9.

       

Renjun w bardzo dobrym humorze pojawił się w szkole. Pierwszy raz zjawienie się w tym budynku wydawało mu się nienajgorszą opcją. Od samego ranka uśmiech nie schodził z jego twarzy. Mimo że, powinien odpocząć w domu chociaż ten jeden dzień więcej, nie był w stanie znieść myśli, że może przegapić okazję na spotkanie z Yukheiem.

Zatem gdy tylko zobaczył dobrze mu znaną, blond grzywę przy swojej szafce, bez zastanowienia pognał w owe miejsce. Z ogromnym uśmiechem doskoczył do blondyna, wymieniającego książki.

- Cześć, Yuki! – zaćwierkał Renjun.

Yukhei kiedy tylko usłyszał głos młodszego, zesztywniał z przerażenia. Jednak szybko sprowadził na swoją twarz maskę uśmiechu.

- Cześć, Junnie. Wybacz, ale strasznie się spieszę – powiedział na szybko, po czym uciekł w kierunku swojej klasy. Już wtedy poczuł ogromne wyrzuty sumienia, ale miał nadzieję, że brunet nie poczuje się urażony czy pominięty. Miał w planie wytłumaczyć mu to wszystko, jednak przez jakiś czas musiał sprawiać wrażenie odseparowanego od chłopaka, w końcu nie miał pojęcia, kiedy obok niego znów pojawi się Jungwoo  z aparatem.

Renjun z nietęgą minął patrzył jak Yukhei odchodzi w głąb szkoły. Miał wrażenie, że coś jest nie tak, ale nie chciał za bardzo dramatyzować. Może  chłopak rzeczywiście bardzo się spieszył?

Brunet udał się do swojej klasy. Ku jego zdziwieniu, choć została już zaledwie minuta do dzwonka, w ławce wciąż nie pojawił się Donghyuck. Renjun miał co do tego złe przeczucia, szatyn już w zeszłym tygodniu zachowywał się inaczej niż zwykle. To musiało się ze sobą wiązać.

Kiedy pierwsza lekcja dobiegła końca, Renjun od razu napisał do swojego przyjaciela. Starał się uspokoić, że to może być zwykłe przeziębienie, a Donghyuck leży w domu pod grubym kocem razem z ciepłym napojem.

Chwilę po wysłaniu wiadomości do klasy Renjuna wbiegła Yeri razem z Jaehyunem.

- Wiedziałem, że coś jest nie tak! – powiedział szatyn, zwracając się bardziej do szatynki, jakby chciał jej udowodnić swoją rację. Dziewczyna tymczasem skupiła swoją uwagę na Renjunie, który był zdecydowanie zdezorientowany tak nagłym pojawieniem się starszych przyjaciół w sali.

- Coś się stało? – zapytał, spoglądając raz na dziewczynę raz na chłopaka.

- Donghyuck... - zaczęła Yeri. – Dzisiaj rano napisał do mnie, czy mogłabym wziąć jego zmianę na ulotkach. Opowiedziałam, że jasne i od razu zapytałam dlaczego go nie będzie. Z początku próbował mnie zbyt, ale wiedziałam, że coś jest nie tak, więc drążyłam. A on odpisał mi to.

Yeri podała swój telefon Renjunowi. Chłopak przejął urządzenie, po czym przyciszonym głosem zaczął czytać treść wiadomości.

- „Jestem z mamą u dziadków, zostaniemy tu przez kilka dni. Moi rodzice ostatnio często się kłócili, mama w końcu tego nie wytrzymała i zawiozła nas do dziadków. Ale nie musicie się martwić, wszystko będzie dobrze, muszą po prostu przemyśleć parę spraw. Niedługo wrócę, trzymajcie się, kocham was". – Renjun oddał telefon przyjaciółce, po czym smutnym głosem powiedział: - Powinien był powiedzieć nam wcześniej, a nie dusić to wszystko w sobie.

- Zawaliłem – westchnął Jaehyun. – Spędzałem z nim najwięcej czasu, a zupełnie zignorowałem jego problem.

- Ja też nie jestem bez winy – dodała dziewczyna, odruchowo przeczesując włosy. – Mogłam poświęcić mu więcej czasu.

