Rozdział 63
Mammon
Kiedy Asmodeusza nie ma w pobliżu lubię śmiać się z jego absurdalnych decyzji. Czasem zachowuje się bowiem jak znudzone dziecko. Cieszy się specjalnym traktowaniem u Lucyfera. W końcu przysłużył nam się podczas wojny. A jednak ostatecznie zrezygnował ze wszystkiego, co zyskał, by podróżować po ludzkim świecie i robić... sam nie wiem, co wyrabiał przez większość tego czasu. Ewidentnie jednak niezbyt przejmuje się upływem lat, skoro kilka z nich spędził jako niańka dla obłąkanego człowieka.
Dimitrij może i jest ładniutki, ale czy wart takiego zaangażowania? Czyżby Asmodeusz się zauroczył? Cóż... to byłoby ciekawe. Nie wydaje mi się, by kiedykolwiek się zaangażował. Ostatecznie jego człowieczek i tak umrze. Prędzej niż później. Ciekawe... co z tym zrobi? Jak bardzo mu zależy?
Przyjrzałem się wzorowi na moim paznokciu i uznałem, że jest znośny. Mogłem przejść do kolejnego.
Malowanie paznokci mnie uspokaja. Nigdy nie byłem typem artysty. Wiersze, farby czy kamień i dłuto mnie nie interesują. Jednak... zawsze coś fascynowało mnie w makijażu. Lubiłem podkreślać rysy twarzy czy nawet całkowicie je zmieniać. W dodatku moda tak często się zmieniała, że trudno było się tym znudzić.
Z paznokciami było podobnie. Relaksował mnie ten powolny i żmudny proces. Malowanie na tak małej powierzchni mogłoby kogoś irytować... dla mnie było jednak doskonałym ćwiczeniem dokładności, cierpliwości i precyzji. Mogłem siedzieć tak godzinami. Czasem podczas takich posiedzeń rozmyślałem.
Dziś w mojej głowie krążyły różne myśli. Asmodeusz chodził jakiś dziwnie zamyślony, co skłoniło mnie do głębszej analizy jego osoby. Nie jest moim bratem. Nie tak jak Lucyfer czy Belzebub. Nie jest mi rodziną... mógłbym go jednak nazwać przyjacielem. Dlatego zastanawiam się... czy nie pomóc mu odrobinę. Jakoś słabo idzie mu zbliżenie się do tego człowieczka. Wolałbym, by poprosił mnie o to... albo nawet lepiej... błagał. Jestem jednak dobry i łaskawy. Mógłbym wyświadczyć mu taką przysługę z własnej inicjatywy. Czy jednak tego chcę?
Trochę mi się nudzi... Więc w sumie czemu nie. Poza tym... Asmodeusz mnie fascynuje. Głównie dlatego, że na swój sposób jesteśmy podobni, a jednak go nie rozumiem. Jednak... siebie też nie rozumiem.
Może wrócę do medytacji. Medytacja była spoko. Zwłaszcza na haju. O tak... Wtedy to dopiero miałem wgląd we własne wewnętrzne ja. Ciekawe skąd Lucek miał to cudo... czy ktoś jeszcze tym handluje? Może tego mi potrzeba. Małego odlotu. Albo kilku. Tylko tu nic nie dostanę... najwyżej mocniejsze kadzidło.
Może powinienem poruszyć na spotkaniu Rady zalety leczniczej marihuany. Jak zmieszasz to z kilkoma magicznymi ziółkami ogólnie dostępnymi, to nieźle trzepie...
Tęsknię za hipisowskimi latami. Dzieci kwiaty wiedziały jak się bawić. Tak... To w sumie było nie tak dawno... Jak ten czas szybko leci. Ludzie tak często zmieniają zdanie... Czy teraz istnieje coś podobnego? Muszę podpytać Lilith jak wrócę. Ona ostatnio siedziała wśród ludzi.
