2.
- Injunnie, proszę no!
Chłopcy siedzieli w małej, przytulnej kawiarence nieopodal ich liceum. Jaehyun uparł się, żeby zrobić sobie przerwę od nudnej biblioteki szkolnej i niemal siłą zaciągnął tutaj Renjuna. Chłopak nie miał dzisiaj humoru na żadne wyjścia, po szkole chciał się udać od razu do pustego domu, w którym jedyną żywą osobą była jego gosposia. Ale obiecał Jaehyunowi pomoc przed sprawdzianem z matematyki, toteż został ubłagany przez starszego szatyna.
Jednak materiał skończyli przerabiać kilka minut temu, a Jaehyun od tego czasu próbował przekonać Renjuna, aby wpadł na małą imprezę, którą organizuje w sobotę.
- Będzie tylko grono najbliższych znajomych, naprawdę nie masz się o co martwić – prosił.
- Tym bardziej nie powinienem się wpraszać, będę tylko przeszkadzał – rzekł brunet, nieprzekonany co do pomysłu starszego. Nie chciał psuć imprezy starszym nastolatkom swoją obecnością, sam zapewne nie czułby się tam komfortowo.
- Proszę, RenRen, zajmę się tobą. – Renjun nie mógł zrozumieć dlaczego Jaehyunowi tak bardzo zależy na jego obecności, ale było to naprawdę przyjemne uczucie. Jak do tej pory nikt go nigdzie nie zapraszał, wolny czas spędzał w samotności. Miłą odmianą byłoby wyjście w weekend, tym bardziej do znajomych.
- Zgoda. – Po zastanowieniu Renjun uległ prośbom starszego kolegi. Ten zadowolony z decyzji młodszego chłopca, przerzucił rękę przez jego barki, przyciągając do siebie.
Jaehyun był pewny, że takie wyjście dobrze zrobi Renjunowi. To pomogłoby mu się rozluźnić i Renjun w końcu przekonałby się, że jednak może z kimś spędzać czas. Bo Jaehyun już od jakiegoś czasu uznawał go za swojego kumpla, mimo różnicy nie tylko wieku, ale i charakterów. Renjun był jednym z bardziej lubianych przez niego towarzystw.
- Nie pożałujesz, obiecuję! – zapewnił szatyn ostatni raz.
***
Kiedy nadeszła sobota, stres Renjuna niesamowicie się spotęgował. Zdał sobie sprawę, że naprawdę jest dość kiepski w kontaktach międzyludzkich. Jak powinien zachowywać się przy osobach, które znają się od lat? On zdecydowanie nie pasował do świata Jaehyuna. Po południu był nawet skłonny napisać do starszego chłopaka, że źle się czuje i niestety nie może wpaść na jego imprezę. Jednak został wyprzedzony przez wiadomość Jaehyuna na KakaoTalk.
Jaehyunnie hyung
15:59
Mam nadzieję, że nie planujesz się wycofać. Wszyscy wiedzą, że będziesz, nie możesz mnie teraz wystawić!
Renjun pokręcił głową, był w czarnej dziurze, nie mógł się już wycofać. Wziąwszy kilka głębokich wdechów stwierdził, że da radę. Przecież to nie było nic wielkiego, Jaehyun zapewnił go, że jego znajomi są naprawdę w porządku. Nie będzie tam nikogo kto by się z niego naśmiewał lub poniżał. Mógł czuć się bezpiecznie, ponieważ nie będzie tam Johnny'ego, Yuty, Jaemina ani Jungwoo. Zatem wszystko powinno pójść dobrze. Przez głowę Renjuna przeszła myśl, że może nawet pozna kogoś z kim zdoła się zaprzyjaźnić. Jednak ta myśl tak szybko jak się pojawił, tak szybko i zniknęła. Zbeształ się za to, powinien cieszyć się, że chociaż Jaehyunowi w jakimś stopniu zależy na ich znajomości. Miał nadzieję, że nie jest to tylko litość i zadośćuczynienie za pomoc w matematyce.
Kiedy wybiła osiemnasta Renjun wyszedł z domu, ówcześnie żegnając się z gosposią Ming. Uprzedził ją, że wróci do domu najpóźniej o dwudziestej trzeciej, tak by starsza kobieta nie musiała się zbytnio zamartwiać. Brunet jadąc autobusem pod adres podany przez Jaehyuna cały czas próbował się uspokoić. Przed znajomymi szatyna chciał zaprezentować się jak najlepiej, tak by nie musiał się za niego wstydzić. Zaczął się bać, że popełni jakąś karygodną gafę, a Jaehyun natychmiast się od niego odetnie. Wtedy Renjunowi byłoby niesamowicie przykro, ponieważ lubił starszego kolegę i bardzo lubił pomagać mu w lekcjach.
