Rozdział III: Amfiteatr
Oczywiście moi rodzice nie byli zadowoleni, że wróciłam w środku nocy, ale to i tak było wcześniej niż przewidywałam. W każdym razie wyspałam się następnego dnia, więc chyba coś ze mną i imprezami było nie tak. Trudno.
Zdziwiłam się, że tego dnia tak wiele osób nie pojawiło się w szkole. Słyszałam coś o jakimś zatruciu pokarmowym. Jeniss też nie było. Poprzedniego dnia jadłam lunch z nią i jej koleżankami (ale bez Clary). Dzisiaj stałam z tacą na środku stołówki oszacowując kto, gdzie i z kim siedzi + gdzie bym się zmieściła:
Stolik 1
Moi "starzy znajomi" - czyli ludzie, z którymi zwykle siadałam... była tam też Lilly, czyli dziewczyna, z którą do niedawna siedziałam na historii. Wszystkie miejsca zajęte.
Stolik 2
Sami skaterzy. Hm... Nie żebym coś do nich miała, ale W ŻYCIU BYM TAM NIE USIADŁA. To po prostu nie mój świat.
Stolik 3
Ścisłe umysły... Wszyscy w okularach i z książkami... Pomijając to, że to też nie mój świat i bym z nimi nie usiadła, to i tak by mi nie pozwolili...
Stolik 4
Koleżanki Jeniss. Jedno wolne miejsce. Dlaczego tam nie usiadłam? Bo siedziała z nimi Samantha... Ona chyba nie za bardzo mnie lubi.
Nagle ktoś szturchnął mnie w plecy. Przestraszyłam się i wzdrygnęłam, ale udało mi się uratować tacę z jedzeniem.
- Hej Alice! - wykrzyknął Brad.
- Hej...
- Usiądziesz z nami? - zapytał. Przyszedł ratunek! Cieszmy się - mam gdzie zjeść lunch! Yey!
- Jasne - uśmiechnęłam się. Zaprowadził mnie do stolika przy oknie. Siedziała tam Sky i rozmawiała przez telefon.
- Biedactwo - powiedziała z udawanym współczuciem - Weź się w garść! ... Nie obchodzi mnie to! ... Masz tam być, rozumiesz?! Dlaczego to ja zawsze mam przez ciebie problemy?! - rzuciła telefonem na blat stołu.
- Opanuj się - powiedział Brad i usiedliśmy - Przyjdzie. Myślę, że nie chciałby dowiedzieć się, co by się stało, gdyby tego nie zrobił.
- O co chodzi? - zapytałam nieśmiało.
- Chwileczkę - Sky zwężyła oczy i zwróciła się do Brada - Twierdzisz, że nie pamiętasz nic z wczerajszego wieczoru, nawet tego, że próbowałeś znokautować lodówkę, tymczasem przyprowadzasz tu dziewczynę, z którą spędziłeś wczoraj jakieś... piętnaście minut?! - po chwili ciszy dodała urażonym tonem - Chyba, że ja o czymś nie wiem...
- Sky! Skończ...
- To mi wytłumacz...
- Nie - przerwał jej - Sam sobie nie umiem tego wytłumaczyć...
Siedziałam cicho próbując skupić się na jedzeniu.
- A jeżeli chodzi o twoje pytanie - zwróciła się do mnie Skipper - To mamy dzisiaj próbę przedstawienia, tymczasem chłopak, który gra główną rolę, padł ofiarą zatrucia pokarmowego, tak jak jedna czwarta szkoły, nawiasem mówiąc.
- Nie możecie wziąć kogoś na zastępstwo na ten jeden raz... ? - zapytałam.
Oczy Sky zwróciły się na Brada.
- Brad, mój ukochany bracie... - uśmiechnęła się słodko.
- Ooo, nie! Nie ma mowy! Zapomnij o tym!
- Brad, proszę!
- Nie!
- Będę cię prosić, dopóki tego dla mnie nie zrobisz!
- Wobec tego - wstał i podniósł tacę - Dzisiejszy lunch zjem z... - rozejrzał się - Kółkiem chemicznym!
- Nie wierzę ci...
Na te słowa wyprostował się, odwrócił i odszedł. Sky uśmiechnęła się do mnie.
- A co u ciebie, Alice?
- W porządku...
- To dobrze.
Tego dnia czułam się trochę... jakbym była poza życiem. Chodziłam korytarzami, spoglądałam na ludzi... Nie miałam ochoty nawet z nikim rozmawiać (tak jakbym w ogóle miała z kim rozmawiać -.-).