W każdym razie muszę znaleźć sobie jakieś hobby z dala od tego wszystkiego. Niech Abaddon w końcu coś zrobi, bo już się nudzę. Wojna byłaby spoko. Przynajmniej coś ciekawego. Tylko... żałoba jest chujowa. A na wojnie zawsze ktoś umiera. Trochę frajdy a później lata myślenia o tym, że ktoś kopnął w kalendarz. Ten idiota z wielkim ego mógłby już się poddać. Co właściwie może zrobić?
No właśnie... Co może? Właściwie trochę mnie to irytuje. To, że część mnie ma złe przeczucie. To mnie drażni. Gdzieś z tyłu mojej głowy wciąż jest myśl... że coś złego może się stać. Jednak... tak naprawdę co mógłby zrobić? Nic, co by jakoś znacząco wpłynęło na moje życie. A jednak... Wszystko ma jakie konsekwencje... Cokolwiek się stanie... ktoś ucierpi. Mogę to być ja. Nieźle to znoszę. Lepiej radzę sobie z tragedią niż z codziennością.
Szkoda, że Sky jest w centrum tego wszystkiego. Biedactwo... jest za miękki. Jeśli coś się w końcu wydarzy... postaram się mieć na niego oko. Na niego i tego jego aniołka. Przywiązał się do niego jak do wiernego psa... Kurwa. To mi nawet kogoś przypomina.
Zaczynam czuć się trochę żałośnie. Jak to wszystko się skończy, zrobię sobie wakacje w Egipcie. Może zamknę się w jakiejś piramidzie. Tylko że tam nie ma Wi-Fi... Kupię jakiś apartament i obejrzę turecki serial. Będę miał co robić przez rok co najmniej. A w międzyczasie może trochę zaszaleję. Chociaż... mój aniołek tu zostanie.
Hmm... Trochę szkoda mi go tu zostawić samego. Przywiązał się trochę. Jest jak szczeniaczek. A może... A może to tego mi potrzeba. Skoro ludzki świat nie daje mi już tego, czego potrzebuję... może Niebo byłoby dobrą odskocznią.
Gdy to wszystko się skończy Lucyfer i reszta wrócą do Piekła. Mógłbym trochę pokombinować i zostać. Jako... Emisariusz czy coś w tym rodzaju. Reprezentant... Też brzmi dobrze. Znalazłbym jakiś ładny domek na odludziu... i spędził miłych parę lat z moim aniołkiem. W międzyczasie może kogoś mu znajdę. Żeby nie czuł się samotny, jak odejdę.
To... byłoby spokojnych parę lat... A później... Nie. Nie ma sensu, myśleć o tym, co będzie później. To jest mój plan. Zawsze mam najlepsze pomysły, gdy robię wzorki.
Sky tu będzie... Sky i jego aniołek. Może zaproszą mnie na ślub. Nie znoszę ślubów. A te anielskie są jeszcze gorsze niż ludzkie. Ludzkie są... płytkie. Zazwyczaj. A anielskie... Ta cała gadanina o wieczności, bratnich duszach... A najgorsze jest to, że często się to sprawdza. Sky już na zawsze będzie ze swoim aniołkiem. Gdyby mogli, to by sobie jeszcze dzieciaka zrobili... albo kilka.
Lucyfer też pewnie prędzej czy później skończy z Michaelem. Chociaż ostatnio mają chyba ciche dni. Wkurza mnie trochę, jak komplikują to wszystko. Pasują do siebie... Niech się po prostu zejdą i przestaną mnie irytować. Ile można?
Zerknąłem na moją ciężką pracę. Byłem z siebie zadowolony. Już dawno nie miałem tak ładnego manicure. Wcześniej obciąłem paznokcie dla dobra mojego aniołka i naszych upojnych nocy. Ostatnio jednak wprowadził celibat, co jakoś mocno mną nie poruszyło. Może trochę. Nie mam przez to, co robić.
