13.

Yukhei rozejrzał się po dobrze mu znanym miejscu. Choć był tutaj tylko raz, to zapamiętał je doskonale. Znajdował się pod jabłonią, gdzie rosły naprawdę śliczne i przepyszne jabłka. Kilkanaście metrów przed nim znajdował się mostek, a pod nim rzeczka z chłodną, acz niesamowicie czystą i przyjemną wodą.

- Na co tak patrzysz? – zaśmiał się młodszy chłopak.

Yukhei skierował swój wzrok w dół. Na jego udach leżał szeroko uśmiechnięty Renjun. Na nosie z powrotem miał swoje okrągłe okulary.

- Na ciebie – odpowiedział starszy, czochrając jego ciemne włosy, na co Chińczyk zaczął chichotać. Blondyn automatycznie uśmiechnął się szeroko na ten dźwięk.

Po chwili brunet podniósł się z nóg starszego, a zamiast tego usiadł naprzeciwko niego. Przez kilka sekund, które w tamtym momencie wydawały się trwać godziny, po prostu wpatrywali się w siebie. Blondyn nie myślał o niczym innym jak o tylko o tym, jakie oczy Renjuna są wspaniałe. Było w nich widać mnóstwo emocji, które chłopiec często starał się maskować. Ale jego oczy tego nie potrafiły, było widać w nich wszystko. Na pewno był w nich strach, niepewność, ale i szczęście, odwaga...

Renjun powoli zbliżył swoją dłoń do policzka Yukheia. Pod wpływem przyjemnego dotyku bruneta, Yukhei na chwilę przymknął oczy, zatracając się w nim. Poczuł niesamowite ciepło, rozchodzące się po jego ciele. Kiedy uniósł powieki, spostrzegł, że emocje w oczach Renjuna nieco się zmieniły. Strach i niepewność niemalże całkowicie uleciały, pozostawiając miejsce ekscytacji, pragnieniu, a także miłości.

Brunet zbliżył swoje wargi do tych Yukheia, łącząc je w długim i leniwym pocałunku. Nigdzie się nie spieszyli.

Renjun jedną dłonią gładził policzek starszego, drugą natomiast wplątał w jego włosy, ciągnąć za nie delikatnie. Yukhei w tym czasie przyciągnął do siebie Renjuna jak najbliżej, chciał go czuć całym sobą. Delikatnie błądził rękami po jego plecach, biodrach, a nawet po pośladkach. Młodszy chłopak co jakiś czas mruknął wyraźnie zadowolony.

Oderwali się od siebie dopiero kiedy obu trudno było złapać oddech. Spojrzeli na siebie szczęśliwi.

- Wejdziemy do rzeki? – zapytał młodszy, palcem przejeżdżając po udzie starszego chłopaka.

- Naprawdę chcesz? – zaśmiał się Yukhei, łącząc swoją dłoń z dłonią Renjuna. Zdecydowanie różniły się wielkością, ale sprawiały wrażenie idealnie dobranych.

- Jasne.

- To chodź!

Yukhei szybko poderwał się z ziemi, ciągnąć za sobą Renjuna, który śmiejąc się od razu ruszył za nim. Yukhei powoli zaczął schodzić po nie za stromym zboczu, cały czas trzymając dłoń młodszego. Starali się nawzajem asekurować. Choć w tym wypadku to Rejunowi lepiej szło schodzenie, więc on okazał się o wiele bardziej przydatny Yukheiowi, niż odwrotnie.

Młodszy zadowolony jako pierwszy wbiegł do rzeki, ochlapując chłodną wodą starszego.

- O nie! Będzie zemsta! – krzyknął Yukhei, wylewając więcej wody na Renjuna. Przez ów zabawę obaj już po chwili stali się cali mokrzy.

Kiedy znaleźli się naprzeciwko siebie, Yukhei nie mógł się powstrzymać i przyciągnął Renjuna do krótkiego, ale mocnego pocałunku. Uśmiech ani na moment nie zszedł z twarzy bruneta.

