#6. Grecy i Trojanie / KagamiNee
Mity zarówno greckie, jak i rzymskie wspominam z pewną dozą nostalgii. Pamiętam, że bardzo mnie ciekawiły, nawet pokusiłam się kiedyś o wzięcie udziału w konkursie, wyjątkowo dla przyjemności, a nie zwolnienia z lekcji. Przez to bez wahania zdecydowałam się na akceptację zgłoszenia, mając nadzieję na coś z wyższej półki. Jak poszło? Tym razem skupię się na twórczości FannyBrawne99
,,Ale gdy nad człowiekiem wisi wyrok srogi
I tysiączne do śmierci prowadzą nas drogi,
Pójdźmy walczyć i wpośród krwawego pogromu
Lub miejmy z kogo chwałę, lub z nas dajmy komu!"
Homer ,,Iliada"
Władcy i herosi starożytnej Grecji wierzyli, że żyją w idealnie uporządkowanym świecie, gdzie wszystkie zasady i granice zostały ustalone na zawsze. Bogowie postanowili jednak z nich zadrwić.
Kiedy znika żona króla Sparty, Menelaosa, i pojawiają się wieści, że udała się do Troi z cudownie odnalezionym księciem Parysem, greckie wojska ruszają na gród króla Priama, by pomścić hańbę jednego ze swoich. Mało kto jednak wierzy, że będzie to prosta wojna w obronie prywatnych interesów. Walka, która się rozpoczyna, musi zadecydować o dalszych losach całego starożytnego świata. Zwłaszcza, że jej dowódcy należą do rodu, którego przeznaczeniem jest brutalność i okrucieństwo.
Kości zostały rzucone...
~
Jeśli miałabym być brutalnie szczera, powiedziałabym, że okładka w najmniejszym stopniu nie przykuła mojej uwagi, nie mogę jednak zaprzeczyć, że tematykę historii oddaje idealnie. Nie jestem fanką umieszczania napisów przy samej krawędzi bez zachowania odstępu, średnio również pasuje kolor tytułu do kolorystyki całej okładki. Na Wattpadzie coraz więcej książek ma wyróżniające się oprawy graficzne, przez co ciężej o zwrócenie uwagi potencjalnego czytelnika. Na ten fenomen nic nie poradzimy, ale warto by było pokombinować z nową oprawą graficzną, bo szkoda przez nią tracić odbiorców. Zwłaszcza że historia zasługuje na to, by jej spróbować.
Sam opis natomiast ciekawie i całkiem zachęcająco dawkuje nam, co czeka w środku, a przy okazji daje próbkę umiejętności autorki (tu wspomnę jedynie o zbędnym przecinku przy: zwłaszcza że). Początkowo nie byłam pewna tego opisu, niby nic mu nie brakowało, a jednak wahałam się, jakie określenie najlepiej by do niego pasowało. Finalnie osiadłam na słowie porządny. Nie porwał mnie, ale jednocześnie nie mogę mu nic zarzucić, ponieważ spełnia swoje zadanie. Finalnie wszystko sprowadza się do preferencji.
To pierwszy raz, kiedy na Watt miałam styczność z retellingiem i w sumie nie sądziłam, że kiedykolwiek przyjdzie mi recenzować tego typu prace, ponieważ dotychczas traktowałam je po prostu jak kopalnie researchu przeprowadzanego przez autorów. Nie byłam pewna, czy cokolwiek mogłoby mnie zaskoczyć lub zainteresować w kolejnej wersji mitu, baśni czy legendy. Autorka gromadzi swą wiedzę i opisuje losy bohaterów, przebierając w różnych wersjach mitów i wybierając lub modyfikując te, które uznaje za adekwatne do własnej historii, a robi to w na tyle umiejętny sposób, że nie czujemy się przytłoczeni natłokiem informacji, a tych jest tu naprawdę sporo.
