Dawno temu w trawie...

Hej, hej! Tym razem poszerzamy naszą działalność o coś pomiędzy shitem a poradnikiem, choć faktycznie może słowo dyskusje pokryje ten twór najlepiej :) Postaramy się nieco uzewnętrznić i podzielić naszym zdaniem odnośnie spraw zarówno błahych, jak i tych poważnych, licząc, że spędzicie tu z nami miło czas!

Dziś powspominamy nieco nasze początki przygody z fanfiction i podzielimy się tym, co jest w nich dla nas plusem, a co może nastręczać nieco problemów.


ELVIS (Elusive_Soul): 

Jeśli miałabym opowiedzieć coś o początkach mojego pisania fanfików... Cóż, ten GIF doskonale oddaje obraz sytuacji, bo były one dość... upośledzone. Zaczęło się z pozoru niewinnie, bo od Harry'ego Pottera, w fandomie którego siedzę aż do dziś. Mam nadzieję, że ze znacznie lepszym skutkiem niż te przeszło dziesięć lat temu :D

Zanim jednak postanowiłam coś napisać, nałogowo wręcz je czytałam - na blogach, na przeróżnych forach, gdziekolwiek. Zawsze gdzieś tam mi świtało, że skoro inni piszą, to dlaczego ja nie mogę zrobić tego samego? Problemem była moja chorobliwa wstydliwość, bo naprawdę bardzo nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział, czym zajmuję się w wolnym czasie. Nie pisałam więc w zeszytach podczas lekcji, a jeśli już zdarzało mi się przelewać myśli na papier, skrzętnie ukrywałam moje tajne zapiski. Po latach wiem, że ukryłam je nawet przed samą sobą (całe szczęście!), bo nie mam pojęcia, gdzie mogłabym ich poszukać.

Tak naprawdę pierwszym krokiem w stronę wyznania światu, że cokolwiek piszę, było dla mnie opublikowanie opowiadania na blogu. I jejku, jakie to było okropne opowiadanie... Jako zagorzała fanka piłki nożnej, a dokładniej drużyny Liverpool FC, uznałam za doskonały pomysł, aby napisać ficzka o jednym z piłkarzy. Ale nie chciałam być jak wszyscy inni, więc dorzuciłam do niego wątek narkomanii i... było źle, naprawdę.

Potem zapragnęłam napisać coś lżejszego, ale nie znaczy to, że wyszło mi lepiej. Jeśli ktoś miał okazję czytać mojego prywatnego shitposta, gdzie umieściłam opowiadanie o, ekhem, Hermionie Snape, doskonale wie, dlaczego było jeszcze gorzej.

Swoją przygodę z Wattpadem zaczęłam trzy lata temu i dopiero tutaj w pełni się przełamałam. Zaczęłam po prostu pisać i się rozwijać. Gdyby nie Wattpad i fanfiki, mój styl i sama wiedza o pisaniu wciąż byłyby w powijakach, a ja sama czaiłabym się z pisaniem jakby to stanowiło jakąś zbrodnię.

Nie da się jednak ukryć, że opowiadania zawsze sprawiały mi masę radości, a także dały początek jakimkolwiek myślom o pisaniu na poważnie. Dzięki nim wyrobiłam swój warsztat na tyle, żeby te myśli nie brzmiały wcale jak farmazony. Nauczyły mnie tak wiele, że ciężko byłoby mi to ująć w słowa. Nie chodzi jedynie o sztywne zasady pisowni czy o styl. Przede wszystkim nauczyły mnie kreować bohaterów - analizować ich charakter, psychikę, zachowania. Należę do osób, które uważają, że w fanfikach kreacja postaci jest o tyle trudna, że trzeba sporego researchu, aby odwzorować jakąś postać. Trzeba ją zrozumieć, żeby móc w sensowny sposób doprowadzić do jej zmian.