Poczekałem, aż lakier do końca wyschnie, po czym wstałem z myślą o zrobieniu czegoś... No cóż... Czegokolwiek. Jako że w Niebie nie ma nic ciekawego do roboty, zostało mi pójście do bawialni i sprawdzenie co robi reszta. Przez ten brak internetu muszę się z nimi socjalizować. Lubię ich, ale bez przesady.
Może Raum tam będzie. To dziecko jakoś zawsze podnosi mnie na duchu... Kompletne przeciwieństwo moich dzieci.
Ciekawe co robi Set? Podejrzewam, że jeszcze żyje. Wdał się we mnie. Jakoś tak zawsze potrafił się w życiu ustawić. Może powinienem go odwiedzić... Chociaż... Niedawno u niego byłem. Nawet mu pomogłem. Jestem zajebistym ojcem. To tylko te niewdzięczne bachory nigdy nie potrafią docenić moich starań.
Zresztą jakoś nigdy nie dostałem kartki na dzień ojca, więc oni też się nigdy nie wykazywali. Belzebub dostaje co roku. Może zrobię sobie dzieciaka tylko takiego fajnego. Chociaż... Nie. Z moimi genami nie przejdzie.
Hmmm... Myślę, że Sky mógłby mi kupić kubek na dzień ojca. W końcu nie ma własnego. Sariel co prawda chyba jeszcze żyje... Chyba że Lucyfer zapomniał powiedzieć komuś, by go karmili... Nie no nie jest aż takim debilem. Niemniej... Powiem Belzebubowi, by na wszelki wypadek tam zerknął, jak będzie w Piekle.
W zasadzie... daję Sky'owi rady, prezenty, spędzamy razem czas... Gdyby pominąć fakt, że bym go z chęcią przeleciał, to w sumie jestem jak wzorcowy ojciec. Hmmm... bardziej pasuję na wróżkę chrzestną, biorąc pod uwagę, ile brokatu wokół siebie rozsypuję.
Czy robię się już za stary na brokat? Czy szanujący się upadły w moim wieku nie powinien nosić doskonale skrojonych garniturów? Hmmm... Nie. Lubię moją błyszczącą marynarkę. Pasuje do innych błyszczących rzeczy.
Może otworzę w Niebie jakiś dom mody. Ludzie przez ostatnie sto lat wymyślili kilka ciekawych stylów. Mógłbym sprzedać tym frajerom odgrzanego kotleta.
Chyba pierwszy raz w życiu zaczynam snuć plany na przyszłość... Kurwa ja naprawdę robię się stary... Nie no ja muszę się chyba najebać.
Postanowiłem zrobić to, co zawsze, gdy zaczynam myśleć... Czas coś odjebać. Życie chwilą jakoś nigdy nie przyniosło mi niczego złego. Poza dziećmi i bólem w okolicach kości ogonowej.
Moje paznokcie już wyschły, więc udałem się na tę wycieczkę do bawialni. Jest tam barek, więc nawet jak moich towarzyszy tam nie będzie, jakoś sam się sobą zajmę.
Gdy jednak tam dostałem, okazało się, że nie będę sam. Nie do końca wiedziałem jak się z tym czuć. Cieszyć się... czy nie... Lucyfer siedział w fotelu i czytał jakąś starą księgę. Kilka kolejnych leżało na stoliku. Podszedłem do niego od tyłu i objąłem wokół szyi.
- Coś ciekawego?
- Jeśli ciekawi cię historia.
- Mogę wiedzieć, czego szukasz?
- ... Może czytam dla rozrywki.
- Dla rozrywki czytasz harlekiny. Więc? Co skłoniło cię do czytania tego?
