3.
Chłopak otworzył oczy. Biały sufit. Białe pomieszczenie. Kilka łóżek. Szpitalnych łóżek. Nerwowo rozejrzał się po sali, usilnie starał się sobie przypomnieć co się stało. Dotarło do niego, że jest w szpitalu.
Po kilku minutach leżenia w zamyśleniu w sali pojawiła się pielęgniarka, która widząc, że chłopiec jest nareszcie przytomny, ucieszyła się szczerze. Sprawdziła mu, między innymi, ciśnienie i zapytała:
- Jak się czujesz?
- Chyba w porządku – odpowiedział, zerkając na nią nieco przestraszony. – Dlaczego tu jestem? Długo byłem nieprzytomny?
- Prawie cztery dni – odpowiedziała kobieta. – Za kilka minut przyjdzie do ciebie lekarz i on wszystko ci wyjaśni, a tymczasem odpocznij jeszcze.
Nim pielęgniarka opuściła pomieszczenie, blondwłosy chłopak niepewnie wszedł do środka. Spoglądając na pielęgniarkę chciał się upewnić czy na pewno może to zrobić. Kiedy kobieta przytaknęła, chłopak już nieco pewniej wszedł do środka, witając się z leżącym Renjunem. Pielęgniarka w tym czasie opuściła salę.
- Cześć, pamiętasz mnie? Jestem Yukhei – odezwał się wysoki chłopak, siadając na stołku przy łóżku pacjenta.
- Yukhei... To imię i twoja twarz... Są znajome – odpowiedział Renjun, głęboko analizując skąd może znać chłopaka. Rozjaśniło mu się nieco, gdy zdał sobie sprawę, że przed znalezieniem się w szpitalu był na imprezie Jaehyuna. – Ty byłeś u Jaehyuna!
- Tak – uśmiechnął się delikatnie.
- Co ja tu robię?
- Nie pamiętasz? – zdziwił się blondyn. Renjun przecząco pokiwał głową. Yukhei nie wiedział, jak delikatnie przedstawić chłopcu co stało się w sobotę. Nie chciał go denerwować, kiedy ten nie był w najlepszej kondycji. – Cóż... Zażyłeś jakieś narkotyki, nie mam pojęcia co... Policja już pytała nas w tej sprawie, ale nikt nie ma pojęcia. Znalazłem cię nieprzytomnego w łazience i zadzwoniłem po pogotowie, p-podobno twój stan był naprawdę ciężki...
- Uratowałeś mi życie – stwierdził brunet, zagryzając wargę.
Yukhei zarumienił się, uśmiechając się niezręcznie. Nie czuł się bohaterem, zważywszy na to, że zatajał część prawdy. – T-tylko zadzwoniłem po karetkę.
- Naprawdę ci dziękuję – mruknął chłopiec, a po jego policzku poleciało kilka łez. Yukhei poczuł ukłucie w sercu, nie zasługiwał na wdzięczność z jego strony, on też był winny. – Dziękuję też, że przyszedłeś.
- Przychodziłem codzienne – odpowiedział blondyn. – Choć na kilka minut. Nie chciałem zostawiać cię samego, zdążyłem poznać twoją sytuację.
- J-jesteś jedyną osobą, która się mną jakoś przejęła – powiedział wzruszony chłopak. W jego gardle pojawiła się gula, pierwszy raz w życiu poczuł się niezapomniany. Przynajmniej nie do końca.
- Nie, Renjun – powiedział starszy i jakby na poparcie jego słów, drzwi do sali się otworzyły, a do środka weszli Yeri i Donghyuck.
Dziewczyna kiedy tylko zobaczyła, że młodszy chłopak jest przytomny, od razu do niego podbiegła, przytulając go mocno. Jednak tak, żeby nie zrobić mu jakiejś większej krzywdy. Szatyn natomiast stanął u nóg łóżka pacjenta i patrzył na niego z wyraźną ulgą na twarzy.
- Tak się o ciebie martwiliśmy – jęknęła dziewczyna, gładząc jego włosy. – W niedzielę Jaehyun zadzwonił do mnie i powiedział co się stało. Wzięłam ze sobą Donghyucka i praktycznie od razu do ciebie przyjechaliśmy – wytłumaczyła.
