7.
W piątek w szkole Renjun miał wrażenie, że Donghyuck jest przygaszony. Nie uśmiechał się, praktycznie nie odzywał. Lecz kiedy brunet spytał go, co jest powodem jego domniemanego smutku, szatyn odpowiedział, że to nic takiego, po prostu trochę gorzej się czuje. Renjun niechętnie, ale zaakceptował takie wytłumaczenie. Sam doskonale wiedział jak to jest, kiedy ktoś wypytuje cię o sprawy o których nie chcesz mówić. Dlatego nie drążył, miał nadzieję, że kiedy Donghyuck będzie gotowy to sam mu powie.
Cały tydzień dla Renjuna nie był łatwy. Na korytarzu na powrót zaczął spotykać się z docinkami i żartami w jego kierunki. Domyślał się, że to znów Johnny i jego ekipa są za to odpowiedzialni. Skoro nie mógł zaatakować go własnoręcznie, przez wiszący nad nim donos, postanowił uderzyć z każdej możliwej strony. To niesamowicie dekoncentrowało i smuciło bruneta. Nie umiał sobie z tym radzić.
Z jednej strony chciał z kimś porozmawiać, ale z drugiej nie chciał nikogo męczyć swoimi problemami. Yeri była teraz szczęśliwa z Alimuradem, a on nie chciał tego psuć. Donghyuck i Jaehyun też ostatnio nie wyglądali najlepiej. Donghyucka definitywnie coś gryzło, a Jaehyun wydawał się być zazdrosny o dziewczynę, a także zmartwiony zachowaniem młodszego szatyna. Zostawał jeszcze Yukhei, ale Renjun po prostu nie chciał władowywać na niego kolejnych wątpliwości. Sądził, że Yukhei wystarczająco dużo robi zwyczajnie będąc obok niego, nie miał prawa oczekiwać od niego zbyt wiele. Czas spędzony z blondynem był dla niego na miarę złota. Nie chciał zaprzątać go jakimiś błahostkami. Choć Yukhei ciągle powtarzał mu, że powinien mu zaufać i opowiedzieć absolutnie wszystko co zaprząta jego głowę, Renjun nie mógł przemóc się by to zrobić. Za bardzo go kochał, żeby wplątywać go w tę ciemną historię.
Donghyuck i Renjun razem skierowali się do szatni na wf. Po drodze jeden z uczniów z równoległej klasy podstawił nóżkę brunetowi, uważając to za niezwykle zabawne. Renjun zachwiał się i gdyby nie szybka reakcja Donghyucka, wyłożyłby się na korytarzu jak długi.
- Dzięki, gdyby nie ty ośmieszyłbym się jeszcze bardziej – mruknął brunet, a szatyn upewniwszy się, że przyjaciel stoi o własnych siłach, puścił go.
Renjun nie przepadał za lekcjami wychowania fizycznego. Nie dlatego, że był słabym sportowcem. Co prawda najsprawniejszy nie był, ale od ogólnego poziomu szkolnego na pewno nie odstawał. Bardzo nie lubił tego, że podczas tejże lekcji ich męska część klasy jest łączona najczęściej z klasą Jaemina. Sam różowowłosy nie byłby aż taką przeszkodą, gdyby nie fakt, że nakręcany przez resztę klasy zawsze zachowywał się okropnie.
Tak też było tym razem. Przed meczem siatkówki chłopcy zostali podzieleni na drużyny. Renjun i Jaemin jak zwykle byli swoimi rywalami. Kiedy Jaemin doszedł do serwu, starał się celować w Renjuna. Jednak nie robił tego zbyt mocno, tak, że brunet bez problemu przyjmował jego piłki.
Czy on oszalał? Przecież specjalnie serwuje je do mnie lekko.
To rozkojarzyło Renjuna. Był na tyle zamyślony, ze kiedy następna piłka poleciała nieco bardziej w prawo, od razu do niej ruszył. Niestety, nie zorientował się, że Jisung daje mu sygnał, że ją odbierze, przez co chłopcy podczas wyskoku mocno się ze sobą zderzyli. Jisungowi udało się w miarę bezpiecznie wylądować, jednak Renjun poleciał na podłogę, lądując na prawym kolanie. Poczuł dość duży ból, nie był w stanie wyprostować nogi.
- Ren, nic ci nie jest? – zapytał Donghyuck, natychmiast podbiegając do leżącego przyjaciela.