- Jesteśmy w Niebie, gdzie można znaleźć setki książek, które może i w niewielkim, ale w jakimś stopniu poruszają wątek Piekła. A przynajmniej jego początków. Czasów, gdy nas tam jeszcze nie było. Niestety nie ma tego wiele... Pomyślałem jednak, że może znajdę coś, co jakoś nam pomoże. Może coś podobnego już się działo? To tak jakby strukturalna budowa Piekła zaczynała się łamać. To tylko delikatne pęknięcia... ale obawiam się, że niedługo, zamiast pomniejszych demonów zaczniemy spotykać te niebezpieczniejsze. W Niebie pojawiły się Czarty. Mammonie ostatni raz Czarty widzieliśmy, gdy przejmowaliśmy Piekło. Ponadto widziałem je. Ich ciała. One nie żyły w niższych kręgach. Te, które widzieliśmy w drugim kręgu były mniejsze. Widocznie osłabione po latach spędzonych w niższych kręgach. Te, które prawie urządziły tu rzeź były w pełni sił. Zastanawiam się, jak do tego doszło. Może już kiedyś spotykano silniejsze demony na terytorium Elizjum. Próbuję znaleźć jakąś wskazówkę.
- ... Zaangażowałeś się. Już niemal zapomniałem, że masz tę odpowiedzialną stronę. Znalazłeś coś?
- Jak na razie nic. Przeczytałem pięć ksiąg od deski do deski, by niczego nie przegapić. Było tam trochę o Piekle, ale nie wspomniano o niczym podobnym do tego, z czym musimy się mierzyć.
- Myślisz, że będzie gorzej.
- Mam takie przeczucie. Mammonie... Czy to może mieć związek z Haures?
- Z tą suką tudzież chujem? Możliwe. Może to ona otwierała wyrwy. By nas czymś zająć. Rozproszyć. Odwrócić uwagę.
- To znaczyłoby, że posługuje się demoniczną magią. To by się nawet zgadzało. Belzebub twierdzi, że jej magia jest dziwna. A jak wiemy, demoniczna magia jest najbardziej...
- Nieobliczalna.
- Chciałem powiedzieć różnorodna. Każdy użytkownik demonicznej magii jest inny. Aczkolwiek... Nieobliczalna też doskonale pasuje.
- Nie martw się. Zabiję dla ciebie tę żmiję. Dobrze radzę sobie z wężami.
- I odbierzesz Belzebubowi szansę na rewanż? Przecież tak bardzo się napalił.
- Grunt by zdechła.
- Dobrze jest mieć kogoś, kogo się nie boję. Wiesz, że jesteś jedyną osobą poza Belzebubem, której pozwoliłbym zajść się od tyłu?
Lucyfer zadarł głowę do góry i po raz pierwszy od początku naszej rozmowy spojrzał na mnie. Uśmiechnął się delikatnie w ten charakterystyczny dla siebie sposób.
Łączy nas krew, łączy nas historia, łączą nas cele, łączy nas więź. Jedyna decyzja, której nigdy nie żałowałem to dzień, w którym rozciąłem dłoń i zawarłem pakt.
- Jestem twoją jedyną w swoim rodzaju sekretarką. Oczywiście, że mogę cię nachodzić.
- Wiesz, to czytanie jest męczące. Napiłbym się czegoś, co by mnie rozbudziło...
Zaśmiałem się i nachyliłem bardziej. Dłoń delikatnie wsunąłem pod jego koszulę.
- A teraz bezczelnie mnie obmacujesz? Czym sobie zasłużyłem.
- Dawno nie robiliśmy niczego ciekawego.
- Ach tak?
- Tak. Co powiesz na odrobinę relaksu?
- Czy składasz mi niemoralne propozycje? Nie powinno być odwrotnie? Ja jestem szefem a ty sekretarką. Ponadto... Gdzie twoje szpilki i obcisła spódniczka? Mógłbyś się trochę postarać.
- Chodźmy do mnie i zabawmy się trochę.
Lucyfer zaśmiał się lekko i zerknął na mnie wyraźnie rozbawiony.
- Jesteś dzisiaj wyjątkowo napalony.
- Zawsze jestem. A dzisiaj nie ma w okolicy nikogo oprócz ciebie więc...
