2 • ♦
P L A Y L I S T
❌ Grandson - "Blood // Water"
❌ Pierce the Veil ft. Kellin Quinn - King for a Day
"To dziś mija moją wiza... Ostatni dzień na podjęcie decyzji. Ale nie chcę jeszcze umierać. Nie, jeśli ich nie odnajdę... Nie, dopóki nie zemszczę się na Suguru..."
❤♠♦♣
Buszowałam pomiędzy półkami sklepowymi przy Cosmo Planetarium Shibuya i ostrożnie układałam w plecaku butelki wina, żeby żadna się nie potłukła.
Stoczyłam się, jak mój ojciec. Alkohol był moim tańcem i śmiechem. Niekończącą się terapią pozwalającą mi funkcjonować.
Miałam ulubione miejsce. Rozkładałam koc na dachu jednego z niższych wieżowców przy skrzyżowaniu obok Shibuya Crossing i spoglądałam na otoczenie. Odkąd nasze życie wywróciło się do góry nogami, szukaliśmy łącznika, czegoś, co przypomina nam o tamtych wersjach siebie...I o ludziach, których spotkałam i stali się dla mnie bliżsi niż rodzina...
A to, co było najpiękniejsze w tamtym świecie to świadomość, że gdy uleci z ciebie krew, twoje serce zwolni, to dusza się uwolni...
Po nocy spędzonej na dachu budynku budzę się zziębnieta i z bólem głowy. Moje półdługie czarne włosy są splątane przez nocny wiatr.
To dziś mija moja wiza. Dziwnie satysfakcjonujące i jednocześnie niepokojące uczucie. Czy mogę wreszcie przestać grać i skończyć z patrzeniem na wybuchające ludziom głowy?
Ta...
Poza alkoholem, szukałam też jedzenia. Fajnie było stołować się w knajpach i pizzeriach, ale jednak sklep to sklep. Akurat miałam smaka na chipsy Yamayoshi wasabeef.
Wtem drzwi sklepowe otwierają się, rozlega się klasyczny odgłos dzwoneczka i wchodzi do środka niska postać. Chowam się za regałem z płatkami śniadaniowymi, spłycam oddech, szukam odbicia w szybie, by móc kontrolować ruchy nieznajomego.
Wyraźnie nie zna się na ocenie terenu. Słyszę jak głośno oddycha, robi niewielkie kroki, przechodzi szybko obok kolejnych półek, więc przemieszczam sie razem z nim.
Po chwili obcy zatrzymuje się i sklep wypełnia dźwięk otwieranej paczki czipsów.
Wzdycham. Aha, będzie tutaj jadł...
Dociera do mnie mlaskanie. Zbyt głośne na kogoś, kto jest ostrożny. Bierze następną paczkę i głośno chrupie.
Nic jeszcze nie jadłam a zapach chipsów o smaku burgera skutecznie sprawia, że moje ślinianki pracują a brzuch pozwala wydać z siebie głośne burczenie. Kuźwa i po mnie...
— Ktoś tu jest?
Dziecięcy, chłopięcy głos. Odebrało mi zdolność logicznego myślenia. Skąd tu się wzięło dziecko, do diabła?
Obracam się, chwytam pierwsze z brzegu pudełko z chrupkami i zmierzam w kierunku drzwi, ale cienki piskliwy głos zatrzymuje mnie.
— Pomóż mi.
Nie reaguję.
— Co to za miejsce? Gdzie są wszyscy?— Na moje nieszczęście zaczął się zbliżać.
Odwracam wzrok, nie dając się wciągnąć w rozmowę. Nic tu po mnie, nie jestem w stanie mu pomóc.
— Dlaczego tu jest tak pusto?
Denerwuje mnie ten ton. Przestraszony, biedny dziesięciolatek. Niestety, albo stety - nie zabawi tutaj długo. W Borderlands nie ma szans.
— Hej, słyszysz mnie?!
Przekracza moją barierę osobistą a moje spojrzenie niekontrolowanie kieruje się na jego drobną sylwetkę, dziecięcą grzywkę na czole i delikatną chłopięcą okrągłą twarz. Japończyk. W jego oczach ukazana było jego cała rozpacz i bezsilność.
Krzywię się, ale ostatecznie otwieram usta:
— Co pamiętasz jako ostatnie?
— Rozmawiałem przez telefon... z mamą— odpowiada cicho. — Widziałaś moją mamę?
— Nie o to pytam — odzywam się trochę ostrzej, niż zamierzałam. — Co pamiętasz... nim się tu znalazłeś?
— N-nie wiem — jąka się. — Nic nie pamiętam. Gdzie są wszyscy? Chcę do domu!
— Nie wiem, gdzie jest twój dom — ucinam dialog, lecz chłopiec nadal wwierca we mnie sarni wzrok.
