Rozdział XVIII: Moja wina
Zatkałam usta szczelnie obiema rękami próbując słumić szloch. Nikt mnie mógł mnie usłyszeć, bo by mnie stąd zabrali. Krzyczałam bezgłośnie. Pochyliłam się do przodu, aż w końcu dotknęłam czołem podłogi.
- Spokojnie - mówił Brad nerwowym głosem - Nie płacz... To... To przejściowe. Tak powiedzieli. Kim jesteś?
Naprawdę musiał zadać to pytanie? Podniosłam się i zobaczyłam jak szarpie się z tymi wszystkimi rurkami. Pokręciłam głową, a on usiadł spokojnie. Nacisnęłam klamkę i na czworaka wyczołgałam się z pokoju. Zamknęłam drzwi.
Spokojnie. Spokojnie. Oddychaj.
Powlokłam się do swojej sali i położyłam na łóżku zwijając się w kłębek. Całą noc targał mną rozpaczliwy szloch, aż w końcu padłam z wyczerpania. Obudziłam się w środku dnia, ale udawałam, że nadal śpię. Nie chciałam rozmawiać z matką. Czekałam aż wyjdzie. Leżałam do niej tyłem. Zastanawiałam się czy ktoś jeszcze przyszedł. Nasłuchiwałam jakiś czas czekając aż ktoś się odezwie, ale zanim to nastąpiło znowu odpłynęłam w sen.
Kiedy kolejny raz uniosłam powieki była już noc. Niebo było pełne gwiazd. Podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież. Wiatr rozwiał mi włosy. Starałam się oddychać miarowo. Uczesałam się w koka. Podeszłam do drzwi i zaczęłam nasłuchiwać. Nic.
Prześlizgnęłam się znowu do sali, w której leżał Brad. I ponownie ujrzałam go siedzącego z wzrokiem wbitym w jakiś obiekt za oknem. Tym razem jakby mnie nie zauważył, dopiero kiedy podeszłam kilka kroków bliżej, odwrócił głowę.
- Aline - powiedział. Pokręciłam głową. Serce zabiło mi mocniej. Coś pamięta.
- Alyshia? Ally? Alison? - wciąż kręciłam głową. No dalej, przypomnij sobie.
- Alice... - powiedział w końcu uśmiechając się - Alice. Prawda?
-Tak - wyszeptałam po czym roześmiałam się cicho - Pamiętasz mnie? - podeszłam bliżej i usiadłam na łóżku.
- Nie do końca. Znaliśmy się dobrze, prawda?
- Prawda.
- Masz ładne imię. Alice. Takie... tajemnicze.
- Tajemnicze? - zapytałam z uśmiechem przechylając głowę. Jednak uśmiech zniknął, kiedy usłyszałam pytanie:
- Alice, wiesz skąd się tu wziąłem?
- Przepraszam - wyrzuciłam z siebie szeptem. Poczułam łzy na policzkach.
- Ale za co?
- To moja wina, przepraszam. Przepraszam.
Przytulił mnie. Nie pytał o nic więcej. Siedzieliśmy tak przez jakiś czas. W końcu przerwałam ciszę.
- "Jesteś moim życiem. I ja nie chcę innego."
Poruszył się niespokojnie.
- Nie obchodzi mnie to, że mnie nie pamiętasz. Kocham cię. Ty też mnie kochałeś. To niesprawiedliwe - wstrząsnął mną szloch - Nie mogę cię teraz stracić!
- Przepraszam...
- Nie. To moja wina. Chciałam umrzeć, a miałam dla kogo żyć.
Odsunął się na tyle, żeby spojrzeć mi w oczy.
- Chciałaś się zabić?
- Proszę, nie rozmawiajmy o tym. Sam sobie przypomnisz.
- Wolałbym nie. Zbyt wielu bliskich mi ludzi zmarło. A ty chciałaś odebrać mi kolejną osobę, na której, jak się domyślam, mi zależało... ? Pamiętam niektóre sytuacje. Chyba te najtragiczniejsze. Pamiętam jak się dowiedziałem, że moja babcia zmarła na zawał. Pamiętam jak się dowiedziałem, że moi rodzice zginęli w wypadku. Pamiętam jak Sky pierwszy raz przyszła do domu naćpana, a ja nie potrafiłem jej pomóc. Nie potrafiłem naprawić jej życia, nie potrafiłem wychować.
- Pamiętasz Sky...
- Była tu dzisiaj - na chwilę zamilkł - Pamiętam też jak klęczeliśmy na trawniku, a ty trzymałaś mnie za koszulę. Byłaś taka roztrzęsiona, pamiętam przerażenie w twoich oczach i to że bałem się cię dotknąć. Nie wiem dlaczego. Pamiętam tylko, że też byłem przerażony. I martwiłem się o ciebie. Co się wtedy stało?
- Nie chcę o tym mówić . Proszę nie każ mi... Byłam roztrzęsiona, to prawda. Chciałam zrobić coś bardzo głupiego, bo byłam ogarnięta rozpaczą. Nie chciałam cię skrzywdzić. Nie wiedziałam, że za mną pójdziesz, a potem byłam przekonana, że nie widzisz jak skaczę. Przepraszam. Wiem, że to moja wina i to jest do cholery jeszcze gorsze niż reszta mojego pochrzanionego życia.
Znowu wybuchnęłam płaczem. Chciałam wstać, ale złapał mnie za nadgarstek.
- Nie uciekaj.
Patrzyłam na niego przez chwilę, po czym usiadłam z powrotem na łóżku opierając się plecami o parapet.
I tak siedzieliśmy milcząc.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top