10.

       

Renjun odpuścił sobie środę, żeby móc odpocząć. Potrzebował jednego dnia, żeby poukładać niektóre rzeczy w swojej głowie, by podjąć ostateczną decyzję. Wiedział już co robić, jeśli to o czym mówił Jaemin okaże się prawdą. Naprawdę miał już wszystkiego dość, chciał skończyć głupie gierki, dość fałszu i kłamstwa.

Jednak ku jego zaskoczeniu w szkole nie zastał Yukheia. Akurat w dzień, kiedy postanowił już co robić, najważniejszy punkt jego planu postanowił się nie zjawić. Był zły, ponieważ chłopak nie odpisywał na wiadomości, nie odbierał telefonu. Sam też nie kwapił się, żeby coś napisać. Renjun był wściekły, ale zarazem zmartwiony brakiem kontaktu z Yukheiem.

Podobnie minął czwartek. Wtedy Renjun gotowy był iść do domu Yukheia. Żeby wyjaśnić z nim wszystko, żeby rozwiać wszystkie wątpliwości. Uprzedził go o tym w jednej ze swoich wiadomości. I akurat na tę wiadomość dostał odpowiedź.

Kiedy Renjun wyszedł ze szkoły w czwartkowe popołudnie, gotowy by skierować swe kroki na przystanek autobusowy z którego dojedzie do mieszkania rodziny Wong, jego telefon zaczął dzwonić. Brunet widząc od kogo jest przychodzące połączenie, natychmiast nacisnął zieloną słuchawkę. Choć na podwórku nie było najcieplej, jego ciało oblała masa potu, a żołądek skręcił się boleśnie, słysząc głos ukochanego.

- Halo, Renjun, jesteś tam?

- J-jestem – jęknął, głośno przełykając ślinę. – Dlaczego mnie unikasz? Co zrobiłem źle?

- Ren, to nie tak – powiedział chłopak, przerywając słowa kaszlem. – Mówiłem ci, że potrzebuję czasu.

- Na co? Dlaczego nie chcesz mi tego wytłumaczyć?

- Renjun, przysięgam ci, że niedługo wszystko będzie dobrze. Miałeś mi zaufać, pamiętasz?

- Yuki, chce do ciebie przyjechać...

- Renjunnie, to nie jest dobry pomysł. Jestem chory, w domu mam rozgardiasz. Jutro spróbuję ci wszystko wytłumaczyć, zgoda? Mam już to wszystko gdzieś, nie mam zamiaru czekać bezczynnie. To nie jest warte twoich nerwów – powiedział zezłoszczonym tonem niemalże na jednym wydechu. – Ale teraz naprawdę muszę kończyć. Do jutra, Renjunnie.

- Do jutra, Yuki...

Renjun znów miał mętlik w głowie. Głos Yukheia był taki ciepły, taki dobry. Nie chciał wierzyć Jaeminowi, nie mógł tego zrobić. Ale musiał zadać Yukheiowi to jedno, bardzo ważne dla niego pytanie. Pytanie, na które bardzo chciał usłyszeć szczerą, przeczącą odpowiedź.

Tak więc cała noc mijała dla niego niespokojnie. Miał dość sekretów, miał dość wszystkiego. Nadzieje, które pojawiały się co chwilę w jego sercu, gasły jeszcze szybciej kradnąc cząstkę jego samego. Nieważne jak okrutnie to brzmiało, Renjun czuł, że ciemność w końcu pochłonie jego pustą skorupę.

W piątek obudził się okropnie niewyspany. Sińce pod oczami wyraźnie się odznaczały, jego cała twarz była zapadnięta. Na ogół udawało mu się utrzymywać dobre pozory, nie zapominał o posiłkach, ale teraz zbyt wiele czasu spędzał na myśleniu. A to nie było dobrym rozwiązaniem w jego wypadku. Czuł się zdecydowanie słabszy niż zwykle. Nawet pani Ming to zauważyła, gdyż podała mu zdecydowanie większe śniadanie niż zwykle.