- Hej, nie obwiniajcie się tak – powiedział najmłodszy. – Po prostu jak już wróci to go wesprzyjmy, dobrze?

- To będzie najlepsza opcja – przyznał Jaehyun. – Obiecajmy sobie, że jeśli będzie nas coś trapić, to powiemy o tym głośno, zgoda? Przepraszam, ale nie jestem szczególnie domyślny.

Yeri wywróciła oczami na dodatkową wzmiankę szatyna, jednak przyznała mu rację. Od Donghyucka dostała jeszcze drugą wiadomość, jednak tę pokazała tylko Jaehyunowi. Młodszy szatyn pisał tam, że starsi nie powinni przejmować się nim, bo u niego na pewno się ułoży, za to powinni skupić się na Renjunie.

Para spojrzała na Renjuna. Chłopak nie miał wyjścia, musiał obiecać im szczerość. Choć paru sprawom na pewno nie pozwoliłby wypłynąć na światło dzienne, to postanowił zaufać przyjaciołom.

- A gdzie jest Yukhei? – zapytała Yeri.

- Nie mam pojęcia, nie było go w jego klasie, kiedy tam zaglądałem – odpowiedział Jaehyun, wyraźnie zdziwiony nieobecnością przyjaciela.

Kiedy zadzwonił dzwonek Yeri i Jaehyun opuścili klasę Renjuna. Chłopcu lekcja bez przyjaciela naprawdę zaczęła się dłużyć. Z szatynem mógł przynajmniej co jakiś czas wymienić zdanie, pośmiać się, a nawet pograć w statki, kiedy nauczycielka zajmowała się czymś zupełnie innym. Choć minęło zaledwie kilka godzin odczuwał wyraźny brak chłopaka z którym się zaprzyjaźnił. Bardzo szybko i mocno przywiązywał się do osób.

Po skończonej lekcji koreańskiego Renjun postanowił wyjść z klasy i poszukać Yukheia. Chciał powiedzieć mu o sytuacji z Donghyuckiem oraz po prostu spędzić z nim czas. W klasie bez szatyna było mu naprawdę nudno.

Na parterze, przy oknie zauważył sylwetkę Yukheia. Jednak chłopak nie był sam, a co bardziej go zdziwiło, drugą osobą był Jungwoo. Renjun z ogromnym zdziwieniem wpatrywał się w rozmawiającą parę. Z tego co pamiętał Renjun, Yukhei nigdy nie przepadał za Jungwoo, a teraz rozmawiał z nim, jakby byli co najmniej znajomymi. Renjunowi wydało się to naprawdę podejrzane, a także raniące. Blondyn wiedział, że Jungwoo był jedną z osób, które dręczyły Renjuna.

W pewnym momencie ktoś wpadł na bruneta, upuszczając przy tym książkę.

- O rety, przepraszam, Renjun – powiedział Taehyung, a Renjun szybko podał książkę starszemu, nie spuszczając wzroku z pary przy oknie. – Yukhei i Jungwoo? Wiedziałem, że swój do swego ciągnie.

- Co? – zapytał Renjun, nie rozumiejąc dlaczego Taehyung mierzy obu tak samo.

- Nic, po prostu nie przejmuj się, Yukheiem – odpowiedział, po czym poklepał młodszego po ramieniu i odszedł.

Renjun nie do końca wiedział co miała znaczyć „rada" Taehyunga. Kiedy chciał już ruszyć w kierunku dwóch nastolatków, Yukhei nagle spojrzał w stronę młodszego. Było to na tyle przelotne, że Renjun nie był w stanie powiedzieć, czy blondyn na pewno go dostrzegł. Jednak zaraz po tym kiwnął głową na Jungwoo i odeszli z wcześniejszego miejsca.

Brunet zmarszczył brwi, coraz mniej zaczynało mu się podobać zachowanie przyjaciela.

***

Wtorek wcale nie zapowiadał się lepiej. Donghyucka wciąż nie było w szkole w dodatku Yukhei nie przestał unikać Renjuna. To naprawdę bolało młodszego chłopaka, czuł się tak okropnie pominięty, wykorzystany. Naprawdę trudno było mu uwierzyć w to, że uczucie w oczach blondyna nie było niczym istotnym.

