Rozdział 5
Wznoszenie tarcz wokół umysłu może i do najtrudniejszych nie należy, ale jest cholernie nudne. Jeszcze nie opanowałem tego do perfekcji, jednak wszystko da się z czasem wypracować. Na początku starałem się nauczyć jak robić to szybko. Za pierwszym razem potrzebowałem około minuty, by od podstaw zbudować barierę, ale wówczas nie widziałem jeszcze, z czym się to je. Teraz znałem już zasady jej tworzenia. Mimo wszystko nie bardzo wiedziałem jak skrócić to do ułamka sekundy. No ale tworzenie wyrywy także na początku mi nie wychodziło. Potrzebowałem dłuższej chwili na otworzenie jej i ustabilizowanie nie mówiąc już o tym, że musiałem się w pełni skupić wyłącznie na tym. A teraz... No w sumie nie wiem, czy jest jakoś specjalnie dobrze, bo jeszcze nie pokazywałem tego Belzebubowi, ale przeżyłem przeniesienie dwa razy. To musi coś oznaczać. Co prawda, znając mojego mrocznego mistrza albo powie, że jest wystarczająco dobrze, albo wzruszy ramionami. Są i pozytywy jego oziębłości. Jak okaże się, że jednak jest beznadziejnie, to zapewne rzuci tylko krótki komentarz, bym dalej ćwiczył. Dla porównania Agares, gdy coś mi nie wychodziło, kazała mi biegać... i robić uniki przed ostrymi przedmiotami, którymi rzucała w moim kierunku. Są co prawda i plusy takiej sytuacji. Teraz wiem jak unikać lecącego w moją stronę noża.
W każdym razie wiem już, że ciężka praca przynosi efekty, więc byłem dość zmotywowany do ćwiczeń. Położyłem się wygodnie na łóżku i tak jak polecił Asmodeusz, na zmianę usuwałem i wznosiłem bariery. Robiłem to w kółko przez kilka godzin. Przyznam, że wbrew pozorom było to mentalnie wyczerpujące, dlatego poszedłem spać wyjątkowo wcześnie, jeszcze przed powrotem Ariela. Zazwyczaj czekam na niego, by choć trochę czasu spędzić razem. Rano bowiem wychodzi, gdy jeszcze śpię. Dlatego czekam, aż wróci, by choć przez godzinę pogadać o tym, jak minął mu dzień i takie tam. Raczej nie siedzimy do późna, bo on w przeciwieństwie do mnie wstaje wcześnie. No ale przez godzinę można zrobić... wiele rzeczy. Wiele... bardzo fajnych i przyjemnych rzeczy. No ale nie tego dnia. Nie, gdy mój mózg był przegrzany, a uszami wychodziła mi para.
Następnego poranka zacząłem od godziny treningu wznoszenia mentalnych barier, po czym spędziłem kilka godzin na treningu czysto fizycznym. Przez ostatnie dwa tygodnie się obijałem, więc czułem się, jakbym mocno stracił formę. Oczywiście nic takiego się nie stało. To tylko moje urojenia. Moje mięśnie może nie były zbyt spektakularne, ale dobrze się trzymały. Mimo wszystko (o ironio) poczułem się lepiej, gdy po kilku godzinach ledwo stałem na nogach. Wziąłem gorącą, relaksującą kąpiel zjadłem coś i ponownie wróciłem do barier. Tym razem poświęciłem na to kilka godzin, starając się także, by co jakiś czas robić je silniejsze. Ostatecznie udało mi się skrócić czas ich tworzenia o jakieś dwadzieścia sekund.
To wciąż za dużo. Mam niby jeszcze dwa dni, ale Asmodeusz jest raczej bezwzględny. Rozbije mój marny murek w drobny mak. A to uczucie, gdy wchodzi ci do głowy, jest co najmniej niekomfortowe. Naprawdę nie chcę czuć tego ponownie. Nie mówiąc już o tym, że sama świadomość, iż przebywa gdzieś na granicy mojej świadomości, jest odrobinę... rzekłbym, iż niepokojąca.
