prvi
Czy ten dzień można podciągnąć pod miano ładnego? Cóż, zależy od odbiorców - Ci, którzy lubią deszczową aurę, bez wahania odpowiedzą 'tak, ten dzień można określić jako ładny'. Aczkolwiek, tacy ludzie należą (raczej) do mniejszości, a ich zdanie ginie w otchłani narzekania odnośnie pluchy, błota i gwałtownej obniżki temperatury. Okej, kończył się lipiec - miesiąc, który zazwyczaj mógł pochwalić się ciepłymi, a nawet upalnymi dniami i przejściowymi burzami - ale czym jest taka burza, która ODROBINĘ ochłodzi powietrze, a czym niekończące się opady deszczu, trwające blisko tydzień? W dodatku, nie zapominajmy, że mowa o Anglii - czy tu kiedykolwiek było ciepło-ciepło?
Pstryknął palcami, klamka poruszyła się, otwierając drzwi. Lekko zaskrzypiały - zmarszczył brew, jeszcze jeden pstryk i powinny być jak nowe. Delikatnie odłożył kartonowe pudła pod ścianę i rozejrzał się po przestrzeni. Gdyby nie wiedział, że przez pewien czas Shax zajmowała jego lokum, byłby skłonny stwierdzić, że na okres jego przeprowadzki do Bentleya, mieszkanie stało puste. Spojrzał na zegarek - do otwarcia księgarni została godzina. Zaoferował Muriel pomóc w ogarnięciu sklepu na dobry start, cholera wie dlaczego.
Może dlatego, że nie była jak inne anioły. Nawet ten stuknięty Shadwell sprawiał wrażenie bardziej rozgarniętego, niż ta cała inspektor Constable. Crowley nigdy nie przyznałby tego na głos, ale widział w Muriel swoje odbicie. Widział siebie z czasów, gdy był jeszcze aniołem, naiwnym i ciekawym świata, który pragnął po prostu poznać odpowiedzi na nurtujące go pytania. I co mu z tego przyszło...?
Podszedł do stołu, na którym znajdował się ten sam (od kilkudziesięciu lat) przedpotopowy telefon stacjonarny z automatyczną sekretarką. Lubił odsłuchiwać z niej nagrane wiadomości dotyczących zaproszeń na badanie słuchu lub ofert polisy ubezpieczeniowej na życie - idealne lekarstwo na gorszy humor. Jedyna polisa, jaka kiedykolwiek mu przeszła przez myśl, była polisa na ukochany samochód. W sumie to nie był taki głupi pomysł.
Usiadł na swoim wielkim krześle, zdejmując okulary. Niby mógł poczuć się na miejscu, jakby wszystko było tak, jak być powinno, ale...no właśnie. Niby.
Sam w siebie nie wierzył. W swoją głupotę, bo inaczej się tego nazwać nie dało. Znał tego pieprzonego Aziraphale'a od ponad sześciu tysięcy lat. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że on nigdy, nie w stu procentach, nie zrezygnuje z Nieba. Nawet, gdy ta banda pierzastych dupków nazwała go zdrajcą i nie miała żadnych skrupułów zniszczyć go ogniem piekielnym. Czegokolwiek by nie zrobili, jakaś część anioła dawała im drugą szansę. Mydlili mu oczy obietnicą lepszego jutra, a on im wybaczał.
Aziraphale był przecież niezaprzeczalnie zajebisty w wybaczaniu.
Crowley oparł brodę na dłoni i spojrzał w sufit, uśmiechając się szyderczo.
- Szkoda, że tamtego dnia, kiedy zostałem strącony, szlachetna Wszechmogąca, po prostu mnie nie zabiłaś.
*
Muriel z niesamowitym skupieniem stąpało po podłodze wyłożonej linoleum, niosąc dwie filiżanki herbaty. Śnieżnobiały strój konstabla został zastąpiony przez długie ogrodniczki z motywem w kwiaty i zieloną bluzką z długim rękawem, i powodował, że dotychczasowa twarz naczynia dwudziestokilkulatki, stawała się jeszcze bardziej sympatyczna.
- Czarna i bez cukru - uśmiechnęło się, podając mu filiżankę.
- Dziękuję - kącik ust powędrował lekko do góry, oczy obserwowały je zza ciemnych szkieł. - Jak Ci idzie?
- Eee...dobrze? Szczerze, to nie wiem. Ludzie tutaj przychodzą, przeglądają książki, ale nigdy żadnej nie kupują.
- Widzisz, zostało tu nałożone zaklęcie. Żadna książka nie opuści progu tej księgarni, ludzie mogą je czytać wyłącznie tutaj - wyjaśnił.