Po jakimś czasie chłopcy wyszli z wody i usiedli na mostku, spuszczając z niego nogi, tak jak to wcześniej robiła Yeri. Słońce powoli zaczęło zachodzić, mieli na to idealny widok. Yukhei położył swoją dłoń na udzie młodszego, a ten oparł swoją głowę o jego ramię.

- Jesteś na mnie zły? – zapytał Yukhei, po kilku minutach panującej ciszy.

Renjun oderwał głowę od jego ramienia i spojrzał na niego marszcząc brwi. – Yuki, nigdy nie jestem na ciebie zły.

- I tak przepraszam. Za wszystko co ci zrobiłem, nie zasługuję na ciebie – westchnął starszy, zaciskając dłoń na udzie młodszego. Tak bardzo nie chciał go znowu tracić, chciał zostać przy nim.

- Nie przepraszaj – odrzekł Renjun, palcami przyciągając twarz Yukheia w swoją stronę. – Kocham cię, wiesz?

- Ja ciebie też – mruknął blondyn i zamknąwszy oczy, oparł swoje czoło o czoło Renjuna. – Zostaniesz ze mną?

- Cały czas jestem z tobą – odpowiedział młodszy, śmiejąc się pod nosem.

Te słowa utknęły w sercu Yukhei naprawdę głęboko. Chciał, żeby to była prawda.

Nagle spokojną ciszę przerwał czyjś szept. Yukhei poczuł jak jego ciało zaczęło się trząść. Chciał złapać dłoń Renjuna, ale nie był w stanie. Kiedy otworzył oczy, przed sobą nie zastał już Renjuna, a jedynie Chenle.

- Yukhei, wstań w końcu – mruczał zaspany chłopak. – Przespałeś budzik. Miałeś iść dzisiaj do szkoły, pamiętasz?

Yukhei westchnął cierpiętniczo, po czym mruknął do brata, że zaraz wstanie. Miał ochotę krzyczeć, chciał z powrotem znaleźć się w swoim śnie. Ale to był tylko sen...

Tak bardzo tęsknił za Renjunem. Ale obiecał sobie, że to koniec z unikaniem wszystkiego i wszystkich.

Cała czwórka przez ostatni dni nie pojawiła się w szkole. Rodzice, a także nauczyciele byli dla nich wyrozumiali. Szczególną troskę zaczęto sprawować nad Jaehyunem. Jednak i pozostała trójka była pod ścisłym nadzorem najbliższych. Każde z nich przeżyło naprawdę dużo w tak krótkim okresie. Nie każdy dawał po sobie poznać ogromny ból, lecz każdy miał go w sobie. Niektórzy byli w stanie go zamaskować, powoli zacząć sobie z nim radzić.

Jednak sprawa Jaehyuna wciąż pozostawała otwarta. Zważywszy na okoliczności, jego przesłuchanie zostało odłożone w czasie, Jaehyunem zajął się psychiatra. Mimo to, nie mógł przez cały czas uciekać. Sprawę należało wyjaśnić. A tylko Yukhei mógł mu w tamtym momencie pomóc.

Yukhei był naprawdę wdzięczny Chenle, gdyż to właśnie on stał się osobą z którą spędził najwięcej czasu w ciągu ostatnich dni. Choć z początku nie chciał obciążać młodszego brata tak ciężkim brzemieniem w końcu uległ jego namowom i zaczął mu się zwierzać. Dzięki temu poczuł ogromną ulgę, Chenle wspierał go, był wyrozumiały. Gdyby nie on, na pewno dłużej zajęłaby mu mobilizacja do powrotu.

Minęły prawie dwa tygodnie od śmierci Renjuna i tydzień od śmierci Jaemina. Wszystko to wciąż było świeże, jednak Yukhei zrozumiał, że użalanie się i płacz nic nie zmienią. Należało przetrwać najgorsze chwile i powoli uczyć się z tym żyć.

We wtorek, tak jak ustalili, pojawili się w szkole. Blondyn szybko znalazł swojego najlepszego przyjaciela. Postanowili zamknąć już ostatnią sprawę raz na zawsze.