Następnego dnia ćwiczyłem tylko wznoszenie barier, a w chwilach przerwy odwiedziłem Ariela i zjadłem podwieczorek z Dimitrijem. Był to bardzo... cichy podwieczorek. Jednak miałem wrażenie, że atmosfera była dość przyjemna. Chłopak chyba zaczął czuć się dość komfortowo w moim towarzystwie. A to dobry znak.
Ostatecznie po całym dniu treningu udało mi się stworzyć barierę w zaledwie trzy sekundy. Okazało się, że jak załapiesz, o co chodzi, to jest to dość proste. Zwłaszcza jak ma się już doświadczenie ze zwykłymi barierami. To w sumie interesujące jak wiele jest podobieństw w różnych rodzajach magii. To napawa mnie optymizmem, że może uczenie się kolejnych arkanów nie będzie takie trudne. Miałem więc jeszcze jeden dzień na udoskonalenie tego, czego się już nauczyłem.
Trzeci z darowanych mi dni wykorzystałem na wzmacnianie swojej bariery. Można powiedzieć, że to jak pokrywanie jej kolejnymi warstwami magii. Tak jakbym powoli krok po kroku wypełniał puste przestrzenie mocą, tworząc coraz bardziej ścisłą nierozerwalną sieć. Na szczęście, gdy już uda mi się umocnić barierę nie mam problemu z usunięciem jej i przywróceniem do poprzedniego stanu. Tak więc nie jest to syzyfowa praca. Każdy postęp posuwa mnie do przodu. Małymi kroczkami, ale jednak.
Tak więc ćwiczyłem, odpoczywałem mentalnie poprzez ćwiczenia fizyczne i tak w kółko aż nogi nie dawały rady mnie utrzymać, a mózg zaczynał szwankować. Wtedy ruszyłem do łóżka, padłem na nie i w tej samej sekundzie, gdy moje ciało na nim spoczęło, zasnąłem.
***
Dziś rano także ćwiczyłem. W końcu Asmodeusz wyznaczył czas spotkania na piętnastą więc miałem jeszcze sporo czasu. Nie chcę, by upadły patrzył na mnie z góry. Uważam, że zrobiłem znaczące postępy, więc jestem z siebie trochę dumny. Mimo wszystko z lekką obawą zmierzałem do bawialni gdzie miałem uczestniczyć w kolejnej lekcji. As już tam na mnie czekał rozwalony wygodnie w fotelu, więc mimo obaw nie zwlekałem. Tym razem wyjątkowo był sam.
- Gdzie Dima?
- Nie chciał wyjść z pokoju. Włączyłem mu Krainę Lodu na tablecie.
- ... Serio?
- No co? Wkręcił się.
- Następnym razem obejrzę z nim jakieś anime.
- Pamiętaj, tylko familifredli kontent.
- Przecież wiem.
Usiadłem na sofie naprzeciw mężczyzny i oparłem się wygodnie. Było jeszcze coś, co zaprząta mi głowę.
- Kiedy wróci Belzebub i gdzie właściwie jest pozostała dwójka?
- Mammon pomaga Urielowi w przesłuchiwaniu podejrzanych, a Lucyfer zaczął brać czynny udział w tym całym... byciu członkiem Rady. W skrócie to lata i załatwia jakieś sprawy związane z przybyciem tu Amdusias. I teraz odpowiem na twoje pierwsze pytanie. Belzebub wróci dziś wieczorem i przyprowadzi ze sobą jedną z Królowych Czarownic. Na szczęście nie wybrał tej suki Hekate.
- Też za nią nie przepadasz?
- Dziwka raz nasłała na mnie węża.
- ... Co?
- Możliwe, że odrobinę sobie z niej zakpiłem i ta suka rzuciła jakąś klątwę czy inny szajs. W każdym razie obudziłem się w środku nocy i zgadnij, co znalazłem pod kołdrą.
- Węża?
- Jebaną kobrę. Nie wspomnę nawet, gdzie mnie ugryzła.
- Masz rację... nie wspominaj.
Upadły miał wyraz twarzy, jakby właśnie w głowie widział flashbacki z drugiej wojny światowej. Po chwili jednak się otrząsnął.
