4 • ♦
P L A Y L I S T
❌ Stray Kids - Victory Song
❌ Stray Kids - Levander
"Może właśnie los postawił mi pod nos Plażę, aby pokazać mi jak bardzo nie umiem nad sobą panować.
Pokazać mi, kim jestem naprawdę, czyli bryłą mięsa uzależnioną od alkoholu. "
ROK WCZEŚNIEJ
Jun darł mordę do amatorskiego mikrofonu karaoke, wcielając się w Axela Rose, a Hiroto wlewał w siebie tani alkohol, próbując zaimponować wyrozbieranym dziewczynom z kampusu.
Domówka wymykała się nieco spod kontroli, gospodarz zgonował pod narożną kanapą w salonie, parapet został opanowany przez najmłodsze roczniki pierwszy raz palający trawkę, a poza agonalnymi wrzaskami Juna jakiś typ zabawiał się w DJ'a i usiłował go zagłuszyć. Nie tylko mnie tak głośne puszczane przez niego rapsy przeszkadzały, bo część ludzi wyniosła sie do sąsiednich pokoi, a jeszcze inni na górę.
W zasadzie nie wiedziałam nawet, u kogo w domu jestem. Chłopcy wyciągnęli mnie na imprezę twierdząc, że ma być dobre żarcie bo gospodarz był synem jakiegoś kucharza, ale jak na moje oko więcej tu było używek, niż ludzi. A o jedzeniu można było tylko pomarzyć.
Zaczęłam wysyłać głupie filmiki do Mayi a ona tylko w odpowiedzi odsyłała reakcje albo serduszkiem albo zapłakaną ze śmiechu emotką.
Poznałam taką Sarę, która przyleciała z Polski i jarała się anime i japońskimi chłopakami. Wypiłam z nią kilka szotów.
- A ty wolisz dziewczyny czy chłopaków? - spytała mnie w pewnym momencie.
- Zależy od ochoty - zaśmiałam się.
Była urocza, i zdecydowanie za bardzo pijana. Patrzyła ciągle w róg kuchni na palącego papierosa ziomka. Japończyka.
- Dobra, widzę, co się święci, idź go poderwij. - Chwyciłam ją za ramiona i popchnęłam w jego stronę. Sara wydała z siebie zduszony jęk wymieszany z chichotem udając, że jest nieśmiała, choć parła na przód, czym zwróciła jego uwagę.
Uznałam że misja wykonana.
Trochę kręciło mi się w głowie, ale nie na tyle, by zwijać się z balangi. Chłopcy super się bawili, więc poszłam się przejść.
W pomieszczeniu obok stał gigantyczny telewizor z płaskim ekranem. Był to monitor od komputera. Siedział przy nim chudy chłopak z burzą czarnych włosów i ciukał padem w jakąś strzelankę. Chwilę postałam nad nim i już chciałam odejść, gdy sam się odezwał:
- Chcesz pograć?
- Eee nie, dzięki - machnęłam ręką, ale on już odwracał się w moją stronę. - Można się trochę poczuć jakbyś faktycznie tam była. Sterowanie jest proste, pokażę ci.
Usiadłam obok niego a on z zapałem chwycił drugiego pada. Mnie jednak bardziej interesowała stojąca przed nim butelka z alkoholem. Korzystając z tego, że zaangażował się w tłumaczenie, sięgnęlam po nią.
- Ej, nie pij tego!
- Co?! - prawie się oblałam.
- Karube do tego nasikał!
Nie zdążył się odsunąć bo wyplułam na jego spodnie zawartość z moich ust.
- Kurwa, co za debil sika do butelki?!
- Pracuje jako barman, twierdzi, że zawsze chciał to zrobić.
Wytarłam usta rękawem, śliniąc się przy tym jak kot.
- Nie ty jedna - powiedział czarnowłosy jakby mnie to miało pocieszyć. - Jestem Arisu, a ty?