Kiedy lekcje się skończyły, postanowiłam iść do biblioteki miejskiej (zbiory naszej szkoły są... niewarte uwagi). Tam spotkałam kilka osób ze szkoły, ale z nikim nie zamieniłam więcej niż jednego zdania. Szukałam pewnej książki, o której niedawno słyszałam. W końcu znalazłam... o jedną półkę wyżej, niż jestem w stanie dosięgnąć. Nie żebym była niska, po prostu półka była za wysoko. Nagle ktoś sięgnął ręką i wyjął tę książkę. Odwróciłam się, niezdecydowana, czy mam dziękować za pomoc, czy może przygotowywać się do walki o MOJĄ książkę. I kogo ujrzałam?
- Brad...
- Do usług - uśmiechnął się i podał mi książkę.
- Zjawiasz się akurat wtedy, gdy potrzebuję pomocy.
Milczał uśmiechając się. Spuścił wzrok.
- Śledzisz mnie? - zapytałam. Nie odpowiedział, więc dodałam kręcąc głową - Brad, nie wiem co pamiętasz z poprzedniej nocy, ale chyba z kimś mnie mylisz.
- Alice, to nie tak...
- Nie mów do mnie Alice. Na drugie imię mam Emily. Myślę, że w ten sposób będziesz w stanie odróżnić mnie od swojej byłej - odepchnęłam go lekko, bo był już zbyt blisko i odeszłam. Nie chciałam być niemiła, ale to robiło się dziwne. Wychodząc zza regału wpadłam na jakiegoś chłopaka, który się o niego opierał i czytał książkę. Upuścił ją przeze mnie.
- Przepraszam - wybełkotałam podnosząc książkę.
Wypożyczyłam powieść, po którą przyszłam i opuściłam bibliotekę. Nie miałam dokąd iść. Nie chciałam wracać do domu i siedzieć tam sama. Rodzice na pewno byli jeszcze w pracy, a rodzeństwa nie miałam. Postanowiłam wróćić do szkoły i znaleźć sobie tam jakieś miejsce do czytania. Wolałam to niż samotne siedzenie w pustym domu. Poszłam więc do szkolnego amfiteatru (tak, nasza szkoła ma własny amfiteatr, z czego bardzo się sieszę, bo można tam spokojnie czytać i śpiewać... gdy nikogo nie ma).
Siedziałam tam chyba ze trzy godziny. W ciągu tego czasu skończyłam czytać tę książkę, która nawiasem mówiąc była genialna. Włożyłam ją do torby i spojrzałam na zegarek... 17:26. Była już dość późna jesień, więc niebo zdążyło się zrobić całkiem ciemne. W trakcie czytania co prawda zauważyłam, że zaczyna brakować światła i przyświecałam sobie latarką w telefonie, ale nie byłam świadoma, że jest aż tak ciemno! (książka naprawdę mnie wciągnęła!) Wstałam i już miałam odejść, kiedy zapaliły się reflektory rzucając światło na scenę. Przysiadłam. Byłam ciekawa co się dzieje.
Na scenę wyszedł jakiś chłopak z gitarą niosąc krzesło. Postawił je, usiadł i zaczął grać. A potem śpiewać. To było magiczne. Wieczór, ciemność, pusty amfiteatr, kilka reflektorów i ta ujmująca piosenka. Miałam wrażenie, że ta chwila trwała wieki. Kiedy skończył śpiewać, zaczęłam bić brawo. Chłopak zmrużył oczy i zaczął się rozglądać. Nie siedziałam zbyt daleko od sceny, ale reflektory świeciły mu w twarz, więc na pewno mnie nie zauważył.
- Kto tu jest? - zawołał. Nie odezwałam się, więc dodał - Nie uważasz, że to trochę niesprawiedliwe, że widzisz mnie i słyszałeś, lub słyszałaś, jak śpiewam? Uważam, że powinniśmy wyrównać...
- "Why am I so emotional?" - przerwałam mu śpiewając drugą zwrotkę piosenki Sama Smitha. Właśnie, chyba jeszcze nie wiecie, że kocham śpiewać! Zwykle nie dzielę się z nikim tym, co potrafię, ale mnie nie widział, więc poczułam się bezpiecznie i kontynuowałam:
"No it's not a good look, gain some self-control
And deep down, I know this never works
But you can lay with me,
So it doesn't hurt"
W refrenie dołączył do mnie.
"Oh, won't you
Stay with me
'Cause you're all I need
This ain't love, it's clear to see
But darling, stay with me"
Zapadła cisza. Nie wiedziałam co zrobić - uciekać czy ujawnić się? On tylko siedział i się uśmiechał patrząc na gitarę. W końcu wstał i zeskoczył ze sceny, a ja (tak, wiem, jestem idiotką) zaczęłam biec między rzędami, a potem uciekłam z amfiteatru. Słyszałam tylko swój oddech i echo jego głosu.
- Zaczekaj! Jestem tu co tydzień! Przyjdź kiedyś... !
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top