- Amdusias zostanie zakwaterowana w Kapitolu, ale w innej części. Chyba gdzieś bliżej pracowni Zadkiela. Jutro będzie też zebranie Rady. Ustalą różne takie formalne rzeczy związane z tą całą współpracą naukową. Ogólnie nie jestem pewien, co Lucyfer chce przez to wszystko osiągnąć... no ale niech mu będzie. Może wyniknie z tego coś ciekawego? Byłoby fajnie, bo zaczynam się tu powoli nudzić. No ale my tu gadu-gadu a przyszedłeś, bym mógł łaskawie podzielić się z tobą posiadaną wiedzą i doświadczeniem.
- Wiesz, mam wrażenie, że w Kapitolu jest z co najmniej pięć osób, które mogą mnie tego nauczyć i nie będą się przy tym puszyć jak paw.
- Ale czy którekolwiek z tej piątki ma taką twarz?
Asmodeusz uśmiechnął się szarmancko i wskazał na ten dyskusyjny ósmy cud świata. Czasem zapominam, że upadli są strasznie aroganccy. Cóż... anioły w sumie też. Ale ci skrzydlaci nie czują potrzeby, by mówić to na głos przy każdej okazji, upadli natomiast... to po prostu banda narcyzów. Jestem pewny, że w domach wieszają własne portrety na ścianach. Takie duże w złotych ramach. I to pewnie w każdym pomieszczeniu po co najmniej jednym.
- Możemy już przejść do rzeczy?
- Ależ oczywiście. Miło widzieć jak młodzież garnie się do nauki. Wznieś barierę.
Skupiłem się i zrobiłem to w pięć może sześć sekund. No przyznam, że to nie mój najlepszy wynik, ale byłem trochę rozproszony jego obecnością. Niestety, gdy to robię, muszę jeszcze zamykać oczy, bo ogólnie otoczenie mnie rozprasza. Gdy je otworzyłem, Asmodeusz wpatrywał się we mnie i w zamyśleniu gładził swój podbródek.
- Cóż... całkiem nieźle jak na trzy dni. Oczywiście musisz trenować dalej, aby robić to za pomocą jednej myśli i bez mrugnięcia okiem. Mimo wszystko prędkość jest całkiem znośna jak na ten czas, który ci dałem. Pod tym względem jest dobrze. No a teraz zobaczmy czy jest to coś w ogóle wartego mojej uwagi.
Upadły nie zamykał oczu. Jedynie delikatnie je przymrużył i wpatrywał się we mnie. I to tak jakby... dosłownie we mnie. Gdzieś we wnętrze... Trudno to wyjaśnić. Jakby mnie prześwietlał wzrokiem. Po chwili wydał z siebie pomruk... chyba zadowolenia.
- Całkiem, całkiem. Nadal słaba. Nie będę jej jednak niszczył. Nie teraz. Teraz... nauczymy cię wyczuwać cudzą obecność w twoim umyśle. Właśnie prześwietliłem twoje bariery wzdłuż i wszerz. Moja moc przez ten cały czas ocierała się o nie, badała i to samo zrobi każdy przeciwnik, który będzie chciał użyć na tobie mocy. Nieświadomy stajesz się łatwą ofiarą. Dlatego skupmy się teraz na tym. To proste. Opanujesz to szybko. Wystarczy kilka godzin, biorąc pod uwagę twoje dotychczasowe tempo nauki.
- No dobra. Dajesz.
- Więc... na początek zamknij oczy i skup się w pełni na swojej barierze.
- Okej.
- Teraz spróbuj ją wyczuć. Tę moc, która ją tworzy. Ona w całości należy do ciebie. Na pewno niejednokrotnie wyczuwałeś ją pod najróżniejszymi postaciami. Teraz także to zrób.
Skupiłem się na tej mocy i... Tak. Czułem ją. To była moja magia. Była ciepła i pulsowała delikatnie. Była niczym... niczym coś żywego.
- Czujesz ją?
- Tak.