Renjun patrzył na każdego po kolei. Czuł się jak zbity z tropu szczeniaczek. Jego warga drgała, kiedy przeskakiwał spojrzeniem z jednej osoby na drugą. Nie wiedział co powiedzieć, nie przypuszczał, że tyle osób mogłoby się o niego martwić.
- Hyung, napisałeś do Jaehyuna? – zapytał Donghyuck, zwracając na siebie uwagę starszego. Ten tylko pstryknął palcami, mówiąc głośne „racja". Szatyn zwrócił spojrzeniem na zdezorientowanego Renjuna, po czym wytłumaczył: - Jaehyun hyung bardzo obwiniał się o zaistniałą sytuację. On też przychodził do ciebie codziennie, martwił się jak my.
Po kilku minutach do pomieszczenia wszedł lekarz, który zmuszony był wyprosić troje nastolatków. Wytłumaczył Renjunowi dlaczego dokładnie znalazł się w szpitalu. Dodał również, że wspomnienie z ówczesnym wydarzeniem może do niego nie powrócić, aczkolwiek jego mózg na szczęście nie został uszkodzony. Uprzedził go również, że policja nie może zlekceważyć sprawy narkotykowej i zjawi się u niego. Renjun był na to przygotowany, ale zarazem przerażony. Zaczęło docierać do niego, że mógł umrzeć. Nie miał pojęcia skąd wziął narkotyki i dlaczego w ogóle zdecydował się je zażyć. Był sobą naprawdę załamany.
Dodatkowo bolał go fakt, że rodzice chyba niespecjalnie przejęli się jego stanem zdrowia. Kiedy zadzwonił do mamy, powiedzieć, że wszystko z nim w porządku, kobieta kazała tylko zadzwonić, kiedy zostanie wypisany do domu. Co prawda zapewniła go, że otrzyma najlepszą pomoc medyczną, ale to było za mało. Chciał, żeby rodzice przyjechali, przytulili go i ucieszyli się, że nic mu nie jest. Tymczasem praca, sprawy biznesowe i zarabianie pieniędzy było dla nich o wiele ważniejsze, niż życie syna. Cieszył się, że chociaż gosposia Ming prawdziwie interesowała się jego zdrowiem, bo kiedy przyjechała wieczorem od razu poszła porozmawiać z lekarzem by dowiedzieć się wszystkiego.
W czasie kiedy Renjun znów był w sali sam, zawitał do niego Jaehyun.
- RenRen, tak się cieszę, że wszystko z tobą dobrze – odetchnął chłopak, przytulając młodszego kolegę, po czym usiadł na krześle trzymając jego dłoń. – Tak bardzo cię przepraszam. Obiecałem, że będziesz się dobrze bawił... Jestem najgorszą osobą na świecie, co ze mnie za przyjaciel? – zapytał retorycznie, opierając czoło na wolnej dłoni.
- P-przyjaciel?
- Przepraszam, nie powinien się tak nazywać, nie zasłużyłem na to – jęknął szatyn, spoglądając na Renjuna. – Rozumiem, że jesteś na mnie wściekły, jeśli nie chcesz mnie widz-
- Nie! – zaprzeczył szybko młodszy chłopak. – Ja... Nigdy nikt nie chciał być moim przyjacielem...
- To niemożliwe. Wiesz, jak ja, Yeri, Donghyuck i Yukhei się o ciebie martwiliśmy? My jesteśmy twoimi przyjaciółmi, RenRen.
Renjun zszokowany patrzył na starszego chłopca. Czuł jakby miał się zaraz rozpłakać, to była najpiękniejsza rzecz, jaką w życiu usłyszał. Poczuł, jakby jego życie miało trochę więcej sensu. Miał nadzieję, że Jaehyun nie mówi tego z litości, ani nie okłamuje go przez jego stan. Gdyby tak było, jego serce mogłoby nie wytrzymać kolejnego oszustwa i poniżenia.
