𒆜× 2 ×𒆜
𒆜×.€.×𒆜
Siedziałam we własnym pokoju, leżąc na łóżku i przeglądając media społecznościowe. W tyle leciała playlista z moją ulubioną muzyką, którą często słucham. Było koło południa, a ja nie miałam na nic ochoty. Nawet nie chciało mi się wstać, aby pójść do kuchni. Jednakże myśl o jedzeniu do podgrzania odbierała mi apetyt. Nagle na ekranie telefonu pojawiło się połączenie od moje przyjaciółki. Odebrałam i zaczęłam rozmowę.
* ROZMOWA VIDEO *
- Hejka Viela, jak leci?
- Hej, jakoś po staremu..
- Ojciec nadal cię zlewa, a jedzenie wciąż nie jadalne?
- Dokładnie, ale nie przeżywam. Mam go gdzieś.
- Jesz coś wgl?
- Tak, zamawiam. To lepsze niż odgrzewane żarcie
- Napewno, ale wiesz, że...
- Ciśśś.. Poczekaj chwile..
Położyłam na moment telefon i podeszłam do drzwi. Słyszałam jakąś rozmowę prowadzoną przez mojego ojca, tylko nie wiedziałam z kim. Co jest? Z kim on gada? Postanowiłam uchylić trochę drzwi i zobaczyć co się dzieje. Wyjrzałam delikatnie i po cichu, po czym zauważyłam ojca rozmawiającego z dwom mężczyznami. Obie wysocy, przystojni, tajemniczy i na pewno nie biedni. Ich ubiór sam mówił, że nie podchodząc z ubogiej rodziny. Co to za typy? Postanowiłam posłuchać ich rozmowy i czegoś się dowiedzieć. Nagle jeden z nich obrócił głowę w moją stronę i spojrzał na mnie. Te błysk w oczach i ich kolor. Zastygłam na krótką chwilę, ale szybko się otrząsnęłam. Zamknęłam drzwi i chwyciłam telefon. Rozłączyłam się, po czym wysłałam do przyjaciółki krótkiego smsa. Nie patrzyłam czy odczytała, tylko schowałam telefon do kieszeni. Nerwów podeszłam do okna i zaczęłam je otwierać. Niestety jako jedyne w domu się zacinało, więc trzeba było się z nim męczyć. W końcu puściło i poczułam świeże powietrze na twarzy. Miałam szczęście, że mieszkaliśmy w kamienicy i od strony mojego okna były schody na sam dół. Spojrzałam za siebie, a potem zaczęłam ucieczkę. Miałam już wyjść kiedy ktoś chwycił mnie za rękę i od ciągnął od okna. Stał przede mną wysoki chłopak o czarnych włosach i tatuażu na prawie ręce, którą trzymał mój nadgarstek. Próbował się wyrywać, ale wtedy przyciągnął mnie do siebie. Nasze twarze były blisko siebie, wręcz czułam jego oddech. Nic nie mówił, tylko patrzył mi w oczy jakby czegoś oczekiwał.
- Vincent! - rozległ krzyk, który przełamał ciszę. A więc tak się nazywasz? W ciąż milczał, ale słysząc swoje imię wyszedł z pokoju, oczywiście ciągnąć mnie za sobą. Moje próby wyrywania się były marne, więc ostatecznie się poddałam. Był silniejszy niż zwykły człowiek. Stanął obok drugie mężczyzny, wciąż trzymając mnie za nadgarstek. Te drugi spojrzał mi w oczy, po czym uśmiechnął się zadziornie. Po chwili przerzucił wzrok mojego ojca. Chciałam wiedzieć co tu się dzieje, wręcz aż mnie nosiło by się w trącić. A kij z tym, niech zobaczą, że moje zdanie też się liczy!
- Czy może mi ktoś wytłumaczyć co tu się do cholery dzieje!?
- Oo nasza dziewczyna ma ostry języczek.
- Nie mówię to ciebie! - odparłam ostro i spojrzałam na ojca, który ewidentnie nie chciał rozmawiać. O co to to nie! - Powiesz coś czy, będziesz milczeć? - spojrzał na mnie i westchnął. Wreszcie coś powie?
