Rozdział XIX: Rekonwalescencja

W mojej głowie panował okropny bałagan. Myślałam, że eksploduję.

Chcę zniknąć.

Nie możesz zniknąć, Brad cię potrzebuje.

To wszystko twoja wina idiotko.

Zostań tu.

Po co?

Cholera, to tylko życie, z czymś takim mam sobie nie poradzić?

Wszystko w porządku, wszystko w porządku.

Oddychaj.

Patrzyłam jak śpi, a poranne światło pada na jego spokojną twarz, podkreślając jej rysy.

Odkąd obudziłam się jakieś pół godziny wcześniej, siedziałam i się na niego gapiłam. Mówią, że nie można obserwować osób śpiących, bo "kradnie im się sen".

- Brad, mogę ukraść trochę twojego snu? Zdaje się, że moja depresja nie pozwala mi spać - powiedziałam bardziej sama do siebie.

- Jasne - odrzekł uchylając prawą powiekę. Aż podskoczyłam ze zdziwienia. Nie spał?

- Oh, nie wiedziałam, że...

- Właśnie się obudziłem.

- Aha... Chyba muszę iść, już świta...

- Szkoda... - powiedział pocierając twarz dłońmi.

- Dlaczego?

- Bo cię tu nie będzie.

- A moja obecność coś zmienia, przecież...

- Tak - przerwał mi. Uniosłam brwi.

- ...przecież nawet mnie nie pamietasz - dokończyłam.

- Pamiętam więcej niż ci się wydaje. Zaśpiewasz mi? - zapytał zanim zdążyłam skomentować jego wypowiedź - Ale coś od serca.

- Hm... Okay...

Od serca? Czyli co? Nie miałam żadnego pomysłu. Zamknęłam oczy.

Pomyśl jak się czujesz. Czego byś chciała.

Milczałam przez chwilę, a potem...

"Take my mind

And take my pain

Like an empty bottle takes the rain

And heal, heal, heal, heal

And take my past

And take my sins

Like an empty sail takes the wind

And heal, heal, heal, heal

And tell me some things last

And tell me some things last... "

Nagle poczułam jego ciepłe wargi na moich.

- Co tu się dzieje?!

Kiedy otworzyłam oczy, Brad był już po drugiej stronie łóżka. W drzwiach stała pielęgniarka.

- Co pani tu robi? Godziny odwiedzin zaczynają się o 9!

- Ja... to ja już pójdę...

Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem.

- Pani jest pacjentką... ? Oh, proszę wracać do siebie! Natychmiast!

Świetnie. Świetnie. Trzeba było wrócić zanim się obudził!

Wstałam i wyszłam. Kiedy zamknęłam drzwi, oparłam się o nie plecami próbując ułożyć wszystko w głowie.

Czy on właśnie... ?

Nagle drzwi otworzyły się z impetem uderzając mnie w tył głowy i odrzucając do przodu.

- A pani jeszcze tutaj? Do środka, już! - wykrzykiwała wpychając mnie do mojej sali. Co za kobieta!

Po jakimś czasie przyszedł psycholog, dostałam jakieś leki. Ogólnie całą tą sprawę uznano za wypadek. Byłam "zbyt pijana i naćpana, żeby myśleć jasno". Tego dnia rodzice przyszli i oświadczyli, że jednak się nie rozwodzą. Nagle znowu było tak jak kiedyś. Pomyślałam, że znowu możemy być szczęśliwą rodziną. Obiecali spędzać mniej czasu w szpitalu i brać dyżury na zmianę, tak, żeby zawsze ktoś był w domu. Zaproponowali też, żebyśmy gdzieś pojechali na kilka dni.  Do Paryża albo Barcelony. Hm, byłoby fajnie.

W ciągu kilku następnych dni Brad całkowicie odzyskał pamięć. Spacerowaliśmy po parku przy szpitalu i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Cały czas bałam się o szkołę. Trochę to wszystko zepsułam. Oceny, reputację...

Jak miałam wrócić i spojrzeć w oczy Jeniss czy Shane'owi?

Zostało mi jeszcze kilka dni "więzienia" i jednocześnie wolności od problemów...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top