IX
SANTIAGO
Oparłem się o biurko, powoli rozpinając guziki swojej koszuli. Stopniowo adrenalina zaczynała schodzić z mojego organizmu, przez co ból stawał się coraz wyraźniejszy. Kątem oka cały czas obserwowałem poczynania Seleny, która szukała czegoś w szafkach. Najpewniej apteczki do opatrzenia ran. I kiedy takową już znalazła podeszła do mnie. Położyła przedmiot na biurku i zdjęła z siebie białą marynarkę. Pozostając jedynie w spodniach i liliowym topie, pokrytym koronką. Jej skóra pokryta była miejscami krwią a włosy upięte były w wysokiego kucyka, który częściowo już się rozpadł.
Podobała mi się ta nowa odsłona Seleny. Dojrzała jako kobieta. Stała się pewniejsza siebie. A ja zawsze uważałem tę cechę charakteru za seksowną u kobiet.
— Zaszczypie. — Ostrzegła wylewając na wacik płyn do odkażania ran.
— Nie tak bardzo, jak Twoje zaczepki słowne. — Zapewniłem, na co ta parsknęła śmiechem przykładając wacik do rany. Zasyczałem cicho, kiedy ta zaczęła odkarzać ranę.
Zmieniła się i teraz w moich oczach była kompletnie kimś innym. Te trzy lata temu była zagubioną młodą kobietą. Która z miłą chęcią oddała się rozkoszy płynącej z seksu. I wtedy tylko tego chciałem. Sam, mimo że byłem starszy kilka lat, byłem cholernie niedojrzały. I nim zorientowałem się, że między mną a Saffer pojawiło się coś, co można było rozwijać dalej, ona była już na innym etapie życia. Poznała swojego męża i urodziła mu dziecko.
— Jesteś delikatniejszy, niż się wydaje. — Zauważyła brunetka, zmuszając mnie bym nieco się przekręcił. — Jest rana wylotowa. Więc wystarczy, że zaszyje.
— Jestem taki tylko dla wybranych. — Zapewniłem, uśmiechając się cwaniacko. — Możesz już czuć się wyjątkowa.
— Raczej ty zaszczycony faktem, że cię dotykam. — Odbiła sprawnie piłeczkę w naszych przepychankach, przygotowując igłę.
Przez wszystkie te lata myślałem o Selenie. W głębi serca chciałem przy niej być. Jednak byłem głupi i jak stereotypowy facet myślałem chujem, a nie głową. I teraz mogłem tylko marzyć. A w tym akurat byłem dobry.
— Byłbym, gdybyś dotykała mnie w bardziej erotyczny sposób. — Oświadczyłem, obserwując jej reakcje. Brunetka zawsze była typem kobiety, z którą mogłem wymienić takie uszczypliwości. Nigdy się nie denerwowała i zdawała bawić równie dobrze, jak ja.
— Robiłam to wiele razy Santiago. — Przypomniała, wbijając igłę w moje ramię.
Marzyłem o mnie i o Selenie. Myślałem jak nazwalibyśmy, nasze najstarsze dziecko. Zastanawiałem się, gdzie byśmy mieszkali. I zawsze dochodziłem do wniosku, że byłaby to Ameryka. Jednak latalibyśmy do Hiszpanii tak często, jak tylko byłoby to możliwe. Uczyłbym nasze dzieci i Selene hiszpańskiego. W moich marzeniach mieliśmy trójkę lub czwórkę dzieci. Chociaż w życiu nie prosiłbym Seleny o to, by urodziłaby mi ich aż tyle. Ciąża była trudnym okresem dla kobiety. A poród był czymś okropnym, czego ja jako facet nigdy nie pojmę. Wiedziałem jedno. Wymaganie od kobiety urodzenia dziecka było obrzydliwą przesadą, bo to człowiek nie inkubator. Jednak to były tylko moje fantazje i tam mieliśmy gromadkę dzieci. Silnych jak nasza dwójka.
— I oddałbym wiele, byś znowu to zrobiła. — Wyznałem, chociaż zrobiłem to w taki sposób, by brzmiało to bardziej żartobliwie.
— A ja oddałabym wiele za Twoje usta na moim ciele. — Przyznała w równie niepoważny sposób.
