12th dec × socks

H. E. Granerud & R. Pedersen

Zaśmiałem się cicho, chowając pudełko z prezentem dla Halvora pośród sterty innych. Tego roku pod naszą choinką uzbierał się stosik o dość pokaźnych rozmiarach. Z resztą, nie jest to nic dziwnego, skoro znalazły się tam prezenty od naszych obydwóch rodzin. Kiedy nasi bliscy dowiedzieli się, że tę wigilię planujemy spędzić sami w naszym mieszkaniu, zaczęli nagle zwozić do nas wszystkie pakunki jakimi planowali nas obdarować. Jakby nie mogli zrobić tego dzień czy dwa później...

– Dlaczego siedzisz pod choinką? – Halvor zachichotał, wchodząc do salonu.

– Kolejny prezent to kolekcji – zaśmiałem się, odwracając wzrok w jego stronę.

Stał oparty o framugę i przyglądał mi się z głową przechyloną lekko w prawą stronę. Wyglądał uroczo. Miał na sobie moją czarną bluzę, która sięgała mu aż do połowy ud. Była za duża na mnie, a co dopiero na chłopaka, który był ode mnie niższy o dobre kilkanaście centymetrów. Na jego nogach spoczywały czarne dresy. Nie byłem pewien czy te także nie były moje. Westchnąłem i przewróciłem oczami, gdy zauważyłem, że stoi boso na tej zimnej podłodze.

– Halvor nie jest ci przypadkiem za ciepło? – przywołałem go do siebie ruchem ręki.

Chłopak posłusznie podszedł i od razu usiadł na podłodze. Przyciągnąłem go do siebie i przytuliłem, a on ufnie wtulił się w moją bluzę. Uśmiechnąłem się pod nosem.

– Kochanie... Prosiłem cię, żebyś nie chodził na boso – westchnąłem.

– Tak? Nie przypominam sobie – skłamał z ogromną łatwością.

Zaśmiałem się. Nie byłem w stanie zrozumieć dlaczego nie chodził w skarpetkach. Przecież to co teraz robił było najszybszą drogą do choroby.

– Wiesz, do świąt jeszcze trochę, ale pomyślałem sobie... – do mojej głowy wpadł pewien pomysł.

– Chcesz mi się teraz oświadczyć? – Halvor ożywił się, odsuwając ode mnie. – Możesz poczekać z tym do wigilii, będzie bardziej nastrojowo!

– Przykro mi, ale nie tym razem kochanie – zaśmiałem się. – Mam dla ciebie coś innego.

Zanurkowałem między pudełka leżące pod choinką w poszukiwaniu tego, które położyłem tam dosłownie kilka minut temu. Gdy znalazłem małe pudełko zapakowane w kolorowy papier, chwyciłem je w dłonie. Z uśmiechem na ustach odwróciłem się z powrotem w stronę bruneta. Ten spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.

– Co to? – przejął pudełko i bez zastanowienia nim potrząsnął. Pokiwałem głową z dezaprobatą. Co gdyby było w nim coś szklanego?

– Prezent od twojej babci, otwórz – ponagliłem go.

Chłopak ponownie zmarszczył brwi, ale zabrał się za rozpakowywanie. Rozwiązał czerwoną wstążkę, a później zaczął rozrywać papier. Gdy już zdjął go z pudełka, zwinął w kulkę i odrzucił na bok. Spojrzał na mnie zanim odchylił wieczko kartonika.

– No już, otwieraj – przewróciłem oczami.

Chłopak westchnął i otworzył pudełko. Jego podekscytowanie uleciało, gdy zobaczył jego zawartość.

– Naprawdę? – z wnętrza wydobył parę grubych, wełnianych skarpet. – Skąd wiedziałeś?

– Sam konsultowałem to z twoją babcią. Nawet pomagałem jej wybrać kolory wełny – uśmiechnąłem się z dumą. – Wiesz, że denerwuje mnie, kiedy chodzisz bez skarpetek. Teraz masz dwie opcje. Zaczynasz nosić skarpetki jak normalny człowiek, a ja będę mówił twojej babci, że chodzisz w tych od niej albo dalej chodzisz boso i mówię twojej babci prawdę, że jej skarpety zostały zakopane na dnie szuflady.

– Skąd wiesz, że zostaną? Może będę je nosić? – założył ręce na piersi.

– Nie rozśmieszaj mnie Halvor, przecież to ta gryząca wełna. Nie ma opcji, że ubierzesz je na dłużej niż pięć minut.

– Robin! To jest szantaż, nie możesz tak robić! – oburzył się.

– Ale to dla twojego dobra, kochanie – znów go przytuliłem.

– Jesteś okropny, wiesz? – oparł głowę o moje ramię.

– Wiem – zaśmiałem się – ale za to ty jesteś dobrym wnuczkiem i nie chcesz sprawić babci przykrości.

– Nienawidzę cię – jęknął, odkładając skarpety na podłogę.

– Też cię kocham – zaśmiałem się i złożyłem delikatny pocałunek na jego czole.

{597 słów}

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top