***
Po tygodniu Renjun wrócił do szkoły. Nie był na to gotowy, ale musiał w końcu to zrobić. Był zmęczony pobytem w szpitalu i rozmową z policją. Najgorsze jest to, że nie potrafił wytłumaczyć skąd w jego organizmie wzięły się tak niebezpieczne środki, nie był też pewny czy znalazły się w jego organizmie za jego pośrednictwem. Obecni na imprezie również nie mieli o niczym pojęcia lub po prostu nikt się nie przyznawał. Policja utknęła w martwym punkcie, nie mogli nic zrobić póki nie mieli żadnego punktu zaczepienia.
Brunet niepewnym krokiem przeszedł przez próg szkoły. Na szczęście szybko natknął się na znajomą twarz przy szafkach. Donghyuck z szerokim uśmiechem podszedł do swojego przyjaciela, przytulając go na powitanie.
- Cieszę się, że wróciłeś. Wszystko będzie dobrze, nie martw się.
Mimo pocieszenia przez chłopaka, Renjun wciąż miał pełno obaw. Nie wiedział czy już cała szkoła wie o tym co się działo na imprezie u Jaehyuna. Był wystarczającym pośmiewiskiem, nie chciał być jeszcze bardziej poniżony. Jednak nieco pewności dodawało mu to, że tym razem nie jest już sam.
Podczas pobytu w szpitalu najwięcej czasu spędzał z nim Yukhei. Kiedy Renjun został wypisany do domu starszy chłopak odwiedzał go codziennie i spędzał z nim po kilka godzin. Robili mnóstwo różnych rzeczy, od zwykłej rozmowy, przez naukę w gry karciane, po wspólne odrabianie lekcji blondyna. Możliwe, że zbliżył ich do siebie również fakt, że Yukhei też był Chińczykiem, toteż swobodniej im się rozmawiało po chińsku. Ten czas był dla bruneta jednym z lepiej przeżytych w całym życiu. Yukhei był w stosunku do niego taki troskliwy i kochany, Renjun nie mógł uwierzyć, że ludzie potrafią być dla niego aż tak dobrzy. Jego rodzona matka spędziła z nim raptem dwa dni, twierdząc, że pilnie musi wracać do pracy. Ojciec do niego nawet nie zawitał, a zadzwonił tylko dwa razy.
Podczas jednej z przerw udał się do toalety. Ludzie spoglądali na niego, ale musiał przyznać, że nie usłyszał nic przykrego od żadnej z mijanych osób. Nawet codzienne szepty za jego plecami ucichły. Brunet pomyślał sobie, że może po prostu tak bardzo chciał je wyprzeć z pamięci, że aż mu się udało. Nie wiedział co było prawdą, ale chciał by owa cisza została już do ukończenia szkoły.
Kiedy wyszedł z kabiny, ruszył w stronę umywalki. Poczuł jak ktoś zarzuca rękę na jego ramiona.
- Jak się czuje moje słoneczko? – zapytał Na Jaemin, drugą dłonią ściskając policzki Renjuna. Zaczął się mu badawczo przyglądać. – Krzywe ząbki na swoim miejscu, więc chyba wszystko w porządku – zaśmiał się, ukazując szereg bielutkich zębów.
- Z-zostaw – jęknął Renjun, wyrywając twarz z jego uścisku.
- Oj, już nie bądź taki. Chciałem sprawdzić czy wszystko dobrze – powiedział, zmieniając ton z rozbawionego na poważniejszy. Nie wypuszczając bruneta z uścisku, przejechał kciukiem po jego lewym policzku, przyglądając mu się ze skupieniem. Renjun był jak sparaliżowany, nie potrafił powstrzymać Jaemina, kiedy ten delikatnie uniósł jego podbródek, tak by mogli spojrzeć sobie w oczy. Renjun nigdy w życiu nie znajdował się tak blisko drugiej osoby, ich twarze dzieliły zaledwie centymetry, a jego ciało niemal w całości przylegało do ciała wyższego chłopca. Od oddechu Jaemina jego okulary delikatnie zachodziły parą.
Nagle drzwi toalety otworzyły się.
