Rozdział X: Ciemność sprzyja tajemniczości
Stał pod moim domem. Wyglądał na poddenerwowanego. W każdym razie przez niego musiałam przestać płakać i doprowadzić się do porządku, zanim na mnie spojrzy. Kiedy się zbliżyłam, uniósł głowę.
- Alice! Czemu nie odbierasz telefonu? Dzwoniłem do ciebie z dziesięć razy jak nie więcej.
- Co tu robisz? - zapytałam oschłym tonem. Odwrócił wzrok.
- Sky była na tej imprezie u Liberty i wszystko widziała...
- I już zdążyła zdać ci relację? Świetnie. Możesz się pośmiać - powiedziałam mijając go i kierując się w stronę drzwi. Wtedy złapał mnie za ramię. Zatrzymałam się, ale nie odwróciłam.
- Po prostu chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku. Czy... nie zrobiłaś czegoś głupiego.
- Jak widzisz żyję - łzy spływały mi po twarzy. Nie mogłam ich wytrzeć, bo by się zorientował. Przynajmniej stałam do niego tyłem. Starałam się ze wszystkich sił, żeby mój głos brzmiał normalnie - Możesz już sobie iść - ale nie udało się, bo gdy tylko wypowiedziałam te słowa, wybuchłam szlochem.
Brad stanął przede mną i mnie przytulił.
- Możesz zostać? - wyszeptałam. Przez chwilę nie odpowiadał.
- Chyba tak. A twoi rodzice... ? Nie zdziwią się, że przyprowadzasz przyjaciół w środku nocy?
- Nie ma ich. Pewnie wrócą rano i znowu wyjdą. Cały czas tak robią.
Weszliśmy do domu. Kiedy nacinęłam włącznik światła, nic się nie wydarzyło.
- No nie...
- Nie ma prądu?
- Najwyraźniej. Pytanie tylko: dlaczego? Chcesz herbaty? - zapytałam wchodząc do kuchni i próbując zapalić światło - Tu też nie działa. Czyli można wykluczyć przepaloną żarówkę.
- Czyli herbaty już nie zrobisz.
Więc poszliśmy na górę. Weszliśmy do mojego pokoju.
- Masz gitarę? - zapytał Brad biorąc instrument do ręki.
- Nie tylko - uśmiechnęłam się blado, choć i tak pewnie tego nie zauważył w ciemności - Zaraz wracam - powiedziałam kierując się w stronę łazienki.
Zmyłam makijaż, związałam włosy w luźny kok i przebrałam się w sweter i legginsy - znacznie wygodniejszy strój niż imprezowa sukienka. Zza drzwi słychać było brzdąkanie gitary. Kiedy wyszłam ujrzałam grającego Brada siedzącego na parapecie.
- Grasz na gitarze?
- A ty? - zapytał szukając mnie wzrokiem w ciemności.
- Na gitarze, pianinie, flecie i kiedyś próbowałam na skrzypcach - przestał grać i patrzył na mnie w milczeniu - No i trochę śpiewam...
- Naprawdę? - zapytał opuszczając gitarę i siadając na podłodze z plecami opartymi o ścianę pod parapetem - No to słucham.
- Żartujesz sobie? Nie - powiedziałam podchodząc bliżej, tak że padło na mnie światło latarni zza okna. Usiadłam naprzeciwko Brada opierając się plecami o ramę łóżka.
- Tylko kawałek jakiejś piosenki...
Spojrzałam na niego, potem na okno, a potem utkwiłam wzrok w podwiędniętym bukiecie (jeżeli to w ogóle można nazwać bukietem) białych róż stojącym w wazonie na mojej komodzie.
"Seems that I have been held, in some dreaming state
A tourist in the waking world, never quite awake
No kiss, no gentle word could wake me from this slumber
Until I realize that it was you who held me under"
- Florence and The Machine? - zapytał, kiedy skończyłam.
- Tak. Blinding.
- Ja też śpiewam - powiedział i uśmiechnął się, kiedy na niego spojrzałam.
- No to słucham - uśmiechnęłam się zaczepnie.
- Nie tutaj. Nie dziś. Za to chciałbym cię zaprosić jutro o 17 do... w pewne miejsce.
- Ooo, masz własną kapelę i dajecie koncert?
- Coś w tym stylu, ale nie do końca.
- Naprawdę musisz być taki tajemniczy?
- Ciemność sprzyja tajemniczości.
Rozmawialiśmy przez kilka godzin i nawet nie pamiętam kiedy usnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top