#11. Krwawy Ogród / Elusive
Tytuł: Krwawy Ogród
Autor: Bajurka_
Status: Kontynuowane (prolog + 6 rozdziałów)
Gatunek: Fantasy (o wampirach)
Dotarcie do tej pracy zajęło mi naprawdę sporo czasu, aczkolwiek w tym przypadku sądzę, że wyszło to na dobre; Krwawy Ogród to opowiadanie, któremu do zakończenia brakuje bardzo dużo, a ja zastanawiałam się, czy na pewno będę miała wystarczający materiał, by podjąć się oceny. W momencie zgłoszenia tekst liczył bowiem dwa rozdziały plus prolog, co zwykle nie daje pola do popisu, ale zdawałam sobie sprawę, jak szybko idzie mi czytanie ostatnimi czasy.
Koniec końców cieszę się, że akurat tym razem moja opieszałość zadziałała na korzyść, bo opowiadanie dopiero wchodzi w fazę, w której można o nim cokolwiek powiedzieć — wciąż niewiele, przyznam szczerze, ale postaram się wyciągnąć z tych dostępnych rozdziałów jak najwięcej.
Okładka zdecydowanie wpasowuje się klimatycznie w treść. Czerwień powszechnie kojarzy się z pewnego rodzaju intensywnością, jakiej można spodziewać po gatunku fantasy, szczególnie tym poświęconym wampirom. Także róża, znajdująca się w centrum i ociekająca krwią, stanowi idealne wprowadzenie do tego, co możemy zastać w środku. Tytuł jest bardzo czytelny, podobnie jak nazwa autora, za co niewątpliwy plus; minus z kolei należy się za błąd w nicku, bo właśnie przez tę czytelność nawet z daleka widać literówkę (Bujarka, zamiast Bajurka). Przyczepiłabym się także do doboru czcionek, choć to znacznie bardziej subiektywna kwestia. Wydaje mi się jednak, że użyte fonty nie są zbyt kompatybilne. Nie jestem zwolenniczką absolutnej symetrii i jednolitości, ale łączenie różnych stylów czasami po prostu nie gra — jak, według mnie, w tym przypadku.
Całość oceniam, mimo to, zdecydowanie pozytywnie i przyjemnie patrzy mi się na oprawę graficzną historii.
Opis... Tutaj mam już większy problem, z kilku powodów. Pierwszym jest to, jak niewiele mówi na temat samego opowiadania. Poczułam zainteresowanie, nie zaprzeczę, bo dziwne zjawiska, których nikt nie potrafi do końca wyjaśnić, zawsze stanowią dla czytelnika swoisty haczyk. Niemniej jednak nie umiem stwierdzić, czy w tym wypadku wystarczyłoby to, abym zajrzała do środka z własnej woli; opowiadania o wampirach, choć nieco straciły na popularności, wciąż stanowią jeden z powszechniejszych podgatunków fantasy. Może dlatego osobiście wymagam od takich historii więcej — szczególnie od ich blubrów, które, notabene, mają za zadanie wyróżnić je na tle innych. Tymczasem tutaj, gdyby nie hashtagi, nie wiedziałabym nawet, że będę miała do czynienia z wampirami.
Pokusiłabym się o rozbudowę. Nie mówię, absolutnie, o zapoznawaniu czytelników z bohaterami, wszystkimi po kolei, ale raczej z dodaniem kilku zdań wprowadzających. Co właściwie wynika z pojawienia się tego kwiatu? Jakakolwiek wskazówka, nawet podana w równie tajemniczej formie, byłaby tutaj na wagę złota. Sam motyw uważam za ciekawy — a po przeczytaniu dostępnych rozdziałów jedynie utwierdzam się w przekonaniu, że to jedna z mocniejszych stron historii.
W opisie, oprócz znikomych informacji na temat tego, z czym właściwie się zetkniemy, widać także pewną tendencję Autorki, o której będę się jeszcze rozpisywać później; zdania, choć złożone i bardzo obrazowe, budowane są głównie przy pomocy imiesłowów przysłówkowych, co na dłuższą metę potrafi zmęczyć. Być może w blurbie nie jest to aż tak zaznaczone, ale wystarczy przejść do prologu, by potwierdzić powyższe przypuszczenia.
Zapewne nie zwróciłabym na to takiej uwagi, gdyby nie to nieszczęsne "pozostawając", zamiast "pozostając", co momentalnie wybiło mnie z rytmu czytania i wyostrzyło wzrok na wszelkie końcówki -ąc. Napiszę to już teraz — podczas gdy pomysły Autorki są jej silną stroną, nagromadzenie imiesłowów rzuca dość spory cień na językową stronę. Ale do tego wrócimy później.
