Rozdział 33
Lucyfer
Zatęskniłem za Piekłem. Za tym, jak spotykaliśmy się wszyscy razem i darliśmy na siebie, próbując coś ustalić. Tęskniłem za Barbatosem rzucającym krzesłami i za Agares powalającą go jednym prawy sierpowym. Tęskniłem za Maalikiem rzucającym żartami o przemocy domowej i za Amdusias próbującą uspokoić wszystkich zebranych. Przede wszystkim tęskniłem za tym, że mogłem mieć na to wszystko względnie wyjebane.
Niestety na spotkaniach anielskiej Rady tak nie było. Nie dość, że nawet kłótnie w ich wykonaniu wypadały wyjątkowo kulturalnie, to na dodatek musiałem aktywnie w tym wszystkim uczestniczyć, by przypadkiem nie dokonali niewłaściwego wyboru kierowani swoimi starymi książkami wypełnionym jakimiś bzdurami zwanymi także powszechnie... prawem.
Nienawidziłem prawa. Prawo jest trochę jak... jak zasady. A zasad też nie lubiłem.
To jednak nie było zwykłe spotkanie... to była rozprawa. Przed nami stała kobieta, która jeszcze niedawno siedziała obok nas. Średnio miałem ochotę niszczyć jej życie. W zasadzie udało mi się już wpłynąć na jeden proces więc czemu by nie wpłynąć na ten? Z drugiej strony, co ja mogę zrobić? Mam niby cztery głosy, bo tak się składa, że Mammon, Belzebub i Asmodeusz mają podobne sposoby myślenia. Bo to przecież nie tak, że zawsze głosują tak, jak ja, bo nie mają innego wyboru. Po prostu wszyscy jednomyślnie uważamy, że nasi anielscy bracia są bandą zacofanych frajerów... no tak mniej więcej.
Siedzieliśmy tu od dwóch godzin. Musieliśmy trochę przesunąć to... 'spotkanko' bo nefalem sobie smacznie spał a był dość istotnym świadkiem i przy okazji pokrzywdzonym. Rada w dużej mierze podejmuje decyzje na podstawie swoich odczuć, opinii i własnej oceny szkodliwości danego zdarzenia. Więc jeśli Sky okaże się łaskawy dla Razjel możliwe, że niektórzy także spojrzą na nią łaskawszym okiem. Niestety nie miałem okazji z nim porozmawiać, więc nie jestem pewien, jak się zachowa. Jest jeszcze młody. Może być odrobinę... no cóż... wkurwiony. Niekoniecznie będzie przychylny anielicy. Oczywiście zawsze mogę go naprowadzić na właściwą drogę.
W każdym razie po tych dwóch godzinach nie ustaliliśmy właściwie nic nowego. Razjel powtórzyła przed wszystkimi zebranymi dokładnie to, co powiedziała Zafiel, gdy ta ją przesłuchiwała. Więc... w wielkim skrócie: syn Razjel został porwany, nasi przeciwnicy dali jej prosty wybór, anielica jednak ostatecznie starała się jakoś naprawić sytuację. W końcu, gdy odzyskała syna i upewniła się, że jest bezpieczny, natychmiast udała się do Uriela, powiedziała mu co zrobiła z nefalemem i w zasadzie przyznała się do winy. To zdecydowanie działało na jej korzyść. Poza tym wyznała wszystko, dostarczyła dowody i okazała skruchę. Zeznania jej syna pokrywały się z jej. Wezwali nawet Orfiela by poświadczył, że Razjel nie miała wcześniej kontaktów ze zdrajcami, a ten zapewnił, że wcześniej z nimi nie współpracowała.
Później przyszedł czas na Lilith i na szczęście nie powiedziała niczego, co by ją pogrążyło, a za nią mnie. Ostatniego zgarnęli nefalema. Chłopak był chyba jeszcze średnio przytomny, bo stał i patrzył się na nas, jakby zobaczył ducha. Najwyraźniej nie podobało mu się, że po raz kolejny uczestniczy w anielskich politycznych gierkach. Nic jednak nie poradzę, że nasz wróg to tchórz, który posługuje się instynktem macierzyńskim niewinnej kobiety.
