3

Pov Olivia

- Jesteś głupią idotką! - krzyczy do mnie Niall wbiegajac do mojego pokoju. Chyba dziś nie będzie mi dane spokojnie zasnąć.

- A mogę wiedzieć z jakiego powodu cię tak nagle olśniło?

- Louis jak tylko od ciebie wrócił to od razu wyszedł. Dawno nie widziałem go takiego złego. Zamiast chociaż raz zrobić to o co cię proszę to ty musisz jak zwykle po swojemu! - drze się i krąży w kółko po moim pokoju. Ma szczęście, że nie jestem jakoś bardzo zmęczona, bo inaczej już dawno bym go wyrzuciła. Miałam głęboko gdzieś te jego pretensje.

Gdy przez dłuższą chwilę w pokoju panuje cisza postanawiam zabrać głos.

- Może dzięki temu on zrozumie, że nic do niego nie czuje i uświadomi sobie, że nie ma co zawracać sobie mną głowy. To będzie z pożytkiem dla nasz wszystkich - mówię spokojnie, a mój głos jest opanowany. Jeśli zaczęłabym krzyczeć to nijak byśmy się nie dogadali. A była już tak późna godzina, że chcę już go się pozbyć z mojego pokoju.

- Ty nic nie rozumiesz!

Przewracam oczami na jego słowa.

- A co tu jest do rozumienia? - ciągle staram się zachować spokój. A robi się to coraz to trudniejsze.

- Louis nie należy do osób, które dobrze znoszą odrzucenie. A ty dziś naprawdę go zdenerwowałaś. Lepiej zaakceptuj go póki jeszcze jest miły, późnej może być za późno.

Marszcze brwi nie wiedząc dokładnie o co mu chodzi. Mówi do mnie w taki sposób, że zaczynam się odrobinę niepokoić.

- Możesz tak mówić konkretniej? O tej porze nie mam ochoty na rozszyfrowywanie twoich słów.

- Louis nie ma dużego problemu z uderzeniem dziewczyny, a nawet skatowaniem jej - owszem słyszałam kiedyś, że poprzednia dziewczyna Louisa została przez niego tak podbita, że na wiele dni trafiła do szpitala. Jednak nie brałam tych słów na poważnie, bo ludzie lubili często plotkować.

Poza tym zawsze miałam Tomlinsona za dość gwałtownego człowieka, ale sądziłam, że ma pewne granicy. A teraz się okazję, że nie koniecznie tak jest.

Gwałtownie podnosze się do pozycji stojącej.

- I ty chcesz żebym ja z nim była! - krzyczę do niego. Jestem jego siostrą i powinien się odrobinę mną interesować. On jednak woli mnie oddać jakiemuś psychpacie.

- To akurat będzie dla twojego dobra - tłumaczy. - On i tak prędzej czy później cię zdobędzie, a dla ciebie będzie lepiej jak nie będziesz mu utrudniać. Nie będzie musiał cię szantażować ani do niczego zmuszać.

On chyba nie rozumiał znaczenia swoich słów.

- Wyjdź stąd! - każe mu.

Jeśli jeszcze dłużej posłucham tych jego głupot to chyba oszaleje, albo przynajmniej wyjdę z siebie. Mam serdecznie dość słuchania tego, że mam się podporządkować woli jakiegoś mężczyzny. Zupełnie tak jak w średniowieczu.

- Dobrze, ale przemyśl to wszystko - radzi mi i wychodzi.

Liczę na waszą opinie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top