Rozdział XV: Znowu impreza

Przez następne kilka tygodni dużo ćwiczyliśmy z zespołem. Szykowaliśmy się do Stanowego Przeglądu Zespołów Muzycznych. Trochę się bałam, ale nie mogłam się wycofać. Brad powtarzał, że dam radę.

Jeniss łypała na mnie groźnie, kiedy się mijałyśmy na korytarzach albo natykałyśmy na siebie w kolejce na stołówce. Byłam pewna, że już jej przeszło, ale chyba jednak nie...

Ogólnie dużo czasu spędzałam z zespołem. Przesiadywaliśmy razem popołudniami w knajpach "dla muzyków". Naszą ulubioną była Jazz Lunch.

Lilly zaczęła regularnie chodzić na imprezy. Zaczęłam się o nią trochę martwić, ale w sumie to był jej wybór.

I kiedy już myślałam, że wszystko zaczęło się układać, znowu coś musiało się wydarzyć.

Zaproszono nasz zespół na imprezę do Niny. Nie jako "gwiazdy wieczoru", nie oczekiwano od nas występu. Po prostu jako paczkę. No więc wypadało iść.

Tego dnia wracałam z Bradem na piechotę do domu, odprowadzał mnie.

- Zdążysz w godzinę?

- Tak, spokojnie - odpowiedziałam zirytowana.

- Ostatnim razem czekałem...

- To było co innego - przerwałam mu wpół zdania - Byłam gotowa o wiele wcześniej niż... mogłam wyjść. Pokłóciłam sięz rodzicami...

- To dlatego byłaś taka smutna i milcząca?

Skinęłam głową. Po krótkim zastanowieniu zapytałam:

- Brad, co się właściwie wtedy stało? Pamiętam wszystko jak przez mgłę... Piłam?

- Nie - pokręcił głową - A  co dokładnie pamiętasz?

Znowu policzki mnie zapiekły, tak jak wtedy. Tak naprawdę nie wiedziałam co pamiętam. Wiem, że w samochodzie śniło mi się jak rozmawiamy przed teatrem. Potem to samo śniło mi się też w domu.

- Ja nie wiem... - odpowiedziałam wymijająco.

- Cóż... W teatrze między drzemkami stwierdziłaś, że boli cię głowa, więc wzięłaś jakieś środki. Chyba ze trzy tabletki. Mówiłem, że to za dużo, ale ty się uparłaś, że bardzo się boli. Potem zachowywałaś się trochę dziwnie i... zadawałaś różne pytania.

O Boże. Czyli jednak o to zapytałam? Trzy tabletki, nieźle.

- To znaczy... ? - wydukałam.

Nagle przestał iść i odwrócił się do mnie.

- Pamiętasz - powiedział.

Uciekłam wzrokiem w bok.

- Pamiętasz. Wiem, że pamiętasz.

Spojrzałam mu w oczy przepraszającym wzrokiem.

- Po prostu... Chciałabym wiedzieć co miałeś na myśli.

- Że jesteś moją jedyną prawdziwą przyjaciółką i że cię cenię - odpowiedział bez zastanowienia stanowczym tonem - I nie chcę stracić.

- Okay - powiedziałam niepewnie - Cieszę się - uśmiechnęłam się.

- A teraz chodźmy, bo zostało nam pięćdziesiąt minut, zanim chłopaki po nas przyjadą, a zanim dojdziemy do twojego domu zostanie jakieś czterdzieści, a znając ciebie...

- Piętnaście minut! - powiedziałam starając się zachować surowy wyraz twarzy i potruchtałam dalej chodnikiem. Brad uśmiechał się, kiedy mnie dogonił.

***

- Dwadzieścia trzy! - usłyszałam ponaglające wołanie zza drzwi. Byliśmy sami w domu (nietrudno zgadnąć, że szpital nadal był ważniejszy niż ja). Brad zainteresował się obrazami wiszącymi na piętrze, podczas gdy ja próbowałam znaleźć właściwe ubranie i się umalować.

- Jeszcze trzy! - odkrzyknęłam i przystąpiłam do ostatniego kroku - nałożenia czerwonej szminki. Potem przeczesałam jeszcze raz włosy. Wyszłam z pokoju i zbiegłam na dół po schodach zostawiając Brada na górze. Po chwili zszedł za mną.

- Piętnaście... ?

- Oj, przestań. To było tylko osiem więcej.

- Dziesięć - uśmiechnął się. Przewróciłam oczami i weszłam do kuchni.

- Herbaty?

- Nie, dzięki - usłyszałam jego głos za plecami. Odwróciłam się. Siedział na stołku barowym przy wyspie kuchennej. Jego oczy wydawały się jeszcze bardziej niebieskie niż zwykle.

- No i zostało nam jakieś piętnaście minut. Mówiłam, że zdążę - powiedziałam z dumą i wyjęłam z szuflady czekoladę.

- Chcesz?

- Nie, dzięki.

- Jesteś na diecie czy co? - zapytałam zajadając słodycze.

- Nie, po prostu nie chcę. Co to za pytanie?

Faktycznie, nie potrzebował diety. Był w świetnej formie. Jak się ostatnio dowiedziałam, wygrał jakiś maraton na początku roku.

Rozmawialiśmy trochę, po czym przyjechali po nas koledzy z zespołu i pojechaliśmy na imprezę. Było tam dość tłoczno. Przez jakiś czas wędrowałam z chłopakami po parterze. Kiedy na chwilę straciłam ich z oczu, zniknęli w tłumie. Poczułam znowu to samo, co wcześniej, kiedy chodziłam na imprezy z Jeniss. Takie przygnębienie i potrzebę wypicia czegoś. Chwyciłam kieliczek z szampanem ze stołu zastawionego alkoholem. Potem kolejny. Szumiało mi w głowie od bębniącej muzyki, więc postanowiłam poszukać jakiegoś cichszego miejsca. Weszłam na piętro. Na ścianach wisiało mnóstwo zdjęć. Niektóre przedstawiały roześmiane dzieci, inne krajobrazy górskie i nadmorskie. Były też zdjęcia rodzinne. Byłam nimi tak zainteresowana, że nie zauważyłam, że już nie jestem sama.

- Alice - poczułam zapach alkoholu i ręce chwytające mnie za biodra. Kiedy próbowałam się odwrócić, straciłam równowagę i wpadłam na jakieś drzwi. Otworzyły się i wpadałam do środka. Jednak ktoś wciąż mnie trzymał. I bynajmniej nie chciał puścić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top