Przez długi czas właśnie to ciągnęło mnie do fanfików. Ta możliwość pchnięcia znanej mi postaci w dowolną stronę, wraz ze zmienioną fabułą, znacznie odbiegającą od kanonu. Nawet w samym świecie Pottera znalazłabym bardzo wiele rzeczy, które - już po latach - wydają mi się niedopracowane, poniekąd zbyt cukierkowe, co jest zresztą powodem, dlaczego znaczna część moich fanfików skupia się na mroczniejszych aspektach uniwersum. I uważam, że odbieganie od kanonu nie jest niczym złym, chociaż bardzo doceniam twórczość, w której kanon - choć pozornie niezmieniony - zostaje uzupełniony o brakujące elementy.

Uwielbiam fanfiction, bo mam wrażenie, że poniekąd dorastało razem ze mną. Ciężko nazwać mnie młodziutką i zapewne niektórzy powiedzieliby, że czas ruszyć dalej i zostawić pisanie opowiadań za sobą. Mimo to nie sądzę, żebym faktycznie to zrobiła. Fanfiki to takie magiczne twory, gdzie nie ma zbyt wielu ograniczeń, o ile noszą znamiona porządnego tekstu - mają logiczną fabułę, realnych bohaterów i zmierzają w konkretnym kierunku. Rzeczywiście czuję się za stara na pisanie o przygodach jedenastolatków, ale wcale nie muszę tego robić, prawda?

Fanfiction to nieograniczony zbiór pomysłów i motywów, z których każdy może wybrać to, co odpowiada mu najbardziej i przekuć to na naprawdę poczytny tekst. A z czasem może i nawet na coś autorskiego :)


Kaga Jaga (KagamiNee):

Początki pisania ff wspominam bardzo dobrze. Zaczęło się od Naruto, jakoś w podstawówce. Oczywiście nie miałam wtedy własnego laptopa i zostałam ograniczona do zeszytów, których zrobiła się nagle cała masa. To na nie dostawałam szlaban, gdy moje braki zadań przestawały mieścić się w rubrykach w dzienniku. Pamiętam, że wymyślanie czegoś swojego w gotowym świecie sprawiało mi niesamowitą przyjemność, nie byłam wtedy też jeszcze na tyle ogarnięta, żeby bawić się w autorskie twory. No i czas na lekcjach był ograniczony.

Zawsze dodawałam do uniwersum swoją bohaterkę, która musiała zakochać się w którymś z bohaterów. Powiedzmy, że nie byłam w kwestii fabuły zbyt ambitna, ale hej, miałam dziesięć lat, a więc piętnaście mniej niż teraz XD

Potem dorobiłam się dostępu do lapka i odkryłam blogi. To te czasy, o których wolałabym zapomnieć. Tak czy siak, powoli właśnie dzięki nim wyrabiał mi się warsztat. Pisałam też z koleżankami, które dały się namówić na wspólne opka.

Przełom nastąpił właśnie na watt. Tu ludzie śmiało wytykają błędy i to dzięki temu zaczęłam zwracać większą uwagę na to, czy to, co piszę, jest spójne i logiczne. Czy w ogóle ma sens. Nawet gdy jakoś osiem lat temu zaczęłam próbować autorskich, finalnie i tak wracałam ciągle do fanfiction.

Może była to kwestia tego, że czuję się w nich naprawdę swobodnie, pomimo że ogranicza mnie kanon. Sprawiają mi one najwięcej frajdy, nawet jeśli nie satysfakcji. Choć nie, satysfakcji dostarczają mi z kolei czytelnicy, którzy mają w zwyczaju pisać masę in-line comments, poprawiających humor i nie raz doprowadzających do łez rozbawienia. W każdym razie od czasu, kiedy większość mojego wolnego czasu pochłaniało pisanie ff, niewiele się zmieniło — wciąż tak właśnie jest. Publikacja każdego kolejnego ficzka sprawia mi nieopisaną przyjemność i momentalnie poprawia mi się humor, a podróżowanie i przebrnięcie przez historię wraz z bohaterami to coś, dzięki czemu mogę wychillować.

