Rozdział VII: Funcje

Przez chwilę miałam ochotę zostawić Lilly na tej podłodze. Jej sprawa gdzie śpi. Ale oczywiście tego nie zrobiłam, bo wyrzuty sumienia nie dałyby mi zasnąć. Nie wspominając już o rodzicach, którzy pewnie po powrocie z pracy byliby odrobinkę zdziwieni, że w ich przedpokoju na podłodze leży pijana nastolatka (która w dodatku nie jest mną! to by dopiero była niespodzianka!).

- Lilly, wstawaj - potrząsnęłam jej ramieniem.

- Nieee.... !

- Lilly, po prostu wejdź na górę i połóż się w moim łóżku. To lepsze miejsce na sen, uwierz mi.

- I będę mogła iść spać?

- Tak.

Obietnica świętego spokoju podziałała. Weszła na górę i padła na łóżko. Położyłam się plecami do niej i po chwili zasnęłam.

Obudziłam się kilkanaście minut po szóstej rano. Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na zegarek. Cudownie! Za jakieś 45 minut do domu wrócą moi rodzice! Yey!

Zerwałam się z łóżka i zbiegłam do kuchni. Zatrzymałam się w wejściu i cofnęłam. Drzwi domowe były zamknięte na klucz... Jeżeli zamknę je na zasuwkę, rodzice nie wejdą, dopóki ich nie wpuszczę... To dobry pomysł.

Chwilę później w kuchni już gotowała się woda, a ja przeszukiwałam szafki.

- Jest! - zawołałam triumfalnie, kiedy moim oczom ukazała się aspiryna.

Rozpuściłam ją w dwóch szklankach. Jedną porcję wypiłam "jednym duszkiem", a drugą pospiesznie zaniosłam Lilly.

- WSTAWAJ! - krzyknęłam do leżącej obok łóżka (zostaw ją człowieku na 5 minut i już spadnie!), zawiniętej w kołdrę Lilly.

- Śpij...

- Co? Ej, ej, ej, tak się nie bawimy - zawołałam, kiedy wturlała się pod łóżko. Dlaczego mnie to spotyka. Próbowałam chwycić ją za kostki i wyciągnąć, ale tak się skuliła i zwinęła, że żadna część jej ciała nie wystawała spod kołdry (której też nie dało się wyciągnąć).

- Zaraz będą tu moi rodzice! Aspiryna stoi na komodzie! - krzyknęłam najgłośniej jak umiałam beznamiętnym głosem. W końcu to jej problem (a może mój też?).

Weszłam do łazienki (mojej, prywatnej), zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. I po prostu stałam. Woda spływała mi po twarzy uniemożliwiając otworzenie oczu. Lubiłam tak stać. To była takie odcięcie się od całego świata i problemów. W ogóle lubię wodę. Odstresowuje mnie.

W końcu wyszłam (bo czasu było mało), wysuszyłam włosy, założyłam ulubione podarte dżinsy i czarną koszulkę z nadrukiem "Arctic Monkeys". Szybko nałożyłam na twarz odrobinę pudru, pomadkę i tusz do rzęs.

Kiedy wyszłam, Lilly już nie było. Szklanka po aspirynie była pusta. Spojrzałam na zegarek... 6:44. Hm... nie za dobrze.

- LILLY! - zawołałam schodząc po schodach. Niepokój narastał. Gdzie ona jest?!

Przeszukałam cały dom, ale nigdzie jej nie było. W końcu zauważyłam otwarte na oścież okno w salonie.

- Wariatka - pomyślałam - A drzwi to co?

Po chwili połączyłam wątki:

drzwi zamknięte na klucz - klucz w mojej torebce - Lilly bez klucza i wiedzy o jego położeniu

I doszło do mnie, że pewnie otworzyła zasuwkę! Kiedy wróciłam do przedpokoju rodzice już tam byli. Super.

- Hej - powiedziałam.

- Cześć, Alice - mama uśmiechnęła się blado. Na pierwszy rzut oka widać było, że pada z nóg. - Odkąd to jesteś gotowa do szkoły już o siódmej?

- Emm... Wstałam wcześniej, żeby się pouczyć... Mamy kartkówkę z matmy.

- Przecież zawsze byłaś najlepsza z matmy i nigdy się do niej nie uczyłaś - zauważył tata.

GRRRR, głupia matma! I co teraz?

- Ale... mamy teraz takie trudne tematy i... stwierdziłam, że lepiej sobie to przejrzeć.

- A jakie? - mój tata z pewnością jest zbyt dociekliwy i pobudzony jak na lekarza, który całą noc biegał po szpitalu!

- Funkcje - fuknęłam w odpowiedzi i  wbiegłam po schodach na górę.

- Przecież zawsze lubiła funkcje. Jeszcze w podstawówce kazała mi, żebym ją ich nauczył - usłyszałam jak mój tata mówi do mamy.

Cóż, nie miałam lepszego pomysłu. Niech myślą co chcą.

Spakowałam się i wyszłam z domu. Miałam jeszcze dużo czasu, więc postanowiłam iść na piechotę. Lepsze to niż siedzenie w domu i tłumaczenie się.

Kiedy dotarłam pod szkołę i spojrzałam na amfiteatr doszło do mnie, że jest czwartek. Co znaczy, że jutro jest piatek (wiem, to takie błyskotliwe).

A w piątek... Hm... Zdaje się, że jestem z kimś umówiona...

-------------------------------------------------------------

Z dedykacją dla Rose :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top