- Renjun, co cię tak trapi? – zapytała, siadając naprzeciwko chłopca. Choć chciał, nie był już w stanie wymusić uśmiechu. – Nie mów, że nic, bo doskonale widzę.

- Tak naprawdę to wszystko. Nie wiem co mam z tym zrobić...

- Kochanie, może chcesz pojechać ze mną do mojej córki na weekend? Dobrze zrobi ci odpoczęcie od wszystkich problemów, co ty na to? – zapytała kobieta, delikatnie przeczesując ciemne włosy chłopca.

- Myślę, że powinnaś w spokoju nacieszyć się rodziną.

- Ty też jesteś moją rodziną, nie zapominaj!

- To bardzo miłe, ale naprawdę, poradzę sobie sam. Myślę, że to właśnie coś, czego potrzebuję, trochę samotności, żeby poukładać i wyjaśnić parę spraw – wytłumaczył Renjun, bardzo przekonującym tonem.

Kobieta uśmiechnęła się serdecznie, po czym chwyciła jedną z dłoni swojego kochanego chłopca. Spojrzała w jego ciemne oczy i rzekła: - Zgoda. Wrócę w niedziele po południu, zjemy razem obiad, dobrze?

- Bardzo chętnie – odpowiedział Renjun, zdobywając się na wesoły uśmiech.

Po tej rozmowie pożegnał się ze swoją gosposią i wyszedł do szkoły w odrobinę lepszym humorze. Czuł się lepiej, jego twarz nie wydawała się już być taka blada, choć sińce pod oczami wciąż były widoczne. Jednak z łatwością mógł usprawiedliwić to jedną ,nie do końca przespaną nocą.

Choć rozmowa z panią Ming wydawała się krótka, tak naprawdę zajęła wystarczająco czasu, aby Renjun spóźnił się na autobus, w efekcie spóźniając się też na pierwszą lekcję. Zdyszany wleciał do klasy, przepraszając nauczycielkę. Usadowił się w swojej ławce, w której wciąż nie było ani śladu po Donghyucku. Szatyn zapowiedział, że prawdopodobnie wróci w sobotę, jednak to nie było nic pewnego. Renjun wiedział, że chłopak nieobecnością narobił sobie sporo zaległości, ale wiedział też, że to nie będzie dla niego problemem. Skoro małżeństwo rodziców wisi na włosku, naturalne jest to, że sprawy szkolne spadają na drugi tor.

Renjun odczekał trzy godziny, aż klasa Yukheia zacznie lekcje. Blondyn obiecał mu wyjaśnienia, więc Renjun tylko na to czekał.

Bliżej południa był gotów na konfrontacje z Yukheiem. Pewnym krokiem wyszedł ze swojej klasy, kierując się piętro wyżej w miejsce, gdzie znajdowała się sala Yukheia. Jednak nie dane mu było dojść na miejsce. Zamyślony chłopak nie zwracał uwagi na otoczenie, toteż nie miał możliwości odpowiedniego zareagowania i ewentualnej ucieczki, kiedy starszy, o wiele wyższy chłopak brutalnie chwycił jego ramię i zaczął ciągnąć w stronę jednej z toalet.

- Yuta, Jaemin, znajdźcie Wonga, łazi z tym śmieciem od kilku tygodni, to pewnie on go do wszystkiego namówił – warknął Johnny.

- Słuchaj, to nie-

- Zamknij się Nakamoto i rób co ci mówię!

Po tych słowach Yuta skinął na Jaemina, by razem z nim poszedł po Yukheia.

Johnny pchnął Renjuna głębiej do pomieszczenia. Chłopak pod wpływem takiej siły poleciał na kafelki z łoskotem. Z przerażeniem patrzył na szatyna, który definitywnie nad nim górował. Renjun poczuł się jeszcze mniejszy niż zwykle, wściekłość wymalowana na twarzy Johnny'ego nie wróżyła niczego dobrego. Co zrobił tym razem, że doprowadził starszego do takiego stanu?