Dotarłszy pod dany adres słychać było nie za głośną muzykę. Renjun nie wiedział czy gdy zadzwoni dzwonkiem ktoś go usłyszy i mu otworzy. Jednak, żeby się tego przekonać musiał wpierw to zrobić. Nacisnął dzwonek, nie za długo, ani nie za krótki. Wystarczyło to, by po kilku sekundach w progu zjawił się uśmiechnięty szatyn.
- Super, że się nie wycofałeś! – zaćwierkał wesoło Jaehyun. – Rozbieraj się i wchodź do salonu. Wszyscy już są.
Renjun skinąwszy głową usłuchał prośby Jaehyuna. Zdjął z siebie zimowe ubranie i ruszył w kierunku największego z pokoi. W środku znajdowało się dziesięcioro nastolatków. Kiedy Renjun wszedł do pomieszczenia, wszyscy zwrócili na niego uwagę.
- Uwaga wszyscy, to jest Renjun – powiedział Jaehyun, zagłuszając muzykę. – Renjun, to są wszyscy. – I zaczął wymieniać po kolei. Renjun starał się zapamiętać jak najwięcej imion, ale był w tym bardzo kiepski. Nie miał pamięci ani do imion ani do twarzy, ale to może przez to, że nigdy nie musiał ich pamiętać.
Dwie dziewczyny zaproponowały, aby młodszy chłopak się do nich dosiadł. Pytały go o różne rzeczy, tak by młodszy poczuł się nieco luźniej z tyloma nowymi osobami. Po jakimś czasie Renjun zapamiętał, że te dwie, całkiem sympatyczne noony to Soojung i Myungeun.
W pewnym momencie Renjun naprawdę poczuł się rozluźniony. Kiedy do rozmowy dołączyła się dwójka chłopaków, choć nie mówił zbyt wiele, słuchał z przyjemnością. Nie za wysoki brunet, o małych oczach opowiadał o swoim ostatnim, nieudanym obozie tanecznym, gdzie musieli spać w jakichś drewnianych chatkach w środku gęstego lasu.
Po dwudziestej drugiej Renjun powoli zaczął sprawdzać jakiś środek komunikacji, którym najwygodniej dojechałby do domu. W ostateczności gotów był wziąć taksówkę, co w zasadzie powinien zrobić, gdyż rodzice zawsze go uczyli, że jeśli ma przy sobie wystarczającą ilość gotówki, powinien zamówić taksówkę. Uważali to za o wiele bezpieczniejsze, w dodatku, w ich przypadku pieniądze nie grały roli.
- Hej, mały – przywitał się szatyn o bardzo niskim głosie, łapiąc Renjuna, kiedy ten szedł w stronę toalety. Renjun wytężył umysł, ale nie przypomniał sobie jego imienia. Miał za to bardzo specyficzny, jakby kwadratowy uśmiech. Wyglądał niegroźnie, dlatego Renjun starał się nie zacząć panikować. – Jak się z nami bawisz? Nie jest za sztywno jak dla takiej osoby?
- Czyli jakiej? Przecież jestem jak wy – powiedział Renjun i usilnie starał się uwierzyć w swoje słowa. Przecież był taki sam jak osoby w domu Jaehyuna, niczym nie odstawał, był zwyczajnym nastolatkiem jak pozostali.
- No tak, masz racje – chłopak zaśmiał się, wystawiając język. – Ale mam dla ciebie propozycję.
- Jaką propozycję?
- Masz niepowtarzalną okazję, żeby zaszaleć dzisiejszej nocy. Pozytywnie oczywiście – tłumaczył szatyn, z kieszeni spodni wyciągając jakąś małą torebeczkę. Oczy Renjuna poszerzyły się znacznie, kiedy ujrzał małą tabletkę w samym środeczku. Doskonale wiedział co to za propozycja. Poprawiając okulary, które zsunęły mu się na czubek nosa, spojrzał na wyższego.
- Co to konkretnie?
- Samo dobro – zaśmiał się. – Po prostu pomyślałem, że jesteś osobą, której się to przyda. Przestraszony, zestresowany... Nie chcesz choć raz się oderwać?
Renjun niepewnie popatrzył na torebeczkę. Następnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Nigdzie nie natknął się na Jaehyuna. Choć było zaledwie przed dwudziestą trzecią, to część osób zdecydowanie przesadziła z alkoholem, dlatego trzymała się już tylko połowa. Młody Chińczyk nie wiedział co powinien zrobić, potrzebował osoby, która mu podpowie. Lecz w tej chwili nie mógł liczyć na Jaehyuna, a nie chciał wyjść na zupełnie sztywnego przed nowym znajomym. Na szybko wypisał w głowie wszystkie za i przeciw. Idąc za radą chłopaka rozluźniłby się i nie wyszedłby na mięczaka. W tamtej chwili nie wydawało mu się, że cokolwiek może pójść nie tak.
