11.
Przez kolejne dwa dni nikt nie dostał jakiegokolwiek znaku życia od Renjuna. Yukhei czuł się naprawdę słabo, był bardzo zmęczony. Przez większość nocy nie był w stanie zasnąć, męczyły go różne koszmary. Zazwyczaj z Renjunem w roli głównej. Bał się tak jak nigdy wcześniej. Tracił młodszego chłopaka z każdym dniem, a nie był w stanie zrobić z tym zupełnie nic. Tylko czekać.
Kiedy nadszedł czwartek Yukhei już nieco ochłonął. Zdawał sobie sprawę, że policja robi wszystko co może, był pewien, że w końcu uda im się znaleźć Renjuna. Wtedy osobiście na niego nakrzyczy, a potem porządnie wycałuje.
Od razu po wejściu do szkoły ruszył w stronę biblioteki, gdzie, przy ich ulubionym stoliku, zastał czytającego Donghyucka. Chłopak był praktycznie tak samo blady jak Yukhei. Lecz w przeciwieństwie do głośnego blondyna, szatyn zaczął zamykać się w sobie. W ciągu dnia odzywał się najmniej, był o wiele cichszy niż zwykle.
- Hej, Hyuck – przywitał się blondyn, zajmując miejsce obok przyjaciela. – Co czytasz?
- Jakąś książkę przyrodniczą – odpowiedział, pokazując starszemu okładkę. – Ma fajne obrazki, odciągają uwagę.
- Naprawdę? Chyba też powinienem sobie jakąś znaleźć – mruknął Yukhei, rozkładając się na stoliku. – Donghyuckkie, jadłeś coś dzisiaj?
- Tak, jabłko – odparł. – Może zjemy dzisiaj razem lunch?
- Dobry pomysł – skwitował Yukhei z lekkim uśmiechem, dzięki czemu i twarz Donghyucka nieco się rozjaśniła.
Nagle do pomieszczenia wparowała Yeri razem z Jaehyunem. Twarz dziewczyny była biała jak ściana, malowało się na niej jawne przerażenie, jakby zobaczyła ducha. Jaehyun kroczył za nią ze spuszczoną głową, co chwilę przecierając oczy.
Usiedli naprzeciwko dwójki chłopaków. Yeri popatrzyła raz na Donghyucka, raz na Yukheia. Widać, że chciała jak najszybciej wyrzucić to z siebie, ale słowa jakby utknęły jej w gardle. Dopiero po zrobieniu głębokiego wdechu, była w stanie słabym głosem odezwać się.
- S-Słyszeliśmy rozmowę dyrektorki z profesor Choi – zaczęła. – Ona powiedziała... Że wczoraj wieczorem... Wyłowiono młodego chłopaka z rzeki Han. Naszego ucznia.
Momentalnie Yukheia oblał zimny pot. To nie było możliwe, żeby tym uczniem był Renjun.
- Nie, to nie Renjun – szepnął Yukhei, ściskając pięści pod stołem.
- Ucznia o nazwisku Huang – dokończył Jaehyun tak słabym głosem, że można go było nie poznać. Szatyn uniósł głowę i przeszklonym wzrokiem spojrzał na swoich przyjaciół. Kiedy łzy spłynęły mu po policzkach, dokończył: - To musiał być Renjun.
Yukhei raptownie wstał od stołu, wywracając przy tym krzesło na którym siedział, a Donghyuck wzdrygnął się na ten spontaniczny i nagły ruch. Blondyn chwycił swój plecak, po czym na odchodne rzucił, że idzie do domu Renjuna. Nie zwracał uwagi na wołanie przyjaciół, musiał osobiście przekonać się, czy to naprawdę był młodszy brunet.
Droga do domu Huanga zajęła mu mniej niż zwykle. O tej porze już nie było korków, a on i tak był zbyt pochłonięty myślami, żeby zwracać uwagę na to co działo się na ulicy. W ostatniej chwili wysiadł na odpowiednim przystanku. Ledwo łapiąc powietrzę, pognał do wielkiej, dobrze mu znanej posiadłości. Kiedy tylko stanął przed drzwiami, zaczął natarczywie przyciskać dzwonek. Minuty, zanim drzwi zostały otwarte zdawały się ciągnąć w nieskończoność.