- Wiesz, że przez ciebie i tego drugiego śmiecia chcą mnie wywalić ze szkoły?! – syknął, sprzedając cios w twarz, a następnie przyszpilając młodszego do ściany za kołnierz koszuli. Po twarzy Renjuna spłynęła stróżka krwi. W międzyczasie do pomieszczenia weszli Yuta i Jaemin z Yukheiem, a zaraz po nich wpadł i Jungwoo. – Myślałeś, że puszczę ci to płazem?! Zapłacisz mi za wszystko, przez ciebie nie mam już nic do stracenia, mogę cię teraz zniszczyć.

- Co ty odpierdalasz, Johnny?! Co wy do cholery robicie?! – krzyknął zdenerwowany Yukhei, kiedy Johnny wyjął z kieszeni długie nożyczki. Pchnął Renjuna z powrotem na kafelki, jednak nie pozwolił mu leżeć, gdyż boleśnie chwycił jego ciemne włosy, ciągnąc za nie chłopaka ku górze. – Zostaw go! Przecież Renjun ci nic nie zrobił!

Pozostała trójka wymieniła zdezorientowane ale i przerażone spojrzenia. Oni sami nie wiedzieli co się tu dzieje.

- Przestań pierdolić. Jestem pewny, że to przez tę małą larwę – syknął Johnny, zbliżając ostrza do jednego z ciemnych kosmyków. – Chcesz zobaczyć, jak twoja szkarada będzie wyglądać bez włosów?

Yukhei chciał się ruszyć, jednak trzymany był za nadgarstki przez Jaemina i Yutę.

- Uspokój się, bo pogorszysz sytuację – szepnął mu na ucho Japończyk.

W momencie, kiedy pierwsze ciemne pasmo poleciało na ziemię, Yukheiowi udało się wyrwać nadgarstek z uścisku Jaemina, który tępo wpatrywał się w czarne włosy Renjuna znajdujące się na łazienkowych kafelkach. Blondyn popatrzył z wyrzutem na Jungwoo, który zdawał się nie dowierzać w to co się dzieje.

- Obiecałeś mi – syknął Yukhei, swoje słowa wyraźnie kierując w stronę Jungwoo.

- Oho, widzę, że ktoś tu spiskuje – parsknął Johnny, czerpiąc ogromną radość z bólu Renjuna. Brunet czuł jakby miał zaraz zwymiotować. Łzy upokorzenia płynęły po jego policzkach, mieszając się z krwią.– Hej, Yukhei, nie chcesz czegoś powiedzieć, swojemu pedalskiemu koledze?

- Co ty pierdolisz? – syknął blondyn, nienawistnie patrząc na starszego chłopaka.

- Myślicie, że jestem taki głupi? Jaemin, Jungwoo, dobrze wiem o waszym planie. Widziałem wiadomości w telefonie Jaemina – prychnął Johnny, tnąc kolejne pasmo włosów Renjuna. – Jak się z tym czujesz, Injunnie?

- Yu-Yukhei... Ty wiesz... Ty wiesz kto wtedy... Przez kogo ten szpital... - wyjąkał Renjun, niemal dusząc się własnymi łzami.

Yukhei zdezorientowany spoglądał na Renjuna i Johnny'ego. Nie miał pojęcia do czego pije Johnny, ani tym bardziej od kogo Renjun wie o narkotykach. Nie sądził, żeby ten przeklęty szatyn sam mu o tym powiedział...

Jungwoo i Jaemin również wymienili zdezorientowane spojrzenia, nie sądzili, że Johnny dowie się o ich małej intrydze. Tym bardziej, że uwierzy w to co w rzeczywistości nią nie było. Johnny uważał, że to faktycznie Jung i Wong są za to odpowiedzialni. Zdecydowanie nie znalazł reszty wiadomości.

Obaj poczuli się winni całemu zdarzeniu. Jedynie Yuta nie miał pojęcia o spisku swoich przyjaciół, dlatego cały czas przyglądał się im marszcząc czoło.