TREŚĆ
Prolog wprowadza nas w klimat historii niemalże natychmiastowo, a to za sprawą dość obrazowego opisu porodu — obrazowego ze względu na dosadne przedstawienie cierpienia kobiety, Marii McKenzie. Bohaterka zdecydowanie nie jest zadowolona, nie tylko ze względu na ogrom bólu, ale także na sam fakt bycia matką i wszystkiego, co się z tym wiązało.
Już po pierwszych akapitach możemy mieć pewne pytania i podejrzenia, choć w moim przypadku były one dość mgliste, niewiążące. Szybko zresztą zapomniałam o tajemniczej Marii, bo pierwszy rozdział zabrał mnie do ogrodu — Krwawego Ogrodu, który wydaje się miejscem magicznym i jednym w swoim rodzaju. Poznajemy także kolejnego bohatera, niejakiego Renwicka — wampira o skłonnościach do samookaleczania. Jego hobby zostało przedstawione na tyle dosadnie, że początkowo wzbudził we mnie niechęć; nie chodziło o fakt czerpania przyjemności z bólu, a raczej o pławienie się w dyskomforcie tych, którzy go otaczają.
Renwick jest opiekunem Krwawego Ogrodu. Razem z Elwirą, drugą opiekunką, mają za zadanie dbać, by wszystkie róże kwitły i rozwijały się bez przeszkód. Stanowi to niezwykle odpowiedzialne zadanie, bowiem istnienie wampirów w dużej mierze zależy od kondycji, w jakiej znajdują się kwiaty. Każdy wampir ma swoją różę, o którą powinien się troszczyć, jeśli nie chce narazić się na nieprzyjemne konsekwencje.
Sam motyw bardzo mi się spodobał, jak już zresztą wspomniałam. Raczej nie spotkałam się z takim zabiegiem, ale muszę zaznaczyć, że nie czytam zbytnio książek o podobnej tematyce. Wydaje mi się jednak, że wprowadza on sporo świeżości, jednocześnie budując solidne podstawy do stworzenia historii, która wyróżni się na tle innych.
Nie jest to zresztą jedyny element, który budzi zainteresowanie. Świat wampirów w Krwawym Ogrodzie pozostaje ukryty przed ludźmi, z nielicznymi wyjątkami, stanowiącymi potwierdzenie reguły. Można więc z łatwością wyciągnąć wniosek, że mamy tutaj do czynienia z dość hermetycznym środowiskiem, dla którego każda zmiana ma moc trzęsienia ziemi.
Pojawienie się nowej róży w Ogrodzie — i to na dodatek białej, silnie kontrastującej z pozostałymi — wywołuje spore zamieszanie, szczególnie w gronie najważniejszych wampirów: króla Laurenta, oraz jego braci, Adama i Ezekiela Rosebergów.
To właśnie ich poznajemy na przestrzeni sześciu rozdziałów najlepiej. Śledzimy wydarzenia z ich perspektywy, zagłębiając się jednocześnie w nowy świat i przyswajając kolejne informacje. Zaznaczę tutaj, że akcja nie toczy się szybko — wprost przeciwnie. Czytelnik dostaje sporo czasu, by nadążyć, by wczuć się w klimat i wysnuć pewne podejrzenia co do kierunku, w jakim zmierza historia. Powiedziałabym, że to duży plus, przynajmniej dla osoby, która naprawdę lubi, gdy opowiadanie rozkręca się bez zbędnego pośpiechu.
Mimo to... Tempo akcji stanowi to dla mnie niejako wyzwanie; jako recenzentka nie jestem bowiem w stanie powiedzieć o treści zbyt wiele. Nie jestem także w stanie wygłosić solidnej opinii na temat bohaterów, bo znam ich zdecydowanie zbyt krótko, żeby mieć pewność co do słuszności moich obserwacji. Na pewno nie są budowani na jedno kopyto, bo odróżnianie ich nie sprawiało mi większych trudności. Powoli zaczęłam także dzielić wątki na te, które interesują mnie bardziej i mniej, a to całkiem dobry omen. Mimo to wszystkie moje odczucia opierają się, póki co, na przypuszczeniach i pierwszych wrażeniach, które równie dobrze mogą okazać się mylne.
Bardzo podoba mi się jednak kierunek, w jakim zdaje się zmierzać opowiadanie. Nie dość, że pojawienie się białej róży samo w sobie stanowi dość ekscytujący element, to jeszcze na horyzoncie widać widmo wojny między silnymi rodami wampirów, wyznającymi różne poglądy. Na dodatek ktoś postanawia zacząć mordować ludzi, co, zgodnie z prawem, jest absolutnie zabronione.