Lubię Razjel. Wydaje się zimna, ale... szanuję ją. I o ironio właśnie za to, co zrobiła. Za to, że zdradziła. Wiem, że kocha Niebo. A jednak nie zawahała się zdradzić, by ratować swoje dziecko. To... godne szacunku. Nie każdy by tak postąpił. Ja, Mammon, Belzebub i Asmodeusz, a także wielu moich upadłych druhów utraciliśmy nasze rodziny... bo woleli się od nas odciąć niż nas wspomóc. Państwo ponad więzy krwi. To nie tak, że mam komuś za złe, że się do mnie nie przyłączył. Po prostu... każdy ma inne priorytety czyż nie? Ja szanuję ludzi, dla których liczą się więzi. Szanuję ludzi, którzy na pierwszym miejscu stawiają rodzinę, przyjaciół... miłość. Cóż... nic na to nie poradzę, w głębi serca jestem prawdziwym romantykiem.
À propos... mój drogi Michael starał się zgrywać twardego, jednak wiedziałem, że jest rozdarty. Nic dziwnego. Niby każdy członek Rady stoi na równi jednak Michael nią przewodzi... gdy już ustalimy werdykt, to on wprowadzi go w życie.
Zafiel zaczęła zadawać chłopakowi pytania. Dość podstawowe. Na początek miał tylko przedstawić wszystkim zebranym swoją wersję wydarzeń.
Nie dowiedzieliśmy się niczego nowego. Sky był w swoich zeznaniach raczej... oziębły. Starał się trzymać faktów i ewidentnie próbował odciąć się od emocji. Podejrzewam, że sam nie był jeszcze pewien co o tym wszystkim myśleć. Rafael z nim rozmawiał i przekazał mu wszystko, co wiedzieliśmy, a więc młody jest świadomy czym Razjel się kierowała.
W końcu przyszedł moment dyskusji. Omawialiśmy po kolei wszystkie dowody, które ją obciążały, ale i te, które były swego rodzaju usprawiedliwieniem jej poczynań. Zadkiel starał się zwrócić uwagę na te pozytywniejsze aspekty a Zafiel zaciekle cytowała fragmenty konkretnych praw, które zostały złamane. Trochę się to ciągnęło, nim w końcu zaczęły padać konkretne propozycje kar.
Oczywiście pierwsza padła kara śmierci, bo... no cóż... według starego prawa nie było wątpliwości co do tego, jak karać zdradę. Na szczęście nikt nie był podekscytowany tym pomysłem. Nawet Haniel uznał go za nieadekwatny. Później padały kolejne propozycje od zapieczętowanie mocy po więzienie (no i tutaj padały różne długości, poczynając od dożywocia). Trudno było dojść do czegoś konkretnego, bo... opinie były dość zróżnicowane. Nawet wśród moich ludzi nie było pełnej zgodności.
W końcu się troszeczkę zirytowałem. To wyglądało jak jakaś licytacja, tylko że licytowano, ile lat ta kobieta będzie uwięziona i odseparowana od swojego dziecka. Napomnieć muszę, że chłopak stracił też ojca, a zaraz straci matkę. Może po prostu... ukrócę tę licytację.
Odkaszlnąłem, by zwrócić na siebie ich uwagę. Gdy już to zrobiłem, zacząłem mówić.
- Moi drodzy... zważywszy na te dość niestandardowe okoliczności, myślę, że powinniśmy zastosować równie niestandardowe środki. Owszem wina Razjel jest bezsprzeczna. Musi zostać wydalona z Rady i utracić wszelką sprawowaną władzę. To przede wszystkim. Co do tego nie mamy chyba wątpliwości.
Odpowiedziały mi zgodne kiwnięcia, więc kontynuowałem.