( 15 minut później )
Stłumione basy wdzierały się do mojej czaszki i przeszywały moją głowę niemal na wylot. Zatoczyłam się, mój błędnik oszalał, ale ręce same wysunęły się do przodu i zdołałam chwycić się umywalki.
Przed oczami jednak wciąż wirował mi tekst wiadomości od ojca, a im dłużej o nim myślałam, tym bardziej docierało do mnie, jak jesteśmy podobni.
Przetarłam twarz zwilżonymi wodą dłońmi. Włosy wpadły do umywalki.
Czasami gdy wchodziłam do metra, wplątywały się w czyjeś zamki od plecaka, albo zostały przytłamszone i urywane. Ostatnio wypadały one garściami. To chyba przez jakąś chorobę.
Wytarłam ręce w spodnie, a potem skupiłam się na swoim wyglądzie w lustrze.
Miałam przed sobą Melanie.
Dziewczyna w masce, dziewczyna która całe życie mieszkała w deszczowej Anglii a potem nagle uciekła z matką do Tokio. Pewnie gdybym zarabiała na swoim ciele,tak jak matka, stać by mnie było na wynajmowany pokój, zdrowe żarcie, fryzjera, fajne ciuchy...
Pieprzyć to. Lubię swoje poszarpane, schodzone trampki. A włosy zafarbuję.
Pochyliłam się do przodu, lecz znowu moje ciało straciło równowagę i walnęłam czołem o lustro, które zatrzęsło się.
Ból znów zwija mnie w kłębek.
Nagle zamiast lustra widzę kafelki podłogowe. Płynie po nich woda. Od ziemii bije zimno a ja czuję że zamarzam. Nie zakręciłam kurka z wodą.
Melanie, żyj!
Zapomniałam, po co przyszłam do łazienki i gdzie właściwie jestem. Chyba słyszę muzykę, ale równie dobrze mogłam ją sobie wyobrazić.
Odwróciłam się na plecy. Uciska mnie telefon. Mijają wieki, gdy odblokowuję ekran i widzę znów listę smsów. Litery się rozmazują.
Ojciec: " Wreszcie się od was uwolnieniłem, suki. Byłyście moim największym błędem. Nie chcę was znać."
Po chwili wpatrywania się w wyświetlacz, komórka zaczęła mi brzęczeć w ręce.
Dzwonił Juko. Automatycznie dotykam zielonej słuchawki i zagłuszają mnie jakieś krzyki i śmiechy ludzi.
- Mel, wszędzie cię szukamy, gdzie jesteś?
- Juuk... - chrypię. - Chyba mi się zemdlało...
- Co? Mów głośniej!
- Tylko nie wzywaj karetki, błagam! - zatykam usta dłonią, gdy z gardła ulatuje niekontrolowany jęk. Znów ten ból. Znów czuję, że nie mogę oddychać. Chcę, by Juko mnie znalazł. Tak strasznie mi zimno.
- Gdzie jesteś? - odbijało mi się jego elektronicznie przetworzony głos z drugiej strony. - Mel!
( godzinę później)
- ... jakieś leczenie. Poczekajmy aż się wybudzi, a teraz porozmawiajmy z tym młodym chłopakiem z którym przyjechała.
- Panie Hung, dziewczyna ma już najprawdopodobniej rozwinięte stadium choroby, tak wykazują badania. Aby potwierdzić, zróbmy jej USG.
- Nie, podaj jej tylko drugą kroplówkę i wypisz ją ze szpitala.
Szelesty papieru. Czyjeś kroki odbijające się szpitalnym pustym echem.
- Dziewczyna musi być natychmiastowo hospitalizowana, jej przeciwciała i stan zapalny...
- Dosyć, Shuntaro. To narkomanka. Nie będę tracił pieniędzy na jej diagnostykę.
- Cóż, w takim razie może ciążyć na panu pozew. Wypisujac pacjentkę w tym stanie, skazujemy ją na śmierć.
