7

Ta i co ja jej teraz powiem?
Wiesz Blanka, jestem wilkołakiem. Moi rodzice jak się dowiedzą, że się w ciebie wpoiłem, po pierwsze mnie zabiją, a potem ciebie. W najgorszym przypadku wyślą mnie do szkoły dla wilkołaków i nigdy się już nie spotkamy, chyba że też się okażesz wilkołakiem. Nie to nie wypali.

- Nie traktuje Cię jak dziwki i nawet tak nie myśli, powiem Ci wszystko, ale w swoim czasie, tylko daj mi czas.

- Pamiętaj, jeden niewłaściwy ruch i po tobie.

-Wiem. - Powiedziałem, całując ja we włosy.

Kiedy zadzwonił dzwonek, wszyscy poszli na swoje lekcje. Rozstałem się z Blanką pod samą matematyczną, a ja poszedłem na geografie. Lekcja ciągła mi się nie miłosiernie. Cały czas się zastanawiałem jak mam powiedzieć Blance o mojej drugiej naturze. Po długim rozmyślaniu postanowiłem, że zobaczę, jak nasze relacje się potoczą.

Z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek. Wyszedłem z klasy i poszedłem pod sale, gdzie powinna byś dziewczyna. Dziewczyny nigdzie nie było, ale za to usłyszałem dobrze znany mi piskliwy głos.

- Część kocie, to co dziś u mnie czy u ciebie?- powiedziała Mai.

Mai jest dziewczyną, którą przespała się prawie z połową naszej szkoły. Przyznaje się, że z blondynka mieliśmy układ. Zero miłości tylko korzyści, ale to wszystko się zmieniło przez jedną brunetkę.

- Sorry, ale dziś nie dam rady. –  ja naprawdę jestem idiotą, zamiast powiedzieć, że koniec z tym. to ja to odwlekamy i czekam na zbawienie.

Może Mai jest atrakcyjna na swój sposób, ale nie jest w moim guście. Jest za bardzo sztuczna.

- A jutro?

- Mai, między nami koniec, nie pisze, nie dzwoń.

- Cameron o czy gadasz, przecież było nam tak dobrze ze sobą.

- Właśnie, było.

- To przez tą nową? Co ona ma, czego ja nie mam?!

- Jesteś świetną dziewczyną, ale ja nie jestem dla ciebie, szukaj kogoś innego.- większych głupot jeszcze nie słyszałem. Przecież ja nawet tak nigdy o niej nie myślałem.

- Jeszcze zobaczysz, będziesz mnie błagał, żebym do ciebie wróciła.

- Nie wydaje mi się. – powiedziałem, oddalając się od niej.

- Cameron rusz się. - krzyczał na mnie Justin. Biegnąc w moja stronę.

– Co się dzieje?

- Rada jest u ciebie w domu i twój ojciec kazał nam szybko przyjść. – powiedział Justin.

Wsiedliśmy wszyscy do auta i pojechaliśmy pod mój dom. Ma podjeździe było czarne auto.

JAK MYŚLICIE, O CO CHODZI?

NIE WIEM.

Wszedłem do domu, gdzie byli moi rodzice z mężczyzną z rady, a za min był, jakby to powiedzieć masz król. Najpotężniejszy mężczyzna z całego stadu. Jego żona go porzuciła dla kochanka a córka, nie wiadomo co się z nią stało.
Kiedy przyjeżdża król, to wtedy musi być coś bardzo ważnego, bo on nigdy się nie wybrał jeszcze w te strony.

- Ty jesteś Cameron? – zapytał.

- Tak.

- Możecie nas zostawić samych?

Wszyscy wyszli i zostaliśmy sami.

- Dość dużo o tobie słyszałem. Nie jedną wygrałeś walkę  z wrogami, albo jak dbasz o swoje stado, nie będę wymieniał twoich zasługo, bo je bardzo dobrze znasz, ja tu przyjechałem w jednym celi, chce, żebyś po ślubie ojca Justina i jego wybranki uczęszczał do szkoły dla wilkołaków. – nie powiem, zaskoczyła mnie jego propozycja. – Oczywiście razem ze swoim stadem.

- Do kiedy mam dać odpowiedz?

- Do jutra, dzisiaj jeszcze nie wyjeżdżam, bo mam coś do załatwienia, wiec jutro z rana powiesz mi.

- Dobrze.

- Zastanów się, bo taka szansa się nie powtórzy.

Szkoła dla wilkołaków jest tylko dla wybranych. Nie każdy wilk może na coś takiego sobie pozwolić. Kiedy jeszcze do ciebie przyjedzie król, to już w ogóle jest zaszczyt.

Wyszedłem ze salonu i poszedłem do kuchni gdzie byli wszyscy.

- I co idziemy do szkoły dla wilkołaków? – wiem bardzo dobrze, że oni podsłuchiwali. Widziałem to po ich minach.

- My wszyscy jesteśmy na tak, teraz to tylko zależy od ciebie.

- Wiec już znamy dopowiedz.

Nie było sensu czekać do jutra, od razu poszedłem do króla przekazać mu informacje, że się zgadzamy. Król długo u nas nie posiedział. Rodzice też się zmyli. Zostaliśmy sami w salonie na kanapie, oglądając film.

- Plany się zmieniły ojciec żeni się za tydzień, a  nie za dwa miesiące. – powiedział nagle Justin.

- Co !!!

- To, co słyszeliście, a Branki nie będzie na całej uroczystości, bo ona nie wie o nas, a tam się zmieniają w wilki, wiec nie możesz jej zaprosić ani nić. Powiedział mi ojciec, wiec szukaj sobie kogoś innego za osobę towarzyszącą.

- Stary, dlaczego właśnie w nią musiałeś się wpoić, masz tyle do wyboru, a ty właśnie ją wybrałeś. – powiedział Maks.

- Zostawcie go, to nie jest jego wina. – broniła mnie Tamara.

- Dzięki.

Nie chciałem już z nimi przebywać, wysłuchiwać jak to się wpoiłem w nie odpowiednią osobę i tak dalej. Poszedłem do łazienki wziąć prysznic, a potem spać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top