6.

Renjun spędził w domu jeszcze wtorek, a w czwartek wróciła także Yeri. Dziewczyna zdecydowanie czuła się już lepiej, oprócz lekkiego kataru nie dolegało jej nic więcej.
Kiedy Donghyuck razem z Renjunem siedzieli w bibliotece, odrabiając razem zadania z koreańskiego, do pomieszczenia wpadła Yeri. Szatynka pociągnęła nosem, po czym usiadła na krześle naprzeciw Donghyucka, chwytając go za dłoń.
- Nie zgadniesz co się stało, Donghyuck! – zaczęła, skupiając swoją uwagę na szatynie. Brunet w tym czasie kontynuował pisanie, jednym uchem słuchając rozmowy. – Alimurad zapytał mnie dzisiaj czy czuję się lepiej i zaproponował mi spacer po szkole!
- O rety, tak po prostu do ciebie zagadał?! – podekscytował się Donghyuck.
- Co tu się dzieje? – zapytał Jaehyun, siadając na krześle obok Yeri. Za nim przyszedł Yukhei, który zajął miejsce z boku stolika. – Co to za randki za moimi plecami?
- Alimurad... Czy to nie jest chłopak z Kazachstanu, co doszedł do nas w tym roku? – zamyślił się Yukhei.
- Dokładnie ten – przytaknęła dziewczyna z uśmiechem. Yukhei również uśmiechnął się, jakby dumny z siebie, że jest tak dobrze rozeznany w rzeczach związanych ze szkołą.
- On w ogóle mówi po koreańsku? – prychnął Jaehyun, odchylając się na krześle. Widać było, że próbuje zgrywać obojętnego, ale w pewien sposób nie spodobała mu się ta informacja.
- Tak, ale ma uroczy rosyjski akcent – zachichotała dziewczyna. – Opowiem ci wieczorem jak było, zgoda Hyuckkie?
- Jasne!
- Hej, też jestem ciekaw! – powiedział Renjun, w końcu odrywając się od swojego zeszytu.
- Czekaj, ale dzisiaj miałaś mi pomóc z prezentacją na artystyczne! – rzucił bardzo niezadowolony Jaehyun.
- Wybacz, to w imię wyższego dobra. Mojego dobra – odpowiedziała Yeri, wzruszając ramionami.
Jaehyun zmarszczył brwi. Spojrzał na Yukheia, który uniósł ręce do góry. Chłopak nie był dobry w sprawach komputerowych, a tym bardziej nie uśmiechało mu się pomagać przyjacielowi w części teoretycznej. Renjun powróciwszy do notatek, odrzekł jedynie, że ma dzisiaj ulotki. Wzrok starszego szatyna spoczął na najmłodszym z towarzystwa, uśmiechając się chytrze. Donghyuck nerwowo przełknął ślinę, czuł, że nie ma jak się wybronić. Przeklął w myślach, że nie musiał iść dzisiaj do pracy. Pod wpływem palącego spojrzenia starszego chłopaka, z westchnieniem zgodził się w udzieleniu mu pomocy.
- Że też wykorzystujesz młodszego kolegę do takich rzeczy – mruknął Donghyuck.
- No ja nie wiem kto tutaj jest młodszy umysłowo - prychnęła Yeri, a kiedy Jaehyun spojrzał na nią niby urażony, dziewczyna bez ceregieli wystawiła mu język.
- Czasem ja czuję się tutaj najstarzej – westchnął Renjun, zamykając zeszyt.
- Witaj w klubie – dodał Yukhei, przybijając piątkę z młodszym chłopakiem.
***
Renjun skierował się w stronę swojej szafki po potrzebne książki. Do końca dnia zostały mu już tylko dwie lekcje, dlatego ów myśl dodawała mu nieco sił. Po odbytej chorobie wciąż nie czuł się do końca dobrze, ale nie chciał omijać więcej dni w szkole z powodu jakiegoś błahego bólu głowy czy też mdłości.
Po zabraniu potrzebnych rzeczy, brunet odwrócił się by móc odejść. Jego wzrok niemal od razu spotkał wzrok Jaemina, który stał kilka metrów od niego. Różowowłosy uśmiechnął się zadziornie. W głowie Renjuna od razu zapaliła się czerwona lampka, chciał jak najszybciej znaleźć się w klasie blisko Donghyucka. Od razu porwał w bok. Jaemin zdziwiony tak nagłą reakcją chłopaka, przez chwilę stał bez ruchu, ale śmiejąc się szybko pognał za chłopakiem.