- T-trochę boli – powiedział z grymasem trzymając się za prawe kolano. Z pomocą dłoni Donghyucka udało mu się podnieść do siadu. Rozejrzał się po sali. Chłopcy z jego drużyny przyglądali mu się ze współczuciem, nawet przeciwnicy nie śmieli żartować w tamtej chwili. Jaemin stał za siatką, trzymając na niej ręce. W jego oczach kreowało się zmartwienie, widać było, że walczy ze sobą czy podejść czy też lepiej nie.
Obok cierpiącego chłopaka pojawił się wuefista.
- Prawdopodobnie jest zbite – stwierdził, przyglądając się lekko opuchniętemu kolanu Renjuna. – Weźcie go do pielęgniarki – nakazał stojącym najbliżej Donghyuckowi i Jisungowi.
Chłopcy pomogli wstać Renjunowi i służąc mu za podpory we trójkę podreptali do wyjścia. Po opuszczeniu sali, Jisung stwierdził, że szybciej i wygodniej będzie, jeśli po prostu weźmie starszego na ręce. Nim ten zdążył zaprotestować, blondyn już niósł go w stylu panny młodej.
- Tak cię przepraszam, hyung – mruknął Jisung, czując się okropnie winny zaistniałej sytuacji.
- Przestań, to ja się zamyśliłem i nie zauważyłem, że piłka jest twoja – powiedział brunet.
Chłopcy dotarli do gabinetu pielęgniarki. Szatyn powiedział Jisungowi, że może już wracać na lekcje. Młodszy ostatni raz spojrzał na Renjuna, a gdy upewnił się, że ten nie jest na niego zły, wrócił na salę gimnastyczną.
- Zaraz będzie dzwonek – powiedział Donghyuck, kiedy pielęgniarka smarowała maścią obolałe kolano chłopca. – Przyprowadzę Yukheia, weźmiecie taksówkę i pojedziecie do domu.
- Przestań, sam sobie poradzę. Nie będę go fatygował – prychnął brunet.
- Wiesz, że nie. RenRen, sam bym cię zabrał, ale wiesz, że mam dzisiaj ulotki z Markiem.
- Donghyuck, poradzę sobie.
- Nie. – Nagle na korytarzy rozbrzmiał dzwonek. – Idę po Yukheia.
- Kolano nie wygląda tak źle. Na pewno jest zbite, ale myślę, że po dwóch, trzech dniach powinno wrócić do normy – powiedziała kobieta, zapisując coś w jakieś karcie. – Gdyby było naprawdę źle, wtedy jedź do szpitala. Teraz koniecznie musisz wrócić do domu i oszczędzać nogę. Dobrze słyszałam, że masz z kim wrócić?
Jak na potwierdzenie słów do gabinetu pielęgniarki wpadł przejęty Yukhei.
- Renjunnie, wszystko dobrze? Nic poważnego sobie nie zrobiłeś? – pytał spanikowany, widząc opuchnięte kolano młodszego.
- Nie, ale muszę wrócić do domu.
- Wiem, zaraz zadzwonię po taksówkę.
Kobieta zadała jeszcze kilka pytań obu chłopcom. Renjun wytłumaczył jej, że rodzice nie mogą po niego przyjechać, a blondyn dopowiedział, że na pewno nie puści młodszego samopas. Pielęgniarka w ramach wyjątku przyjęła owe wytłumaczenie i obiecała wyjaśnić sytuację wychowawczyniom obu chłopców, tak by potem nie mieli problemu z posądzeniem o wagary.
Para opuściła gabinet kilka minut po dzwonku na lekcje. Na korytarzach było pusto, toteż nie musieli się spieszyć, Yukhei powoli prowadził Renjuna, podtrzymując go. Gdy doszli do schodków, brunet oparty o poręcz stwierdził, że poradzi sobie sam. Yukhei szybko przeskoczył trzy schodki, asekurując młodszego. I już po pierwszym ze schodków, kolano Renjuna odmówiło posłuszeństw, przez co wpadł wprost w ramiona starszego.
- „Poradzę sobie" – prychnął Yukhei, przedrzeźniając Renjuna. Delikatnie odsunął od siebie chłopaka, dzięki czemu ich twarze były na praktycznie równej wysokości, oddzielonej od siebie kilka centymetrów. Ich oddechy mieszały się.
- C-chodźmy już – mruknął speszony Renjun, łapiąc za nadgarstek starszego kolegę.
Blondyn szybko się opamiętał i pochwycił młodszego, tak by łatwiej mu było iść. Chłopcy nie byli świadomi, ze dość intymna sytuacja została zaobserwowana przez osobę trzecią, która tylko czekała na taki moment, by móc to wykorzystać przeciwko nim. W jej głowie szybko pojawił się gotowy plan. Ale do jego realizacji potrzebny był ktoś jeszcze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top