- Ja... Ren, chciałem ci wytłumaczyć... Przepraszam, powinienem ci od razu powiedzieć... - motał się. Nie miał absolutnie żadnego usprawiedliwienia. Z początku chciał po prostu ochronić swojego znajomego, nie sądził, że tak bardzo pokocha osobę, która została przez niego skrzywdzona.

- Yukhei... - jęknął Renjun.

Yuta miał dość tego wszystkiego. Szybko wypchnął Yukheia za drzwi, opierając się o nie tak, by blondyn nie mógł z powrotem znaleźć się w pomieszczeniu. Chciał przerwać ten pieprzony teatrzyk, a potem wyciągnąć wszystko od swoich przyjaciół. Bądź co bądź oni przez Johnny'ego byli już zamieszani w tę sytuację, nie chciał, żeby Yukhei był z nimi powiązany. Pierwszy raz Yuta chciał ochronić kogoś oprócz Jaemina i Jungwoo.

- Odejdź stąd! – krzyknął Japończyk, stale przytrzymując drzwi. Yukhei nie chciał ustąpić, próbował z powrotem znaleźć się w pomieszczeniu. – Powiedziałem odejdź! Kurwa, chcę ci pomóc, wypierdalaj stąd, Wong!

Po takim ataku Yuty, Yukhei rzucając wiązankę niecenzuralnych przekleństw szybko uciekł jak najdalej od tego przeklętego miejsca, w którym miłość jego życia tak bardzo cierpiała, a on nie mógł jej pomóc. Miał już dość wszystkiego, stracił absolutnie wszystkie siły. Miał wyrzuty sumienia, że zostawił Renjuna, ale on sam dławił się łzami, nie miał możliwości, żeby tym razem go uratować. Właśnie tego bał się najbardziej, wiedział, że Johnny jest nieprzewidywalny.

Kiedy sytuacja w łazience nieco się opanowała, Yuta odszedł od drzwi i podszedł do Johnny'ego. Już się nie bał, był za to niesamowicie wkurwiony.

- Ty skończony idioto! Puść tego dzieciaka w tej chwili, albo dopilnuję, żeby twoje życie zostało zniszczone – syknął Japończyk. Choć był o wiele niższy, hardo wpatrywał się w oczy Johnny'ego.

Najstarszy chłopak uwolnił Renjuna, rzucając go na kafelki już któryś raz tego dnia. Zbliżył się do Yuty: - Myślisz, że się ciebie boję, Nakamoto?

- Powinieneś. No dalej, sprawdź mnie! – krzyknął. – Zbliżysz się jeszcze kiedykolwiek do kogoś z nas, a przysięgam ci, że tego pożałujesz.

Johnny jeszcze przez chwilę wpatrywał się w Yutę. Po tym prychnął, ostatni raz kopnął Renjuna w żebra i wyszedł z pomieszczenia. Kiedy szatyn zniknął z pola widzenia, Jaemin natychmiast podbiegł do Renjuna, żeby pomóc mu się podnieść. Yuta z westchnieniem oparł się o ścianę, zsuwając się po niej. Jungwoo przyłożył dłonie do policzków. Były niesamowicie gorące. Pierwszy raz ktoś z ich paczki postawił się Johnny'emu.

- Nienawidzę go – prychnął Yuta z zamkniętymi oczami. – Niech zdycha w piekle.

***

Yukhei przez cały weekend próbował skontaktować się z Renjunem. Był tak wściekły i załamany, że opowiedział Yeri i Jaehyunowi dosłownie o wszystkim. O pocałunku, o szantażu i napaści przez Johnny'ego, a nawet o swoim tchórzostwie.

W sobotę, kiedy do Seul wrócił Donghyuck, z początku wszyscy byli przeciwni, żeby mieszać go w tę sytuację. Młody chłopak w ostatnim czasie przeżył też niemało, nikt nie chciał mu dokładać trosk. Jednak Jaehyun stwierdził, że Donghyuck zasługuje na to, żeby wiedzieć co się wydarzyło. Tak jak przypuszczali, szatyn w mgnieniu oka zapomniał o swoich problemach, skupił się jedynie na Renjunie.

