

— Ja pójdę otworzyć — Freitag od razu zerwał się z miejsca.

Wyszedł z salonu i udał się do przedpokoju. Chwycił za klamkę, gotowy na uderzenie masą zimnego powietrza. Otworzył drzwi, wzdychając.

Gdy zobaczył kto stoi na dworze, pobladł i stanął jak wryty. Spodziewał się każdego, ale nie swojej matki i siostry.

— Richard — Selina szepnęła i chciała objąć brata, jednak ten się odsunął.

— Co tu robicie? — czarnowłosy był w stosunku do nich nieufny. Nic dziwnego.

— Przyjechałyśmy po ciebie. Spędźmy razem wigilię, kochanie — odezwała się jego matka.

Richard wybuchnął śmiechem. Nie wiedział czy był to autentyczny śmiech czy może próba rozładowania napięcia jakie w nim tkwiło.

— Richard... Jesteśmy rodziną, chodź z nami... — Selina schowała ręce do kieszeni.

— Richi? Kto przyszedł? — w tym samym momencie do przedpokoju wszedł Markus.

Gdy zobaczył kto stoi w drzwiach, od razu znalazł się obok narzeczonego i objął go w pasie.

— Błąd — zaczął czarnowłosy. — Byliśmy rodziną — te słowa widocznie uderzyły w jego matkę. — Moja rodzina siedzi w salonie, wy jesteście dla mnie obcymi osobami. Zostawiliście mnie w momencie, w którym potrzebowałem was najbardziej, oni nie zrobili tego nigdy i nie zrobią. Może i święta są czasem przebaczenia, ale możecie być pewne, że wam nie wybaczę nigdy. Zniszczyliście mnie i gdyby nie Marko i jego rodzina już by mnie tu nie było — wyrzucał z siebie słowo za słowem.

— Wystarczy kochanie — Markus położył dłoń na jego ramieniu, nie chciał, żeby ten się rozpłakał, a czuł, że jest blisko. — Paniom już dziękujemy — uśmiechnął się sztucznie do kobiet i zamknął im drzwi przed nosem.

Richard spojrzał na niego z wdzięcznością.

— Kocham cię, Markus — objął szyję bruneta ramionami i złożył czuły pocałunek na jego ustach.

— Kto to był? — w pokoju pojawiła się zawsze uśmiechnięta pani Eisenbichler.

— Nikt ważny — Richi oderwał się od ust narzeczonego i także posłał jej szeroki uśmiech.

{619 słów}

🎄🎁🎄🎁🎄🎁🎄🎁🎄🎁🎄🎁🎄🎁

Wiecie, że do końca został nam już tylko jeden shot? Nawet nie macie pojęcia jak mi przykro...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top