Kiedy tylko Yukhei i Jaehyun spostrzegli Taehyunga wychodzącego z biblioteki natychmiast do niego ruszyli. Yukhei złapał go za ramię, ciągnąc w kąt. Na pewno żaden z nich nie chciał, żeby jakiś przypadkowy uczeń słyszał ich rozmowę. Wystarczająco dużo ludzi zostało wciągniętych w tę historię.

- Czego chcecie? – prychnął szatyn, wyrywając się z uścisku wyższego chłopaka. Złożył ręce na klatce piersiowej i nieco znudzonym wzrokiem wpatrywał się w swoich rówieśników. – Widzę Jung, że czujesz się już lepiej.

- Wiesz jakie mam przez ciebie kłopoty?! – zaczął Jaehyun, od razu atakując swojego byłego kolegę. – Policja myśli, że to ode mnie Renjun miał dragi!

- I co w związku z tym? – zapytał, uśmiechając się perfidnie. Definitywnie nie było mu żal zaistniałej sytuacji.

Nie było mu żal tego, że otruł Renjuna, nie było mu żal z powodu tego, że dał się przekupić Jaeminowi, pomagając mu postawić Yukheia w złym świetle. Był zimny, nie obchodziły go wydarzenia z ostatnich dni.

Jaehyun był bliski uderzenia go, jednak Yukhei wiedział, że przy Taehyungu potrzebne jest zachowanie zimnej krwi. Nigdy nie przepadał za tym chłopakiem, ale Jaehyun się z nim kumplował, więc po prostu starali się nie wchodzić sobie w drogę. Jednak czas spędzony z nim nie poszedł na marne, bo dzięki temu teraz wiedział jak wykorzystać zdobytą wiedzę przeciwko szatynowi.

- Słuchaj Taehyung, nie będziemy kryć twojej zdemoralizowanej dupy kosztem Jaehyuna - przemówił Yukhei. Jego ton był ostry acz rzeczowy. Widać było, że Taehyung spiął się pod wpływem jego słów. – Na Jaehyuna nie mają dowodów, na ciebie znajdą je o wiele szybciej.

- A mówisz mi to, ponieważ...?

- Ponieważ, jeśli zgłosisz się sam, sprawa szybciej skończy się dla mnie, a ty dostaniesz mniejszy wyrok – syknął Jaehyun, mierząc szatyna wzrokiem.

- Dodatkowo porozmawialiśmy sobie dzisiaj z Yoongim i jest gotów nam poświadczyć – dodał Yukhei, uśmiechając się sarkastycznie. – Naprawdę nisko cię ceni, Kim.

Taehyung wpatrywał się raz w Jaehyuna, raz w Yukheia. Wiedział, że żarty się skończyły, a on znalazł się w potrzasku. Policja prędzej czy później by do niego dotarła. Westchnął głęboko, po czym zaśmiał się pod nosem: - Zdradziecka szuja z tego Mina. Cóż, chyba nie mam wyjścia.

Po wyjaśnieniu sprawy z Taehyungiem, Jaehyun i Yukhei postanowili udać się do biblioteki. Musieli w zacisznym miejscu pozbierać myśli i ustalić plan w razie gdyby Taehyung postanowił nie dotrzymać słowa. Ku zaskoczeniu chłopców, przy ich ulubionym stoliku siedzieli już Yeri i Donghyuck. Dziewczyna zajęta była swoim telefonem, natomiast chłopak przeglądał kolejną książkę przyrodniczą. Kiedy dwójka trzecioklasistów przysiadła się do nich, natychmiast zostawili rzeczy które jak dotąd zajmowały ich uwagę.

- Jak się trzymacie? – zagadnął po chwili Yukhei.

- Ujdzie – powiedział Donghyuck, wzruszając ramionami. Yeri przytaknęła młodszemu. – A wy?

- Ujdzie – odpowiedział Jaehyun, ze skrzyżowanymi rękami opierając się o oparcie krzesła.