Nie zawsze jest kolorowo. O ile kanon nieco pomaga, wiem bowiem, w jakie bagno wchodzę, o tyle czasem okazuje się ono nie mieć dna. Im bardziej zagłębiam się w dany świat, tym więcej niedociągnięć widzę, tym więcej pytań do odpowiedzenia się pojawia. Kanon ogranicza mnie niejednokrotnie do tego stopnia, że niestety muszę z nim czasem walczyć. Weźmy na przykład takie HP. Gdybym miała utrzymać każde swoje ff w tonie, w jakim został on utrzymany, gloryfikowałabym każdego Gryfona, podzieliła świat na dobrych ludzi i Śmierciożerców i... no właśnie. I chyba wolałabym się pochlastać niż pisać takie coś. Ficzki mają to do siebie, że o ile niektórych kwestiach wymagają mniej, o tyle w innych znacznie więcej pracy.

Niemniej nie zamieniłabym pisania ff i nie sądzę, bym kiedykolwiek przestała. To one ukształtowały mój aktualny styl i dzięki nim wiem, co pisze mi się najlepiej, w jakich klimatach czuję się najpewniej i pisanie czego sprawia mi największą przyjemność. Fakt, że za chwilę będę w teorii za stara na takie pierdoły, niczego nie zmieni. Skoro przetrwałam wykłady na studiach, pisząc smuty z facetami zaglądającymi mi przez ramię, przetrwam też bycie starą babą piszącą ficzki. I nie uważam, by fakt bycia pisarzem ff jakkolwiek mnie degradował, bądź czynił niegodną.

Można powiedzieć, że tak naprawdę przygodę z fanfiction dopiero zaczynam. Mam większą świadomość tego, czego mogę dokopać się w niejednym uniwersum i po jakie smaczki sięgnąć. A dzięki temu pojawia się inspiracja do autorskich.


ŻYD (normal_psycho):

Odnoszę wrażenie, że w tym wszystkim mam najmniejsze doświadczenie. Moja podróż z fanfikami zaczęła się niemal równo cztery lata temu, a co za tym idzie, moje pierwsze spotkanie z pisaniem czegoś własnego, nastąpiło dość późno. Nie mniej, od tego czasu - z mniejszą lub większą częstotliwością - wrzucałam na pomarańczową platformę swoje dzieua.

Po naczytaniu się o wiele za dużej ilości perełek z samequizy, zapragnęłam także zaistnieć, jedynym problemem był mój strach przed pokazaniem czegoś swojego, z czym jednak pomogła mi przyjaciółka. Tak oto powstał fanfiction z creepypast w stylu 2k15. Córka Slendermana doczekała się prologu, na którym ukróciłam jej egzystencję. Jednak, aby nie oczyścić za bardzo z siebie platformy, pojawił się ff z Fairy Tail. Czterdzieści rozdziałów, na których widok płaczę po dziś dzień. Mimo wszystko, Szablastozębna magini pozostaje jedynym przeze mnie zakończonym opowiadaniem.

Ale przynajmniej nie samotnym w koszu.

Mimo wszystko nauczyłam się wiele, a do tego wciąż rozwijam. Aktualnie walczę z dialogami, a przed sobą widzę jedynie kolejne wyzwania, które z chęcią podejmę. Mówienie, że twórca niechlubnych ff nie ma problemów, bo A) Czytelników jest pełno B) Wystarczy spojrzeć, co jest czasem z rankingu, jest okrutnie błędnym założeniem. Sama doznałam głupiego zagubienia związanego z tym, dla kogo tak naprawdę piszę. Przez długi czas byłam zdania, że dla ludzi, a rozdział poniżej trzech tysięcy słów jest hańbą. Po czasie widać, jakie to było chore.

Aktualnie uwielbiam pisać ff i bawić się przy pomocy kanonu, niekiedy zaskakując czytelników. Mam skryte pragnienie o napisaniu czegoś własnego, ale chcę najpierw opanować ff i poczuć się pewnie na ich gruncie. W tym wszystkim ogromną nauką jest dla mnie nabranie dystansu do niektórych ludzi i bolących opinii. Czytanie o tym, że jestem gorszą autorką przez gatunek w jakim tworzę stało się czymś cholernie normalnym, choć nie powinno. Zauważyłam przez to, że wraz z czasem i moim przyzwyczajeniem się do bolesnych słów, zmieniłam nastawienie, co jest niemałą terapią dla głowy.