- Tak? – zapytała średniego wieku kobieta, załzawionymi oczami wpatrując się w chłopaka. Yukhei szybko domyślił się, że musiała to być matka Renjuna. A skoro znajdowała się ona w Seul, nie mogło to, niestety, wróżyć nic dobrego.
- Jestem Wong Yukhei, przyjaciel Renjuna i-
- Wejdź do środka, słońce – zaproponowała kobieta, bardziej uchylając drzwi. Yukhei skorzystał z propozycji. Razem z kobietą skierował się do salonu. – Może chcesz coś do picia?
- Nie, dziękuję. Chciałem się tylko dowiedzieć czy to...prawda? – zapytał, niepewnie zerkając na kobietę. Matka Renjuna usiadła na kanapie obok Yukheia, na szybko ocierając łzy ze swoich policzków.
- Przyjechaliśmy z mężem, jak tylko mogliśmy – zaczęła. – Czekaliśmy, nie mogłam nic zrobić, nawet zadzwonić do jego znajomych. Mąż upierał się, że wróci, że to tylko głupie, szczeniackie wybryki, żeby zwrócić na siebie uwagę.
- To nie prawda. Renjun naprawdę miał problemy – powiedział szybko Yukhei. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to co działo się w głowie chłopaka nie było tylko jakimś okresem buntu.
- Teraz to wiem – westchnęła, przykładając rękę do czoła. – Jestem okropną matką, nie ochroniłam własnego dziecka. Myślałam, że mu to nie przeszkadza, że wszystko z nim dobrze. Rzadko się na cokolwiek skarżył – łkała. Yukhei z trudnością powstrzymywał swoje łzy, czuł, że on nie może się teraz załamać. – Dziękuję, że byłeś przy nim, Yukhei. Renjun mówił o tobie w samych superlatywach, byłeś dla niego wszystkim.
- Ja też zawaliłem. Podobnie jak pani, nie ochroniłem go – wyznał, spuszczając głowę.
- Nie zadręczaj się, ty i twoi przyjaciele pomogliście mu – powiedziała kobieta, kładąc dłoń na ramieniu chłopca, by nieco dodać mu otuchy. – Chciałabym choć ten ostatni raz przytulić go i powiedzieć, że jest dla mnie wszystkim. Choć pewnie mu tego nie okazywałam, kochałam go najmocniej na świecie.
Yukhei spojrzał na kobietę z lekkim uśmiechem. Z początku to właśnie ją i jej męża chciał obwinić o wszystko. Gdyby tylko poświęcili mu trochę czasu, Renjun na pewno czułby się lepiej i prawdopodobnie wciąż był z nimi. Jednak oni też się pogubili, kochali Renjuna, ale nie wiedzieli co będzie dla niego lepsze. Wybrali złą drogę, ale na pewno nie chcieli go skrzywdzić.
Yukhei rozumiał kobietę, widział jak bardzo cierpi. Każdy z nich przeżywał teraz katusze.
- Będę się już zbierał – odezwał się chłopak. – Proszę, niech pani będzie dzielna. Dla Renjuna.
- Dobrze, ty tak samo – odrzekła kobieta, z uśmiechem głaszcząc ramię chłopca. – Ah, zapomniałabym! Renjun zostawił dla ciebie kopertę – powiedziała, wychodząc na korytarz. Powróciła trzymając białą kopertę z napisanym imieniem „Yukhei". – Nie otwierałam jej, chociaż raz chciałam zachować się tak jak powinnam.
Yukhei skinął głową, po czym pożegnał się z kobietą i opuścił dom Huangów. Od razu po wyjściu otworzył kopertę. W środku znajdował się niedługi liścik oraz pendrive. Blondyn niemal natychmiast zadzwonił do Yeri.
- Yukhei... To Renjun – zaczęła dziewczyna słabym głosem.
- Wiem – odrzekł. – Możecie do mnie teraz przyjść? To bardzo ważne, Renjun zostawił dla nas wiadomość.
- Jasne, nic tu po nas – powiedziała, po czym na chwilę zapanowała cisza, gdyż zapewne dziewczyna informowała o wszystkim chłopców. – Będziemy za jakieś czterdzieści minut.
- Idealnie – skitował Yukhei, dochodząc na przystanek.
W oczekiwaniu na autobus postanowił przeczytać list.