Dzieci budziłby nas co rano, stwierdzając, że nie można tyle spać. Co oczywiście przeszłoby im z wiekiem, ale to już inna kwestia. My zawsze mielibyśmy problem, żeby wstać. Bo oczywiście noc służyłaby nam do czegoś innego niż sen. Razem patrzylibyśmy, jak dzieci dorastają. Z dumą chodziłbym na wszystkie przedstawienia i rozdania świadectw, nie zależnie od ich drogi z dumną słuchałbym o ich kolejnych osiągnięciach w pracy czy na studiach. I to wszystko u boku Seleny. Aż któregoś dnia usiedlibyśmy razem, a ja spytałbym ją "Czy byłaś ze mną szczęśliwa?".
Jednak to były tylko marzenia, które nie mógłby się spełnić. Bo byłem ślepym głupcem i tchórzem, który uciekł, kiedy zdał sobie sprawę, że to już nie tylko seks. Wtedy byłem gówniarzem, mimo że miałem dwadzieściaczterylata. Byłem nie dojrzały, na co świetnym dowodem było to, że poczułem się źle z tym uczuciem. Jakiś cichy głos w mojej głowie mówił mi, że jestem frajerem. W końcu tylko oni uprawiają z kobietą seks i się w niej zakochują. Dla niej to nic nie znaczyło. Kilka nocy, po których szybko się pozbierała. A ja jak skończony frajer umarłem wewnętsznie, kiedy tylko doszły mnie słuchy o jej ślubie.
To mogłem być ja. Jednak zjebałem swoją szansę.
— Ja to jednak jestem zajebista. Nawet na chirurga bym się nadawała. — Stwierdziła jasnooka, kończąc szycie. Lubiłem w niej te pewność, z którą mówiła o sobie w tak dobry sposób. Byłem znudzony kobieta, które jechały po sobie, licząc na wymuszony komplement.
— Wolałbym, by pokroił mnie rzeźnik jak ty. — Zapewniłem, na co ta uniósł jedną brew. — Teraz Ty. — Oświadczyłem odpychając się od biurka.
— Poradzę sobie sama. — Oświadczyła twardo, robiąc krok do tyłu. Noga, w której najpewniej tkwiła kula, ugięła się nieco mocniej co świadczyło o silnym bólu.
— Nie bądź już taka samodzielna. — Podszedłem do niej i wciąłem ją na ręce. Usądziłem ją na biurku i ostrożnie zdjąłem z niej spodnie. Nowa Selena nigdy nie przyznałaby, że potrzebuję pomocy. — Ty ratujesz mój tyłek a ja twój. Tak to już między nami jest.
— I między innymi za to tak nas lubię. — Wyjawiła, nie protestując. Potrzebowała pomocy. Jednak przyznanie się do tego nie pasowałoby do nowego oblicza, które stworzyła.
Nie potrzebowałem słabej kobiety. Takiej, która byłabym tylko śliczną ozdobą. Taką, którą ubrałbym pod kolor samochodu. Kobiet, które na jedno skinienie głowy klęczały przede mną, było od cholery. Jednak ja potrzebowałem kobiety takiej jak Selena. Silnej i zdecydowanej. Takiej, która rządziłaby razem ze mną. A na dźwięk jej imienia gangsterzy całego świata drżeliby jak przerażone dzieci.
Brawo Santiago. Niczego w życiu tak nie zjebałeś, jak sprawy z tą kobietą. Możesz być z siebie dumny.
— Pozwalam Ci otworzyć tutaj oddział firmy transportowej. — Wypaliła kobieta chwilę przed tym, jak wbiłem szczypce do rany. Po chwili wyjąłem z nich kule, na co ta skrzywiła się lekko.
— Będę udawał, że właśnie jak kulturalny człowiek poprosiłaś mnie o pomoc. — Oznajmiłem, zszywając ranę. Selena przewróciła oczami, już kompletnie nie komentując moich słów.
Szybko uporałem się z raną kobiety. To nie było nic groźnego. Zwykła rana postrzałowa. Co tylko brzmiało tak groźnie. Dla nas wilkołaków było to jak zacięcie papierem.
— Z ciebie chirurga nie będzie. — Stwierdziła, oglądając ranę na nodze. — Lepiej trzymaj się bycia gangsterem.
— Możesz mi wierzyć, że przy tym zostanę. Tutaj czuje się jak ryba w wodzie. — Zapewniłem, ruszając do wyjaśnia. — Do zobaczenia Dono.
Chce wam tylko powiedzieć, że w tej części będzie więcej perspektywy Santiago bo jego punkt widzenia też będzie ważny
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top