Głowa pulsowała mu coraz mocniej z każdą minutą. Czuł, że za moment tego nie wytrzyma. Kiedy na przerwie zaszył się w toalecie wziął ze trzy tabletki przeciwbólowe i jeszcze dwie na uspokojenie. Miał nadzieję, że to uśmierzy jego ból, uspokoi go. W tym samym momencie uświadomił sobie jak bardzo potrzebuje przy sobie Donghyucka. W rzeczy samej, brunet po długim namyśle wytypował szatyna na osobę, której w zupełności może zaufać w tamtym momencie. Choć chciał opowiedzieć mu sytuację, z jaką spotkał się w poniedziałek, to nie mógł tego zrobić, ponieważ Donghyucka nie było w pobliżu i dodatkowo miał własne problemy. Renjun nie miał prawa by dokładać mu swoich.

Pozostawała jeszcze kwestia Yeri i Jaehyuna. Renjun nie mógł powiedzieć, że im nie ufa, ponieważ dziewczyna zawsze była dla niego dobra, Jaehyun też nie chciał dla niego źle. Yeri dbała o niego, na tyle ile mogła, starała się rozweselić, kiedy coś było nie tak. A bywało bardzo często. Jednak choć czuł, że naprawdę powinien jej się zwierzyć, nie mógł się przemóc. Coś go powstrzymywało. Wydawało mu się, że Yeri, Jaehyun, Donghyuck i Yukhei są ze sobą blisko. Renjun w pewnym momencie poczuł się jak niepasujący element układanki.

Ale przecież zawsze nim był. Przez tyle czasu w to wierzył, potem zapomniał, ale teraz znów to do niego wróciło. Powoli tracił siły, chęci na cokolwiek, na wszystko. To go zdecydowanie przerastało. Dopiero co zyskał przyjaciół, a już czuł, że ich traci.

Chciał poczuć wsparcie, chciał poczuć rodzicielskie ciepło, którego zawsze miał tak mało. Jednak i w tym wypadku jego rodzice zawiedli, wybierając kariery i pieniądze. Miał gdzieś usprawiedliwianie się, że przecież pieniądze są dla niego na teraz, na przyszłość. On potrzebował mamy i taty – rodziców, którzy go wysłuchają, doradzą a na koniec przytulą i powiedzą, że będzie dobrze. Gdyby usłyszał te szczerze wypowiedziane słowa z ust własnej matki, uwierzyłby w nie. A tymczasem miał jedynie krótkie rozmowy telefoniczne, w których trudno było poruszyć ważne tematy. Zdecydowanie prościej było powiedzieć, że wszystko jest dobrze. Czuł, że jego rodzice właśnie to chcą usłyszeć, nie to, że bardzo chce zmienić szkołę, że potrzebuje ich, bo jest samotny. Dla nich łatwiej było żyć z myślą, że ich siedemnastoletni syn sam sobie świetnie radzi, w końcu ma przy sobie panią Ming. I choć rzeczywiście kobieta była swego rodzaju wsparciem dla chłopaka, to nie było to czego tak bardzo potrzebował.

Załamywał się, nie chciał tego pokazać, ale to było nieuniknione. Wiedział, że nadejdzie moment w którym nie wytrzyma. Udało mu się odciągnąć w czasie pewne rzeczy, pewne myśli, ale przeznaczenia nie da się zmienić. A Renjun swoje znał aż za dobrze.

Wtorek w szkole spędził razem z Yeri, która co drugą przerwę zaglądała do jego klasy. Nie chciał, by tak często rezygnowała z możliwości spędzenia czasu z Alimuradem, którego już chyba oficjalnie mógł nazwać jej chłopakiem. Jednak dziewczyna uparcie twierdziła, że Moora może poczekać, przyjaciele są równie ważni. Te słowa pozwoliły choć na chwilę zbudować sztuczną otoczkę w głowie Renjuna.

Kiedy na jednej z przerw siedzieli pod klasą, dołączył do nich Jaehyun. Szatyn bardzo się zdziwił, kiedy dziewczyna powiedziała mu o tym, że Yukhei ani razu do nich nie przyszedł. Jaehyunowi wydało się to podejrzane.