„Cześć Yukhei,
to tylko krótkie wprowadzanie do video, które zostawiłem wam na pendrive'ie. Yukhei, to wszystko było dla mnie zbyt trudne. Myślałem, że sobie poradzę, ale jednak to mnie przerosło. Po prostu nie nadawałem się, ani na przyjaciela, ani na syna, ani na osobę którą można pokochać. Mimo tego, co się stało, nawet jeśli i wy byliście ze mną z litości, to był to chyba najlepszy czas w moim życiu. Nie żałuję, że cię poznałem, Yukhei. Ani przez moment nie żałowałem. Pokochałem cię całym sercem, całym sobą. Mam nadzieję, że będziesz teraz szczęśliwy, że każdy z was będzie!
Przyrzekam, że będę dbał o Ciebie, Yeri, Donghyucka i Jaehyuna jak tylko mogę!
Twój Renjun xx
P.S. Jeśli mogę cię jeszcze o coś prosić, to tylko o to, byś nie skreślał Yuty, Jaemin i Jungwoo. Wiem, zrobili dla mnie wiele złego, ale oni sami nie są wcale tacy źli."
Po policzkach Yukheia ciekły gorzkie łzy. Nie mógł uwierzyć, że Renjun mimo tylu zawodów, tylu upokorzeń, tylu oszustw, wciąż tak pozytywnie pisał o nich wszystkich. To tylko bardziej utwierdziło blondyna w tym, że Renjun był najcudowniejszą osobą na świecie i nigdy nie zasłużył na taki koniec. Yukhei nie wiedział czy będzie w stanie wybaczyć to sobie, a tym bardziej Jaeminowi czy Jungwoo, którzy tak okrutnie zadrwili sobie z bruneta.
- Dobra, włączaj to szybko – ponagliła Yeri, kiedy wszyscy już zasiedli przed komputerem w pokoju Yukheia. Na szczęście w domu byli sami, rodzice w pracy, a Chenle w szkole. Blondyn szybko włożył pendrive'a do gniazdka, a gdy już się załadował, wybrał jedyny znajdujący się nań film.
- O matko – jęknęła Yeri, kiedy ich oczom ukazała się sylwetka Renjuna, siedzącego przy swoim biurku.
Yukhei spojrzał na twarze swoich towarzyszy, kiedy upewnił się, że każdy z nich jest już gotowy, odpalił nagranie.
- Hej wszystkim – przywitał się optymistycznie Renjun, a z oczu Yeri popłynął potok łez. – Tyle razy byłem filmowany bez mojej zgody, więc tym razem wszystko jest wedle mojego własnego planu. Na początek chciałbym wam powiedzieć, że nie obwiniam wam absolutnie o nic i wy siebie też nie powinniście.
- To nie takie proste, Ren – prychnął Jaehyun, ścierając łzę ze swojego policzka.
- To co się wydarzyło zostało zaplanowane już bardzo, bardzo dawno temu. Nim jeszcze dobrze się poznaliśmy – kontynuował, delikatnie skubiąc pasma krótszych włosów. – W mojej głowie stale była masa czarnych myśli, nie potrafiłem sobie z nimi poradzić, a czułem, że pomoc od kogoś też niewiele da. Ja się po prostu czułem źle, nic nie mogło tego zmienić. Ale dzięki wam, udało mi się plany stanowczo odłożyć w czasie. Gdyby nie wasza czwórka to skończyłbym to o wiele wcześniej. Choć impreza u Jaehyuna powinna być jednym z gorszych przeżyć w moim życiu, stała się jednym z lepszych, bo poznałem ciebie, Yuki!
Blondyn zarumienił się na bezpośrednie wskazanie na jego osobę. Wiedział, że z Renjunem było źle, jednak nie spodziewał się, że aż tak źle.
- Naprawdę dziękuję wam za to, że byliście dla mnie przez te miesiące. Żałuję, że mnie już nie może być dla was, ale tak musiało się stać. Będę się wami opiekował, wiecie? Naprawdę kocham was wszystkich i będę was pilnował. Nawet jeśli byście tego nie chcieli, to trudno, tym razem to ja mam władzę – zaśmiał się, przez co nawet na ustach pozostałych zabłądziły drobne uśmiechy.