Nie mogę znieść jego bezradności i smutku. Irytuje mnie to. Utknął tu tak samo jak ja. Samotny, bez rodziców, szukający pomocy. A może jednak ma to wyjątkowe szczęście i jego mama także gdzieś się tu kręci? By odnaleźć swoich przyjaciół, przeszłam niemal całe głupie miasto. Pogodziłam się z tym, że chyba jednak sama tu utknęłam...
Wzdycham ciężko.
— Mały, źle trafiłeś... Znajdź kogoś, kto pomoże Ci w grach.
— Jakich grach? — Otworzył szerzej oczy i znowu podszedł bliżej. W rękach nadal trzymał paczke chipsów a na ustach miał pełno przyklejonych okruchów.
— Na pewno nie w grach video — mruczę. — Każdego wieczoru są gry na śmierć i życie. Każdy odpowiada za siebie, rozumiesz? Dlatego wątpię, że przeżyjesz. Ludzie chronią tylko własne dupska a sojusze i tak kończą się zdradą. Jeżeli pojawiłeś się dziś, to musisz pójść zagrać w pierwszą grę.
Dzieciak nie wierzył, że mówię prawdę.
— Rozejrzyj się, mały. Jeśli chcesz jeszcze wrócić do domu, trzeba być silnym i dzielnym.
— Tak jak ty? — pyta, a mnie chwilę czasu zajmuje, by odpowiedzieć.
— Nie. Ja jestem złym przykładem. Nie wracam do domu właśnie dlatego, że nie jestem silna ani dzielna.
— Pomóż mi — prosi chłopiec a mnie się coraz bardziej zaciska gardło od rosnącej guli. Upierdliwe uczucie. — Proszę. Chcę wrócić.
— Nie słyszałeś, co powiedziałam? Czego ode mnie oczekujesz? Chcesz żyć, to idź na arenę, albo idź szukać matki, a mnie zostaw mnie w spokoju.
Otwieram drzwi na zewnątrz. Za rogiem znajduje się drugi market.
Zmierzam w jego stronę, nawet nie odwracając się za siebie, bez wyrzutów sumienia. Tak mi się zdaje. Przepełnia mnie nadal obraz smutnej okrągłej buzi dziecka, ale nie daję po sobie poznać, ze jakkolwiek mnie on obchodzi.
Akurat słońce wyszło zza chmur. Robi się cieplej. W momencie, gdy wychodzę za róg Planetarium docierają do mnie czyjeś krzyki. Rozlega się huk, odgłosy wystrzałów. Instynkt podpowiada mi, by się skryć za opuszczonym samochodem. Świetnie, nie będzie mi dane zajrzeć do tamtego marketu, jeśli trwa tu jakaś bójka...
Wychylam się i dostrzegam czających się mężczyzn z pistoletami.
Podnoszę się więc z kucków i spierdalam stąd. Widzę kątem oka, jak ktoś czymś rzuca.Szybko orientuję się, że to puszka-granat. Fuck.
Wrzeszczą coś po japońsku i biegają. Chcę przejść dookoła, gdy nagle kolejna puszka ląduje tuż koło moich nóg. Dymi się z niej konkretnie. Fuuuuuuuck.
Rzucam się na asfalt, (ma się ten refleks) a przedmiot wybucha sekundę później.
Leżę na tyle daleko od pocisku, że nie odnoszę żadnego obrażenia poza bólem głowy od eksplozji.
Słyszę na jedno ucho zbliżające się kroki.
— A, to ty — znajomy głos rozlega się nade mną. — Ty dalej żyjesz?
Wstaję chwiejnie i otrzepuję się z kurzu. Szklane butelki z alkoholem w plecaku głośno ocierają się o siebie. Cud, że się jeszcze nie rozbiły.
Muszę zmrużyć oczy, słońce świeci wyjątkowo mocnym białym blaskiem.
Przed sobą mam sylwetkę średniego wzrostu chłopaka w grungowej rozpiętej koszuli i w krótkich jeansowych spodniach. Jego prosta, okrągła twarz przysłonięta jest pasmami czarnych włosów, a na ustach ma wyrysowany kpiący uśmieszek. Z prawej brwi, w której błyszczy kolczyk, sączy się wąska strużka krwi.
Ani trochę nie jest mi go żal. Jego widok sprawia, że wzbiera mnie na wymioty.
— Mogę powiedzieć to samo o tobie, pieprzony dupku.
W odpowiedzi Suguru zaśmiał się, jakbym opowiedziała dobry kawał. Wkurwił mnie tym.
— Myślałem, że to lubisz. Wyglądasz na taką.
Rzucam w jego stronę spojrzenie nienawiści. Mam ochotę opuścić ten plac strzelaniny, zwłaszcza że pociski uderzały w samochody niedaleko nas.
— Tu nie jest bezpiecznie, maleńka — Bez ogródek chwyta mnie pod rękę, niczym pieprzony dżentelmen.
Wyrywam się temu zboczeńcowi.