Cóż, przynajmniej od pewnego momentu, ale do tego zaraz dojdę.
Przebrniemy tu jeszcze przez witające nas karty postaci. Przebrniemy nie zostało przeze mnie użyte przypadkowo, ponieważ kart tych jest... sporo. Na tyle sporo, że gdybym nie czytała tej historii pod recenzję, poddałabym się po szóstej. I tak nie ma szans, bym zapamiętała z nich cokolwiek przy pierwszym zetknięciu z historią, jest ich zwyczajnie za dużo. To mocno spotęgowało moją frustrację, zważywszy na fakt, że na niektórych bohaterów z kart musiałam czekać dość długo, co podsunęło mi pomysł o podzieleniu kart i rozmieszczaniu odpowiednich przed pojawieniem się konkretnych postaci. Nie spotkałam się z tym jeszcze, ale z pewnością odciążyłoby to nieco początek, który po prostu przytłacza i bynajmniej nie nastraja entuzjastycznie. I ja wiem, że wszystko zahacza się o zachcianki autora, który może powiedzieć: Jak komuś zależy, to przebrnie. Tylko no... Dlaczego komukolwiek miałoby zależeć przy pierwszym spotkaniu z historią?
Początek recenzji miałam gotowy dość szybko. Powstaje ona w całości na podstawie dwudziestu rozdziałów; wiem, że teraz jest ich dwadzieścia dwa, po prostu tak długo zbierałam myśli po lekturze. Przede wszystkim dlatego, że nie miałam pojęcia, jak zabrać się za wszystko od strony fabularnej. W końcu nie mogę skrytykować oryginalnej lub entej oryginalnej wersji mitu. To znaczy, mogę, ale co mi to da... Dlatego też kwestie wyborów bohaterów i tego, co decydują się robić, odstawiam na bok. Tak było, nie będę się z tym kłócić ani nad tym dywagować. Skupię się raczej na formie i tym, jak historia wypada i jak się ją czyta.
Historia w dużej mierze tyczy się Heleny — królowej Sparty — i jej męża Menelaosa. Przygodę z nią czytelnik rozpoczyna, gdy Helena jest jeszcze mała i okazuje się, że spośród wielu zalotników ma wybrać przyszłego ukochanego. To bardzo nie podoba się jej siostrze Klitajmestrze, siłą oddanej Agamemnonowi — bratu Menelaosa. Ród, z którego wywodzą się mężczyźni, słynie z brutalności i przedstawiony jest jako zło wcielone, przez co Helena jest nastawiona co najmniej negatywnie do swego — wtedy jeszcze — przyszłego niedoszłego. I choć jej niechęć jest uzasadniona, przejście przez początek stanowiło dla mnie wyzwanie z dwóch powodów: po pierwsze nieco podzielałam uczucia siostry księżniczki: Helena, ogólnie rzecz biorąc, rozpuszczoną pannicą była. Nie chłopczycą, czy silną małą kobietką walczącą o swe prawa, a po prostu buńczucznym dzieciakiem. Zwalmy to na wiek, bowiem sytuacja dość szybko się odwraca i zmierzamy ku wiadomemu happy endowi tego epizodu. Co się tyczy drugiej rzeczy, przeszkadzającej mi na początku, to ogrom niepotrzebnych dla fabuły w danym momencie informacji. Ten był synem tamtego, a tamtem siostrą cioteczną od strony prababki zrodzonej z wuja jeszcze innego, ablabla... Oczywiście wyolbrzymiam, ale chodzi mi o to, że dokładnie tyle z tego researchowego bełkotu zapamiętałam — czyli absolutnie nic. To świetnie, że autorka ma taki zakres wiedzy, bardzo to szanuję, ale czytając mit, chcę czytać mit. A nie suchy spis postaci z encyklopedii o mitach; i to postaci, które są wspomniane tylko dla samego wspomnienia. Mam nadzieję, że wiadomo, co mam na myśli. Choć te dwie kwestie mocno rzutowały na odbiór tekstu, to po przefiltrowaniu istotnych i nieistotnych informacji i odrzuceniu tych drugich, rozpoczęłam, że tak to ujmę, konkretne czytańsko. I kiedy już odnalazłam się w tym chaosie, zapoznawanie się z historią stało się przyjemnością. Poza wciskaniem na siłę nadmiaru wiadomości, które