- Wymyślisz coś, Shuntaro. To tylko jedna z niewielu nastolatek, które niszczą sobie życie na własne życzenie! Młody jesteś, zdążysz się nauczyć, że ona wcześniej zejdzie z tego świata przez narkotyki i alkohol, niż wyniszczy ją nowotwór...
Znowu otępiło mi zmysły.
Te słowa nie były o mnie.
Nie były o mnie.
Nie mogłyby być o mnie...
Choć wiedziałam, że były...
Gdy się ocknęłam, w pomieszczeniu panował mrok. Urządzenia wokół mnie wydawały szum i ciche pikania.
Kroplówka się skończyła a moja ręka z wenflonem była wychłodzona, jakby krew nie dopływała do palców.
Usłyszałam przymykanie drzwi. Ktoś wychodził z sali. Mignął mi tylko kątem moim zaspanych oczu tył czyjejś głowy, chłopaka w białym fartuchu.
Nie odwrócił się jednak do mnie przodem. Wyszedł z jakimś notatnikiem albo kartoteką. Jednak... W uszach wciąż mi dzwięczało nazwisko Shantaro...
CZAS TERAŹNIEJSZY
Pamiętam pierwszy łyk sake za sklepem spożywczym, a potem kradzież ubrań z komisu. Radziłam sobie w ówczesnym świecie nad wyraz dobrze. Czy w normalnej rodzinie oddaliby mnie do poprawczaka?
Co to znaczy normalna rodzina? Dostałabym najpewniej szlaban na wychodzenie z domu, rodzice zamknęli by mnie w moim własnym pokoju i kazali się uczyć. A ja jako normalna nastolatka każdego dnia wybierałabym inny outfit do szkoły, na śniadanie jadała czekoladowe płatki i słuchała na telefonie BTS.
Ogólnie, gdy jest się nieuleczalnie chorym, jest się na ciągłym wkurwie i analizujesz każdą cząstkę z przeszłości albo gorzej - myślisz, co by było, gdyby...
Wiesz, że przedłużasz sobie życie na marne, bo i tak nie zaznasz przyszłości. Choćbyś spędził najbardziej zajebisty dzień w życiu, on przeminie, i umrzesz w samotności, nie mając szansy na jego powtórzenie, zapamiętanie, wspomnienie. I niby kolekcjonowanie wspomnień za naszego życia jest tak istotne... A ci, których nie zabierze wcześniej choroba, złapie Alzhaimer i nie będą poznawać najbliższej osoby.
Kiedy się obudziłam, wynurzałam się z tunelu mrocznych przemyśleń.
Uderzyło mnie miękkie światło i spokojne głosy.
- Ostrożnie, powoli, oddychaj - poinstruował mnie mężczyzna, gdy zaczęłam się wiercić na łóżku.
Nabrałam świadomie powietrza w płuca. Czułam pieczenie w ustach, nieznany dotąd rodzaj dyskomfortu.
Dopiero po chwili obraz się wyostrzył i ujrzałam nad sobą na oko trzydziestoletniego faceta w hawajskiej, rozpiętej koszuli. Skumałam, że leżę na cholernie twardym materacu szpitalnianym i że w zasadzie czuję ból nie tylko w gardle ale i na nogach i w okolicy żeber.
Chyba przebywaliśmy w jakimś gabinecie lekarskim lub czymś w tym stylu. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to zapalona lampa. Skąd tu elektryczność?!
Po lewej przy ścianie stał chlopak z ostatniej gry: ten blondas w szerokich spodniach, oraz wysoki i chudy chłopak z dziewczyną w krótkich włosach. Wlepiali we mnie swoje skośne oczka z zaciekawieniem i przejęciem. Tego chudego z nieogarem na głowie jakbym kojarzyła...
- Gdzie je-jestem?
Podano mi szklankę wody. Gdy chłodna ciecz przechodziła przez moje gardło, czułam lekkie drapanie.
- Mieliście wypadek. To znaczy... Samochód się zapalił, nastąpił wybuch, czworo z was nie żyje, ocalilismy cię ale masz liczne oparzenia ciała. Skoro się ocknęłaś, jak masz na imię?