— Mel, daj spokój. To ja zaciukałem tamtego gościa. Gdybym nie otworzył tej przyczepy, ten padalec już dawno wsadziłby ci swojego drąga...
— Nie nazywaj mnie tak i puszczaj mnie! — wrzeszczę mu w twarz drżącym głosem. Ogarnij się, Mel!
— My tu gadu gadu a za rogiem się napierdalają. Lepiej będzie, jak się schowasz. Chodź ze mną.
— Powiedziałam, zostaw mnie, gnojku! — Odpycham go. Nie robi to jednak na nim wrażenia. Moje protesty do niego nie docierają.
— Przywyknij. Takie laski jak ty non stop są bolcowane.
Ponownie wyciąga ręce w moją stronę, uśmieszek nie schodzi mu z brudnej twarzy. Grzywka przykleja mu się do rany nad okiem.
Wpadam w drgawki. Panikuję. Nie mogę na niego patrzeć. Niedobrze mi.
Puszczam się biegiem w przeciwną stronę. Plecak na plecach podskakuje przy każdym ruchu ale mam w dupie to, czy butelki się potłuką. Skupiam się, aby się nie wywrócić.
Wśród kolejnych odgłosów ulicznej strzelaniny dociera do mnie beztroski krzyk Niragiego:
— Uciekaj, laleczko!
❤♠♦♣
Od biegu paliły mnie mięśnie ud i łydek. Czułam się jak gówno.
Potrzebowałam coś zjeść, jednocześnie, po spotkaniu z palantem Niragim nie byłam w stanie nawet myśleć o przełknięciu jedzenia. Wciąż miałam przed oczami jego nagie ciało, to, co mi robił, obleśne ruchy i... Zrobiło mi się na tyle słabo, że usiadlam na krawężniku. Spuściłam głowę, zakryłam się rękami a moje ramiona znów zaczęły drżeć.
Obroniłam się, tak? To była tylko obrona. Ile jeszcze razy będę musiała stawić czoło ludziom, których uznałam za przyjaciół? Dlaczego nie mogłam umrzeć w tamtym świecie? Gdzie jest Maya? Gdzie Hiroto, Kirito, Kenichy...? Tęsknię za wami...
Dlaczego odebrano mi ostatnie miesiące życia?! Czy dobrze zrobiłam, że nie powiedziałam wam o mojej diagnozie?
I...
Dlaczego jeszcze walczę?
To dziś mija moją wiza... Ostatni dzień na podjęcie decyzji. Ale nie chcę jeszcze umierać. Nie, jeśli ich nie odnajdę... Nie, dopóki nie zemszczę się na Suguru... Byliśmy razem w drużynie. Pomagałam mu. A on mnie. Byliśmy razem nawet podczas plądrowania sklepu z bronią. Próbował mnie przekonać do dołączenia do swojej bandy... A ostatecznie zamiast pomóc mi gdy naprawdę tego potrzebowałam, wbił mi nóż w plecy.
Siedzę w centrum gigantycznej metropolii Japonii, i płaczę na środku chodnika. Za mną stoi pomnik pieska Hachiko.
Nie spodziewałam się jednak, że oprócz ulgi, doznam takiego szoku.
Ktoś koło mnie ukląkł i delikatnie pogłaskał moje barki. Dłoń była kojąca, ciepła, nie pamiętałam kiedy ostatni raz człowiek dotykał mnie w tak uspokający sposób.
Uniosłam głowę.
Chłopiec.
— Proszę, nie płacz już - powiedział cichutko.
— Co ty tu robisz?
Wytarłam rękawem swetra mokre oczy i policzki.
— Ja... Nie wiem, dokąd pójść...Myślałem że mi pomożesz. Mam na imię Akkun. A ty?
Prychnęłam. Dzisiejszy dzień miał być tym ostatnim.
— Jestem Melanie. Ale nie umiem ci pomóc. Widzisz mały, wszyscy bierzemy udział w tym dziwacznym eksperymencie. Jesteśmy zdani tylko na siebie. Naszych rodzin tutaj nie ma... I trzeba grać w gry. To warunek, żeby... — Przygryzłam wargę. W sumie nie byłam pewna tych słów. Borderlands było zagadką. — Po prostu trzeba je wygrywać, jeśli nie chcesz zginąć. Dziś musisz pójść na arenę.
— Pójdziesz ze mną?
— Najpierw pójdziemy coś zjeść...
Joł, jak leci?
Mam nadzieję że wszystko u Was w porządku i że zdrówko dopisuje
ヾ(^-^)ノ
Ja aktualnie siedzę w pracy, mam chwilę wolnego.
Mam nadzieję że zaciekawił Was ten rozdział bo w kolejnych będzie się więcej działo.
(♡'▽'♡)
Poznacie historię Melanie, bo wiem że jak przystało na OC to warto coś więcej o niej napisać.
Miłego dnia lub Miłej Nocy <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top