- Cóż, to chyba na tyle. Mam nadzieję, że nie będziecie na mnie źli. To wszystko nie było moją bajką, przerosło mnie. Ale wy wszyscy walczcie, bądźcie odważni, tak, bym mógł być z was dumny. Kocham was, do widzenia!
Nagranie się zakończyło. Przez kilka minut nikt nie był w stanie wydusić z siebie nawet słowa.
- On... Planował to od dawna – szepnął Donghyuck.
- Mam nadzieję, że jest teraz szczęśliwy – jęknęła Yeri, jednak salwa łez znów spłynęła po jej policzkach. Szloch przechodził przez całe jej ciało. Jaehyun siedzący najbliżej dziewczyny, przytulił ją, pozwalając jej moczyć jego marynarkę.
Yukhei westchnął głęboko. Nie miał już czym płakać. Renjun chciał, by byli dla niego silni. Blondyn wiedział, że to jeszcze nie koniec.
***
W piątek pierwsza rzecz jaką planował zrobić Yukhei po przekroczeniu szkoły, to dorwanie Na. Choć Renjun nie chciał żadnej zemsty, blondyn nie mógł tak po prostu mu odpuścić. Wiedział, że to on był osobą, która w tak podły sposób oszukała Renjuna, stawiając jego i Jaehyuna w najgorszym możliwym świetle. Nie mógł mu tego tak po prostu darować.
Odnalazł klasę chłopaka. Zauważył, że różowowłosego nie ma w środku, dlatego postanowił zaczekać. Po dwóch minutach zauważył chłopaka, sunącego się po korytarzu bardzo wolnym krokiem. Jego głowa była spuszczona, zdawał się zupełnie nie zwracać uwagi na otoczenie.
Yukhei westchnąwszy, zbliżył się do młodszego chłopaka, i jedną ręką przyszpilił go do ściany. Jaemin spojrzał na niego przestraszonym wzrokiem.
- Myślałeś, że ci odpuszczę? – syknął Yukhei, mierząc wzrokiem młodszego. – Nie będę zwalać na ciebie całej winy, ale po cholerę go tak okłamywałeś?! Czy ty naprawdę nie masz serca? Bawiło cię jego cierpienie?
- To nie tak – mruknął Jaemin, zagryzając drżącą wargę. Uciekał wzrokiem od spojrzenia Yukheia, nie mógł go znieść.
- Chciałeś go wykończyć.
- Nie chciałem! – jęknął, gwałtownie spoglądając w oczy starszego. – Przeciwnie, to była ostatnia rzecz jakiej pragnąłem. Nie chciałem go skrzywdzić.
- Ale to zrobiłeś i to bardzo okrutnie – warknął blondyn, puszczając Jaemina.
- Wiem, jestem potworem – załkał Jaemin, zasłaniając swoją twarz dłońmi. Płakał, gorzko płakał. Yukhei popatrzył na niego chwilę pustym wzrokiem, po czym postanowił odejść. Bezsensu było dalsze grzebanie w przeszłości. Jaemin też żałował tego co robił przez tyle miesięcy, było to ewidentnie widoczne.
Jednak naprawę było już za późno. Wszystko posypało się wraz ze śmiercią Renjuna. Yukhei czuł się, jakby Renjun zabrał ze sobą cząstkę jego samego. Natomiast on zachował cząstkę Renjuna.
Dzień był okropnie męczący. A przecież po południu czekał go pogrzeb jego ukochanego. Jednak nie wiedział, czy będzie miał dość odwagi by się na nim pojawić. Wciąż był okropnym tchórzem, bał się bólu. Ale chciał pożegnać się z Renjunem. Choć doskonale wiedział, że nigdy tak naprawdę nie będzie w stanie tego zrobić.
***
- Cholera, Jaehyun. Uspokój się i powiedz jeszcze raz – powiedział Yukhei.
Był niedzielny wieczór. Dzień, w którym Yukhei pierwszy raz od kilku dni był w stanie wyciszyć myśli, uspokoić się. Powoli zaczął wracać do tego co dzieje się tu i teraz. Choć emocjonalny ból po stracie ukochanego chłopca dokuczał mu cały czas, był w stanie funkcjonować. Przerwał to dopiero telefon od roztrzęsionego przyjaciela, który ewidentnie miał poważne kłopoty.