- Jeśli zaś chodzi o to, czy ta kobieta naprawdę zasłużyła na zamknięcie w podłym lochu...
Nim skończyłem przerwał mi Haniel. Jakoś mnie to nie zdziwiło.
- Przestań Lucyferze. Dobrze wiesz, że nie traktujemy więźniów jak zwierzęta. Owszem w przeszłości może i nie mogli pochwalić się zbytnimi wygodami... co moim zdaniem było jak najbardziej odpowiednie, jednak teraz niczego im nie brak. Cele są przestronne, raczej wygodne, racje żywnościowe obfite, a nawet smaczne. Razjel otrzymałaby specjalne względy tak jak Orfiel. Książki, częste widzenia, spacery.
- Tak. Możliwe. Jednak po co jej to wszystko skoro jedyne czego potrzebuje to móc być blisko swojego dziecka?
- Więc co sugerujesz? Może mamy ja puścić wolno? Nie bądź śmieszny Lucyferze. Ja także darzę Razjel pewną sympatią, ale nie możemy pozwolić, by łamano prawo bez konsekwencji tylko dlatego, że za kimś przepadamy.
- Cóż... coś w tym jest... niemniej...
Nim wymyśliłem coś błyskotliwego, ktoś mnie ubiegł. I przyznam, że byłem miło zaskoczony, gdy zorientowałem się, że słyszę głos Michaela.
- Jest pewne rozwiązanie. Areszt domowy. Razjel ma dużą posiadłość. Mogłaby tam odbywać swoją karę i jednocześnie zajmować się synem. Oczywiście musielibyśmy zapieczętować część mocy Razjel... o ile nie całość, a także wprowadzić pewne środki ostrożności, by upewnić się, że nie opuści swojej rezydencji. Z czasem... myślę, że pod strażą mogłaby nawet opuszczać posiadłość, jeśli byłaby taka potrzeba. Zapieczętowanie mocy i odebranie stanowiska to dość surowe kary. Jeśli dołączymy do tego tą... wyjątkowo delikatną formę aresztu moim zdaniem taki wyrok wydaje się odpowiednio surowy jak na te okoliczności.
To rzeczywiście był... dobry pomysł. Przynajmniej mnie się spodobał. Z resztą było różnie. Niektórym ewidentnie się podobało, inni nie byli do końca przekonani. To Zafiel jak zwykle na głos wypowiedziała krążące też po głowach innych uwagi.
- Nasze prawo nie przewiduje takiego rozwiązania. Jako Rada powinniśmy egzekwować prawo. Jest naszym wzorcem od pokoleń. Nasi poprzednicy się nim posługiwali tak jak i ich poprzednicy. Nie możemy tak po prostu ignorować tego, co zostało spisane i samemu wymierzać kary, które nam się spodobają. To może w końcu wywołać chaos. Kto jak kto, ale my powinniśmy być wierni prawu.
- ... Tak myślicie? Ja... chyba postrzegam to nieco inaczej.
No to mnie zaskoczyło. Rozsiadłem się wygodniej i z uwagą czekałem na kolejne słowa Michaela. Jak zresztą wszyscy zebrani. Zwłaszcza jego anielscy bracia, bo to, co powiedział, zabrzmiało dość... herezyjnie.
Uriel wyglądał na wyjątkowo zmieszanego. W końcu on i Michael podobnie postrzegali wiele spraw. Obaj są dość... jakby to ująć... sztywni. To chyba dobre słowo. Może nie doskonałe, ale nie będę się teraz bawił w wymyślne epitety. Obaj lubią działać według zasad. Lubią proste rozwiązania. Czyli te zgodne z zasadami. A tutaj proszę... jego towarzysz wyrwał się przed szereg.
- Michaelu czy mógłbyś... wyjaśnić co masz przez to na myśli?