Puściłem go i obszedłem fotel. Zabrałem książek z jego ręki i rzuciłem ją na stolik, po czym wygodnie rozsiadłem się na jego kolanach.
- Co powiesz na powrót do starych dobrych czasów?
Lucyfer przemknął po mnie wzrokiem, widocznie usatysfakcjonowany tym, co zobaczył. Na koniec spojrzała mi w oczy i westchnął ciężko.
- Och jak ty możesz mnie tak męczyć, gdy wiesz, że nie mogę.
- Nie dostałeś przypadkiem kosza od swojego aniołka?
- Dostałem. Dlatego tym bardziej trudno jest mi odmówić.
- Nie musi się dowiedzieć.
- Uhhh... Nie kuś mnie. Wiesz, że jestem słabym mężczyzną.
- No dalej. Nasze aniołki nas zostawiły. Musimy sami się sobą zająć.
- Chwila... Twój nie dał ci kosza.
- Nie, ale mam bana na seks a wiesz, jak lubię seks.
- Wiem... Też go lubię.
- Więc chodź do mnie i pieprzmy się do nieprzytomności jak kiedyś.
Lucyfer przez chwilę wyraźnie bił się z myślami. Ewidentnie miał ochotę na małe odprężenie. W końcu ostatnimi czasy żył w celibacie poza tym jednym razem, gdy udało mu się dobrać do majtek Michaela. Ostatecznie jednak westchnął ciężko.
- Przepraszam. Nie mogę. Cholera bycie wiernym jest trudne, gdy druga połówka daje ci kopa w dupę... Niemniej chyba nie zaryzykuję. Michael mógłby źle to zinterpretować... Wiesz, jaki jest. Nie zaryzykuję nawet dla cholernie dobrego seksu.
- Sporo tracisz.
- Oj wiem. Dlatego tak mnie to boli. Życie kiedyś było prostsze.
- No patrzycie... Ty też się starzejesz.
- Nieprawda. Dzień, w którym przestanę być rozpieszczonym bachorem, będzie dniem, w którym Piekło zamarznie.
- Więc twoja odpowiedź to "nie"?
- Tak.
- Mogę zrobić to ustami.
Lucyfer spojrzał na mnie a dokładniej na moje usta i wydał z siebie dźwięk czystego udręczenia.
- Skończże te tortury i nie przypominaj mi o tym.
Zaśmiałem się głośno i poczochrałem go po włosach. Wstałem z gracją i zaśmiałem się jeszcze raz, gdy spojrzał na mnie spode łba.
- Przypomniałem sobie nasze ostatnie miłe chwile i teraz mi stoi.
- No widzę. Szkoda, że dostałem kosza.
- O nie. Ty zaraz zaliczysz kogoś innego. A ja dalej czekam, aż Mika przybiegnie do mnie i z pasją wyzna mi miłość... Tylko że nic takiego się nie dzieje!
- Ha, ha. Frajer.
- Zwalniam cię.
- Ojej. Straszne.
- To okrutne. Zasługuję na miłość.
- ... Tak. Zasługujesz.
Lucyfer spojrzał na mnie podejrzliwie, szukając jakiegoś drugiego dnia. Gdy go nie znalazł, wydawał się jeszcze bardziej podejrzliwy.
- Mammonie... Czy wszytko w porządku?
- Nudzi mi się. To tyle.
- ... Rozumiem. Jeśli coś cię martwi...
- Na razie martwi mnie, że nie mam bolca.
Lucyfer chciał coś powiedzieć (ewidentnie uszczypliwego), ale zamilkł, gdy kogoś zobaczył. Spojrzałem w tamtą stronę i okazało się, że to Asmodeusz.
- Przeszkadzam?
- Nie. Właściwie to się przydasz.
- Ach tak?
- Ta. Chcesz się pieprzyć?
Asmodeusz zmarszczył delikatnie brwi. Przez chwilę jakby analizował pytanie. W końcu wzruszył ramionami.
- Jasne.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top