XIII

Wysiadłam z samochodu, zdejmując z nosa okulary przeciwsłoneczne. Nowoczesny budynek, który oglądałam dosyć często, był jednym z moich ulubionych w tym mieście. Zresztą chyba każdy kochał salony samochodowe. No dobra nie każdy. Kochali je ludzie, którzy wchodzili tam by zaopatrzyć się w nowy samochód. Nic nie było w stanie zastąpić cudownego uczucia ściągania foli z nowego wozu. Dla mnie to było coś cudownego. A im starsza byłam, tym bardziej to kochałam. Dlatego teraz cieszyłam się z tego, że mogę sobie zafundować nowy samochód po stracie mojego cudeńka.

— Poczekaj tutaj na mnie. — Zwróciłam się do kierowcy, który dzisiaj mnie woził. Normalnie pojechałabym sama, jednak dzisiaj wyjątkowo wybrałam swojego kierowcę. Raz na jakiś czas korzystałam właśnie z jego usług z powód... Nazwijmy to bardzo osobistych. O których raczej nie wypadałoby mówić.

Przeszłam przez całkiem długi chodnik i weszłam do salonu. Schowałam okulary do torebki, czując się jak w domu. Otaczające mnie samochodu zdecydowanie wprowadzały mnie w dobry nastrój.

— Kogo moje ślepia widzą. — Rzuciła modnie ubrana kobieta, idąc w moim kierunku. Jej szpilki uderzały o posadzkę, wydając charakterystyczny dźwięk, który ja całkiem lubiłam.

— Królową tego miasta moja droga. — Oświadczyłam, rozkładając ręce. Kobieta mocno mnie przytuliła, odgarniając zakręcone włosy nieco do tyłu. — Dobrze cię widzieć Bethany.

— Ciebie i Twoje pieniądze również Seleno. — Zapewniła, na co uśmiechnęłam się szeroko. — Czego dzisiaj poszukujesz?

— Tego, co zawsze. Samochodu, na widok którego zmiękną mi nogi. — Wyjawiłam, z uwagą obserwując kobietę. — Cena nie gra żadnej roli.

— Dlatego tak cię kocham. Chodźmy na pewno, coś ci wybierzemy. — Zapewniła blondynka, ruszając przed siebie.

Bethany była pół wilczycą od strony matki, która jako młoda wilczyca wdała się w romans z człowiekiem, za co została, wygnana z watahy. Tak trafiła do Berkeley, gdzie pomógł jej mój ojciec. I teraz jej córka jest dobrą przyjaciółką rodziny podobnie jak ona sama.

— Miałaś coś eleganckiego. Więc może tym razem chcesz coś w bardziej sportowym klimacie? — Dopytała przenosząc na mnie spojrzenie zieloni-brązowych tęczówek.

— Jestem jak najbardziej na tak. — Zapewniłam, na co ta widocznie się podekscytowała. — Masz tam coś dla mnie prawda?

— Kochana. Twój mąż nie dał Ci nigdy takiego orgazmu, jak dostaniesz na widok tego samochodu. — Zapewniła, mocno gestykulując rękoma.

Blondynka dobrze mnie znała. Wiedziała czego szukam, w samochodach i po wymianie dwóch zdań umiała dobrać dla mnie idealne auto. Dzięki niej nie musiałam spędzać godzin na szukaniu idealnego modelu. Bo ona po prostu wiedziała, czego szukam i umiała mi pod tym względem dogodzić jak nikt inny.

— W ogóle widzę, że dopadły cię pewne problemy. — Zauważyła, na co westchnęłam cicho.

— Niczym się nie martw. Szybko je rozwiąże i nawet nie poczujesz ich konsekwencji. — Zapewniłam, na co ta skinęła głową.

Gdybym powiedziała, że mój ojciec pomógł komuś kompletnie bezinteresownie, to bym skłamała. Wszystko robił w jakimś celu. A innym pomagał tylko, kiedy miał w tym interes. I w tym wypadku nie mogło być inaczej. Bethany dla nas pracowała, dlatego ją również martwiły kłopoty, które mógłby się na niej odbić.

— Kochana. Aston Martin DB11. Luksusowy, elegancji i seksowny dokładnie jak ty. — Oświadczyła wiedząc, że nie musi mówić nic więcej.

— Chce go. Ma być matowo szary i mieć przyciemniane szyby. — Poleciłam co ta od razu zapisała za pomocą tabletu, który zawsze nosiła przy sobie.