bardzo burzą płynność, Grecy i Trojanie posiadają, wbrew pozorom, bardzo lekki styl, przystępny dla każdego, a i wciągający w historię. Uczucia bohaterów są opisywane ładnie, dokładnie, tak, że można wczuć się w ich sytuację bez problemu. I tu od początku muszę pochwalić kreację Klitajmestry, o której wspomniałam wcześniej, ponieważ moim zdaniem jest ona najlepiej ulepioną postacią, fantastycznie przedstawioną i najbardziej trzymającą się założeń. Do tego ostatniego będę jeszcze wracać przy okazji innych, ale póki co: Klitajmestra to kobieta po przejściach — siłą brana przez męża, rodząca mu dzieci, których nie chce. Kobieta, która widziała śmierć własnego dziecka, którego główkę roztrzaskał Agamemnon. I jest ona w swej nienawiści do męża i do świata tak konsekwentna, że to aż wspaniałe. Nie da się przejść nad taką tragedią, ciągnącą się latami, tylko dzięki temu, że ktoś powie ogarnij się. Podobnie jej niechęć do siostry i matki, dość jawnie okazywana, ma swoje podłoże, nic w niej nie wydaje się wymuszone. Jak dla mnie była ona gwiazdą tej historii i zdecydowanie o niej czytało mi się najprzyjemniej.
No, ale dobra, jedźmy dalej. Helena w końcu ląduje tam, gdzie jej przeznaczone, a więc szczęśliwa i zakochana w Sparcie, której to królową zostaje i tak sobie gruchają z mężem, tymczasem czytelnik staje oko w oko z... Parysem. Muszę przyznać, że byłam co najmniej zdezorientowana takim obrotem sytuacji, pomyślałam nawet, że czeka mnie taki osobny zbiór mitów, dopóki nie wróciłam pamięcią do opisu.
Parys spotyka na swej drodze trzy boginie, które kłócą się o to, która z nich jest najpiękniejsza. A ponieważ doszły je plotki, że on jest najpiękniejszym mężczyzną, każą mu zdecydować, przy okazji bawiąc się w przekupki. I tak Afrodyta obiecuje mu Helenę, a chłopu robi się sieczka z mózgu i postanawia on, że tak, jemu należy się piękna królowa Sparty. Pomijając jakby... fakt, że Parys przedstawiony jest jak kompletny idiota, z braku lepszego określenia, o inteligencji stonogi, przepraszam cię robaczku, to jest on wciąż bardzo ciekawą postacią. Mężczyzna jest tak zafiksowany na tym, by dostać w swe ręce Helenę, że nie baczy na nic: na żonę, na rodziców, którzy go wychowali — bo tu jeszcze bardzo szybko wychodzą jego królewskie korzenie — dosłownie rzuca wszystko i wraz z nowo poznanymi braćmi udaje się na dwór Troi. Czytanie o jego narastającej obsesji było o tyle interesujące, że nikt wokół — przynajmniej początkowo — nie zwracał na nią uwagi. Dopiero po porwaniu, swoją drogą grubymi nićmi szytym, jego zachowanie zaczyna budzić w niektórych niechęć i chęć nagany. Tylko, no nie wiem, facet zachowuje się jak obłąkaniec, ma zerowe obycie i etykietę, a ludzie wokół nic? Świetnym przykładem na to jest jego wizyta w Sparcie, podczas której zachowuje się jak ostatni prostak z dziczy wypuszczony, a mimo to wszyscy są mili, nikt nie zwraca mu uwagi, a Menelaos wyładowuje się na Helenie. Wydało mi się to nie tyle nie w smak, ile po prostu dziwne i nieuzasadnione. Przecież król chyba ma prawo zwrócić komuś uwagę, zwłaszcza gdy ten zasadza się na jego królową. No, ale jak mówiłam, czepiać się mitycznej motywacji nie zamierzam, w końcu jakoś trzeba tu przejść z punktu A do punktu B. Przy tym wszystkim jego rodzice, władcy Troi, również wydają się nieco... niespełna rozumu. Ja rozumiem, dziecku trzeba wynagrodzić, kupić zabawkę czy coś, ale kurczę, nawet pozostali synowie mówią, że coś tu nie gra, a tamci dalej w zaparte, że skoro synuś chce, to synuś dostanie tę biedną Helenę. No i dostaje.