- Na, zostaw go – warknął szatyn. Jaemin prychnął pod nosem, po czym odepchnął od siebie bruneta i szybko opuścił pomieszczenie. – Wszystko okej? -- zapytał chłopak swoim niskim głosem, który wydawał się być bardzo znajomy Renjunowi.
- T-tak – odpowiedział po chwili. Próbował pozbierać myśli, po dziwnej sytuacji jaka miała miejsce z Jaeminem.
Szatyn zdał sobie sprawę, że brunet nie bardzo pamięta kim jest. Uśmiechnął się szeroko, po czym przedstawił:
- Jestem Taehyung, przyjaźnie się z Jaehyunem. Słyszałem, że nie pamiętasz co się działo na imprezie, więc nie dziwie się, że i ja ci umknąłem, tym bardziej, że wyszedłem wcześniej – wytłumaczył, a Renjun od razu poczuł się bezpieczniej, mając świadomość, że to jedna z tych „lepszych" osób. – Bardzo cieszę się z tego, że wszystko z tobą w porządku. Jaehyun dawał mi znać jak się trzymasz.
- Zachowałem się żenująco, przepraszam za zmartwienie – powiedział chłopak, skubiąc swój rękaw od mundurka. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, ile jego wybryk musiał przynieść kłopotów nastolatkom, a w szczególności Jaehyunowi.
- To nie twoja wina, mały – rzucił Taehyung, czochrając włosy niższego chłopca. – Chodź, odprowadzę cię pod twoją klasę.
Renjun posłusznie ruszył za Taehyungiem. Po wyjściu z toalety znów poczuł się niepewnie, spojrzenia uczniów skierowane były na niego i starszego kolegę, który zdawał się tym zupełnie nie przejmować. Był kompletnym przeciwieństwem zestresowanego bruneta, który nienawidził gdy cała uwaga skupiała się na nim. Paradoksalnie, działo się tak zdecydowanie zbyt często.
Szatyn odprowadził młodszego kolegę pod klasę. Przed salą czekał już na niego Yukhei, który ucinał sobie pogawędkę z Donghyuckiem. Kiedy tylko zauważył Renjuna w towarzystwie Taehyunga, zjechał starszego wzrokiem. Szatyn pożegnał się z Renjunem, po czym odszedł w stronę z której przyszedł. Na szczęście brunet nie zauważył nic podejrzanego w zachowaniu obu chłopców, jedynie Donghyuck zwrócił na to uwagę.
- Cześć Renjunnie, jak się dzisiaj czujesz? – zaćwierkał wesoło blondyn. Renjun od razu uśmiechnął się słysząc urocze zdrobnienie swojego imienia z ust Yukheia.
- Dobrze, dziękuję.
- Może macie ochotę na coś słodkiego po szkole? Ja stawiam – zaproponował najstarszy.
- Wybaczcie, mam dzisiaj korki z angielskiego – odpowiedział Donghyuck, krzywiąc się na wspomnienie dodatkowych lekcji, których tak bardzo nie lubił.
- A ty, Renjunnie? Mogę liczyć chociaż na ciebie? – Yukhei wydął dolną wargę, marszcząc brwi w taki sposób, że wyglądał co najmniej dziesięć lat młodziej. Mimo swojego dużego wzrostu, twarz Yukheia wyglądała naprawdę młodo. Renjun uważał, że to głownie sprawka wielkich oczu chłopaka, które, swoją drogą, były najładniejszymi oczami jakie Renjun kiedykolwiek widział. Brunet nie potrafił odmówić swojemu starszemu koledze, toteż z delikatnym uśmiechem zgodził się na propozycję Yukheia. – Fantastycznie!
Po skończonych lekcjach Yukhei i Renjun szli w stronę wyjścia ze szkoły. Po opuszczeniu budynku, starszy chłopak zarzucił swoje ramię na barki młodszego i niższego. Renjun w pierwszej chwili się spiął, obawiał się, że ktoś mógłby to zobaczyć, a Yukhei miałby potem kłopoty. W końcu nikt normalny nie zadaje się z chińską podróbką, która jedyne co ma do zaoferowania to pieniądze. A przynajmniej tak twierdził Johnny. A przecież Yukhei też był Chińczykiem i przed zdenerwowanym Johnnym i jego świtą mogła nie uchronić go nawet sympatia uczniów i nauczycieli.