- Cholera, policja u mnie była. Plotki o mojej imprezie na szczęście szybko przeszły, ale kurwa, mają mnie za dilera! Yukhei, ktoś rozpowiedział, że to ja poczęstowałem Renjuna tymi dragami – niemalże łkał. - Kurwa, Yukhei, ja nawet nie jestem wiarygodny zaprzeczając, bo tak się schlałem, że zasnąłem! Błagam cię, zrób coś. Jutro po południu mam się zjawić na komisariacie. Cholera, oni nie mogą mnie zamknąć!
Yukhei westchnął głośno. Jeden problem gonił drugi.
- Dobra, rozwiążemy to – westchnął Yukhei, przykładając dłoń do czoła. – Czuję, że będzie potrzebna kasa.
- Kurwa, Yukhei, tu chodzi o więzienie! Zapłacę ile będzie trzeba!
- W porządku. Widzimy się jutro, wiem co robić.
- Ufam ci.
Tymi słowami chłopcy zakończyli połączenie.
Jednak rano Yukhei nigdzie nie mógł znaleźć swojego przyjaciela. Próbował się do niego dodzwonić, jednak na marne. Był zły, że Jaehyun nie daje znaku życia, jednak z drugiej strony był w stanie mu to wybaczyć. Domyślał się, że szatyn był wykończony tym wszystkim, podobnie jak reszta. Na pewno zapomniał nastawić budzika i odsypiał. Yukhei stwierdził, że nie ma co go męczyć, a po prostu zajrzy do niego wieczorem, po tym jak chłopak wróci z komendy.
Kierując się na pierwsze piętro, Yukhei spostrzegł Yeri razem z jakimś chłopakiem. Szybko domyślił się, że jest to ów chłopak, o którym wcześniej im mówiła.
Kiedy tylko szatynka spostrzegła swojego przyjaciela, pożegnała się z Alimuradem całusem w policzek i pognała do Yukheia.
- Twój chłopak nie jest zazdrosny, że tyle czasu spędzasz z innymi? – zapytał, lekko śmiejąc się pod nosem.
- Przestań, on wie, jak wiele dla mnie znaczycie – odpowiedziała dziewczyna, czochrając włosy blondyna. – Masz może ochotę na jakiś obiad i spacer po szkole? Chyba obu nam się przyda dotlenienie.
- W porządku, ale wieczorem wpadniemy do Jae. Nie ma go dzisiaj, pewnie śpi, bo po południu musi iść na komendę.
- Na komendę?!
- Chodźmy do biblioteki, wytłumaczę ci wszystko.
Yukhei po krótce opowiedział o wszystkim Yeri. Dziewczyna była zszokowana, wiedziała, że nie mogą tak tego zostawić.
W ciągu reszty dnia, przyjaciele spędzili we trójkę. Donghyuck, jako że, kończył wcześniej niż pozostała dwójka, odmówił wspólnego wyjścia.
Yukhei i Yeri po skończonych lekcjach wybrali się na obiad. Po tym postanowili pójść na długi spacer. Żadne z nich nie spieszyło się tamtego dnia. Pogoda była naprawdę ładna, początek czerwca niósł ze sobą mnóstwo promieni słonecznych oraz delikatnego, przyjemnego wiatru. Przez kilka dobrych minut dwójka przyjaciół spacerowała w ciszy, zbierali swoje myśli do kupy.
Nawet nie zauważyli, kiedy niebieskie kolory na niebie, zaczęły przechodzić w pomarańczoworóżowe.
- Chodźmy już do Jaehyuna, musimy go wesprzeć – rzekła dziewczyna. Yukhei przytaknął jej od razu.
Kiedy para zmierzała ku przystankowi, telefon dziewczyny zaczął dzwonić. Gdy na ekranie pojawiło się imię Donghyucka, od razu wzięła na głośnik.
- Co jest, Hyuckkie? – zapytała.
- Jaehyun jest w szpitalu – wysapał młodszy. Z tonu jego głosu można było wywnioskować, że biegł, albo poruszał się naprawdę szybko. – Byłem u niego przed chwilą, drzwi otworzył mi jego starszy brat. Powiedział, że jakieś dwie godziny temu karetka zabrała Jaehyuna, bo próbował przedawkować.
~~
Jesteśmy już coraz bliżej końca!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top