Dostałam laga mózgu.
- Zaraz... jak to mieliśmy wypadek? Ja i kto?
- Twoi przyjaciele oraz ten mały chłopiec.
- Przyjaciele?! - wycharczałam, aż mężczyzna się cofnął. - Zostałam porwana! Ktoś... Ktoś strzelał w samochód, to nie był zwykły wypadek!
Skrzywiłam się na samo wspomnienie tych paskudnych prześladowców, którzy mnie macali. Bardzo dobrze ze zginęli. Karma to suka. Za molestowanie powinno się z mety wycinać jajca, na żywca.
Ten dotyk... Tam na dole wciąż go czułam. Wciąż czułam się brudna.
Zrobiło mi się słabo, do ust napłynęło mi za dużo śliny. Moje serce tego nie wytrzyma.
- Chishiya, ona się dusi!
- Podaj strzykawkę!
Chwyciłam się za klatkę piersiową.
Okropny, silny ból uzmysłowił mi, że jest ze mną coraz gorzej... Upuścilam szklankę a ona rozbiła się głośnym brzękiem.
Nie zostało mi już dużo czasu.
( kilka godzin później)
Plaża okazała się wypasionym kurortem, przekształconym w ogromny klub. Tak teoretycznie. Oznaczało to - cóż, możliwość spotkania różnych, ciekawych substancji.
Wstrzyknięto mi jakiś silny środek przeciwbólowy i uspokajający i czułam się jak na haju. Jedny plus.
Moje struny głosowe ucierpiały od dymu, nogi pokrywały płaty strupów, a na żebrach miałam gigantyczną ranę.
Arisu i Usagi pomogli mi się udać do jakiegoś ich lidera, Kapelusznika. Słyszałam, że w tamtym życiu prowadził klub gdzieś tu w Tokio, więc nic dziwnego, że stare przyzwyczajenia zostały. Arisu chyba mnie nie kojarzył, tak jak ja jego, z czego się w duchu ucieczyłam. Przypomniałam sobie, że to na jego krocze kiedyś wyplułam czyjeś siki. No cóż. Kiedyś to było.
Zaprowadzono mnie do pustej, wielkiej sali, bogato wystrojonej.
W powietrzu unosił się zapach fajek, i mojego potu. Usagi i Arisu asekurowali mnie, i chyba też uważali, że przydałby mi się prysznic.
Za to blondas w białej bluzie z ostatniej gry szedł przed nami i cały czas milczał.
Pomogli mi klapnąć na krześle, a gdy minęło kilka sekund, otworzyły się drzwi z drugiej strony sali i wyszedł z nich... Niragi, trzymając automat, a za nim wyższy i barczysty mężczyzna z wąsem. Ubrany był w militarne wzory, i również trzymał na ramieniu przewieszony automat.
Kiedy moje oczy spotkały się z Niragim, napięły mi się mocniej mięśnie. Choć wygladalam jak rozlazły żółw, miałam ochotę wstać i zdzielić go w ryj.
- Miło cię znowu widzieć, maleńka - ucieszył się ten fałszywiec.
- Chrzań się - syknęłam.
- Marnie wyglądasz. - Zbliżył się, nie przerywając kontaktu wzrokowego. - Ale i tak jesteś słodka.
Oblizał lubieżnie wargi, eksponując srebrny kolczyk w języku.
- Skąd się znacie? - przerwał tę żenadę Arisu.
W odpowiedzi owiał mnie oddech tego przygłupa. Zaśmiał się i odgarnął końcówką pistoletu włosy z mojego czoła. Na ten gest przypatrujący się tej całej akcji blondyn z ostatniej gry złapał go za pas broni, odciągajac ode mnie wycelowaną lufę.
- Zostaw ją, Kapelusznik idzie.
I w istocie, do sali wkroczył nonszalancko szczupły mężczyzna w samych kolorowych slipach. Na głowie miał burzę ciemnych włosów podtrzymywanych okularami przeciwsłonecznymi.