- Jak go znajdę, to z nim pogadam. Coś tu jest nie tak – powiedział szatyn, wyraźnie zdenerwowany tym w co pogrywa jego najlepszy przyjaciel. Dobrze znał Yukheia, wiedział, że nie w jego stylu jest bawienie się ludzkimi uczuciami. Był przecież typem osoby, która chciała wszystkich ochronić.

Na przedostatniej przerwie Renjun ponowił próbę kontaktu z Yukheiem. Kiedy wypatrzył go na korytarzu od razu zaczął do niego biec.

- Yukhei! – krzyknął, łapiąc go za ramię, jednak chłopak szybko wyrwał się z uścisku młodszego. Renjun widział, jak ze zdenerwowaniem rozgląda się po korytarzu szkolnym. Potem spojrzał na bruneta przepraszającym wzrokiem. Pociągną go w stronę kąta, w którym choć trochę mogli się ukryć przed niechcianymi spojrzeniami.

- Renjun, posłuchaj. Wszystko ci wytłumaczę trochę później, ale na razie nie zbliżajmy się do siebie. Przynajmniej w szkole, okej? Zaufaj mi, dobrze? – powiedział naprędce, spoglądając głęboko w oczy młodszego.

Renjun przygryzł wargę, nie miał pojęcia co próbuje ugrać Yukhei, ale nie podobało mu się to. Miał mu zaufać, ale czy potrafił?

- Yuki... Co się dzieje? – zapytał, płaczliwym tonem. Tak bardzo brakowało mu jego obecności. Nawet jeśli Yukhei przez cały czas grał, okłamywał go, to bardzo nie chciał tego kończyć. Chciał, żeby ta iluzja trwała jak najdłużej.

- Daj mi kilka dni, dobrze? Renjunnie, bardzo cię proszę... Tylko nie płacz, skarbie – powiedział. Kiedy brunet niepewnie pokiwał głową, blondyn na szybko rozejrzał się po korytarzu, a kiedy był pewien, że nikt ich nie widzi, przycisnął swoje wargi go tych Renjuna. Pocałunek nie był długi, ale jakby zwrócił Renjunowi odrobinę nadziei.

Po tym Yukhei odszedł pospiesznie, znikając za zakrętem.

Renjun zrobił kilka kroków do przodu, wciąż otumaniony słowami starszego. O co w tym wszystkim chodziło?

Nagle został złapany za ramię. Ktoś zaczął ciągnąć go na zewnątrz.

- Ałć, Jaemin! Powiedz, gdzie mam iść a sam pójdę! – mówił brunet. Różowowłosy słysząc jego piski przestał ciągnąć go tak brutalnie, a uchwyt przeniósł z ramienia na nadgarstek. Puścił go dopiero, kiedy znaleźli się za budynkiem szkoły. Jaemin upewnił się jeszcze, że w pobliży nie ma żadnych potencjalnych gapiów, ani słuchaczy.

Jaemin zbliżył się do bruneta, tak, że Renjun plecami dotykał już ściany budynku.

- Słuchaj, chciałem ci tylko powiedzieć coś ważnego – powiedział, a jego głos wskazywał na naprawdę przejętego tym co mówi. Renjun zmarszczył brwi, rozmasowując bolący nadgarstek. Nie wiedział, czego jeszcze może spodziewać się po Na. – Wiem przez kogo trafiłeś do szpitala.

- Co? Skąd ty to wiesz? – prychnął Renjun, nie do końca przekonany.

- Mam mnóstwo znajomości. Chcesz wiedzieć kto podał ci dragi, prawda?

- Rety, jasne, że chcę. Ale jak niby mam ci uwierzyć, po tym co mi zrobiłeś?