- Co tu się dzieje? – zapytał, pojawiając się jakby znikąd, bardzo wysoki chłopak, o blond włosach i niemal równie niskim głosie co brązowowłosy. Drugi z chłopaków od razu schował to co trzymał w dłoni do kieszeni spodni. Renjun poczuł się przy nich tak niedojrzale, był zaledwie rok młodszy a zamiast niskiego głosu miał jedynie niski wzrost.
- Nic, Yukhei – parsknął szatyn. – Rozmawiam z nowym znajomym, chyba to jest w porządku?
Yukhei sceptycznie spojrzał na swojego kolegę. Następnie przeniósł wzrok na niższego chłopca.
- Cokolwiek ci proponuje, nie rób tego – powiedział, zwracając się prosto do Renjuna, po czym odszedł.
- Gbur – prychnął szatyn, nienawistnie patrząc w kierunku odchodzącego blondyna. - Nie słuchaj go, jest strasznie zarozumiały, lubi rządzić całym towarzystwem.
Chłopak wyczuł wahanie młodszego. Pociągnął go w stronę salonu, zwracając na siebie uwagę pijanych towarzyszy.
- Czy wy też uważacie, że nasz nowy kolega zasługuje na swoją inicjację? – zapytał, machając torebką przed oczami nieśpiącej, pijanej piątki. Wszyscy godnie wydali z siebie okrzyk przyznający rację chłopakowi.
- Dawaj chłopie! – krzyknął ktoś, lecz Renjun nie był w stanie zlokalizować czyj to był głos.
Renjun początkowo chciał odmówić szatynowi, gdyż ostrzeżenie blondyna brzmiało naprawdę poważnie. Jednak chłopak szybko go uspokoił, zachęcająco machając swoją torebeczkę. Renjun szybko wziął ją od chłopaka, a samą tabletkę połknął jeszcze szybciej. Nie mógł cofnąć tego co zrobił, ale wydawało mu się, że tą spontaniczną decyzją zyskał w oczach swojego rozmówcy.
- Zuch chłopak. – Szatyn poklepał go po ramieniu, a reszta zaczęła krzyczeć i żywo klaskać. Renjun uśmiechnął się szeroko, po czym na szybko napisał wiadomość do pani Ming, że zostanie na noc u swojego kolegi. Czuł, że dopiero teraz zacznie się dla niego prawdziwa zabawa.
Yukhei wrócił do salonu. Kiedy był na górze sprawdzić, czy reszta śpiących nic sobie nie zrobiła, usłyszał z dołu jakieś wiwaty, ale zupełnie nie był w temacie. Kiedy zapytał Myungeun o co chodzi, usłyszał jedynie „młody jest już nasz", po czym dziewczyna poszła na balkon zapalić ze swoim chłopakiem. Yukheiowi strasznie nie spodobały się jej słowa, miał co do nich bardzo złe przeczucia. Postanowił znaleźć nowego znajomego, gdyż domyślał się, że to właśnie o niego chodzi. Jako że, nie było go już w salonie, ani na korytarzu, postanowił sprawdzić dolną toaletę. Już z daleka zauważył włączone światło. Zapukał w drzwi, jednak nie uzyskał żadnego odzewu. Powtórzył czynność, lecz kiedy usłyszał głośne uderzenie bez zastanowienia wparował do środka.
Na ziemi leżał Renjun, przez którego ciało przechodziły drgawki. Przerażony Yukhei na widok piany cieknącej po policzku młodszego prawie sam zemdlał ze strachu.
- Kurwa, kurwa, kurwa! – krzyczał, trzęsącymi dłoni wyciągając telefon z kieszeni spodni. Jak na złość upuścił go, jednak nic mu się nie stało. Szybko wybrał numer na pogotowie, po czym opisał wszystko co się dzieje z jego nowym kolegą. Wiedział, że nie może powstrzymać drgawek Renjuna, z bezradnością musiał patrzeć i czekać.
- Błagam, żebyś przeżył – jęczał, kiedy drgawki minęły, a brunet stracił przytomność. Ze łzami w oczach uklęknął przy chłopcu, sprawdzając puls, który był już ledwo wyczuwalny.
W drzwiach łazienki pojawiły się dwie osoby.
- O cholera – mruknął jeden z chłopaków, widząc nieprzytomnego siedemnastolatka.
- To wszystko twoja wina – warknął Yukhei, zwracając się do drugiego z nich. – Gdybyś nie dał mu swojego gówna nie walczyłby teraz o życie!
- Yoongi, wychodzimy – mruknął szatyn, szybko opuszczając pomieszczenie. Drugi chłopak niemal od razu ruszył za nim. Yukhei ponownie został sam.
- Błagam, nie umieraj – jęknął ostatni raz, a łzy płynęły po jego policzkach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top