1. "Himmel"

Wykończony treningiem wsłuchuję się w piosenkę lecącą w radiu, w której rozpoznaję jeden z utworów Cro.

-Tak właściwe, to co tu robimy? -odwracam się w stronę siedzącego za kierownicą Juliana.

-Reszta chciała się spotkać. Podobno mamy coś do obgadania. -odpowiedział, odpinając pasy i wysiadając z samochodu.

Julian był mi najbliższy z całej paczki. W końcu jego poznałem jako pierwszego. To było jeszcze przed liceum, w szkółce Bayeru Leverkusen. Od tamtej pory byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.

Z westchnięciem powtórzyłem jego czynności, w myślach przeklinając osobę, która wybrała miejsce spotkania.

Spojrzałem z niechęcią na neonowy niebieski napis "Himmel" nad budynkiem i skierowałem się za przyjacielem do wejścia baru.
Po chwili zauważyłem całą naszą grupkę przy barze, więc ociężale do nich dołączyłem.

-Skoro już jesteśmy wszyscy. To możemy zaczynać. -odezwał się Lukas. Spojrzałem na niego z wypisanym pytaniem na twarzy, na co prychnął. -Czy ktokolwiek w ogóle pamięta, że zaraz będą święta?

-Jest dopiero pierwszy grudnia. -stwierdził Brandt, za co został obdarzony wkurzonym spojrzeniem Luka.

-Tak, ale Keller się niecierpliwi i chce zrobić losowanie już teraz. -głos zabrała Lilith, która dotychczas niezainteresowana rozmową siedziała w telefonie.

-Serio Lukas? -z wyraźnie słyszalną kpiną w głosie zapytała Delilah.

Brandt poznał Delilah w przedszkolu, więc znali się najdłużej z całej naszej paczki. Traktuje ją jak młodszą siostrę, o której zawsze marzył. Jak więc można się domyślić, bardzo szybko poznałem chaotyczną pannę Ewald.

-Co ty właściwe tam robisz Del? -zapytałem, gdy zdałem sobie sprawę, że stoi po przeciwnej stronie baru.

-Pracuję. -podniosła kufel do piwa, który zaczęła polerować posyłając mi ten swój idealny uśmiech.

-Tutaj? -zapytał zdziwiony Jule na co szatynka przewróciła oczami.

-Tak, tutaj. A teraz powróćmy do tematu losowania. -wtrącił Keller, na co dziewczyny wydały z siebie niezadowolone jęki.

Piekielny duet, którym nazywałem Lilith i Lucasa, poznaliśmy dzięki Delilah. Dziewczyna zaprzyjaźniła się z nimi w liceum, a później zapoznała nas ze sobą i tak powstała nasza paczka.

-Przygotowałem się na to już wcześniej. -mówiąc to podał Deli pięć małych kartek i długopis. Szatynka szybko podpisała kartki i wrzuciła je do niskiej szklanki do drinków.

-To, kto pierwszy? -zapytała Delilah. -Od najstarszego? -zabrała ponownie głos, gdy nie doczekała się odpowiedzi.

Brandt pochylił się nad barem i wyciągnął kartkę, a po jego minie można było się domyślić, że spodobało mu się to co było na niej napisane.

Zaraz po nim czynność powtórzył Lukas, na którego twarzy pojawił się zadowolony uśmieszek.

Zmęczony całym dniem chwyciłem szkło i wyjąłem kartkę, na której ładnym pismem było napisane imię mojego przyjaciela.

Chyba łatwiej być nie mogło.

Po mnie kartkę wyciągnęła Lilith i Delilah, z których twarzy nic nie dało się wyczytać.

-Coś jeszcze? Czy możemy już wracać? -sennym głosem zapytał Jule. Wcale mu się nie dziwiłem, bo sam miałem ochotę położyć się do łóżka i już nigdy z niego nie wstawać.

-W sumie to możemy już wracać. -wzruszył ramionami Lukas, na co reszta westchnęła z ulgą.

-Jedziesz z nami? -zapytałem Del, gdy wszyscy ubierali kurtki.