- Co to za zbieranina? - zainteresował się.
- Tak jak mówiłem, zespół Aguniego przechwycił samochód Tokara, dziwnym trafem nikt od nich nie przeżył poza tą dziewczyną i chłopcem, którzy twierdzą że zostali porwani i nie mają z Tokarem nic wspólnego...
- Noo - pokiwał głową Kapelusznik i potarł brodę. - Dobrze się czujesz, moje dziewczę?
- Nie - uraczyłam go ironicznym uśmiechem, po czym odwróciłam się do Niragiego: - Przyznaj się dupku, że to ty rzuciłeś bombę. Trochę chujowego masz cela.
- To fakt, mogłem rzucić lepiej.
- Wystarczy, już wystarczy - zamachał rękami Kapelusznik. - Moje dziewczę, czy działałaś dla Tokara?
- Nie znam go.
- Ah tak. Co nie zmienia faktu, że nadal może dla nich szpiegować... Jak się nazywasz?
- Melanie Griffin.
- Skąd pochodzisz?
- Z Londynu.
- A więc droga Melanie, witaj w utopijnej plaży! - Na jego oliwkowej cerze powstały zmarszczki, gdy wyszczerzył się w uśmiechu. Na prawej dłoni jego drugi palec zdobił srebrny sygnet.
- Stworzyłem to miejsce dla wszystkich tych, którzy pragną zakończyć ten koszmar. Masz szczęście że tu trafiłaś i będziesz z nami tworzyć tę społeczność!
Zbliżył się do mnie, i zaczął uważnie przyglądać.
- Kiedy wydobrzejesz, pomożesz nam zbierać karty. - Uśmiechnął się z miną jakby mówił do małego dziecka, że gdy ładnie zje obiad, zasłuży na deserek.
- Czyli wystarczy uzbierać całą talię, i wtedy powrocimy do rzeczywistosci? - Na chwilę mnie zamurowało.
- Rzeczywistość nie wróci, moje dziewczę. Tylko jedna osoba może wrócić, a niestety jedna osoba nie zbierze 52 dwoch kart sama. Dlatego się jednoczymy! Po to istnieje Plaża.
- A jeżeli nie jestem zainteresowana?
- Mnie się nie odmawia. - W jego wyluzowanej postawie nagle wyostrzyła się drapieżność i rządza władzy. Zaczęłam się domyślać, dlaczego ktoś taki jak on stoi na czele. Potrafił sobie wszystkich podporządkować.
- Nie martw się, ten kraj to twoja nowa szansa. Skorzystaj z niej. - Posłał mi uśmiech.
- Kraj? Czemu nazywasz to miejsce krajem?
- Skoro dają nam wizy... to musi to być jakis kraj - skwitował. - A w kraju panują zasady... Możesz pić, ćpać, bzykać się z kimkolwiek tutaj chcesz. Ale pamiętaj, wszystkie karty należą do Plaży. A gdy zdradzisz... - W jego oczach znów pojawił się mroczny ognik. - Zdradę karzemy śmiercią.
Wydawało mi się, że wpadłam po uszy.
Jednak ta pierwsza zasada... Była stworzona dla mnie. Proste.
- To kiedy mogę wybrać swój kostium kąpielowy?
***
Usagi pomogła mi sie przebrać i wybrac strój kąpielowy. Nie było to żadne zaskoczenie:czarny i jak najbardziej zakrywający wrażliwe częsci ciała. Do tego czarna długa koszula pół przeźroczysta, zakrywająca tyłek.
Ledwo się jednak ruszałam. Wszystko mnie bolało a musiałam sprawdzić, co z Akkunem. Na szczęscie nie ucierpiał w wypadku tak jak ja, ale był jeszcze bardziej przestraszony i płaczliwy niż na początku i nie chciał ze mną rozmawiać. Chyba ogarnął, że mu nie pomogę.