- I tak byś się dowiedziała, więc miejmy to za sobą..
- Co masz na myśli?
- Tych dwóch mężczyzn zapłaciło za ciebie sporą sumę i od dziś należysz do nich...
- Co!? Ja za kasę!? Jesteś bezczelny! Najpierw porzucasz matkę, teraz mnie! Nie chce cię znać! - miał ochotę w tej chwili rzucić się mu do gardła, gdybym nie siłą jaką trzymał mnie Vincent. Chwycił moją drugą rękę i odciągnął kawałek dalej. W moich oczach paliła się wściekłości. Najpierw zostawili matkę, kiedy jeszcze nie przyszłam na świat . Teraz sprzedaje mnie jak jakąś rzeczy i porzuca. Siła Vincenta nie pozwala mi na jaki kolwiek ruch, więc odpuściłam. Odwróciłam wzrok i zrezygnowana czekałam na swój los. Czekała mnie kolejna wyprowadzka, która z jeden strony mnie cieszyła, z drugiej przyprawiała o dreszcze. Przynajmniej nie będę dzielić domu z tym draniem, a to już zawsze coś..
- No dobrze, wystarczy tych zwierzeń. Vincent zabierz naszą dziewczynę do auta, a ja dobije formalności do końca. - nic nie mówiąc, skinął głowa i zaczął mnie ciągnąć do wyjścia.
- Ej, umiem chodzić! - odparłam po zirytowana, na co delikatnie zluznił uścisk i pozwolił mi normalnie iść. Mimo to nadal trzymał mój nadgarstek i ciągnął do samochodu. Nie rozumiałam, dlaczego tak ostro do mnie podchodząc. Ten drugi mężczyzna traktowałam mnie niczym swoją własność, chociaż nie należę do nikogo. Kiedy byłam już w środku auta, puścił mnie i zamknął drzwi. Następnie dosiadł się do mnie od drugiej strony, ale wzrok miał wbity w otoczenie za szybą. Przyglądałam się mu przez krótką, po czym obróciłam głowę w przeciwnym kierunku. Wyciągnęłam słuchawki, które zawsze nosiłam w kieszeni spodni,po czym włożyłam je do uszu. Puściłam swoją ulubioną muzykę, oczywiście nie zbyt głośno. Nie chciałam aby kolwiek słyszał co akuratnie słucham. Zatraciłam się we własnych myślach i tym co teraz się stanie. Dokąd pojadę, co mają zamiar zrobić i kim wogóle są.. Pewnym momencie otworzyły się przednie lewe drzwi samochodu co przykuło moją uwagę. Do środka wsiadł drugi mężczyzna, który od razu spojrzał w lusterko. Wchwycił mój wzrok i posłał znowu ten swój zalotny uśmiech. Przewróciłam oczami i przeniosłam wzrok na szybę. Droga minęłam nam o dziwo cicho i spokojnie. Tylko mężczyzna za kierownicą co jakiś czas na mnie zerkał, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Słuchałam muzyki i obserwowałam widoki. Zastanawiam się co teraz z mną będzie. Czy się bałam? Może trochę, ale od małego mama uczyła mnie by w każdej sytuacji być silną i nie okazywać strachu. Mówiła, że ci co się boją najczęściej ulegają innych i są kontrolowani. Ja nie chce taka być, więc będę silna, a strach schowam do kieszeni. W końcu dotarliśmy na miejsce, a moim oczom ukazała się duża posiadłość. Tu mieszkają? Czyli faktycznie bogaci,a nie biedni. Ale na co tym co mają wszystko ja? Chciałam wyjść z auta i się przyjżeć, niestety było to nie możliwe. Drzwi z mojej strony były zamknięte i zostały otwarte dopiero momencie jak Vincent przed nim stał. Chwycił mnie za rękę i wyciągnął za u auta. Kultury u nich za grosz.. Dobrze, że zdążyłam wyciągnąć słuchawki z uszu. Stałam, bo nie mogłam nic innego zrobić i stać i czekać. Podszedł do nas drugi mężczyzna, równie wysoki co ten co mnie trzymał. Jednakże było w nim coś innego, coś co pokazywało, że to on pociąga za wszystkie sznurki. Przejechał delikatnie dłonią po mojej głowie owijając kosmyki włosów wokół swoich palców. Następnie dotknął mój podbródek i uniósł do góry.
