4.
Kwiecień zbliżał się ku końcowi, a pogoda stawała się coraz cieplejsza. Donghyuck postanowił wykorzystać słoneczny weekend, zapraszając Renjuna, Yeri, Yukheia i Jaehyuna na wyjazd do swoich dziadków.
- Mówisz serio? Nie będziemy kłopotem? – dopytywał Jaehyun.
Cała piątka aktualnie znajdowała się w bibliotece szkolnej. Upodobali sobie to miejsce na spędzanie w nim przerw. Było tam naprawdę spokojnie, dodatkowo nikt nie narażał się, szkolnym chuliganom, którzy nigdy tutaj nie zaglądali. Uważali bibliotekę za taki mały azyl do którego zawsze można uciec. Najlepiej czuł się Renjun, który niegdyś sam lub z Jaehyunem potrafił spędzać tam wiele godzin po lekcjach. Lecz teraz mógł dzielić swoje ulubione miejsce z ludźmi, których szczerze mógł nazwać swoimi przyjaciółmi. To było dla niego naprawdę niepojęte, ale jak wzruszające.
- Oczywiście, że nie. Moi dziadkowie to bardzo gościnni ludzie. Byli bardzo zadowoleni, kiedy zapytałem czy nie mógłby przyjechać do nich na weekend z przyjaciółmi – powiedział entuzjastycznie Donghyuck. Widać było, że bardzo liczył na to, że pomysł wyjazdu spodoba się jego przyjaciołom.
- Pomieścimy się wszyscy? Przecież jest nas pięcioro – dodał Yukhei.
- Jasne, że tak. Dziadkowie mają duży dom, będziemy mieć do dyspozycji dwa pokoje.
- Cóż, to brzmi naprawdę zachęcająco – zaśmiał się Jaehyun, który został przekonany przez argumentacje młodszego kolegi.
- Rety, jedziemy na wieś! – ucieszyła się Yeri. – Mam nadzieję, że rodzice zgodzą się puścić mnie z samymi chłopakami – zaśmiała się, szturchając siedzącego obok Jaehyuna. Choć dziewczyna powiedziała to żartobliwym tonem, miała ku temu pewne obawy. Jej rodzice nie byli surowi ani rygorystyczni, ale podchodzili z pewnym dystansem do znajomości damsko-męskich. A wyjazd jednej dziewczyny z czterema młodymi chłopcami, mógł zabrzmieć mało przekonująco dla jej rodziców.
- Powiedz, że będziesz robić za niańkę tych dwóch – powiedział Jaehyun, wskazując palcami na Donghyucka i Renjuna.
- Hej! Prędzej ciebie trzeba będzie niańczyć! – oburzył się Donghyuck, uderzając w ramię starszego szatyna, który tylko śmiał się pod nosem.
- Zgadzam się – przytaknął stanowczo Yukhei, a Jaehyun zgromił go wzrokiem. – Z resztą Renjun ma już swojego opiekuna – mówiąc to przyciągnął bruneta do siebie, silnie obejmując jego ciało jednym ramieniem. Chłopiec zarumienił się na tak nagłą bliskość z Yukheiem, jednak nie w głowie miał odsunięcie się.
- Injunnie, jak podoba ci się pomysł? – zagadnęła Yeri, zdając sobie sprawę, że Renjun jako jedyny nie odezwał się podczas przerwy.
- Ja, cóż, m-myślę, że to bardzo fajny pomysł – odpowiedział Renjun, uśmiechając się ciepło do każdego po kolei.
Na usta Donghyucka wpełzł szeroki uśmiech.
- To wieczorem zadzwonię do dziadków i powiem im, że przyjedziemy w sobotę rano! – rzucił wesoły. Emanowała z niego tak olbrzymia, pozytywna energia jak nigdy dotąd. Wszyscy znali Donghyucka jako tego cichego i spokojnego, jednak teraz można było dostrzec jego drugie oblicze, kulki czystej energii.
Kiedy przerwa zbliżała się ku końcowi, grupa nastolatków zaczęła zbierać się do wyjścia. Renjun jako jedyny został w bibliotece, gdyż musiał jeszcze wypożyczyć książkę, którą nauczycielka koreańskiego poleciła im przeczytać, a co nie do końca interesowało Donghyucka. Chłopak zapewnił swojego rówieśnika, że nie spóźni się na lekcję, więc szatyn skinął głową i wyszedł z resztą.