— Dla ciebie wszystko. — Zapewniła, podając mi urządzenie. — Uzupełnij dokumenty, a samochód będzie gotowy najpóźniej za dwa dni.

Uzupełniłam wszystkie dokumenty i wyszłam z salonu. Byłam bardzo zadowolona i muszę przyznać, że te zakupy poprawiły mi humor. No tak niektóre kobiety lubią kupować ubrania, inne buty czy torebki a jeszcze inne wolą kupić sobie nowy samochód. Ja byłam tym ostatnim typem.

Wyjęłam z torebki dzwoniący telefon dostrzegając numer, który dzwonił do mnie zaskakująco często. Z uśmiechem na ustach go odebrałam, czekając czego dowiem się tym razem.

— Scott Harrison. Kojarzysz gościa? — Spytał nie tracąc czasu, na zbędne grzeczności.

— Niby skąd mam go kurwa znać? — Spytałam, wsiadając do samochodu. — Mów kim on jest.

— To jeden z twoich dilerów. Podejrzany typ. Kręci się blisko ciebie i do tego ma dobre kontakty z Victorem. I całkiem pokaźne konto jak na ćpuna i dilera.

— Jest ćpunem i dilerem jak sam podkreśliłeś. Naprawdę powinnam się nim martwić? — Dopytałam, spoglądając kątem oka na kierowcę. Ufałam mu więc nie czułam oporu, by rozmawiać o takich sprawach w jego obecności.

— Tak. Ma duży posłuch u twoich. I jest w stanie przekonać ich do różnych działań. — Wyjaśnił mężczyzna, na co westchnęłam cicho.

— Więc do rzeczy. Co z nim nie tak? — Dopytałam, by ten doprecyzował swoją wypowiedź.

— Ostatnio często odwiedza Victora w jego domu. Chyba trzeba by się tym zainteresować. Wyślę Ci jego adres, a ty już wiesz co powinnaś zrobić. — Zauważył, na co skinęłam głową zapominając, że ten nie może tego zobaczyć.

— Dzięki Drake. — Mruknęłam, kończąc połączenie.

Zdrajcy. Najgorszy typ człowieka, którego nie umiałam znieść. Dlatego już na tym etapie wiedziałem, że Scott nie pożyje długo.

— Wiesz, już co będziemy robić. — Zauważyłam spoglądając na Jacka, który siedział za kierownicą obrócony, tak by dobrze mnie widzieć.

— Doskonale to wiem pani Saffer. — Zapewnił a ja pokazałam mu adres, by tam mnie zawiózł.

— Pani Saffer. Zaskakująco oficjalnie. — Zauważyłam rozbawiona, wrzucając telefon do torebki. — Od kiedy z ciebie taki profesjonalista.

— Jest pani mężatką. Moim obowiązkiem jest być bardzo profesjonalnym. W końcu jestem tylko pani kierowcą. — Zauważył, a ja byłam pewna, że ma na twarzy ten swój cwaniacki uśmiech.

— Powinieneś w końcu sobie kogoś znaleźć. Jesteś atrakcyjnym facetem i płace ci całkiem nieźle. Więc skąd ta samotność? — Dopytałam rozsiadając się wygodnie, na siedzeniu z tyłu samochodu.

— Samotność to wybór. Dla wielu ludzi przeraźliwie niezrozumiały i głupi. Jednak ja lubię samotność i bycie singlem. To daje możliwość pewnej spontaniczności, której w związku nie sposób poczuć. — Wyjaśnił, na co uśmiechnęłam się mimowolnie. Lubiłam otaczać się takimi ludźmi. Inteligentnymi, którzy mieli coś do powiedzenia.

— Muszę ci przyznać rację. Jednak cóż poradzić. Czasem dzieją się rzeczy, które zmuszają nas do podjęcia pewnych decyzją, które ten wolny wybór odbierają. — Zauważyłam automatycznie przechodząc myślami do Chiaro i Harry'ego.

— Myślę, że to przeznaczenie. Tak miało być i tyle. — Zapewnił mężczyzna. — Na pewno nic im nie jest. Dostali dobrych ludzi do ochrony. To wielki skarb mieć kogoś, kto tak o ciebie dba, jak ty o nich.

— Najpierw Pani Saffer a teraz "ty"? — Spytałam rozbawiona, na co ten wzruszył ramionami. — Sama ich w to wpakowałam. Więc teraz muszę ich obronić. Za wszelką cenę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top