Mamy więc do czynienia z intrygami, tajemnicami, które dopiero zaczną być rozwiązywane — albo dopiero nabiorą tempa, o ile mogę się w ten sposób wyrazić. Wszystko to zapowiada naprawdę ciekawą historię, a jeśli dodamy do tego bohaterów, którzy już w początkowej fazie sprawiają wrażenie jakichś, to umocnimy się w przeświadczeniu, że Krwawy Ogród to opowiadanie z potencjałem.
Chciałabym tutaj rozpisać się bardziej, być może opowiedzieć nieco więcej o samej fabule, bez zbędnego spoilerowania, jednak nie sądzę, abym miała tutaj duże pole do popisu. Nie lubię gdybać, a w obecnym momencie ciężko znaleźć elementy, które należałoby poprawić czy ulepszyć. To ciągle jedynie zalążki, niemożliwe do oceny pod kątem spójności i logiki. Nie jest to, absolutnie, zarzut; chciałam jedynie zaznaczyć, że jeszcze sporo wody upłynie, zanim akcja rzeczywiście wkroczy w decydującą fazę.
Jeśli więc nie lubicie zabierać się za opowiadania, którym daleko do końca, poczekajcie — mam szczerą nadzieję, że gra okaże się warta świeczki, bo, pośród morza wampirycznych romansów, jest to jedna z pozycji, które oferują więcej. A przynajmniej wszystko na to wskazuje.
Powiem jeszcze słów kilka o samych bohaterach. Już wspominałam, że nie znamy ich zbyt dobrze — nie na tyle, by ugruntować sobie o nich opinie. Niemniej jednak, co widać na pierwszy rzut oka, każdy motywowany jest czym innym; każdy ma swój cel, swoje tajemnice, nawet jeśli niektórzy działają wspólnie. Osobiście najbardziej fascynuje mnie postać Ezekiela, najmłodszego z braci, który jednocześnie traktowany jest przez nich po macoszemu — i wszystko wskazuje na to, że w końcu zaczyna mieć tego dość. Ciężko go jednoznacznie odczytać; nie mam bladego pojęcia, czy okaże się pozytywną postacią, czy wprost przeciwnie, ale jego wątek wydał mi się bardzo interesujący.
Podobne odczucie mam wobec króla, Laurenta, który skrywa co najmniej kilka tajemnic — i każda zdaje się ciekawsza niż poprzednia. Na jego barkach spoczywa spora odpowiedzialność, a przyszłość w dużej mierze zależy od postępowania władcy wampirów. Znajduje on, co prawda, spore wsparcie w swoim bracie, Adamie, ale część ciężaru musi dźwigać sam.
Sam Adam budzi we mnie najmniej emocji, chociaż podejrzewam, że kolejne rozdziały mogą to jeszcze zmienić. Wszystko wskazuje, że odegra on znaczącą rolę w poszukiwaniu mordercy, a ja z dużą chęcią poczytałabym o tym, w jaki sposób zamierza tego dokonać — szczególnie w obliczu cierpienia, jakiego doznaje za każdym razem, gdy postanawia udać się do świata ludzi.
Korzystając z okazji, wspomnę tutaj o kolejnym interesującym elemencie opowiadania; bardzo pozytywnie zaskoczył mnie fakt, że wampiry rzeczywiście odczuwają negatywne skutki przebywania pośród ludzi. Jedni doświadczają tego zjawiska bardziej, inni mniej, ale ucieszyłam się z tej słabości. W przypadku historii o wampirach pokusa, by stworzyć rasę idealną, staje się dość silna — i zdecydowanie pochwalam działania Autorki, pozwalające wybrnąć z sytuacji.
Fabularnie zapowiada się naprawdę intrygująca historia.
JĘZYK I BŁĘDY
Czuję się dziwnie z myślą, że to właśnie w tej sekcji zatrzymam się na dłużej. Nie lubię się rozpisywać w kwestii stylu oraz poprawności, jeśli nie ma ku temu solidnych podstaw. Tutaj mam jednak wrażenie, że rzeczywiście powinnam wspomnieć o kilku aspektach językowych.