Odkąd pamiętam wracaliśmy razem ze spotkań z przyjaciółmi, w końcu jadąc do mieszkania, miałem po drodze do rodzinnego domu Ewald.

-Mam jeszcze pół godziny do końca zmiany. Wrócę taksówką. -odparła z delikatnym uśmiechem. Już otwierałem usta, by zaprotestować i poczekać z nią, gdy odezwał się Luke.

-Jedź odpocznij, Havertz. Ja się zajmę moją małą współlokatorką. -wszyscy spojrzeli się na Kellera, jak na debila, a Del się cicho zaśmiała. -Aaa, bo wy nic nie wiecie. Obydwoje chcieliśmy się wyprowadzić od rodziców, w końcu jesteśmy już dorośli, więc wynajęliśmy razem mieszkanie.- powiedział z uśmiechem.

-Wow, zaskoczyliście nas. -powiedziała Lili. -Dlaczego nic nie wspomnieliście? -dodała z wyrzutem.

-Nie było kiedy. Ostatnio spędzaliśmy mało czasu całą paczką. -powiedziała Ewald, po czym zajęła się nalewaniem piwa facetowi, który podszedł do baru.

-Dokładnie. Ty byłaś zajęta studiami, a wy szykowaliście się do ważnego meczu. -Lukas spojrzał na początku na Lili, a następnie na mnie i Jule. -I my to w pełni rozumiemy i was wspieramy.

-Tylko ja i Luke znaleźliśmy wolny czas, tak więc poszliśmy razem na kurs na barmana, dzięki któremu tutaj pracuję i po wspólnych rozmowach i przemyśleniach wynajęliśmy razem mieszkanie. -dopowiedziała Delilah.

-Ale spokojnie, imprezy jeszcze z tej okazji nie było. -zaśmiał się Lukas, na co reszta mu zawtórowała.

Wszyscy oprócz mnie, co oczywiście zauważył mój najlepszy przyjaciel.

-Dobra to my już lecimy, bo jesteśmy wykończeni. Luke prześlij wasz adres i spodziewajcie się odwiedzin. -wskazał palcem bruneta i zaśmiał się krótko po czym szybko opuściliśmy klub.

Zdałem sobie sprawę, że byłem zazdrosny, ale kto by nie był zazdrosny o Lukasa?

Chłopak miał wszystko, o czym marzyły dziewczyny. Czarne loczki na głowie, brązowe oczy, umięśnione ciało i uśmiech, dzięki któremu mógł mieć każdą dziewczynę.

-Havi... -odezwał się, gdy zasiadł za kierownicą.

-Jestem zmęczony, nie chcę teraz gadać. Możesz mnie po prostu zawieść do domu? -zapytałem, chcąc uniknąć rozmowy.

-Wiesz, że w końcu ona się domyśli? Dlaczego nie chcesz jej tego wyznać? -zapytał, gdy wyjeżdżaliśmy spod klubu zwanego niebem. Boże kto wymyślił taką nazwę?

-A jaka jest szansa na to, że ona też coś do mnie czuje? -zapytałem, a odpowiedziała mi cisza. -No właśnie. Poza tym nie chcę zniszczyć naszej przyjaźni. -dodałem i zacząłem obserwować ulice obsypane śniegiem oraz udekorowane świątecznymi ozdobami budynki.

Leverkusen zimą było naprawdę urokliwe, zwłaszcza że zbliżały się święta.

-Martwisz się nie o tę przyjaźń co trzeba. Jeśli nic z tym nie zrobisz, twoja zazdrość o Lukasa, zamieni się w nienawiść. Wyznaj jej to co czujesz. Kto wie, może nasza Delilah też ma do ciebie słabość? -odezwał się, gdy miałem wysiadać z samochodu.

Spojrzałem na choinki udekorowane kolorowymi lampkami przed budynkiem, w którym mieszkałem i pokręciłem delikatnie głową.

-Jakoś dam radę. Zawsze jest możliwość, że uczucia się zmienią. Ja tylko postaram się zadbać o to, by nie stracić żadnego przyjaciela. -powiedziałem ze smutkiem i opuściłem czarne audi przyjaciela.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top