Renjun udał się między regały z książkami, gdzie głównie znajdowały się dramaty i thrillery. Począł szukać po wyższych półkach, po chwili znajdując ową książkę. Z uśmiechem stanął na palcach, jednak mimo to, zabrakło mu zaledwie milimetrów do dosięgnięcia półki. Chciał odwrócić się do stołu i przyciągnąć krzesło, dzięki któremu bez problemu ściągnąłby książkę. Jednak ktoś go uprzedził, wyręczając w zadaniu. Nim książka znalazła się w posiadaniu Renjuna, druga osoba przyjrzała się jej, odwracając na drugą stronę, by przeczytać streszczenie.
- Na Jaemin, proszę, oddaj mi tę książkę – powiedział nieco przestraszony Renjun, lekko kłaniając się przed chłopakiem.
- Moja siostra to kiedyś czytała – powiedział chłopak, nie odrywając się od tekstu. Spojrzał na Renjuna, dopiero kiedy skończył czytać. – Nie wiedziałem, że gustujesz w dramatach rodzinnych. Myślałem, że twój własny ci wystarczy.
Renjun zagryzł wargę. Słowa chłopaka uderzyły w niego ze zdwojoną siłą. Tak dawno nie słyszał nic złego z jego ust, że teraz ani trochę nie był na to przygotowany.
- Hm, to nie do końca tak miało zabrzmieć – powiedział Jaemin, drapiąc się po karku. Wydawać by się mogło, że naprawdę nie miał nic złego na myśli. Jednak Renjun wiedział, że Jaemin nigdy nie ma dobrych intencji, on nie wie co to znaczy być dla kogoś dobrym. – Po prostu ja nie czytałbym tego na twoim miejscu, ale zrobisz jak uważasz – dodał, oddając książkę chłopakowi, po czym po prostu odszedł.
Renjun przez chwilę stał wpatrując się w książkę. Złe wspomnienia, które od kilku tygodni wypierał z pamięci powróciły do niego. To wszystko za sprawą poszukiwań jednej książki. Brunet miał nadzieję, że naprawdę była tego warta.
***
Renjun gotowy wysiadł z taksówki (którą zamówiła mu gosposia) i ruszył w kierunku dworca. Kupił bilet na odpowiedni pociąg i ruszył na stację, która widniała na bilecie. Na miejscu czekali już Donghyuck i Yeri, którzy byli w naprawdę wyśmienitych humorach mimo tak wczesnej godziny, jaką była ósma. Brunet przywitał się z przyjaciółmi. Po chwili przybyli również Yukhei i Jaehyun, który był wręcz ciągnięty przez swojego przyjaciela.
- Donghyuckkie, słoneczko ty moje, czy nie mogliśmy jechać o nieco bardziej ludzkiej porze? – załkał ledwo przytomny szatyn, ociężale usadawiając się na ławeczce obok Yeri.
- Następny mamy dopiero po dwunastej, więc na miejscu bylibyśmy dopiero w okolicy czternastej – wytłumaczył najmłodszy. – Dasz radę hyung, będziesz mógł sobie pospać w pociągu.
Pociąg jaki podjechał na stację okazał się być jednym ze starszych, tym z przedziałami. Renjun z zachwytem rozglądał się po wnętrzu. Zawsze chciał przejechać się pociągiem z przedziałami, toteż był niesamowicie szczęśliwy, że teraz ma ku temu okazję.
- Do moich dziadków zawsze jeżdżą takie starocie – powiedział Donghyuck, idący na przodzie. Widząc podekscytowanie przyjaciela, dodał: - Będę zabierał cię ze sobą częściej.
Donghyuck zaprowadził wszystkich do wolnego przedziału w trzecim wagonie. On i Renjun usiedli naprzeciwko siebie przy oknie. Obok Donghyucka usiadł Jaehyun, który wziął do serca jego słowa o możliwości drzemki, toteż położył głowę na ramieniu chłopca i niemal od razu przysnął. Yukhei usadowił się obok Renjuna, a Yeri obok Jaehyuna. Na szczęście przedziały były spore, dzięki czemu Donghyuck, Jaehyun i Yeri nie czuli się ściśnięci. Dziewczyna wręcz cieszyła się dużą ilością miejsca, czego do końca nie mógł podzielić Donghyuck, na którego ramieniu wisiał śpiący szatyn.