Zacznę może od pozytywów: błędów nie było znowu tak dużo, a całość czytało się całkiem przyjemnie. Całkiem, bo to nieszczęsne nadużywanie imiesłowów przysłówkowych zaczęło mnie w pewnym momencie okropnie rozpraszać. Sama mam do tego tendencję, o czym wspominałam przy okazji kilku recenzji, ale walczę z nawykiem, który kiedyś nie wydawał mi się wcale czymś złym. Z perspektywy czasu widzę jednak, jak bardzo ubogo wypada tekst, gdzie każde zdanie zawiera czasami nawet kilka imiesłowów — nie wspomnę już nawet o tym, że akurat w przypadku tych przysłówkowych niezwykle łatwo o błędne użycie.
Posłużę się tutaj przykładem:
Jest to jeden akapit, niepełny, warto dodać. Tymczasem niemalże każde zdanie zostało zbudowane właśnie z wykorzystaniem imiesłowów — na dodatek niektórych użytych błędnie. Musimy mieć na uwadze, że zawsze wskazują one na równoczesność wykonywania czynności. W przypadku, kiedy wampirzyca podchodzi do świecznika i w tym samym czasie zapala świecę, pojawiają się pewne wątpliwości co do poprawności konstrukcji. Spierałabym się także w przypadku ściągania kaptura i poprawiania warkocza, bo nie wydaje mi się, by połączenie tych dwóch czynności mogło się sprawdzić — ale to może kwestia mojego braku umiejętności w radzeniu sobie z włosami. Niemniej jednak jest to tylko jeden z przykładów, a spokojnie znalazłabym ich kilka, jeśli nie kilkanaście.
A szkoda, bo — jak już zaznaczałam — całość czytało mi się naprawdę przyjemnie. Zdarzały się błędy interpunkcyjne, a także problemy z szykiem zdania. Pewne kwestie faktycznie wybrzmiewały dość nienaturalnie, a mój mózg automatycznie czytał je inaczej, niż powinien. Nie określiłabym tego jednak głównym problemem opowiadania, bo te kilka wpadek spokojnie można wybaczyć, jeśli cała reszta nie budzi żadnych zastrzeżeń.
Zwrócę jeszcze uwagę na ostatni rozdział. Czytałam go w pociągu, nie mając dostępu do Internetu, przez co nie wypisywałam błędów w komentarzach, ale odniosłam wrażenie, że znacząco odstawał on poziomem od reszty. Tam tych kwiatków pojawiło się więcej; interpunkcja zaczęła przypominać loterię, znalazłam też więcej literówek i, o zgrozo, jeszcze więcej imiesłowów. Nie wspomnę o dywizach, zamiast półpauz lub pauz, bo to akurat zdarzało się także w poprzednich rozdziałach i mogło być wynikiem korekty prowadzonej z poziomu aplikacji mobilnej — wszyscy wiemy, jak Watt lubi gmerać.
Przyjrzałabym się tej ostatniej części, ale też wróciłabym do pierwszych, by je dopieścić, być może nawet solidnie wyedytować. Jeśli jednak Autorka planuje jedną, gruntowną korektę... Mam nadzieję, że moje uwagi wskażą elementy, na które warto byłoby zwrócić uwagę przy pisaniu kolejnych rozdziałów — tak, żeby większe poprawki albo solidny remont nie stanowiły konieczności.
Mimo to jestem pewna, że większość osób doceniłaby Krwawy Ogród, bo widać tutaj także określony styl, pozwalający wyobrazić sobie sceny bez żadnego problemu. Opisy są ładne, plastyczne, bez zbędnej poetyckości, która mnie osobiście potrafi zniechęcić, jeśli występuje w nadmiarze. Pochwalę Autorkę za konsekwencję w przedstawianiu zarówno scenerii, jak i emocji; nie mamy tutaj do czynienia z ekspozycją w przeogromnej ilości, ale dowiadujemy się o świecie na tyle dużo, by móc spokojnie brnąć naprzód. Oby tak zostało. Ba — oby było lepiej :)
PODSUMOWANIE
Czy poleciłabym historię? Tak, tak sądzę. Ciężko mi udzielić jednoznacznej odpowiedzi, głównie ze względu na dość wczesny etap, na którym znajduje się akcja. Jeśli jednak mam ocenić, czy zmierza ona w dobrym kierunku, nie miałabym żadnych wątpliwości; wspominałam już, że oczekuję tutaj czegoś naprawdę interesującego i liczę na możliwość śledzenia wydarzeń w wolnym czasie.
Nie jest to opowiadanie pozbawione wad, szczególnie pod kątem językowym, ale warsztat da się doszlifować, a błędy poprawić. Nie da się natomiast sprzedać historii, w której brakuje pomysłu. Dlatego też będę trzymać kciuki, żeby Autorce udało się doprowadzić wszystkie wątki do końca, bez dziur i potknięć. A póki co życzę powodzenia i pozdrawiam!
Elvis
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top