Otworzyłem oczy, by skupić się na słowach upadłego, jednocześnie jednak cały czas czułem moc tworzącą moją magiczną barierę.
- Doskonale. Powinieneś mieć kontakt ze swoją mocą. Chodzi o tę cieniutką nitkę, która was łączy. Od mocy można się odciąć. Utworzyć jakieś zaklęcie, które będzie funkcjonowało niezależnie od nas. Zużyjemy na to nieco magii, a na jej miejsce pojawi się nowa. Możemy jednak się od nich nie odcinać. Tak działają na przykład zaklęcia śledzące. Rzucamy na jakiś przedmiot zaklęcie i zawsze możemy dowiedzieć się, gdzie się znajduje dzięki tej więzi. Belzebub rzuca podobne zaklęcia na te swoje pierścienie. W każdym razie gdy tworzysz mentalną, jak i fizyczną barierę możesz to zrobić na dwa sposoby. Pierwszy to odcięcie się od niej. Ona sobie stoi, dopóki ktoś jej nie zniszczy. To podstawowe bariery. Jak wiesz, są i takie, które możesz ciągle wzmacniać swoją mocą. Ataki będą ją osłabiać, a ona będzie odnawiać się, czerpiąc z twoich rezerw mocy.
- Wiem. Amdusias mnie tego uczyła. Potrafię postawić i taką, i taką. Hekate nauczyła mnie nawet tworzyć barierę wzmacnianą siłą życiową.
- Przydatne, ale ryzykowne. Pobiera jednocześnie twoją moc magiczną i życiodajną pełną mocy krew która... zazwyczaj przydaje się bardziej w twoim ciele.
- Jeszcze z tego nie korzystałem. I mam nadzieję, że nie będę musiał.
- Najważniejsze, że znasz różnice, więc będzie znacznie łatwiej. Bariera w twojej głowie musi być tym drugim typem. Musi być żywą barierą. Jednak twoja więź z nią musi być nieco silniejsza niż przy zwykłej barierze.
- Czy to nie sprawi, że będę czuł ból, gdy ktoś ją zaatakuje?
- Owszem. Będziesz. Tak więc jednocześnie dowiesz się, że ktoś w ogóle atakuje. Jednak nie tylko to. Będziesz wiedział, gdy obca magia pojawi się w pobliżu. Oczywiście niektórzy potrafią się kryć. Ci silniejsi i bardziej doświadczeni magowie umysłu są niemal nie do wykrycia. Jednak wszystko jest kwestią praktyki.
- Rozumiem. Tak myślę.
- No to na co czekasz? Działaj.
Zamknąłem oczy i skupiłem się na mojej barierze. Czułem ją. Jej delikatny puls. Po chwili coś w nią uderzyło. Czułem to. Było to jednak delikatne stuknięcie. Nie bolało. To bardziej coś w stylu zaczepnego pukania.
- Czuję cię.
- A teraz?
I wtedy poczułem coś jak ostre pazury na krawędzi mojego umysłu. Nie przebiły się przez barierę, ale pozostawiły niemiłe odczucie. Tak jakby ktoś przejechał paznokciami po tablicy. Otrząsnąłem się z tego niemiłego doświadczenia i otworzyłem oczy.
- To było niepotrzebne.
- Wzmocnij swoją barierę, to nie będziesz czuł tego tak intensywnie. To będzie bardziej jak delikatny dotyk. Zresztą to właśnie będziemy teraz ćwiczyć. Będę robił to tak jak ktoś, kto chciałby zakraść się do twojego umysłu. Spróbuj mnie wyczuć.
Zamknąłem oczy i kontynuowaliśmy. Przez długi czas nic nie czułem. W końcu Asmodeusz dał mi jakiś mocniejszy znak. To przypominało jednak zabawę w kotka i myszkę. Gdy wyczuwałem go, on nagle znikał i pojawiał się w innym miejscu. Jednak z czasem reagowałem na bardziej subtelne oznaki jego obecności. W pewnym momencie nie musiałem już nawet tak bardzo się na tym skupiać. Asmodeusz miał rację. Ta część była wyjątkowo prosta.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top