Rozdział 3
Dimitrij jest bardzo... cichy. Asmodeusz znalazł mu jakieś cieplejsze ubrania, na które składał się między innymi długi, biały, obszywany futrem płaszcz oraz czapka i wysłał go ze mną na spacer, ale jak można się domyślić, chłopak nie tryskał zbytnim entuzjazmem. Na szczęście jakoś specjalnie też nie protestował. Szedł grzecznie obok mnie, unikając kontaktu wzrokowego, jakby jedno moje spojrzenie mogło go zmienić w kamień. Nawet sobie nie zdaje sprawy, jak bardzo chciałbym mieć taką umiejętność. Naprawdę mógłbym zabić Haniela spojrzeniem. Do tej pory się nie udaje, nieważne ile bym nie próbował.
Oczywiście Dima nie odzywał się też ani słowem więc... czułem się odrobinę niezręcznie. Tak... ociupinkę. No ale zabrałem go do tych cholernych ogrodów. W końcu obiecałem coś Asmodeuszowi. Umowa to umowa. Upewniłem się jednak, że skierujemy się do części ogrodów, w której jeszcze nie byłem, aby uniknąć nieprzyjemnych wspomnień. Ostatnio dość łatwo wpadam w chandrę więc lepiej nie ryzykować. Jestem pewien, że widok znajomej fontanny wpędziłby mnie w co najmniej ponury nastrój.
Krążyliśmy wśród alejek, podziwiając piękną roślinność wokół nas. Ten ogród był jak ogromna szklarnia, tylko jakimś cudem nią nie był. Jestem niemal przekonany, że jest nad nim jakaś niewidzialna magiczna bariera, która utrzymuje tu mniej więcej stałą temperaturę. Owszem było chłodno... ale nie tak chłodno, jak powinno być w środku zimy. Pogoda nie imała się tego miejsca. Ponadto pewnie można by się tu zgubić. Od wybrukowanej drużki odchodziły liczne odnogi, prowadzące w inne części ogrodu. Gdzieś w centrum był ponoć duży labirynt z żywopłotu. Może kiedyś się tam przejdę. Z moim zmysłem orientacji znajdą mnie tam za kilka lat, bo sam nigdy nie wyjdę.
Kwiaty, drzewa, krzewy, a nawet trawa... wszystko jest tu doskonale zadbane. Podejrzewam, że Kapitol zatrudnia z tuzin profesjonalnych ogrodników lub nawet osoby z konkretnymi magicznymi umiejętnościami by się tym wszystkim zajmowali. A to wszystko, by zrobić z Kapitolu klejnot Nieba. Bo ja tak to właśnie widzę. Najwspanialsze architektoniczne osiągnięcie, chluba i chwała aniołów. To oczywiste, że nie wystarczyłby malutki ogródek. Tutaj wszystko musi być onieśmielające i wspaniałe.
W każdym razie Dimitrijowi się chyba podobało. Rozglądał się wokoło z zainteresowaniem. Oczy mu nawet delikatnie błyszczały. W pewnym momencie natknęliśmy się na niewielki placyk z trzema ławeczkami. Krążyliśmy już z dobre kilkadziesiąt minut, więc pomyślałem, że moglibyśmy usiąść i... wymienić może chociaż parę słów. Ja nawet nie słyszałem jeszcze jego głosu. To znaczy... słyszałem, ale wtedy przemawiał nim Asmodeusz. Wiem, że jest delikatny i przyjemny dla ucha jednak gdy używał go upadły, wydawał się lekko zwodzący. Coś jak miód lany na uszy, który ma odwrócić uwagę od noża zbliżającego się do twojego gardła. Jestem pewny, że to wrażenie jest wynikiem tylko i wyłącznie tonu, którego używał As. Dam sobie rękę uciąć, że Dima mówi w sposób zupełnie pozbawiony jakichś niegodziwych intencji.
- Może usiądziemy?