Podczas podróży Renjun słuchał rozmów swoich towarzyszy z zaciekawieniem spoglądając w okno. Nigdy wcześniej nie miał okazji widzieć tak pięknych, wiejskich krajobrazów dlatego czerpał z tego widoku najwięcej jak tylko mógł. Jednak podróż musiała się w końcu skończyć. Nieucieszony Jaehyun został zbudzony przez Donghyucka. Niespełna dwie godziny snu nie były dla niego wystarczające, a przecież przespał całą podróż nie budząc się nawet na chwilę.
- To niedaleko, jakieś piętnaście minut drogi – powiedział młodszy szatyn idąc na przodzie.
- Panienka pozwoli? – zapytał Jaehyun, wyciągając rękę w kierunku Yeri, by wziąć od niej jej torbę. Dziewczyna zerkała to na chłopca to na swoją torbę, by upewnić się, że nie będzie mu to przeszkadzać. Szatyn jedynie skinął głową z uśmiechem, dziewczyna nieco chętniej oddała mu swój bagaż.
Szli ścieżką, wokół nich znajdowały się pola a nieco dalej ogromne lasy. Przestrzeń na której się znajdowali była ogromna. Jako że, godzina była jeszcze wczesna to słońce nie grzało tak mocno. Pogoda była przyjemna, idąc bliżej lasu dało się wyczuć jeszcze poranny chłód.
Yukhei szedł tuż obok Renjuna, podziwiając to jak młodszy chłopak z zafascynowaniem przygląda się krajobrazowi. Nie wierzył, że istnieje jeszcze ktoś taki jak Huang Renjun, kto zachwyca się idąc przez wiejskie pola czy lasy. Chłopak był przy tym tak urokliwy, że serce Yukheia zaczęła się po prostu cieszyć razem z Renjunem.
Po niedługiej wędrówce paczce przyjaciół udało się w końcu dotrzeć do domu dziadków Donghyucka. Staruszkowie wyszli ze swojego domu, kiedy tylko ujrzeli nastolatków na podwórku. Z ogromną radością przywitali każdego z osobna, ściskając serdecznie i zapraszając do środka.
- Donghyuckkie, pokaż przyjaciołom pokoje, a potem zejdźcie na drugie śniadanie – poleciał kobieta. Wnuk skinął głową, po czym gestem polecił przyjaciołom by szli za nim. Weszli po schodach, gdzie szatyn wprowadził ich do pierwszej sypialni. Znajdowało się tam jednoosobowe łóżko, szafa oraz stolik nocny.
- W tym pokoju najczęściej śpię ja albo moja starsza siostra – wytłumaczył, po chwili prowadząc nastolatków do drugiego, większego pokoju. Znajdowało się w nim podobne wyposażenie z tym, że łóżko było większe. – Tutaj zazwyczaj śpią rodzice. Decydujcie, kto gdzie śpi. Ja, jako prowizoryczny gospodarz będę spał na ziemi, więc obojętnie gdzie mnie wygonicie.
- Może niech Yeri śpi w tamtym pokoju, a my pomieścimy się tutaj? – zaproponował Renjun.
- Ale ja nie chcę zostać sama! – powiedziała spanikowana Yeri na myśl, że będzie musiała spędzić noc w nowym domu sama w jednym pokoju. Nie lubiła ciemności, szczególnie kiedy była poza domem.
- Twoi dziadkowie nie będą mieli nic przeciwko, jeśli Yeri zostanie z nami w pokoju? – zapytał Jaehyun.
- Nie, przecież to nic złego. I tak będziemy w tych pokojach tylko podczas snu. – Donghyuck wzruszyła ramionami.
- W takim razie zróbmy tak – odezwał się, jak do tej pory tylko słuchający, Yukhei. – Ja i Renjun zostajemy w tym pokoju, a wy idziecie do pokoju Hyucka i niech Yeri śpi na łóżku, a reszta na podłodze.
- To jest bardzo dobry pomysł – przytaknęła Yeri, zdecydowanie popierając pomysł Yukheia. Odpowiadało jej to, że będzie miała dwóch chłopaków pośród zupełnej ciemności.
Wszyscy zgodzili się na takie rozwiązanie. Renjun zestresował się tym, że Yukhei wybrał właśnie jego na swojego współlokatora. Przecież on i Jaehyun przyjaźnili się znacznie dłużej, powinien chętniej wybrać właśnie jego. Tymczasem Yukhei chciał być w pokoju właśnie z Renjunem.