Blondyn popatrzył na swoich przyjaciół. Atmosfera między nimi była napięta, nad nimi wciąż ciążyła ciemna chmura, której czym prędzej trzeba było się pozbyć. A mogli to zrobić tylko razem. Dlatego jako pierwszy zdecydował się poruszyć temat. Temat, który niesłusznie zaczął być dla nich uważany za temat tabu.

- Słuchajcie – zaczął Yukhei. – Powinniśmy poważnie porozmawiać. Wszyscy razem – dokończył widząc, że Yeri nerwowo zerka na swoją torbę, próbując uciec z biblioteki na lekcje. Jednak widząc poważne spojrzenie Yukhei ze zrezygnowaniem oparła ręce na stole.

- Yukhei, czy ty chcesz rozmawiać o-

- Tak, Jaehyun – przerwał szybko. – Musimy w końcu to zrobić. Nie możemy wiecznie unikać tego tematu. To nam nie pomoże, tylko wykończy od środka.

- Yukhei ma racje – mruknął Donghyuck. Chłopak trzymał swoje ręce na kolanach, widać było, że denerwuje się tym wszystkim. – To nie jest łatwe... Strasznie mi go brakuje, czuję, że zawaliłem. Byłem tak blisko niego, a odszedłem w najgorszym możliwym momencie.

- Nawet tak nie mów, Donghyuck – warknęła Yeri, załzawionymi oczami patrząc na przyjaciela. – To absolutnie nie twoja wina, musiałeś wyjechać. Ty byłeś przy nim zawsze, to ty kazałeś nam na niego uważać.

- To my zawiedliśmy – dodał Jaehyun.

- Mam wyrzuty, że nie poświęciłam mu tej uwagi – kontynuowała dziewczyna. – Jestem zła, że na niego nie naciskałam. Wmawiałam sobie, że sam mi powie, jeśli będzie miał jakiś problem.

- Chyba próbowaliśmy sobie wmówić, że wszystko jest dobrze. Ignorowaliśmy problemy... - dokończył Jaehyun. – To w tym wszystkim jest najgorsze, bo my mogliśmy zrobić dla niego naprawdę dużo.

- Gdybyśmy wszyscy porozmawiali z jego rodzicami, albo chociaż gosposią. Może naszej czwórki by wysłuchali? – rzekła Yeri.

- A może nie – westchnął Donghyuck.

- To ja go najbardziej zraniłem – westchnął Yukhei. – Ja go od siebie odsunąłem. Gdybym był przy nim cały czas, obroniłbym go przed wszystkimi kłamstwami. Bo to właśnie kłamstwa najbardziej go zraniły. Każdego dnia toczył walkę z samym sobą, był taki kruchy. Wystarczyło tylko jedno słowo, żeby zburzyć to co tak sumiennie budował.

- Yukhei, wiemy, że chciałeś dla niego dobrze – odrzekł Donghyuck, wpatrując się w niego wiernymi oczami. Zupełnie jak dziecko. – Każdy z nas się obwinia w tym momencie. I rzeczywiście, nikt nie jest bez winy.

- Ale prawda jest taka, że nie możemy wszystkiego zrzucać na siebie – dopowiedziała Yeri, chwytając siedzącego obok Donghyucka za rękę. Chłopiec uśmiechnął się ciepło do przyjaciółki na ten gest. –To będzie boleć jeszcze długo, ale musimy sobie radzić. Razem? – Wystawiła drugą dłoń w stronę przyjaciół.

- Razem – rzekł Donghyuck, jako pierwszy kładąc wolną rękę na rękę szatynki.

Zaraz po nim zrobił to Yukhei. Trójka przyjaciół spojrzała na najstarszego szatyna wyczekującym wzrokiem. W końcu i on westchnąwszy oderwał się od oparcia krzesła i jako ostatni położył swoją dłoń, mówiąc „razem".

- Czujecie się teraz lepiej? – zapytał blondyn, ponownie przyglądając się twarzom przyjaciół.

- O wiele – westchnęła Yeri, przykładając dłoń do klatki piersiowej, po czym uśmiechnęła się do każdego po kolei.



~~

Dobrnęliśmy do przedostatniego rozdziału!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top