- Nie wiedziałem, że potrafisz tak szybko zasuwać – zaśmiał się, dorównując kroku rówieśnikowi.
- Zostaw mnie, Na – warknął Renjun, czując nagły przypływ odwagi. W końcu Jaemin był sam, bez Yuty i Johnny'ego nie wiele mógł mu zrobić, jedynie obrażać i ponaśmiewać się. Choć Jaemin miał naprawdę okropny charakter nigdy nie bił, a przynajmniej nigdy nie uderzył Renjuna.
- Spokojnie, nie chcę się kłócić – powiedział, zatrzymując młodszego. Renjun gniewnie popatrzył na dłoń wyższego oplatającą jego nadgarstek. Jaemin wyczuł jego wzrok i natychmiast ją puścił. – Chciałem tylko-
- Jaemin! – chłopcy usłyszeli krzyk. Jak na komendę zwrócili swojego głowy ku źródła dźwięku jakim był Johnny. – Yuta cię szukał. Co tam karaluchu, ostatnio jakoś nas unikałeś – zwrócił się do Renjuna, któremu ciarki przeszły po plecach. Obecność starszego chłopaka nigdy nie wróżyła nic dobrego, był pewny, że zaraz znów zostanie oskubany z gotówki jaką posiadał. Choć cieszyłby się, gdyby tylko na pieniądzach się skończyło.
- Właśnie to z nim załatwiłem – powiedział Jaemin, uśmiechając się do Johnny'ego chyba najbardziej uroczo jak tylko potrafił. – Prawda, Injunnie? Chyba, że mnie okłamałeś i coś jeszcze ukrywasz... Ale nie wydaje mi się – dokończył, leciutko dźgając palcem ramię bruneta.
- Skoro już skończyłeś to chodź, zanim jakiś nauczyciel się dowali – rzucił najstarszy, ruchem głowy wskazując młodszemu, żeby podążył za nim.
Jaemin skinął głową, po czym na szybko spojrzał w oczy Renjuna. Zagryzł wargę, i ledwo zauważalnie puścił do niego oczko, następnie uderzył w jego książkę, która głośno uderzyła o ziemię. Różowowłosy szybko ruszył za Johnnym, zostawiając za sobą zdezorientowanego Chińczyka.
Z jednej strony Renjun powinien znowu poczuć się urażony, powinien być smutny, jak zawsze po konfrontacji ze szkolnymi chuliganami. I choć Jaemin zrzucił jego książkę, to tak naprawę uratował go przed Johnnym...
Po skończonych lekcjach Renjun miał ochotę wrócić do domu, jednak zobowiązał się do przyjścia do pracy. Nie mógł tego odwołać, musiał po prostu iść i jak najszybciej rozdać wszystkie ulotki. Na szczęście pogoda była ku temu sprzyjająca, świeciło słońce, na dworze praktycznie nie było wiatru.
Yukhei postanowił odprowadzić młodszego chłopca do pracy. Renjun z początku odmawiał, nie chciał trudzić starszego. Jednak Yukhei argumentował to tym, że po prostu chce spędzić z nim czas, wówczas Renjun nic już nie mówił.
Chłopcy postanowili pójść drogą przez park. Słońce wpadającego przez korony wysokich drzew dawało złotą poświatę zieleni miejsca. Brunet z uśmiechem przyjmował słoneczne promienie. W pewnym momencie młodszy spostrzegł wiewiórkę. Zafascynowany tym, że stworzenie nie uśmiecha, powoli do niej podszedł, przyglądając się z zaciekawieniem.
- O rety, ja nic dla ciebie nie mam – powiedział smutnym tonem Renjun, kucając przed wiewiórką, która wychylała w jego stronę swój dzióbek.
- Może się nie obrazi – powiedział pocieszająco blondyn. – Chodź Renjunnie, masz już niewiele czasu.
- Racja – rzekł młodszy, podnosząc się z przysiadu. – Do zobaczenia, mała!
