Rozdział IV: Bezsenna noc

Tej nocy leżałam z otwartymi oczami i nawet nie próbowałam zasnąć, bo wiedziałam, że to bezcelowe. Myślałam tylko o tym czy za tydzień pójść do amfiteatru czy nie. No i jeszcze o tym, że jestem kompletną idiotką. Po co ja uciekałam? W końcu wstałam i podeszłam do okna. Oparłam się o parapet i obserwowałam nocne niebo. Byłam sama w domu. Rodzice musieli zostać w szpitalu, bo coś się wydarzyło... Jakiś ciężki przypadek. Są chirurgami. Oczywiście oczekują, że ja też zwiążę swoje życie z medycyną.

N-i-e-d-o-c-z-e-k-a-n-i-e!

I zaczęłam śpiewać.

"And you're a liar
At least all of your friends are
And so am I
Just typically drowned in my car

It's my party
And I'll cry to the end
You must try harder
In kissing all of my friends, you

Yeah it takes a bit more
Yeah it takes a bit more than you
It takes a bit more
Yeah it takes a bit more than you"

Nie czułam się najlepiej. Chciałam z kimś porozmawiać, więc zadzwoniłam do Jeniss (dlaczego ja to zrobiłam?!).

- Halo?

- Hej, Jen.

- Alice? - zapytała zaspanym głosem, po czym dodała z irytacją - Oszalałaś? Wiesz, która godzina?

- 2:04.

- Właśnie, Alice. Idź spać i przestań wariować.

- Jeniss...

- Jutro idziemy na imprezę, wiesz?

- Co... ?

- Tak. Przyjdź do mnie o 17. Pa - i rozłączyła się.

Więc zadzwoniłam do Sky.

- Alice, kochanie, czy mówiłam ci kiedyś, że normalni ludzie o drugiej w nocy ŚPIĄ?!

- Przepraszam.

- ZA późno.

- Okay...

- Czego chcesz?

- Porozmawiać.

- Z Bradem nie chciałaś rozmawiać.

- Sky, przecież wiesz, że on...

- ...chciał się tylko zaprzyjaźnić. Idę spać, pa.

I co zrobiła? Rozłączyła się! Czemu wszyscy mnie olewają?! Cholera!

Całą noc spędziłam leżąc na łóżku, gapiąc się w sufit i słuchając The 1975 (to mój ulubiony zespół, tak na marginesie; dlatego też tak bardzo oczarował mnie ten chłopak, bo 1) znał ich 2) śpiewał ich piosenkę!). W międzyczasie rodzice wrócili do domu.

Rano, pierwszy raz od dawna, zjedliśmy razem śniadanie.

- Mogę iść do Jeniss o 17?

- Znowu na imprezę? - mam nie wyglądała na zachwyconą.

- Tak...

- Alice, dzisiaj w nocy też nas nie będzie, bo mamy dyżur, więc trochę boję się puszczać cię na imprezę - dodała.

- A nie boisz się, że pójdzie na tę imprezę bez naszej wiedzy? To będzie gorsze, Suzanne - powiedział tata.

- Jasne, pozwalaj jej na wszystko! - zawołała mama bardziej z frustracją i bezradnością niż złością.

- Ma siedemnaście lat, jest prawie dorosła.

- Właśnie! Prawie!

Skończyło się na tym, że mogę iść. W sumie koniec końców, to bardzo ucieszyłam się z tej imprezy, bo ostatniej nocy dowiedziałam się, że nie mam przyjaciół. Czemu niektórzy mogą być popularni i mieć setki przyjaciół, a ja siedzę w domu? Trzeba korzystać z życia.

To był ten moment, kiedy zapragnęłam stać się "kimś".

Około 16:30 zaplotłam warkocza, założyłam jakąś bluzkę, dżinsy i wyszłam.

Nie spieszyłam się. Musiałam sobie wszystko przemyśleć. Co zrobić, żeby Jeniss mnie nie olewała...

Może to żałosne.

Ale to co wydarzyło się potem, było jeszcze żałośniejsze....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top