Dostałam lokum obok hallu, tam, gdzie mieszkał Arisu i Usagi. Byli rdzennymi japończykami i chyba byli parą, ale nie chcieli się do tego przyznać.
Od razu zapytałam ich czy przebywa tutaj Maya.
- Niestety jest tu mało europejczyków. - być może bylo jej przykro, ale nie było tego po niej widać. - Uważaj komu ufasz. Niektórzy tu żyją złudzeniami i nie zawahają się wbić ci nóż prosto w plecy, gdy stracisz czujność. Radzę ci...
-Taa, dzięki - przerwałam jej farmazony. - Wszyscy kogoś straciliśmy, jasne?
- Chcę tylko powiedzieć, że to miejsce wygląda na rajską wyspę, ale w rzeczywistości sprzedałaś im swoją duszę i życie. Jesteś tylko pionkiem. Kapelusznik będzie cię obserwował.
- Serio, odpuść sobie. Nic o mnie nie wiesz, Usagi.
Skrzywiła się odrobinę i zacisnęła usta. Miała nieskazitelną urodę i czarne głębokie oczy, i jak na dziewczynę dość dobrze wyrobione mięśnie ramion.
- W każdym razie... powodzenia.
Zostawiła mnie wreszcie samą.
Mogłam zrzucić maskę.
Pomimo uśmieżenia bólu, wciąż czułam się skołowana.
Od leków czułam głód. Marzyłam o czymś ciepłym do jedzenia.
Kuchnia była wspólna pomiędzy kilkoma pokojami: od 15-20, tak jak i łazienka. Były to apartamentowce, do których w normalnym życiu nigdy bym nie trafiła.
Pozwoliłam sobie zabrać z lodówki potrzebne składniki na omlet. Chyba trafiłam na czyścioszków bo kuchnia wyglądała schludnie i czysto, zupełnie jakby ktos przede mną ją posprzątał.
Trudno bylo mi sie schylać i pochylać, a nóż w dłoni powodował najróżniejsze czarne myśli. Niestety, a moze i stety był tempy.
Przypomnialam sobie o moim plecaku i winach... musze je przeszmuglować!
Nagle do kuchni wszedł chłopak w blond włosach. Ten który był z nami w sali przy Kapeluszniku. Ale tym razem nie miał na sobie bluzy.
Mój wzrok samoczynnie powędrował na jego nagą klatkę piersiową. Przysięgam.
Gdy zobaczył, że trzymam nóż i gapię się na niego, zatrzymał się.
- Tym nic mi nie zrobisz. Jest zbyt tempy - po czym wyciągnął z lodówki miskę z truskawkami i usiadł na blacie na wprost mnie.
- Ja tylko... będę robić omlet - odparłam głupio.
- To po co ci nóż?
- Żebyś się pytał - odwróciłam się do niego tyłem i przystąpiłam do wsypywania mąki i mleka.
Czułam na sobie jego spojrzenie i coś mi w nim nie pasowało. Był tajemiczy. I mało się odzywał.
- Od jak dawna tu jesteś?
- Dlaczego chcesz to wiedzieć?
Dobre pytanie.
- Bez powodu.
Chłopak jadł dalej w milczeniu, a zapach świeżych truskawek mieszał się z zapachem smażonego omleta.
- Gdzie macie talerze? - zapytałam, mając nadzieję że nie w najwyższych szafkach do których nie dostanę.
Blondyn zeskoczył z blatu i demonstracyjnie otworzył szafkę tuż nade mną i pokazał zestaw talerzy.
- Mógłbyś? - poprosiłam, pokazując na migi. Położył obok patelni dwa niewielkie talerze.
- Lubię omlety.
Westchnęłam i podzieliłam się z nim. W zamian za to on podstawił mi miseczkę z truskawkami.
- Co pamiętasz jako ostatnie, z tamtego życia?
Usiedliśmy jak cywilizowani ludzie przy stoliku.
- Masz jakąś teorię?