- Ja... - Być może przegapiłbym to, gdyby cała moja uwaga nie była skupiona na Mice. Spojrzał na mnie. Tylko na ułamek sekundy jego wzrok powędrował w moją stronę i nawet przez ułamek sekundy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, nim na powrót skupił się na swoich anielskich słuchaczach. – ... nie uważam, by prawo było doskonałe. Nie uważam, by było nieomylne. Być może sprawdzało się za czasów naszych poprzedników. Jednak czy naprawdę możemy zgodzić się, że jest odpowiednie? Czy naprawdę nie macie związanych z nim wątpliwości? Gdybyśmy mieli słuchać prawa... naszych upadłych braci nie powinno tu być. A są tutaj... i musicie przyznać, że... że nie są gorsi od nas. Są nam równi i pomagają nam. A więc prawo się myliło. Gdybyśmy go posłuchali... musielibyśmy zabić naszych wartościowych towarzyszy. Więc skoro prawo myliło się w tym aspekcie... to może mylić się w każdym. Owszem... tymi zasadami kierowali się nasi poprzednicy. Jednak... to Rada spisała prawo. Po wojnie zostało ono ulepszone, dostosowane do nowych czasów, gdy upadli byli naszymi wrogami. Teraz są sojusznikami. Prawo jest ważne. Ale prawo to nie stare zwoje, na których Rada wiele tysiącleci temu spisała pewne zasady. Prawo... to my. My jesteśmy prawem. Nie zgadzam się z ustaleniami poprzedniej Rady. Teraz Niebo jest w naszych rękach... i naszymi rękami budujemy nową erę. Erę, w której pokój pomiędzy nami a upadłymi rozwinął się w sojusz. Erę, w której nasi bracia nie są już potępieni. Nowa era... zasługuje na nowe lepsze prawo adekwatne do naszej wizji tego świata. Jeśli będziemy opierać się wyłącznie na tym, co stworzyli nasi poprzednicy... nigdy nie ruszymy do przodu. Dlatego... uważam, że nasze prawa powinny zostać spisane na nowo. Przez nas. Przez nową Radę. Być może nie teraz... lecz w swoim czasie. Obecnie natomiast... to my musimy osądzić, co jest dobre a co złe. Nie możemy jednak widzieć tylko czerni i bieli. Musimy dostrzegać odcienie szarości. Tak jak w wypadku tej sprawy. Nie możemy rozstrzygać jej na podstawie starego prawa. Musimy sami zdecydować, co według nas będzie słuszne i sprawiedliwe. Wiem, że może to zabrzmieć... w pewnym stopniu... kontrowersyjnie. Jednak uważam, że spisane przez naszych poprzedników prawo może być naszym punktem zaczepienia... jednak na pewno nie kompasem wskazującym nam drogę. To my władamy tym państwem. To my powinniśmy wiedzieć jaką ścieżkę trzeba obrać. To my musimy zdecydować, która będzie najlepsza. W tej sprawie... jak i w wielu przyszłych.
Zapanowała cisza. Na twarzach aniołów widać było różne emocje. W większości byli dość... poruszeni. Michael postawił ich przed dość trudną decyzją. To nie jest coś, o czym można zdecydować ot, tak, ale... ewidentnie co poniektórzy byli przychylni jego słowom.
Gabriel i Zadkiel wydawali się niemal zachwyceni tą wizją. Rafael głęboko nad tym rozmyślał, ale coś mi podpowiadało, że jest temu pomysłowi przychylny. Haniel był tradycjonalistą, więc łatwo można było zgadnąć, że jest zdecydowanie przeciwny. Co do Zafiel i Uriela byli raczej sceptyczni. To ten ostatni zabrał głos.
- Sugerujesz spisanie zupełnie nowego prawa... jednak to będzie wymagało wiele pracy. Jesteśmy teraz w stanie potencjalnej wojny domowej. Czy to rozsądne wywracać wszystko do góry nogami? I tak mamy wiele problemów związanych z obsadzeniem stanowisk, które pozostawili zdrajcy. W naszym państwie panuje chaos. Wiele aspektów nie działa tak jak potrzeba, a ty chcesz teraz rozbić jeszcze nasz system prawny? Michaelu, naprawdę cię szanuję i nie uważam by ta propozycja była... kompletnie niepoprawna, jednak... czy teraz jest na to czas?