Donghyuck zaprowadził przyjaciół do salonu, gdzie na stole czekało już na nich przygotowane wcześniej jedzenie.
- Macie jakieś plany na dziś, młodzi? – zagadnął dziadek chłopaka, kiedy nastolatkowie kończyli posiłek.
- W sumie to nie – przyznał Donghyuck. Nie zdążył się jeszcze zastanowić gdzie warto by zaprać przyjaciół.
- Może nad rzekę? – zaproponowała babcia, pojawiając się w salonie. – Jest płytka, możecie się w niej odrobinę ochłodzić.
- To dobry pomysł, dziękuję babciu! – ucieszył się chłopak.
Kiedy tylko wszyscy dokończyli swój posiłek, Donghyuck z ogromnym podekscytowaniem obrał za cel wcześniej wspomnianą rzeczkę. Prowadziła do niej prosta, dziesięciominutowa droga. Tym razem słońce stawało się już nieco bardziej uporczywe. Świeciło naprawdę jasno, rażąc po oczach, a temperatura z minuty na minutę stawała się coraz wyższa.
Nastolatkowie ucieszyli się, kiedy tylko zobaczyli niewielki mostek. Pod nim płynęła naprawdę nieduża rzeczka. W najgłębszym punkcie, na oko, sięgać mogła co najwyżej do połowy uda Yeri. Brzegi na szczęście nie były strome. Jaehyun postanowił zejść na dół jako pierwszy, tak by przetrzeć szlaki reszcie. Po nim od razu ruszył Yukhei. Chłopcy ze śmiechem razem weszli do rzeki.
- Jaka zimna! – krzyknął blondyn, ruszając się w wodzie.
- Uważajcie, żeby się nie wywalić! – przestrzegła Yeri, która postanowiła na razie odpuścić sobie moczenie i usiadła na mostku. Nogi zwisały jej z kładki. Jaehyun bez większych przeszkód z wody mógł sięgnąć jej kostek.
Renjun i Donghyuck postanowili dołączyć do dwójki starszych. Jednak brunetowi zbyt chłodna woda szybko zaczęła przeszkadzać, toteż po niespełna pięciu minutach dołączył do przyglądającej się Yeri. Trójka w wodzie wpadła na świetny pomysł zmoczenia dwójki pozostałych. Ustawili się w odpowiednich miejscach i kiedy para pochłonięta rozmową nie zwracała na nich uwagi, dali sobie znak. Naraz wystrzelili w górę strumienie wody, oblewając Renjuna i Yeri, którzy odskoczyli jak poparzeni.
- Jesteście idiotami! – krzyknęła przemoknięta Yeri.
- Spokojnie, kwiatuszki szybko schnął na słońcu – zaśmiał się Jaehyun. Szatynka spiorunowała go wzrokiem już planując zemstę.
Yukhei wyszedł z wody, wsuwając na swoje mokre stopy trampki. Ruszył w stronę Renjuna, który stał po drugiej stronie mostku.
- Przepraszam za to, nie jesteś zły? – zapytał blondyn, pocierając ramię młodszego. Chłopak wzruszył ramionami, po czym ruszył w stronę jednego z drzew oddalonych o kilkanaście metrów od rzeki. Yukhei od razu ruszył za nim. – Renjunnie, proszę no! Nie złość się na mnie.
- Nie jestem zły – powiedział obojętnie Renjun. Stanął pod drzewem, które okazało się być jabłonią i począł szukać jak najładniejszego jabłka. Te niżej były jeszcze bardzo zielone i choć wyglądały kusząco, to nawet Yukhei nie byłby w stanie ich dosięgnąć. A Renjun tym bardziej nie chciał go teraz o to prosić.
- Renju...Au! – syknął Yukhei, kiedy jedno z jabłek spadło mu prosto na głowę. Renjun zaczął się śmiać, podczas gdy blondyn rozmasowywał bolące miejsce. – To cię śmieszy?! – Na słowa starszego Renjun roześmiał się jeszcze bardziej, sięgając po jabłko, które tak skrzywdziło Yukheia. Było naprawdę duże, twarde, a do tego niemal całe czerwone. Chłopiec otarł je o swoją wilgotną koszulkę, po czym wziął soczystego gryza.