Chłopak spojrzał na mnie i delikatnie skinął głową. Spoczęliśmy na ślicznej drewnianej ławeczce. Wydawała się bardzo delikatna. Jakby miała się zaraz załamać. Byłem jednak przekonany, że jest wyrzeźbiona w litym drewnie i nie tak łatwo ją zniszczyć. Anioły potrafią robić rzeczy, które są niezwykle trwałe, ale nie wyglądają topornie a wręcz odwrotnie, bardzo subtelnie. Ta ławka była kolejnym dowodem na to, że anioły to artyści znający doskonale swój kunszt. Niby taki prosty mebel, ale doskonale komponował się z otoczeniem. Dzięki swojej subtelności nie wyróżniał się znacząco i wydawał się równie delikatny co otaczające nas kwiaty. Drewno było jasne i rzeźbione w piękne zawijasy. A co najważniejsze... ławka była zaskakująco wygodna.
- Więc... Dima... mogę tak do ciebie mówić?
Nie doczekałem się żadne reakcji, bo chłopak skupił się na kwiatach zdobiących krzew znajdujący się tuż obok. Przesunął palcami po żółtych płatkach, a ja poczułem się kompletnie olany.
- Em... podoba ci się tutaj?
Ku mojemu zaskoczeniu (i w pewnej mierze też uldze) tym razem doczekałem się jakiejś reakcji. Dima spojrzał na mnie i delikatnie pokiwał głową, po czym wrócił do kontemplacji kwiatów.
- Ładnie tu prawda? Mnie też bardzo się podoba. Te wszystkie kolory...
Zero reakcji. Brunet jednak w końcu chyba uległ ciekawości i zerwał jeden z kwiatów. Teraz siedział i oglądał go, trzymając w dłoniach, jakby to było coś niezwykłego.
- Nie wiem, jaki to kwiat, bo bym ci powiedział. Niestety większość rzeczy tutaj jest dla mnie równie nowa co dla ciebie. Najdziwniejsze jest to, że wiele tutejszych rzeczy można znaleźć i w ludzkim świecie, ale... jest znacznie więcej nowych. Mijaliśmy krzewy róż, ale i z tuzin przypominających róże kwiatów, które zapewne rosną tylko tutaj. Bo wiesz ja... my jesteśmy w pewnym sensie podobni. Ja też jestem tutaj tak jakby nowy.
Chłopak nie odpowiedział, ale zauważyłem, że na mnie zerknął, na chwilę przerywając gładzenie żółtych płatków. Wykorzystałem tę chwilę uwagi i uśmiechnąłem się do niego przyjaźnie.
- A tak w ogóle to jestem Sky.
Dimitrij utrzymał ze mną kontakt wzrokowy na całe trzy sekundy i wrócił do swojego zajęcia. A jednak po chwili... nie mogłem w to uwierzyć, ale usłyszałem jego cichy głos.
- Sky...
Wymówił moje imię powoli, jakby analizował każdą literę, brzmienie tego krótkiego słowa i ruch własnych ust. Zupełnie jakby uczył się jego brzmienia i kształtu.
- Wiesz, jeśli tylko zechcesz, możemy częściej gdzieś razem wyjść... porobić coś. To nie tak, że robię to, bo Asmodeusz mi kazał. Martwiłem się trochę... o ciebie. Z chęcią poznam cię lepiej i nie zamierzam robić czegoś, na co nie masz ochoty. Jakby co to powiem Asmodeuszowi, żeby się wypchał.
Dima nie odpowiedział. Wyrwał jeden z co najmniej tuzina dużych, żółtych płatków i przyjrzał się mu dokładnie, nim opuścił go, by spadł na ziemię. Następnie w skupieniu sięgnął po następny.
- Czy ja... za dużo gadam?
- Nie...
- Bo... ty nie mówisz za dużo.
Odpowiedział mi delikatnym wzruszeniem ramion. Okej... to też coś. Wiem, bo spędzam dużo czasu z Belzebubem, a on też do najrozmowniejszych nie należy.
- ... Asmodeusz się tobą zajmuje?
- ... Tak.
- Nie jest przypadkiem... no wiesz... wredny, irytujący, złośliwy... czy coś?