- Czy wy jesteście takimi idiotami?! – krzyczał najmłodszy, przez komunikator internetowy. – Dlaczego go nie pilnowaliście?!

- To moja wina – westchnął Yukhei, zamykając twarz w dłoniach. – Ja dopuściłem do tego wszystkiego, Renjun dowiedział się, że wiedziałem o wszystkim...

- Yukhei, każdy z nas jest winny. Nie ochroniliśmy go tak jak powinniśmy – rzekła Yeri. Dziewczynę męczyły potworne wyrzuty sumienia. Zaniedbała swojego przyjaciela. Przyjaciela, który naprawdę potrzebował jej pomocy. – Renjun nie odbiera od nas, dajmy mu trochę czasu. Porozmawiamy z nim w szkole.

- Chyba tak będzie najlepiej – dodał Jaehyun.

- Mam co do tego wątpliwości – mruknął Yukhei. – Ale zgoda, może rzeczywiście czas jest czymś, czego Ren potrzebuje.

Blondyn głęboko westchnął. Czuł, że zawalił zbyt wiele rzeczy. Był zdeterminowany, żeby porozmawiać z Renjunem i wytłumaczyć mu wszystko. Zdawał sobie sprawę, że źle zrobił, kryjąc winowajcę przed policją, ale wtedy jeszcze nie miał pojęcia, że będzie to aż takie istotne i zajdzie tak daleko.

Koniecznie musiał wyznać Renjunowi swoje uczucia, Renjun musiał wiedzieć, że stał się dla Yukheia jedną z ważniejszych osób na całym świecie.

***

Po długim weekendzie, paczka przyjaciół pojawiła się w szkole. Każdy z nich był po dość trudnych przemyśleniach. Nie mieli ochoty skupiać się tego dnia na nauce, ich priorytetem był Renjun.

Jednak chłopak nie pojawił się szkole. To tylko dodało więcej wątpliwości Yukheiowi. Miał coraz gorsze przeczucia, ale starał się o nich nie mówić pozostałej trójce.

Na jednej z ostatnich przerw, kiedy Yeri i Donghyuck skończyli już lekcje, Yukhei i Jaehyun umówili się w bibliotece. Kiedy blondyn szedł na wyznaczone miejsce, z dala od zgiełku szkolnego, został zatrzymany przez Yutę.

- Hej, Yukhei – zaczął niepewnie. – Słuchaj, wiem, że raczej jestem jedną z ostatnich osób, które chcesz widzieć, ale muszę ci o czymś powiedzieć.

- Mów, tylko szybko – powiedział Yukhei obojętnym tonem. Był już tak zmęczony, że wszystko stawała się dla niego obojętne.

- Po pierwsze: Johnny prawdopodobnie zostanie wywalony ze szkoły, a my dostaliśmy nagany. Po drugie: Jaemina i Jungwoo i powiedzieli mi wszystko o ich planie. Yukhei, Renjun myśli, że to Jaehyun podał mu dragi, a ty mu w tym pomogłeś – powiedział Nakamoto niemal na jednym wydechu. Z każdym jego słowem oczy blondyna powiększały się, nie mógł uwierzyć w to co słyszy. – Mówili mi, że to miał być żart, ale nie jestem tego taki pewny.

- Nie wierzę – szepnął Yukhei i szybko pognał do biblioteki, zostawiając Yutę w tyle.

Musiał jak najszybciej wziąć Jaehyuna i czym prędzej jechać do domu Renjuna. Wpadłszy do pomieszczenie, na szybko wytłumaczył wszystko swojemu przyjacielowi. Pochwycili swoje rzeczy i w ekspresowym tempie opuścili budynek. Nim jeszcze przekroczyli bramę, telefon Yukheia zaczął dzwonić. Blondyn widząc przychodzące połączenie, pospiesznie odebrał.