- To karma, Yuki – zaśmiał się młodszy, zajadając jabłko. Blondyn pokręcił głową, zasłużył na to. Po chwili wziął owoc od młodszego, kosztując go.
-Woah, jakie dobre!
- I moje! – syknął młodszy, odbierając jabłko z dłoni starszego.
Przyjaciele spędzili kilka godzin na oglądaniu okolicy. Chodząc po lesie Jaehyun kilka razy wyskoczył zza drzewa strasząc Yeri i młodszych. Za którymś razem dziewczyna miała dość i kopnęła biednego szatyna tak mocno w kostkę, że przez następne kilka minut Donghyuck musiał służyć za jego podpórkę.
W okolicy siedemnastej postanowili wrócić na obiad. Starsza kobieta przygotowała im mnóstwo różnego rodzaju dań, tak aby przypodobać się każdemu z nastolatków.
- Najlepsze kimchi jakie kiedykolwiek jadłem, pani babciu! – zachwycił się Yukhei, sprawiając, że serce starszej kobiety poczęło się niesamowicie radować.
- Ta wołowina... Pani babciu, czy mogę zostać twoim wnukiem? – zapytał Jaehyun z nadzieją. Kiedy szczęśliwa kobieta skinęła głową, szatyn dostał kuksańca od Donghyucka, któremu ten pomysł ani trochę się nie podobał.
Po zjedzonym posiłku cała siódemka zaczęła prowadzić rozmowę. Młodzi słuchali opowieści dorosłych, którzy przeżyli zdecydowanie więcej na tym świecie. Opowiadali o tym, jak ich rodziny były niegdyś skłócone, a oni jako młodzi zakochani, musieli ukrywać swój związek przed własnymi rodzicami. W końcu, nie mogąc znieść rozdzielenia, zdecydowali się na ucieczkę.
- Prawie jak Romeo i Julia! – powiedziała oczarowana Yeri, która była ogromną zwolenniczką romansów, a ów historia była rodem z powieści.
- Uciekliśmy. Znalazłem pracę na straganie rybnym, mój przyjaciel załatwił nam malutkie mieszkanko – opowiadał dalej dziadek Donghyucka, trzymając swoją żonę za rękę. – Nie było łatwo, ale musiałem zrobić wszystko, żeby moja ukochana była jak najszczęśliwsza.
- Dopiero po roku moja mama odnalazła nas i przeprosiła za wszystko. Wtedy zaczęliśmy odzyskiwać nasze rodziny – kontynuowała kobieta.
Historia poruszyła pięcioro nastolatków. Yukhei zerknął na Renjuna, oczy chłopca były przeszklone. Blondyn uśmiechnął się, wiedział, że jego serduszko jest bardzo wrażliwe. Położył swoją dużą dłoń na kolanie młodszego, chcąc w ten sposób pokazać mu, że jest dla niego. Poskutkowało natychmiastowo, gdyż zaraz po tym Renjun spojrzał na Yukheia, ukazując najpiękniejszy na świecie uśmiech. Wtedy Yukhei poczuł ogromne szczęście z tego, że ten drobny, ciemnowłosy chłopiec jest przy nim. Yukhei już nigdy więcej nie chciał widzieć cierpienia na jego twarzy, chciał robić wszystko, by jak najczęściej móc oglądać uśmiech bruneta, który przecież wycierpiał już tak dużo.
Wieczorem nastolatkowie przeszli do ogrodu. Yukhei, Renjun i Donghyuck ułożyli się na kocu, podczas gdy Jaehyun i Yeri bujali się na ogrodowej huśtawce.
Renjun wpatrywał się w niebo, przyglądając się jak powoli coraz więcej gwiazd staje się na nim widoczne.
- Cieszę się, że nas tu zaprosiłeś, Hyuckkie – odezwała się Yeri, z rozmarzeniem opierając głowę na ramieniu Jaehyuna. – Tu jest tak spokojnie, tak przyjemnie.
- Jeśli wam się podoba to możemy wpadać tu częściej – powiedział szatyn. – Dziadkowie was polubili, na pewno bardzo się z tego ucieszą!
- Jestem za – ziewnął Yukhei. Podczas przeciągania się, wykorzystał okazję i pochwycił Renjuna, przyciągając jego ciało bliżej siebie. Chłopiec zaśmiał się pod nosem wcale nie protestując.