Kiedy brunet ponownie pojawił się u boku starszego, Yukhei, jak to miał w zwyczaju, przerzucił swoje ramię przez barki Renjuna. Renjun nigdy nie protestował, uwielbiał czuć bliskość Yukheia. Zdawał sobie sprawę, że dla blondyna nie znaczy to prawdopodobnie nic, jednak to w pewien sposób dodawało sił brunetowi. Nigdy wcześniej nie mówił co czuje, teraz też nie zamierzał tego zmieniać. Ale w głowie zaczęły mu się coraz częściej pojawiać barwne scenariusze. Powoli zaczynał dostrzegać inne kolory oprócz szarości.
Lecz bał się, że wciąż jest za słaby. Tak naprawdę ciągle wystarczyło niewiele by Renjun znów się załamał, a natłok czarnych myśli przepełnił jego umysł.
***
Renjun uważał piątek za naprawdę dobry dzień. Zostali zwolnieni z pierwszej lekcji z powodu choroby ich nauczyciela geografii, przez co razem z Donghyuckiem zaczęli dzień godzinę później. Dodatkowo po lekcjach całą piątką umówili się na wspólne wyjście do kina, co zapowiadało się naprawdę świetnie. Renjun nieczęsto chodził do kina, a w zasadzie to praktycznie nigdy.
Aktualnie znajdował się w toalecie, myjąc swoje dłonie. Spojrzawszy w lustro uśmiechnął się delikatnie. Miła była myśl, że piątkowego wieczoru nie spędzi samotnie nad książkami.
Jednak brunet za wcześnie zaczął się cieszyć. Nagle drzwi toalety otworzyły się z rozmachem, a do pomieszczenia wpadł wściekły Johnny. Za nim wbiegli Yuta, Jungwoo, a na końcu Jaemin.
- Tu jesteś, pierdolona podróbko! – krzyknął najstarszy, z czystą agresją wypisaną na twarzy. Renjun zdezorientowany a zarazem bardzo przestraszony popatrzył na każdego z osobna. Jungwoo jak zwykle trzymał telefon, nagrywając wszystko. – Myślałeś, że ujdzie ci to płazem? Że się nie dowiem, że to ty złożyłeś na mnie donos do dyrektora, mały śmieciu?! Skoro wtedy było ci źle, to pomyśl jakie piekło dostaniesz teraz! – krzyczał.
- C-co? Przecież nic nie zrobiłem! – Renjun próbował się bronić. – Co tu się dzieje?
Johnny był na skraju wybuchu. Przywarł Renjuna do ściany, a kiedy młodszy próbował się wyswobodzić, wyższy chłopak zirytował się do granic możliwości. Uderzył bruneta w twarz, że ten upadł na podłogę, a jego okulary poleciały na przód.
- Co ty wyprawiasz?! Nie w twarz! – krzyknął zdenerwowany Yuta, kiedy ujrzał krew sączącą się z nosa Renjuna – Jungwoo, usuń nagranie – zwrócił się do chłopaka z kamerą. Ten skinął głową, chowając urządzenie do kieszeni. Yuta odciągając szatyna, gestem głowy dał znać pozostałym, żeby wyszli.
W pomieszczeniu zostali Renjun i Jaemin. Różowowłosy patrzył na cierpiącego Chińczyka, nie mógł w żaden sposób mu pomóc, choć tak bardzo tego chciał. Brunet popatrzył na niego załzawionymi oczami, a pod Jaeminem ugięły się kolana. Musiał wyjść. Zrobił krok w tył i wtedy usłyszał trzask.
- Nie... - jęknął Renjun, doskonale wiedząc co było powodem owego dźwięku.
Jaemin zrobił krok w bok. Schylił się, żeby zobaczyć czy okulary Renjuna da się jakoś uratować. Jednak oprawki były pęknięte, a jedno ze szkieł złamało się na pół.
- J-ja... - szepnął Jaemin, patrząc raz na bruneta, raz na okulary. Nie dokończył zdania, zostawił zniszczone oprawki, uciekając z pomieszczenia.
Gdy Renjun został sam zaczął głośno płakać. Łzy ciekły po jego policzkach, mieszając się z krwią cieknącą z nosa. Był wściekły, że błędne koło znów poszło w ruch. Nie miał pojęcia dlaczego właśnie na nim postanowił wyżyć się Johnny, nie składał na niego żadnej skargi, chciał w spokoju przeżyć szkołę. Był niewinny, a doskonale wiedział, że oberwie się właśnie jemu. Starał się jak najbardziej schodzić z drogi, nie wychylać, ale widział, że nawet to nie ma sensu.