Wciąż wrzucam nowe ff z HP i przyznaję otwarcie, że bycie marionetkarzem na nieswojej scenie jest niezwykle zabawne. A kreatywności mi przy tym jeszcze nie zabrakło, więc nie szybko mam zamiar zejść za kulisy.


ŻUCZEK (fogartys-princess):

Swoją przygodę z fanfikami zaczęłam... cóż, bardzo dawno temu. Od zawsze uwielbiałam zagłębiać się w fikcyjny świat, a czytając lub oglądając coś, co rzeczywiście bardzo mnie wciągnęło, w mojej głowie tworzyła się cała masa pomysłów dotyczących tego, jak inaczej mogłyby się potoczyć losy bohaterów, albo co by było, gdyby któraś z kanonicznych postaci jednak postanowiła związać się z kimś innym, do którego moim zdaniem pasowała w znacznie większym stopniu, niż na przykład wymyślił to sobie rzeczywisty autor dzieła. Bujną wyobraźnię miałam w dzieciństwie, lecz pozostała mi i do teraz. Początkowo jednak nie brałam się za pisanie, a właśnie za czytanie. Różnego rodzaju fanfiki czytałam w internecie nagminnie, wtedy była to jeszcze era blogów i to właśnie na nie wciąż zaglądałam w poszukiwaniu czegoś nowego.

Sama pisać zaczęłam stosunkowo wcześnie i moje pierwsze próby stworzenia czegoś oryginalnego były podejmowane wspólnie z koleżankami. Zawsze któraś z nas przynosiła do szkoły zeszyt i na wyjątkowo nudnych lekcjach dopisywałyśmy wspólnie fragmenty, próbując napisać coś fajnego. Jak się możecie domyśleć, w rzeczywistości to, co pisałyśmy, dalece odbiegało od definicji fajnego. To, co tworzyłyśmy było po prostu bardzo złe i zakrawało na miano typowego raka. Ale hej, byłyśmy jeszcze dziećmi! W dodatku dzięki temu miałyśmy dawkę niesamowitej rozrywki, którą zapewniłam sobie również po wielu latach, gdy sprzątając szafę natrafiłam na te zeszyty i przystąpiłam do lektury tego... czegoś, bo nie wiem jak adekwatniej mogłabym to nazwać.

Pierwsze próby stworzenia fanfiction były koszmarne, a żeby było jeszcze gorzej, skupiały się w dużej mierze na rzeczach, które interesowały mnie w tamtym czasie. Większość z nich opierała się na sadze Zmierzch, High School Musical i, co jako jedyne zdaje się nie zabrzmieć wyjątkowo źle, Harrym Potterze. Żeby jednak uczynić sytuację jeszcze gorszą, pisywałam również o jeździe konnej i koniach, jako że są one nieodłączną częścią mojego życia już od najmłodszych lat, jak i fanfiki o skoczkach narciarskich, bo swego czasu uwielbiałam ten sport. Większość moich ''dziełek'' pozostawała ukryta na dnie szuflady, lecz były i takie, które sumiennie publikowałam na blogach i teraz dochodzę do wniosku, że szczerze współczuję ludziom, którzy je czytali.

Na Wattpada trafiłam prawie trzy lata temu. Zaczęłam tu czytać i początkowo nie miałam zamiaru zakładać konta, lecz przyszedł w końcu i moment, w którym doszłam do wniosku, że skoro sama uwielbiam pisać i robię to już tak długi czas, dlaczego miałabym nie opublikować tutaj czegoś swojego?