- Yukhei, jesteś z Jaehyunem? – zapytała Yeri, a słysząc przytaknięcie ze strony chłopaków, kontynuowała. – Razem z Donghyuckiem poszliśmy do domu Renjuna. Chcieliśmy z nim na spokojnie porozmawiać, sprawdzić jak się czuję...

- Nie było go – dokończył Donghyuck, zabierając słuchawkę od starszej koleżanki. – Jego gosposia powiedziała nam, że Renjun wczoraj wyszedł na noc do kolegi. Podobno robić jakiś projekt. Problem w tym, że nie wrócił do tej pory.

- Kurwa, tylko nie to – jęknął załamany Yukhei. Czuł, że mają coraz mniej czasu.

- Co robimy? Idziemy na policję? – zapytał Jaehyun.

- Powiedziałam gosposi, że lepiej, żeby jak najszybciej dzwoniła na policję – wytłumaczyła dziewczyna. – Nie chciałam jej straszyć, ale sama się potwornie boję.

- Dobrze zrobiłaś, tutaj liczy się każda minuta – przyznał Yukhei. – Skoro jesteśmy już w parach, przeszukajmy miasto. Przynajmniej tyle ile damy radę. Dzwońcie do Renjuna, może w końcu odbierze.

- Zgoda – odpowiedziała dwójka, po czym rozłączyli się.

Yukhei zastanawiał się przez chwilę. Z Jaehyunem postanowili przeszukać ulice w okolicy ich szkoły. Żeby poszło im szybciej i sprawniej, postanowili rozdzielić się. Blondyn nie marnował czasu, rozglądał się nawet po najmniej zaludnionych uliczkach, w międzyczasie nie zaprzestając próby kontaktu z Renjunem.

Mogło wydawać się bezsensowne, Seul było ogromnym miastem, a ich zaledwie czwórka. Jednak każdy z nich wolał robić cokolwiek, niż tylko siedzieć. Czekanie było torturą.

- Renjun, odbierz w końcu! – syknął starszy do słuchawki, kiedy po raz kolejny włączyła się poczta głosowa. Nie miał wyboru, jak tylko nagrać się po sygnale i mieć nadzieję, że młodszy chłopak w końcu odsłucha owe nagranie. – Renjunnie, jak to odsłuchasz, błagam cię, wróć do domu. Wiem co nagadał ci Jaemin, ale przysięgam ci, że to nie Jaehyun. To Taehyung. To on miał te pieprzone dragi, nie pamiętasz jak cię ostrzegałem przed nim, prawda? Spieprzyłem, że nie powiedziałem o nim policji, po prostu nie chciałem, żeby miał kłopoty, w końcu poniekąd byliśmy kumplami. Byliśmy... Renjun, naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić, żałuję tego okropnie. Proszę cię, wróć do domu, żebym prosto w oczy mógł ci powiedzieć, że cię kocham. Tak bardzo cię kocham, jeśli teraz nie chcesz mi uwierzyć, to gwarantuje ci, że po powrocie to zrobisz. Renjun, wszystko będzie dobrze, tylko wróć do mnie...

Po policzkach Yukheia zaczęły lecieć łzy. Słone, zimne, niekontrolowane.

Tego dnia każdy z czwórki przyjaciół wrócił do domu naprawdę późno. Nie udało im się odszukać przyjaciela, pani Ming, tak jak ustalili, wezwała policję. Jako że, minęły 24 godziny, a Renjun był nieletni, policja obiecała zająć się jego sprawą natychmiastowo. Lecz i to nie przynosiło skutków.

Yukheiowi nie pozostało nic innego, jak tylko wierzyć w to, że Renjun znajdzie się cały i zdrowy.

~~
Ten rozdział jest naprawdę ważny i poniekąd jest punktem kulminacyjnym całego opowiadania. Zbliżamy się do końca, więc w końcu musi się zacząć dziać jakaś akcja, prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top