- Czy zawsze odpowiadasz pytaniem na pytanie? - zaczął mnie irytować.
- Nie zawsze - nabił na widelec kęs omleta i przyjrzał mu się.
- Albo jesteśmy wszyscy w śpiączce, albo na jakimś wykurwistym haju - powiedziałam. Omlet wyszedł mi nieziemski.
- Nie był ze mnie imprezowicz - przyznał chłopak.
- Pracowałeś jako programista? Albo fryzjer?
Obdarzył mnie powątpiewającym spojrzeniem i nic nie odpowiedział.
Kontynuowałam dalej rozmowę:
- To może powiesz mi, czy widziałeś lub natknąłeś sie na taką dość zwariowaną ekipe... to znaczy .... Maya ma kręcone włosy i...
- Natknąłem się na wiele grup. Większość była mordercami.
- Wszyscy jesteśmy mordercami - powiedziałam ostro. - W tym świecie żeby przetrwać, musisz poświęcić innych.
Chłopak popatrzył mi w oczy, bez cienia gniewu czy jakichkolwiek innych emocji.
- Możesz przysiąc, że nie miałaś nic wspólnego z Tokerem? - zmienił nagle temat.
Zabrałam od niego pusty talerz i podeszłam do zlewu żeby je umyć. Przynajmniej nie musiałam patrzeć na jego nagi tors.
- O co ci chodzi? Nie znam typa!
- To się jeszcze okaże - mrugnął, z zadowoleniem wyciągając ręce do góry.
- Aha, czyli zamykacie mnie tutaj tylko dlatego, że macie kosę z jakimś typkiem i myślicie że ja mam z nim coś wspólnego?
- Wolisz mieszkać poza Plażą?
- A czy ty mógłbyś choć raz odpowiedzieć normalnie na moje pytanie?! - krzyknęłam a on nic sobie z tego nie robił.
Puściłam wodę z kranu i przemyłam naczynia. Znowu wszystko mnie bolało.
- Chishiya. Mam za zadanie cię pilnować. I tyle masz o mnie wiedzieć.
- Cudownie - westchnęłam.
Powycierałam patelnię i chciałam wsadzić ją do szafki, ale zakłuło mnie w podbrzuszu. Cholera. Nagły ból sprawił, że zakręciło mi się w głowie i przytrzymałam się blatu.
Chłopak pojawił się obok, łapiąc mnie w pasie. Nogi się pode mną ugięły, moja skóra dotknęła jego ciepłej skóry a w nozdrza uderzył mnie lekki zapach męskiego żelu pod prysznic. Nie wiem dlaczego zwróciłam na to uwagę.
Nim się spostrzegłam, stał tuż przede mną.
- Ej, nie dotykaj mnie - odepchnęłam go, panikując. Był zbyt blisko. Nie mogłam wytrzymać tak małej odległości. Miał coś w sobie, co sprawiało że się go bałam. Ale był to zupełnie inny rodzaj niepokoju niż ten, który miałam z Niragim...
Pod wieczór, kiedy już się ściemniało, lekarstwa które mi podali, powoli przestały działać.
Robiłam sobie wycieczkę po resorcie.
Moja głowa ponownie rozpoczęła swoje monologi. Miałam kaca moralnego. Zaczęłam się zastanawiać, co zrobią z Akkunem i dlaczego do cholery mam w sobie dziwne uczucie odpowiedzialności za niego? Nie powinnam tutaj się z absolutnie nikim spoufalać. Ludzie wyglądali na otępionych używkami. Kiedy przemierzałam niższe piętro, jedni ruchali się po kątach, inni całowali, a jeszcze inni coś ćpali.
Maya, Jun, jeśli tu jesteście, już niedługo się spotkamy. Znajdę Was...
Może właśnie los postawił mi pod nos Plażę, aby pokazać mi jak bardzo nie umiem nad sobą panować.
Pokazać mi, kim jestem naprawdę, czyli bryłą mięsa uzależnioną od alkoholu.
Pieprzyć to.