Ale po wyjściu poza teren szkoły Renjun odetchnął. Czuł, że na mieście nic mu nie grozi, szczególnie, kiedy miał obok siebie Yukheia. Starszy chłopak obrał na kurs pobliską kawiarenkę. Miał ogromną ochotę na coś słodkiego.
Przez całą drogę buzia Yukheia zamykała się jedynie wtedy, kiedy głos zabierał Renjun. Na początku ich znajomości ograniczał się do krótkich zdań, jednak teraz jego wypowiedzi były zdecydowanie bardziej rozbudowane. To bardzo cieszyło blondyna, ponieważ uwielbiał słuchać głosu młodszego i był to też znak, że chłopiec czuję się w jego towarzystwie coraz swobodniej. A przecież taki był cel Yukheia, chciał naprawić nadszarpniętą psychikę Renjuna, sprawić by chłopak stał się pewniejszy siebie.
Chłopcy weszli do kawiarni, Yukhei skierował swoje kroki do dwuosobowego stolika przy ścianie. Renjun podreptał za nim, usadawiając się na miejscu naprzeciwko blondyna. Po chwili kelnerka przyniosła im dwie karty.
- Bierz to na co tylko masz ochotę, pamiętaj, że ja stawiam – powiedział blondyn, otwierając swoją kartę.
Renjun zarumienił się, uważał, że to niewłaściwe, że Yukhei chciał za nich płacić. Brunet zawsze miał przy sobie trochę pieniędzy. Wcześniej większość z nich zostawała mu odbierana przez Johnny'ego, lecz w stosunku do zamożności jego rodziny, te pieniądze to były grosze. Jednak dzisiaj miał przy sobie wystarczająco pieniędzy za zapłacenia za ich dwójkę. – Nie trzeba, Yuki, ja mogę za nas zapłacić.
Blondyn szybko podniósł głowę, marszcząc brwi. Kiedy zobaczył strach w oczach Renjuna od razu złagodniał. Nie chciał, żeby chłopiec poczuł się winny.
- Ja cię zaprosiłem, więc ja płacę – powiedział łagodnie Yukhei.
Renjun westchnął, kiwając głową. Był przyzwyczajony do sponsorowania wszystkim. Ludzie, którzy choć przez chwilę byli blisko niego, wyciągali z niego jak najwięcej się dało. Nikt nigdy nie liczył się z jego zdaniem, a jedynie z jego portfelem. Renjun nawet jeśli wiedział, że jest wykorzystywany, robił co mu kazano, by nie tracić bliskich. Jednak oni i tak odchodzili, kiedy znudziły im się pieniądze bogatego Chińczyka. Renjun pozostawał sam.
Yukhei widział, że twarz Renjuna nabrała smutnego wyrazu. Sącząc swoje Latte, zmarszczył brwi. Oderwał się od ciepłego napoju i spojrzał na przyjaciela.
- Co jest, Renjunnie?
- Ja... Po prostu cieszę się, że cię poznałem Yuki, że mogę być tu z tobą – wyznał Renjun, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Czuł ciepło jakie rozchodziło się po jego całej twarzy spowodowane wyznaniem. Szybko poprawił swoje okulary, spuszczając wzrok na stół.
Nagle poczuł, jak Yukhei chwyta jego wolną dłoń i złącza ją ze swoją, przeplatając palce. Renjun spojrzał na starszego chłopaka, który uśmiechał się szeroko. Renjun nie mógł oderwać od niego wzroku, był nim tak bardzo oczarowany.
- Renjunnie, to ja jestem szczęściarzem, że mam ciebie – odpowiedział, leciutko kiwając ich dłońmi na boki.
Brunet zagryzł swoją wargę, uśmiechając się przy tym. Pierwszy raz usłyszał takie wyznanie od drugiej osoby. Piękniejszym był to, że powiedziała mu to osobą, która powoli stawała się jego całym światem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top