Jeśli miałabym podsumować historię do tego momentu, to ogólnie wypada ona całkiem pozytywnie; wciąga, czyta się lekko, przyjemnie. Dlaczego więc ogarnięcie zajęło mi taki kawał czasu? Rozdziały. Są naprawdę długie, w moim przypadku za długie. Przewijałam i przewijałam i przewijałam, a niestety poza weekendami nie mam czasu na taką zabawę. Zresztą, całego weekendu na czytaniu też nie chciałam spędzić, ponieważ, najzwyczajniej, historia nie porwała mnie aż tak. Może to kwestia tego, że z góry wiem, co będzie się działo i jest to jedynie kwestia formy, jaką wydarzenia przyjmą? Albo świadomości, że czytam coś, co mdło kojarzę ze szkoły? Zabrakło mi w całości czegoś, co trzymałoby mnie przy tej historii i przekonałoby, że warto spędzić jeden z dwóch dni wolnych w tygodniu na tę właśnie lekturę. Nie było tego magicznego wow, był po prostu kawałek dobrego tekstu.
Największej zagwozdki przysporzyła mi jednak dalsza część, gdy to Helena, porwana przez Parysa, ląduje na dworze Troi i aby uniknąć... w sumie nie wiem czego, ponieważ: Parys ma na jej punkcie obsesję, taką konkretną, więc raczej by jej nie zabił. A ludzie wokół wierzą w to, że bóstwo nakazało, by tkwiła u boku Parysa, więc... wydaje się nieco nietykalna. Gdyby zakręciła się wokół niego odpowiednio, naprawdę zarówno ona, jak i jej rodzina, byłyby całkowicie bezpieczne, przynajmniej tak wynika z osobowości Parysa i tekstu. Ale dobra, bo urwałam, a więc, aby uniknąć nieprzyjemności, Helena zgadza się na bycie żoną naszego pomylonego jaśnie pana i oczekuje w ciszy na uwolnienie, którego ma dokonać Menelaos, zbierający armię do ataku na Troję. W sumie trochę tę kwestię ogarnia jego brat, do czego zaraz wrócę, ponieważ najbardziej uderzyła mnie tu totalna niespójność z tym, czego oczekiwałam, czytając pod kartą postaci Heleny: Nie jestem niczyją lalką. Rozumiesz? Tylko że właśnie jest lalką i to perfekcyjną. Milczy, robi, co jej się każe, rozkłada nogi de facto na zawołanie, nie podnosi żadnego buntu. Nie widać w jej zachowaniu grama niezłomności. No fajnie, chce przeczekać wszystko i okej, ja tego nie neguję, tylko nie takie było chyba założenie tej postaci? Gdzieś w dopiskach było napisane, że w jednej z wersji Helena była ogólnie ciepłą kluchą, wystraszoną, bez własnego zdania, ale ta tu, w tej historii, będzie inna. Ale nie jest. Tak, jak do połowy była to bardzo dobrze wykreowana postać, tak potem straciła jakikolwiek wyraz. I niestety nie tylko ona. Sprawa z jej mężem nie wygląda wcale lepiej, bo o ile Menelaos od początku skradł moje serce swą bezpośredniością i naturalnością, tak potem wydał mi się po prostu mdły. Stał się jakby dodatkiem do całej wesołej ferajny, ale nic nie wnosił. Bitwą zajmował się jego brat, Helena gdzieś tam stanęła u boku Parysa i ten zdecydowany mężczyzna został istną płaczką, wiecznie targaną