- Bo tak naprawdę nigdy cię nie okłamałem – odpowiedział, patrząc prosto w oczy Renjuna. Choć takie słowa z ust Jaemina brzmiały wręcz absurdalnie, to Renjun czuł, że tym razem chłopak może nie kłamać. Nie chciał się do tego przyznać, ale naprawdę powoli zaczynał przekonywać się do Jaemina. Wiedział już, że on nie jest najgorszy. Kiedy Jaemin wyczuł, że Renjun jest gotowy, by usłyszeć to co od dłuższego czasu go tak trapiło, powiedział: - To Jaehyun. Jung Jaehyun podał ci to gówno. A Yukhei od początku wiedział, że to właśnie on, ale przecież nie mógł wydać swojego najlepszego przyjaciela.

- Co ty pieprzysz, Na?! Oni by mi tego nie zrobili! – krzyknął Renjun, odpychając od siebie różowowłosego.

- Potrzebowali osoby na której mogliby przetestować nowy towar. – Ton Jaemina wciąż był spokojny. - Jaehyun zaprosił cię na imprezę, a potem Wong znalazł cię nieprzytomnego. I to właśnie Jaehyun i Yukhei z całej tej ekipy zaczęli się o ciebie „martwić". Czy to nie brzmi podejrzanie?

- Czekaj, czy ty... Ty chcesz powiedzieć, że oni przez ten cały czas mogli być przy mnie tylko po to, żeby mnie pilnować? Żebym sobie nie przypomniał?

- Oni chcieli zyskać twoje zaufanie. Nie podejrzewałbyś ich, a nawet jeśli to i tak nic z tym byś nie zrobił, jestem tego pewien – odparł Jaemin. Powoli zbliżył się do niższego nastolatka i delikatnie położył dłoń na jego ramieniu, przesuwając nią powoli w górę i w dół. Brunet uniósł przeszklone oczy, a ich spojrzenia się skrzyżowały. Chłopak nie wiedział już komu powinien zaufać. Wszyscy przestali być wiarygodni. – Renjun...

- Jaemin? Co wy tu robicie? – Na głos Yuty, przeskakującego ogrodzenie z papierosem w ustach, Jaemin momentalnie odskoczył od bruneta.

- My... Nie, nic – powiedział niepewnie, w napięciu wpatrując się w starszego przyjaciela.

Yuta stanął kilka kroków przed parą, przyglądając się im badawczo. Wyrzuciwszy papierosa, swój wzrok zawiesił nieco dłużej na Renjunie, jednak po chwili przeniósł go na Jaemina.

- Nieistotne. Ale nie ładuj się w żadne kłopoty. Przynajmniej na razie – powiedział, skinieniem głowy wskazując, by chłopak wrócił z nim do szkoły.

Jaemin ostatni raz spojrzał w oczy Renjunowi. Po tym brunet został już zupełnie sam z natłokiem myśli w głowie. Nie chciał wierzyć w ani jedno słowo Jaemina, było to zdecydowanie zbyt bolesne. Ale z drugiej strony wszystko co powiedział chłopak, układało się w jasną i przejrzystą całość. Wszystko naprawdę miało sens. To jak Jaehyun i Yukhei zachowywali się w stosunku do niego, to nie była przyjaźń, oni po prostu bali się, że zostaną wydani, jeśli odzyska pamięć.

Mimo tych wszystkich słów, koniecznie musiała zadać Yukheiowi jedno pytanie. Nieważne, czy chłopak znów będzie próbował go zbyć, musiał usłyszeć to z jego ust.

Po skończonych lekcjach Renjun chciał jak najszybciej znaleźć się w domu. Nie miał ochoty na rozmowy z kimkolwiek. Chciał w spokoju przemyśleć wszystko czego się dowiedział, to było dla niego zbyt wiele.

Jednak nim wyszedł z budynku szkoły, złapała go Yeri.

- Hej, Renjun! – krzyknęła, zatrzymując go przy szafkach. – Wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej...

- Jest dobrze, po prostu trochę słabo się czuję – wytłumaczył brunet z delikatnym uśmiechem. Nie chciał mówić jej o swoich wątpliwościach, przynajmniej nie teraz.

- Na pewno tylko tyle?

- Tak, noona.

- Powiesz mi, jeśli coś się stanie? – dopytywała.

- Tak, przecież obiecałem – odpowiedział. Jednak teraz nie był do tego przekonany. – Wybacz, muszę już lecieć. Do jura!

- Do jutra, RenRen...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top