Jedną z opcji była zmiana szkoły, lecz to nie było takie łatwe. Potrzebował do tego zgody rodziców, których przez większość czasu i tak nie było w domu. W dodatku raczej by im się ten pomysł nie spodobał, uważaliby to za zbędny kłopot.
A nikt nie mógł zagwarantować Renjunowi, że w innej szkole uczniowie będą milsi i tolerancyjni. W końcu był tylko jakąś chińską podróbką, czy w ogóle należał mu się jakiś szacunek?
Z taką myślą postanowił się ogarnąć. Nie miał już na nic ochoty, dzień, który wydawał się być naprawdę przyjemny, stał się okropny. Po tym co się stało nie miał nawet odwagi spojrzeć swoim przyjaciołom w oczy. W szkole unikał wszystkich jak się tylko dało, by nie ujrzeli jego spuchniętego nosa. Jedyną osobą, przed którą nie miał szans się ukryć był Donghyuck. Nim jednak szatyn zapytał co stało się z jego twarzą, brunet sam zabrał głos.
- Oberwałem drzwiami od toalety. Jakiś chłopak przywalił we mnie wybiegając, nawet nie zdążyłem zobaczyć kto to – powiedział Renjun, zajmując miejsce obok szatyna. Donghyuck przyjrzał mu się bacznie, powoli kiwając głową. O nic więcej nie pytał, choć wiedział, że przyjaciel nie mówi mu prawdy.
***
W sobotnie popołudnie Renjun niemal siłą został wyciągnięty z domu. Nie chciał się nigdzie ruszać, ale Yukhei sam po niego przyszedł, proponując spędzenie dnia razem. Pogoda była wspaniała, słońce świeciło na niemal bezchmurnym niebie, a lekki wiatr ochładzał gorące powietrze.
Ciemne włosy Renjuna latały na wszystkie strony, kiedy tylko wiatr zawiał nieco mocniej. Yukhei ze śmiechem odgarniał je z twarzy młodszego. Za każdym razem ociągał się z oderwaniem swojej dłoni od jego twarzy. A policzku Renjuna wówczas stawały się różowe, co według Yukheia, dodawało mu tylko uroku. A przecież Renjuna sam w sobie miał go niesłychanie dużo. Nawet mimo wciąż lekko opuchniętego noska.
- To co, idziemy na lody? – zapytał starszy, niemal podskakując w miejscu.
- Chętnie – odezwał się Renjuna. – Tym razem ja płacę.
- Ja zapraszam, więc ja.
-Yukhei, umawialiśmy się in-
Lecz starszy nie dał dokończyć swojemu młodszemu przyjacielowi. Szybko chwycił jego twarz w dłoń, ściskając za policzki. Szybko przyciągnął go do siebie, wycałowując jego twarz, jednak pomijając usta. W końcu byli tylko przyjaciółmi, pewnej sfery nie mógł przekroczyć bez zgody młodszego.
Ale sposób Yukhei zadziałał, ponieważ Renjun zdezorientowany, ale zarazem rozmarzony nie powiedział już nic więcej na ten temat. Nawet, kiedy Yukhei płacił za ich zamówienie milczał, posyłając jedynie zdegustowane spojrzenie blondynowi. Ten tylko uśmiechnął się szeroko, sprzedając mu kolejnego całusa w policzek.
- Przestań już, obcałowałeś mi całą twarz – mruknął speszony Renjun. Nie chciał, żeby ludzie się na nich krzywo patrzyli, choć właśnie dzięki pocałunkom Yukhei jego humor stał się znacznie lepszy.
- Przepraszam, nie mogę się powstrzymać – zaśmiał się blondyn, na chwilę zamykając sobie buzię gałką lodów.
Chłopcy ruszyli dalej, za cel obrali sobie park. Był on naprawdę spory, miał mnóstwo pięknych miejsc w których można usiąść i pocieszyć się ciepłą pogodą. Yukhei podczas drogi chwycił dłoń młodszego chłopaka i ani mu się śniło ją puszczać. Renjun posłał mu zdziwione spojrzenie, po którym kolejny raz dostał buziaka, tym razem w czoło.
- Yukehi, przestań! – rzucił, śmiejąc się serdecznie. Blondyn jedynie wzruszyłem ramionami, udając, że przecież nic złego nie zrobił.