- Pozwól, że powitam cię w twoim nowym domu panno Deanarys..
- Wystarczy Viela.. - odparłam chłodno odsuwając głowę od jego palców, co oczywiście zauważył. Parsknął lekko śmiechem i uśmiechnął się zalotnie jak zwykle.
- A więc Viela, nazywam się Andrew Kyrellio i jestem głową tego domu. Wszyscy słuchają się tylko mnie i nic się przede mną nie ukryje. - A więc dobrze myślałam, ten to szef. Ciekawe co chce ze mną zrobić. - Ten mężczyzna, który cię trzyma to mój brat Vincent. Bardzo mi pomaga w tym wszystkim, a teraz zabierze cię do pokoju.
- Pokoju..
- Tak, będzie cały twój i masz już w nim wszystko co potrzebujesz. My zaś zobaczymy się wieczorem na kolację, ktoś po ciebie przyjdzie. - po tych słowach skinął do brata, który od razu pociągnął mnie za sobą. Oddając się, jeszcze raz spojrzałam na Andrew. Przyglądał się mi jak odchodziłam z powagą i spokojem, nie cierpliwie czekają na kolejne spotkanie. Kiedy znałam się w środku tej posiadłości, nie mogłam oderwać oczu. Wszystko było piękne i drogie. Widać, że nie oszczędzali jeśli chodzi o dom. Vincent ciągle milczał i patrzył przed siebie, jakbym był robotem bez duszy. Otworzył drzwi do pokoju i wepchnął mnie tam. Odwróciłam się w jego stronę i w tym momencie nasze oczy spotkały się ze sobą po razu drugi. Staliśmy tak chwilę, nie wiedząc, które z nas powinno zacząć rozmowę. W końcu obrócił się i chciał odejść, wtedy coś mnie tknęło. Zrobiłam krok w jego stronę, co zdążył usłyszeć. Obrócił się i znowu spojrzał mi w oczy.
- Ja.. Tylko chciałam spytać, czemu jesteś taki cichy..
- Staram unikać słów i wykonywać swoją pracę.. - westchnął, po czym po prostu odwrócił się i wyszedł z pokoju. Słyszałam dźwięk przekręcającego się klucza w drzwiach, co wnioskował tylko jedno. Nie mam drogi wyjścia. Czułam się trochę jak roszpunka w wieży. Postanowiłam się rozejrzeć po pokoju i sprawdzić co dla mnie mają. Wszystko było ze starych mebli w bardzo dobrym stanie. Każde zdobienie i szczegół tak pięknie wyglądał. W komodzie znalazłam bieliznę, a w szafie różne ubrania. Nawet toaletka była wypełniona kosmetykami. Zupełnie tak jakby wszystko przemyśleli i przystosowali do potrzeb kobiety. Byłam tym wszystkim zaskoczona. Tutaj był inaczej, jakby weszła w inny świat. Mimo to czułam się nie swojo i nie wiedziałam dlaczego. Spojrzałam w lustro toaletki i ujrzałam w nim siebie wtuloną w objęciach matki. Uśmiechnęłam się lekko kiedy zaczynałam o niej wspominać. Jedna łza lekko spłynęła mi po policzku, tak delikatnie i powoli. Wspomnienia były piękne, ale budziły też emocje. Kiedy ocierałam policzek, przypomniałam sobie jak robiła to moja matka. Po zebraniu moich łez, zawsze dotykał palcem mój nos i mówiła, że zawsze będzie przy mnie. Potem przytulała mnie mocno, a ja czułam delikatny zapach jej perfum. Tęsknię za nią. Położyłam się na dużym łóżku i zwinęłam w kłębek. Chwyciłam w dłoń wisiorek mamy i zamknęłam oczy. Postanowiłam o niej śnić, bo chociaż w snach mogłam znowu ją zobaczyć...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top