Gdy zrobiło się już naprawdę ciemno, nastolatkowie stwierdzili, że pora się zbierać. Weszli do domu, życząc dobrej nocy dziadkom najmłodszego. Każdy po kolei brał prysznic. Donghyuck w tym czasie przygotował pościel i maty do spania dla siebie i Jaehyuna.
- Tylko proszę mi nie chrapać! – powiedziała Yeri, wchodząc pod cieplutką kołdrę.
- Przecież ja nigdy nie chrapię – mruknął Jaehyun, kładąc się na swoim prowizorycznym posłaniu. Nie spodobało mu się jednak to, że znajdowało się ono tak daleko od posłania Donghyucka. Kiedy chłopiec brał prysznic, Jaehyun bez wahania połączył ich maty. Szatyn, kiedy wrócił do pokoju nie był tym zachwycony, ale postanowił odpuścić i po prostu położył się na swoim posłaniu. Ustanowił bezpieczną odległość od ciała szatyna, ale czuł, że w nocy i tak zostanie ona przekroczona.
- Dobranoc, Yeri – rzucił Donghyucka. – Dobranoc chłopaki! – wydarł się do sąsiadów za ścianą, którzy odkrzyknęli to samo. Jednak nie za głośno, by nie obudzić dziadków.
- Dobranoc, Hyuckkie – szepnęła słodko dziewczyna, wyciągając rękę, by poczochrać ciemne włosy swojego młodszego przyjaciela.
- A ja?! – oburzył się Jaehyun, który jako jedyny został pominięty.
- Nie gadaj, tylko śpij – rozkazał Donghyucka, szturchając starszego w bok, dzięki czemu Jaehyun już nie odezwał się owej nocy.
W tym samym czasie Yukhei i Renjun leżeli razem w swoim łóżku. Brunet bał się, że w ogóle nie uda mu się tutaj zasnąć. Mimo że, był zmęczony, wiedział, że to nie będzie takie łatwe. Od wielu miesięcy miał poważne problemy ze snem, udawało mu się przespać cztery, w lepszym wypadku pięć godzin. Męczył się tak, nie mówiąc o tym nikomu, bo też niby kto miałby mu pomóc? Rodzice nie zareagowaliby na to, mama co najwyżej posłałaby go do jakiegoś specjalisty, który niewiele by pomógł.
Dochodziła północ, a Renjun próbował najskuteczniej zająć swoje myśli, byle tylko przetrwać noc. W pewnym momencie Yukhei obrócił się w stronę bruneta.
- Śpisz? – szepnął, przysuwając się bliżej.
- Nie – odszepnął młodszy.
Chłopcy patrzyli na siebie. Jedynym światłem w pokoju, był księżyc, którego blask przedostawał się przez drzwi balkonu. Yukhei leżąc na prawym boku z zafascynowaniem obserwował skąpaną w poświacie twarz Renjuna. Jego oczy tak pięknie błyszczały.
- Wiesz, naprawdę cieszę się, że jesteśmy tu razem – powiedział Yukhei, obejmując i przyciągając ciało młodszego do siebie. Podczas gdy blondyn oparł podbródek o czubek głowy młodszego, Renjun oparł swe czoło o jego klatkę piersiową. Poczuł się tak bezpiecznie, tak spokojnie, jak jeszcze nigdy do tej pory. A to było dla niego naprawdę nieznane uczucie.
- Tak się cieszę, że cię mam – szepnął Renjun, jeszcze bardziej wtulając się w starszego. – Gdyby nie ty, to nie byłoby mnie tu w ogóle. Uratowałeś mnie, Yukhei.
- Przestań, nie wracajmy do tego – mruknął blondyn, delikatnie przejeżdżając palcami po plechach Renjuna. Młodszy poczuł przyjemne dreszcze, rozchodzące się po jego ciele.
Yukhei nie był świadom, że słowa Renjuna mają o wiele głębszy sens. Yukhei uratował go pod wieloma względami, dzięki niemu problemy młodszego nieco się rozmazywały. Blondyn był osobą, dla której Renjun w tak krótkim czasie gotów był oddać swoje serce, był powodem dla którego Renjun chciał żyć. Był osobą, którą Renjun naprawdę pokochał.
- Śpij, maluchu – szepnął Yukhei, całując ciemne włosy młodszego chłopak.
I Renjun zasnął. Przespał w objęciach Yukheia calutką noc, nie budząc się nawet raz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top