- Gdzie się podziały twoje okluary, Renjunnie? – zapytał w pewnym momencie Yukhei. Dopiero po jakimś czasie zdał sobie sprawę, że to właśnie ich brakuje w wyglądzie Renjuna.
- To przez te drzwi... Ucierpiał nie tylko mój nos, ale i okulary – powiedział na tyle przekonującym tonem, że Yukhei był bliski uwierzenia mu. Z jednej strony wiedział, że chłopiec bywa niezdarny i ma pecha, ale z drugiej znał sytuacje Renjuna, wiedział, że w szkole są osoby, które go nie lubią... Chciał się przyjrzeć tej sprawie, ale nie chciał dopuścić do siebie myśli, że ktokolwiek może zadawać tyle cierpienia, tak wspaniałej i kochanej osobie. – Ale spokojnie, dzisiaj mam soczewki.
Yukhei skinął głową, po czym wolną rękę poczochrał jego włosy. Renjun nie wiedział ile jeszcze bliskości starszego będzie w stanie znieść. Nie wiedział czy to w ogóle możliwe, ale zakochiwał się w nim coraz bardziej. Każdego dnia widząc Yukheia czuł ulgę na sercu, a w jego umyśle choć na chwilę gościł spokój. Zawdzięczał mu wszystko, nawet to chwilowe szczęście.
Ale nie mógł mu tego wyznać. Zdecydowanie chciał ukryć to przed starszym, wiedział, że ktoś taki jak Yukhei na pewno nie spojrzałby na niego w inny sposób niż przyjacielski. Blondyn był po prostu osobą dbającą i troskliwą wobec swoich przyjaciół. Renjun wolał skryć swoje uczucia, było mu dobrze tak ja było. Choć nieraz miał ochotę wyznać wszystko Yukheiowi, powiedzieć jak bardzo go kocha, jak jest wdzięczny za wszystko co dla niego zrobił, że po prostu jest. Ale ostatecznie stwierdzał, że woli nie komplikować ich relacji. Yukhei i tak doskonale zdawał sobie sprawę, że jest ważną osobą w życiu chłopca. Choć prawdopodobnie nie domyślał się, że jest osobą najważniejszą.
Chłopcy usiedli na jednej z ławek oddalonych od głównej drogi. Znajdowali się tuż przy sadzawce, w której pływały mniejsze i większe kaczki. Renjun z uśmiechem podziwiał ten bajkowy widok. W momentach jak tamten, wszystkie złe myśli znikały z jego głowy, pojawiła się czysty spokój, a nawet szczęście. Z westchnieniem spojrzał na blondyna.
- Dziękuję, że mnie wyciągnąłeś – szepnął, a jego oczy wręcz błyszczały z radości. – Chyba naprawdę tego potrzebowałem.
- Jestem tutaj dla ciebie – powiedział Yukhei, przytulając do siebie młodszego chłopaka. – Zawsze będę.
- Mówisz serio? – zapytał młodszy, odchylając głowę tak, by móc spojrzeć w jego oczy. Nawet jeśli Yukhei nie mówił tego poważnie, nawet jeśli w przyszłości mieli by się już nigdy nie zobaczyć, w tamtym momencie Renjun potrzebował potwierdzenia. Nawet jeśli miałoby to być kłamstwo, to chciał zostać oszukany.
- Oczywiście, że tak – mruknął Yukhei, mocniej przyciągając do siebie chłopca. – Zrobię wszystko, żebyś nie cierpiał i był szczęśliwy – dokończył, całując czubek głowy młodszego.
- Dzisiaj jesteś dla mnie wyjątkowo kochany – szepnął Renjun, wtulając się w jego klatkę piersiową.
Bo kocham cię nad życie.
- Z tobą przychodzi mi to naturalnie – zaśmiał się Yukhei, delikatnie odsuwając od siebie młodszego. – Co ty na to, żebyś został u mnie na noc? Mój młodszy brat już od jakiegoś czasu bardzo chce cię poznać.
- Naprawdę mógłbym?
- Jasne, że tak! Zajdziemy po jakieś twoje rzeczy, a potem podjedziemy do mnie.
- W takim razie bardzo chętnie.