- Ooo... - zamyśliło się. -...w takim razie, czy to miejsce nie powinno nazywać się jakoś inaczej? W końcu w księgarni kupuje się książki, tak?
Crowley odchrząknął.
- No, może faktycznie nie powinno się nazywać tego miejsca księgarnią.
- A jak?
Demon zapatrzył się na filiżankę, skupiając się na unoszącej się do góry parze. Ciemnobrązowy kolor błyszczał w słońcu, którego promienie nieśmiało zaglądały przez lekko zakurzoną szybę.
- Czytelnia, jak sądzę.
Anioł upił łyk herbaty, kiwnąwszy głową. Ciszę panującą w księgarnio-czytelni zakłócały stłumione dźwięki dochodzące z ulicy. Klakson jednego z samochodów zatrąbił przeraźliwie, w odpowiedzi padł ciąg całkiem pomysłowych inwektyw. Normalny dzień w Soho.
- Muriel - westchnął Crowley, przerywając milczenie. - Wyglądasz, jakbyś samo siebie za coś karciło. Grymas twarzy - doprecyzował. - O co chodzi?
- Oh, ja...znaczy... - plątało się. - ...nie jestem pewien, to jest...po prostu chciałam o coś zapytać, a w Niebie tego nie lubią, no i tak jakoś...
Rudowłosy odłożył filiżankę i uśmiechnął się, ale tak naprawdę. Tak szczerze, od serca, które mimo bycia zbędnym organem (w jego przypadku), boleśnie go zakłuło.
- Pytaj - zachęcił łagodnym tonem.
- Bo...jak byliśmy w Niebie i znaleźliśmy dokumenty dotyczące archanioła Gabriela, to ty je otworzyłeś i powiedziałeś, że nie zawsze byłeś demonem, a żeby mieć dostęp do takich informacji, trzeba mieć naprawdę wysoki status, no i... - wyrzuciła z siebie na jednym wdechu. - ...k-kim byłeś przed Upadkiem?
Demon parsknął krótko, rozsiadając się wygodniej w fotelu.
- No cóż, siłą rzeczy byłem kimś, kto miał wklad w to całe czary-mary odnośnie świata. Muszę przyznać, że tworzenie kosmosu było całkiem relaksującym zajęciem.
Muriel wytrzeszczyło oczy.
- Ty...ty stworzyłeś świat?! O, rany, co za wstyd, co za wstyd... - mamrotało do siebie, podnosząc się na równe nogi. Drżącymi rękoma odłożyło filiżankę na stół, prawie wylewając przy tym herbatę. Padło na podłogę, wyciągając przed siebie ręce.
- Czy powinienem się ukłonić? A może jakieś pozdrowienie? O, rany, jak to szło...?
- Ej, ej, ej! Dziecko, co ty wyprawiasz?
- No bo ja jestem z 37 miotu, a ty...-
- A ja jestem demonem. Upadłem, więc nie kłaniaj się przede mną, czy ja wyglądam na królową Anglii?! - fuknął. - Albo króla, w zasadzie.
Złapał je za ramię, usiadło z powrotem na krześle, odrobinę speszone. Utkwiło wzrok w swoich dłoniach, zapewne marząc o zapadnięciu się pod ziemię. Odchrząknęło nieśmiało.
- Czy mogę zadać jeszcze jedno pytanie?
- Właśnie to zrobiłaś - parsknął, a widząc jej zmieszanie na twarzy, dodał - Pytaj, pytaj.
- Jakie to uczucie widzieć...narodziny świata? Widzieć, a nawet brać czynny udział w tworzeniu gwiazd, planet, tylu konstelacji...
Crowley uśmiechnął się ciepło, obserwując z pewnego rodzaju rozczuleniem młodego anioła, który ewidentnie był tym zafascynowany.
- Nie wiem, czy istnieją słowa, które byłyby w stanie to opisać, Muriel. W tym przypadku określenie 'niesamowite' brzmi dosyć płytko. Odnoszę wrażenie, że to nie koniec pytań, hm?
- Ja...znaczy... -westchnęło, zwieszając głowę. - ...to niegrzeczne z mojej strony i nie powinnam o to pytać, ale...dlaczego upadłeś?
Demon posłał jej lekko złowieszczy uśmiech, zdejmując okulary.
- Upadłem, ponieważ zadawałem mnóstwo pytań, inspektor Konstabl.
|||
Dzień dobry (jest 1 w nocy) kontrabas, pierwsza część (z dwóch, maksymalnie trzech) shota, krótkiego fika odnośnie finału 2 sezonu good omens po którym moja psycha gdzieś tam zdycha pod mostem na drugim końcu świata, enjoy
KDP
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top