wątpliwościami. Ogólnie rzecz biorąc, to również jestem w stanie zrozumieć, jednak jego prezencja na tle innych stała się praktycznie niewidoczna. Trochę zrobiła się z tego opera mydlana z obłąkańcem na czele. Sytuację późniejszych rozdziałów ratuje Klitajmestra i jej spotkanie z matką, a także (cofając się ciut) wydarzenie z córką, którą Agamemnon planował złożyć w ofierze. Ponownie uderzyło mnie, jak świetnie wykreowana została postać tej kobiety i to nawet w momencie, gdy nieco się postarzała i do ogólnej nienawiści doszło takie specyficzne... zgorzknienie? Tak, to chyba odpowiednie słowo.
Jak już przy dzieciach jesteśmy, książęta i księżniczki Troi, z których każdy miał swoje indywidualne cechy i było to idealnie widać, zostali wykreowani dobrze, zwłaszcza Hektor i Dejfobos mnie ujęli, choć ten drugi pozytywnym bohaterem niby nie jest. Osobiście czerpałam przyjemność z czytania o nich i żałuję, że poświęcono im tak mało czasu antenowego, ale może to się jeszcze zmieni. Z kolei córka Heleny, Hermiona, to taka trochę jej kopia, tylko bardziej rozpuszczona i w sumie tyle. A szkoda.
Zwróciłam uwagę na to, jak w późniejszych rozdziałach, choć postacie mnożą się i dzielą, wciąż stanowią jakby tylko tło dla wydarzeń. Zniknęła ta emocjonalna więź z nimi, którą można było spokojnie zbudować wcześniej, oni teraz po prostu byli, przewijali się, ale do żadnego z nich nie zapałałam jakimś większym uczuciem czy przywiązaniem. Naprzód nie wysuwał się de facto żaden z bohaterów, a i wzmianki o tym, co dzieje się u samych bogów owszem, były ciekawe, ale jakby nic nie wniosły.
Chociaż tak narzekam, Grecy i Trojanie nie są złym opowiadaniem, ani nawet przeciętnym. Są dobrą historią, napisaną z dokładnością i dbaniem o szczegóły, poprawną, aż bijącą po oczach wiedzą autorki. Tylko czasem odnosiłam wrażenie, że właśnie ten ogrom wiedzy przelewany na tekst powstrzymywał potencjał historii samej w sobie i niszczył potencjalną głębię postaci, nad czym szczerze ubolewam.
Jestem przekonana, że historia znajdzie swoich sympatyków i będą oni czerpać z niej garściami. Ja należę do tej grupy, która nie uważa, że zmarnowałam czas na czytanie, ale też nie byłabym w stanie poświęcić go więcej. Jest to kwestia jedynie preferencyjna oczywiście, muszę też po raz kolejny pochwalić autorkę za ogromną wiedzę i to, że stara się ją przekazywać w przystępny dla wszystkich sposób. Z czystym sumieniem mogę śmiało polecić każdemu wielbicielowi mitologii, który chciałby ponownie poczytać o losach bohaterów w nieco innej formie, a przy okazji dowiedzieć się masy ciekawostek, które autorka serwuje pod każdym z rozdziałów.
Życzę dużo weny/czasu, mam nadzieję, że moje spostrzeżenia choć trochę pomogły rozjaśnić jakieś kwestie no i... tyle ode mnie.
Pozdrawiam,
Kagami
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top