Chłopcy wrócili do domu Renjuna. Chłopiec poinformował swoją gosposię, że będzie spał u przyjaciela. Z początku kobieta nie była przekonana do tego pomysłu. Wciąż miała w głowie ów dzień, kiedy puściła swojego ukochanego chłopca do znajomych... Bała się o niego niesamowicie, to był jeden z bardziej stresujących okresów w jej życiu. Jednak nie mogła powstrzymywać go przed wychodzeniem z domu, nie mogła cały czas chronić go przed światem. Ostatecznym argumentem, przekonującym gosposię Ming, że tym razem nie stanie się nic złego, było stronnictwo Yukheia. Kobieta ufała chłopcu, w końcu to właśnie on był osobą najbardziej troszczącą się o jej małego chłopca.
Pani Ming w końcu ustąpiła, a Renjun zadowolony pobiegł na górę spakować kilka najważniejszych rzeczy. Yukhei podziękował kobiecie, gwarantując, że zajmie się Renjunen najlepiej na świecie. Po przysiędze ruszył do chłopaka, by pomóc mu wybrać niezbędne rzeczy. Na szczęście zajęło im to mało czasu, Renjun wziął ze sobą piżamę, szczoteczkę do zębów i jeszcze kilka drobnych rzeczy. Z zadowoleniem pożegnał się z gosposią, całując ją w policzek na do widzenia.
Szybko udało im się złapać autobus, przez co w domu blondyna byli jeszcze przed dziewiętnastą. Brunet od razu został zaatakowany przez chłopca, który na oko był w podobnym wieku.
- O rety, czemu nie powiedziałeś, że przyprowadzisz swojego chłopaka?! - krzyknął szczęśliwy chłopiec, doskakując do zdziwionego tymi słowami bruneta. – Wong Chenle, miło mi cię w końcu poznać!
- Huang Renjun, mnie również bardzo miło – odrzekł Renjun, z uśmiechem kłaniając się drugiemu chłopakowi.
Renjun spojrzał wpierw na Chenle, potem na Yukheia. Zdecydowanie dało się dostrzec między nimi podobieństwo. Choć z wyglądu zdecydowanie się różnili, to mieli wręcz identyczne aury. Według Renjuna było to fascynujące.
Po chwili z kuchni wyłoniła się kobieta, mająca na sobie granatowy fartuszek, gdzieniegdzie pobrudzony mąką.
- Czy ja dobrze słyszę? Czy to ten Renjun, o którym mój syn cały czas mówi? – zapytała kobieta, z ogromnym uśmiechem i podnieceniem patrząc na dwóch chłopców. – Tak czułam, że może być nas więcej. Jak dobrze, że przygotowałam więcej mięsa. Witaj kochanie, rozgość się, mam nadzieję, że mój syn się dobrze tobą zajmie.
- Mamo... - jęknął zawstydzony Yukhei. – Na pewno dobrze się nim zajmę.
- Gość? – dobiegł głos z salonu, a zaraz potem w korytarzu pojawiała się kolejna, już ostatnia osoba. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna przyjrzał się Renjunowi. – O synu, zięcia nam w końcu przyprowadziłeś! Miło nam cię poznać, Huang Renjun – zaśmiał się mężczyzna, powodując śmiech swojej żony i młodszego syna, a wypieki na twarzach dwójki pozostałych.
- Mnie również, dziękuję za tak ciepłe przyjęcie – mruknął Renjun, kłaniając się najniżej jak potrafił.
- Kolacje będzie za piętnaście minut, teraz macie jeszcze chwilę dla siebie – powiedziała kobieta, ciepło uśmiechając się do Renjuna.
Yukhei skinął głową, po czym szybko pociągnął młodszego do swojego pokoju. Nie sądził, że jego obecność wywoła tyle emocji wśród jego rodziny.
- Masz wspaniałą rodzinę, Yuki – rzekł Renjun, chwytając starszego za nadgarstek.
- Przepraszam za nich, lubią tak głupio żartować – mruknął wciąż zawstydzony chłopak.
- To było słodkie – zachichotał Renjun, a Yukhei poczuł się, jakby przed nim pojawiło się nagle stadko, malutkich kociąt. Po części w jego oczach Renjun naprawdę przypominał mu malutkiego kociaka, którym wręcz trzeba się opiekować.
- Ty jesteś najsłodszy – odpowiedział, przyciągając do siebie chłopca.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top