Zatem opublikowałam. Początki były dosyć ciężkie; nie chodzi już nawet o to, że wtedy nie miałam zbyt wielu czytelników, a o to, że po prostu nie umiałam pisać. Nie wyglądało to, co prawda aż tak koszmarnie, jak wtedy, gdy byłam dzieckiem, lecz wciąż daleko odbiegało od czegoś, co mogłabym rzeczywiście nazwać dobrym. Nie poddawałam się jednak, a pisałam dalej, wiedząc że to właśnie dzięki temu będę mogła nauczyć się jak prawidłowo to robić. W końcu znaleźli się nawet i czytelnicy, a te pierwsze komentarze, które dostawałam, informujące o tym, że komuś rzeczywiście podoba się to, co tworzę, sprawiały że uśmiech nie schodził mi z ust.

Znaczną część tych pierwszych historii już dawno usunęłam, nie mogąc na nie po prostu patrzeć, lecz zostawiłam jedną, właśnie tą pierwszą opublikowaną tutaj, ze względu na ogromny sentyment, pisząc ją jednak na nowo, bym to, co kiedyś nie było do końca dopracowane i pełne było niespójności, teraz mogła doprowadzić w końcu do jakiegoś poziomu, gdy widzę, że na przestrzeni tych kilku lat poziom mojego pisania się poprawił. Zaczynałam tutaj od Riverdale oraz The Vampire Diaries, co teraz urozmaiciłam również o Supernatural, z racji, że jest to moje ulubione uniwersum i to właśnie w nim czuję się najpewniej. Nie wykluczam jednak pojawienia się kilku historii oryginalnych, jak i fanfików, również opartych na tych dwóch ostatnich uniwersach oraz innych.

Co zaś tyczy się fanfiction samego w sobie — wbrew temu, co sądzi wiele osób, nie jest to wcale rzecz tak prosta. Na pewno znacznie łatwiejsza od historii oryginalnej, bo tutaj nie trzeba budować własnego świata od zera. Chcę jednak poruszyć dwie kwestie, które dla mnie są najważniejsze i to właśnie z nimi większość autorów ma najwięcej problemów. Ba, które miałam również i ja, zaczynając moją przygodę.

Pierwszą jest fabuła. Pisząc fanfiki zawsze staram się wymyślić coś swojego, własnego. Co mam przez to na myśli? Dokładnie to, że nawet jeśli wykorzystuję jakieś wątki, przykładowo z serialu, są one dodatkiem do wydarzeń wykreowanych przeze mnie. Nie znoszę zabiegu polegającego na dosłownym przepisywaniu tego, co już znamy, wzbogaconego jedynie o nową postać, bądź też postacie, które dosyć często wręcz przejmują kwestie innych bohaterów. Niestety zauważyłam, że wiele fanfików wygląda dokładnie w ten sposób, a szkoda, bo wiem, że jeśli chciałoby się poświęcić trochę czasu, naprawdę można wykreować coś naprawdę fajnego i oryginalnego, co ma bardzo duży potencjał.

Drugą są bohaterowie. I nie, nie nasi OC, a ci kanoniczni. I to właśnie przy tych drugich widać, że fanfiction wcale nie jest takie proste. Rzeczą trudną jest wejście w psychikę postaci i poznanie jej do tego stopnia, by w naszym fanfiku wypadła wiarygodnie. A prawdziwym wyzwaniem jest takie odwzorowanie każdego z bohaterów, by ich wypowiedzi rzeczywiście wyglądały w taki sposób, jakby on, bądź też ona, mógł powiedzieć coś takiego. I choć często przy czytaniu boli, że bohaterowie są bardzo niekanoniczni albo czasem wręcz stanowią mdłe tło, by się tam po prostu znaleźć, naprawdę da się ich odwzorować. Trzeba się tylko trochę postarać.

Wciąż się uczę, lecz to właśnie dzięki pisaniu fanfiction mam najlepszą okazję do szlifowania swojego warsztatu. Sama widzę, jakie postępy zrobiłam na przestrzeni tych kilku lat i pragnę rozwijać się dalej, by pisać jeszcze lepiej. Fanfików jednak chyba nigdy nie zostawię (nawet jeśli zabiorę się za historie oryginalne), bo zbyt dobrze się przy nich bawię oraz widzę, jak wiele można się nauczyć przy ich tworzeniu. Nie tylko o kreowaniu świata, ale również i bohaterów.


A jak wyglądały Wasze początki?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top