- Oczywiście, że takich zmian nie wprowadzimy w jeden dzień... ale od czegoś trzeba zacząć. Wprowadziliśmy już pewne poprawki. Podpisaliśmy nowy pokój z upadłymi, na którego mocy kontakt z nimi nie jest już karany śmiercią. Na początek sugeruję zniesienie pewnych praw, wprowadzenie kilku poprawek do tych budzących największe wątpliwości i podczas sądów prowadzonych przez nas osobiście... proponuję używania konkretnych paragrafów raczej w postaci wskazówek... a nie gotowych odpowiedzi. Tak jak to zrobiliśmy podczas procesu Orfiela. Tak jak przymknęliśmy oko na pewne zachowania części z nas. Świat nie jest czarno biały. Musimy w końcu to dostrzec.
Ponownie kompletna cisza. Trwało to chyba z minutę. Anioły patrzyły po sobie, wymieniali spojrzenia, w których ukrywali jakieś wiadomości. W końcu po sali rozniósł się śpiewny głos Gabriela.
- Popieram Michaela. Od wielu lat dostrzegamy niedoskonałość spisanego przez naszych poprzedników prawa i bezczelnie to ignorujemy. Mamy przywrócić naszemu państwu świetność. Nie zrobimy tego, jeśli będziemy stać w miejscu i unikać odpowiedzialności. Spisanie prawa od nowa będzie wielkim wyzwaniem... lecz gdy przyjmowałem posadę członka Rady, wiedziałem, że to nie będzie łatwe. To nie jest coś, co powinniśmy zrobić. To nasz święty obowiązek.
Cóż po tym ognistym przemówieniu miny niektórym zrzedły. Ku memu zaskoczeniu ogień postanowił podsycić Zadkiel w dość krótkich, ale treściwych słowach.
- Nasze prawo jest stare. A wszyscy wiemy, że z historii powinno się wyciągać wnioski... a nie ją powtarzać. Nasz świat jest teraz inny niż za czasów naszych przodków. Więc dlaczego mielibyśmy żyć według reguł starego świata?
Kolejny był Rafael. On też się zbytnio nie patyczkował.
- Uzdrowiłem kiedyś upadłego. Bo uważałem to za właściwe, mimo że było niezgodne z prawem. Nigdy jednak tego nie żałowałem. Nigdy nie wątpiłem, iż to, co zrobiłem, było dobre. Być może nasze prawo rzeczywiście nie jest doskonałe.
Cóż... to nam dawało zdecydowaną większość. To jednak nie było posiedzenie Rady a sąd i trzeba było wydać wyrok. Michael o tym pamiętał i wyczuł, że najprawdopodobniej nie będzie lepszej okazji, by to zakończyć.
- Zebraliśmy się tu by osądzić Razjel. Naszą wieloletnią towarzyszkę. Więc... możemy postąpić, tak jak każe nam prawo... lub tak jak każe nam sumienie. Kto popiera nową wizję sprawiedliwości?
Innymi słowy... "kto popiera mnie". Oczywiście podniosłem dłoń od razu. Podobnie moi towarzysze. Jednak nie było się o co martwić. Michael rozegrał to doskonale. Wręcz rozpierała mnie duma. Dłonie podnieśli oczywiście Gabriel, Zadkiel i Rafael. Po chwili jednak dołączył Uriel a po nim Zafiel.
Ogólnie sprawa była już jasna, jednak wtedy wydarzyło się coś, czego nie przewidziałem, ale było miłą niespodzianką. Zajęło to chwilę, ale ostatecznie... decyzja stała się jednomyślna. Haniel nie wyglądał na zbyt zadowolonego, ale także to poparł.
Właśnie byłem chyba świadkiem początku czegoś bardzo istotnego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top