Rozwiązałam z bioder koszulę i ubrałam ją na siebie. Była trochę za luźna, ale mi to nie przeszkadzało. Zeszłam do głownego hollu gdzie ludzie zaczęli imprezować.
To wyglądało prawie jak w tym filmie Wielki Gatsby. Ludzie trzymali w dłoniach kieliszki, inni butelki z trunkami. Tańczyli, inni podrygiwali w rytm muzyki. Na stołach przy loży leżały tacki z przekąskami, a na wielkich kanapach robili striptiz.
- Koniec świata a ludzie się bawią - mruknęłam do siebie.
- Podoba ci się tu? - Podeszła do mnie wysoka dziewczyna w dość odsłoniętym, granatowym stroju kąpielowym.
- Hej, zajebiste włosy - pochwaliłam jej dready upięte w wysoki kucyk.
- Dzięki. Ty jesteś ta nowa, nie? Masz zagraniczny akcent.
- Mama jest japonką, ojciec anglikiem.
Kiwnęła głową, miętoląc w ustach patyczek.
- Ten bar... można sobie zamówić wszystko za free? - skorzystałam z okazji że nadal przy mnie stała.
- Mhyym, śmiało.
Nie trzeba mi powtarzać. Dałam znać chłopakowi za barem, ktory najwyrazniej trzeżwy nie był a on podał mi całą butelkę sake.
Starałam się nie pokazać swojej nadmiernej radości, choć w głębi duszy aż cała się trzęsłam.
Odsunęłam się, żeby nie wpadł na mnie grubas, który zaniosl sie takim śmiechem że aż się zatoczył. Odkorkowałam butelkę i wzięłam pierwszego łyka. Sake było dla mnie za mocne, ale to dobrze - starczy na dłużej.
Poszłam w lewą strone rozwidlenia, mijając wszystich imprezowiczów. Dziewczyna w dreadach ruszyła za mną.
- Nie potrzebuję eskorty, czemu za mną idziesz?
- Może potrzebujesz przewodnika?
- Raczej nie.
Budynek miał pełno pomieszczeń zamknietych na klucz. Oszacowałam więc że sprawdzenie wszystkich pokoi nie zajmie dużo czasu, poza tym co miałam lepszego do roboty? Towarzystwo już sobie zapewniłam.
- Jestem Kuina, a ty?
Zmroziłam ją wzrokiem. Co to ma znaczyć?
- Odczep się ode mnie, okej?
- Hej, próbuję być miła. Możemy zostać koleżankami.
Tym razem wzięłam więcej łyków. Przełyk mnie zapiekł, wstrząsnęły mną dreszcze od procentów.
- Nie jestem zainteresowana.
- Pomogłabym ci szukać.
- Nie wiesz, kogo szukam. Naprawdę poradzę sobie sama. - Zaczęła mnie wnerwiać.
Jeszcze kolejne łyki. Nie czuję zmiany. Potrzebuję wiecej. Moje żyły potrzebują więcej.
- Tak się składa że wiem.
Stanęła na przeciwko. Z tej odległości widziałam jej długie rzęsy. Patrzyła na mnie bez cienia fałszu.
- Chishiya mi powiedział. Grupa europejczyków, tak?
Melanie, nie rób głupstw. Nie znasz tej laski.
- A widziałaś ich? - szybciej zabiło mi serce.
- Skarbie, jeśli będziesz z nami współpracować, pomożemy ci. Ząb za ząb.
Westchnęłam ciężko. Wypiłam kolejne łyki sake.
- Gówno wiesz i gówno widziałaś. Nie zawieram żadnych sojuszy i nie zamierzam być twoją koleżanką. Bądź tak miła i spierdalaj.
Joł joł
Wiem że minęło ponad 6 miesięcy od ostatniego rozdziału, ale liczy się, że jest, ok?
Mam nadzieję że fajnie się czytało.
Jeśli dalej tu jesteś, zostaw ślad po sobie ♡'・ᴗ・'♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top