- Nie. Jest miły. Ja... lubię jego głos.
Głos... tak Asmodeusz ma przyjemny głos. Taki niski i lekko szorstki, ale na swój sposób przyjemny. Bardzo... męski.
- Często spędzasz z nim czas?
- ... Nie wiem.
- ... Acha.
- Często jesteśmy... razem. Ale jakby... osobno.
To mi wiele powiedziało. Naprawdę. Gdybym jeszcze zrozumiał, o co chodzi, to w ogóle byłoby fajnie. No ale gdy pytam o upadłego, to chociaż odpowiada, więc można by brnąć w ten temat.
- A jak już jesteście razem to, co robicie?
- ... Czasem rozmawiamy. Asmodeusz mówi... ja słucham.
- Opowiada ciekawe rzeczy?
- Tak.
- No... w sumie gadane to on ma. Jak zresztą wszyscy upadli. Coś jeszcze?
- ... Pomaga mi w różnych rzeczach.
- Hmm... Na przykład?
- Je ze mną i... pomaga mi się przebrać, bo ja czasem zapominam i... pomaga przy kąpieli... czasem pomaga zasnąć.
Potaknąłem na jego słowa w takim mimowolnie wspierającym geście, po czym zacząłem głębiej analizować jego słowa. Więc... jedzą wspólnie posiłki. Okej spoko. Bardziej mnie zaintrygowała cała reszta. No bo... Asmodeusz może się wypierać, ile chce, ale leci na Dimę. Jakoś tak nie mam co do tego wątpliwości. Nie wiem, czy jest jak Mammon i czuje tylko pożądanie wymieszane z sympatią, czy może czuje coś bardziej... intymnego. Nie wiem tego. W każdym razie Asmodeusz to cwany, wygłodniały i podstępny wilk. A Dima to taka biedna, skrzywdzona, niewinna, niczego nieświadoma sarenka. Zdecydowanie nie widzi uczuć upadłego i nie wiem, czy w ogóle jest w stanie je zrozumieć. On ma w pewnym sensie mentalność dziecka. Jest tak oderwany od rzeczywistości, że można nim dowolnie manipulować.
Więc tak teraz sobie myślę... że Asmodeusz to kawał chuja. Dima jest z nim często sam na sam zupełnie nieświadomy zagrożenia. Upadły mógłby zrobić z nim cokolwiek, by zechciał, a chłopak nawet nie rozumiałby, co się dzieje. Więc kiedy As pomaga mu w przebieraniu i kąpieli...
- Ej Dima... czy Asmodeusz... em... Jesteście blisko?
Chłopka zwrócił na mnie swoje wielkie, niewinne, szarozielone oczy i poczułem ucisk w sercu na myśl, że ktoś mógłby go wykorzystać. Przecież to maleństwo trzeba chronić! Powiedziałem maleństwo, ale Dima jest wyższy ode mnie. Szczuplejszy, ale jednak wyższy... No ale zawsze się garbi, więc załóżmy, że to maleństwo.
- No wiesz... em... czy on na przykład... dotyka cię czasem?
To nie tak, że uważam Asmodeusza za wcielenie zła... ale jeśli ten sukinsyn, choć odrobinę wykorzystuje swoją pozycję tu urwę mu jaja i wepchnę mu je do gardła. To też nie tak, że posądzam go o molestowanie, wykorzystywanie seksualne czy gwałt... ale wolałbym się upewnić, że nie mam podstaw, by go o coś takiego posądzać... W sensie Mammon ciągle molestuje ludzi no ale... on molestuje świadomych ludzi, którym zazwyczaj się to podoba... w każdym razie udzielają świadomej zgody. Dima... nawet jakby się zgodził, to Asmodeusz powinien trzymać się od niego z daleka, bo w końcu ten chłopak odrobinę nie kontaktuje. Zauważyłem, że Dimitrij wpatruje się we mnie tępo, więc postanowiłem doprecyzować.
- Na przykład, gdy cię przebiera albo... sam nie wiem.
Chłopak zastanowił się chwilę, nie widząc w moim pytaniu niczego podejrzanego czy tym bardziej złego. Cholera... on jest jak anioł. W sensie... taki niewinny i nieskalany. Chyba teraz rozumiem Ariela. Już wiem, o co mu chodziło, gdy pieprzył o tej niewinności i innym szajsie. Mam ochotę przytulić to biedne stworzenie i chronić przed wszelakimi niegodziwościami. I łapami pewnego upadłego, który z chęcią by się do tego niewinnego stworzenia dobrał. O ile... już tego nie zrobił...
- Czy Asmodeusz robił coś, co sprawiło, że czułeś się zawstydzony?
- Nie...
Jego kurwa szczęście.
- Asmodeusz jest miły. Głaszcze mnie po plecach, gdy nie mogę zasnąć.
- Yhm.
- Pomaga rozebrać do kąpieli i ubrać po.
- ... Acha.
- Myje mi włosy i plecy.
- ... W sensie... jest z tobą w łazience, gdy się kąpiesz?
- Tak. Pomaga mi się wytrzeć i zanosi do łóżka.
Acha... czyli jednak kastracja.
- Nie przeszkadza ci, że cię dotyka albo widzi nago?
- Nie... Nie rozumiem. Czy to źle?
- Nie po prostu... niektórzy się wstydzą. No wiesz.
- Nie wiem. Nie rozumiem. Czy tak się nie powinno?
O bogowie on jest tak cholernie niewinny, że nawet nie jest świadomy czegoś takiego, jak pożądanie i tego, że ktoś może postrzegać go jako obiekt seksualny... Jakim cudem ten świat go nie zbrukał. W sensie... No miał zjebane życie, ale wygląda na to, że jakoś żył w separacji od tej konkretnej jego części.
- To nie tak. Po prostu... może się zdarzyć tak, że ktoś będzie chciał cię dotknąć i... musisz pamiętać, że jeśli poczujesz się z tym, choć odrobinę źle to musisz to powiedzieć głośno. Nikt nie ma prawa cię dotykać bez twojej zgody. A zwłaszcza w te miejsca, które zazwyczaj chowasz pod ubraniami.
- Dlaczego?
- Bo... em... niektórzy mogą chcieć zrobić ci coś złego.
- Co takiego?
Cholera. Serio? Jak mam mu wytłumaczyć czym jest pożądanie? Czuję się, jakbym miał wytłumaczyć dzieciakowi z podstawówki, skąd się biorą dzieci.
- Bo widzisz... to jest tak, że... ktoś mógłby cię dotykać w taki... zły sposób.
- ... Taki który boli? Ja wiem. Ludzie w bieli robili rzeczy, które bolały.
- Tak, ale... to nie boli na zewnątrz tylko tak jakby w środku. Czujesz się z tym źle.
- ... Hm... nie rozumiem.
- Po prostu... jakby coś się stało, to mi powiedz okej?
- Dobrze.
Mam nadzieję, że choć odrobinę ogarnął, o co mi może chodzić. A z Asmodeuszem i tak sobie pogadam. Jestem mężczyzną i wiem, jak działa mózg facetów. Upadły może sobie zgrywać troskliwego opiekuna, ale ja już wiem, co siedzi w tej jego zdemoralizowanej główce. Nie mam wątpliwości, że wykorzystuje okazje, by sobie odrobinę popatrzeć albo dotknąć tu i tam. Wątpię, by posunął się ponadto, ale... mimo wszystko to wykorzystywanie nieświadomości biednego Dimitrija. A skoro postanowiłem się z nim zaprzyjaźnić, to będę dla niego prawdziwym przyjacielem. A przyjaciele są między innymi po to, aby trzymać napalonych zboczeńców z daleka. Z drugiej strony... przyjaźnie się z wiecznie napalonym zboczeńcem... No ale Mammon jest nieszkodliwy, a ja potrafię o siebie zadbać. W każdym razie... jeszcze sobie z Asmodeuszem na poważnie pogadam. A teraz upewnię się, że Dima miło spędzi popołudnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top