Rozdział 12

   Siedziałem na ziemi po turecku i z uwagą przyglądałem się Belzebubowi. Upadły miał bowiem właśnie zaprezentować mi zupełnie nową sztuczkę. Nie wiedziałem, czego powinienem się spodziewać, jednak nie miałem wątpliwości, że będzie to coś zajebistego. Brunet stał zaledwie kilka metrów ode mnie i delikatnie poruszał nitkami ciemności w swojej dłoni.

- Ile wiesz o magii obronnej?

- Całkiem sporo. Znam podstawy i uczę się od Asmodeusza psychicznej obrony.

- To znacznie ułatwi sprawę.

- To znaczy?

- To, czego cię nauczę, jest w głównej mierze połączeniem tworzenia barier i manipulowania cieniem. Z tego co mówiłeś, użyłeś cienia, by zablokować światło latarni.

- Tak. Okryłem je nim i... tak jakoś wyszło.

- Więc teraz nauczę cię robić to lepiej.

   Belzebub uniósł swoją dłoń tak, że miałem na nią dobry widok. Cienie owinęły się wokół niej i znikały pod rękawem koszuli, tworząc coś w rodzaju rękawiczki. Rozumiałem koncept. Dokładnie coś takiego zrobiłem z latarniami.

   Wtedy jednak upadły poruszył lekko swoimi palcami, a cień zaczął się poruszać i formować. Gdzieniegdzie stawał się nieco bardziej wypukły a gdzie indziej jakby cieńszy i bardziej elastyczny. Mniej więcej w połowie zrozumiałem, co się dzieje. W zaledwie kilka sekund na dłoni mężczyzny naprawdę pojawiła się rękawica... z tym że ta wyglądała jak przyzwoita część zbroi. Belzebub właśnie utkał kawałek zbroi z własnej magii. Drugą ręką sięgnął do pasa i wyjął sztylet z przypiętej do niego pochwy. Rzucił broń w moją stronę, a ja odruchowo go złapałem.

- Podejdź.

   Posłusznie wstałem i zbliżyłem się do bruneta. Wyciągnął dłoń w moją stronę wnętrzem do góry.

- Spróbuj ją przebić.

- Twoją rękę?

- Tak.

- Jesteś pewien.

   Upadły nie odpowiedział, ale rzucił mi dość jednoznaczne spojrzenie. Niepewnie przyłożyłem czubek ostrza do jego dłoni i po chwili wahania z całych sił pchnąłem w dół. Napotkałem jednak opór. Belzebub jest znacznie silniejszy ode mnie, więc jego dłoń nawet nie drgnęła, jednak na czarnej powierzchni pojawiło się zagłębienie. Cień zachowywał się jak skóra, jednak był znacznie bardziej wytrzymały niż zwykła skórzana rękawica.

- Czy da się to przebić?

- Oczywiście, że się da. Magia światła jest przeciwieństwem cienia, więc przecina tę zbroję jak masło. Najlepiej powstrzymuje zwykłą stal oraz tą demoniczną. Anielska stanowi większy problem jednak wciąż ta zbroja nie jest słabsza od tradycyjnej wykonanej z metalu. Ma swoje wady i zalety. Nie obciąża cię, ale by ją stworzyć musisz wykorzystać swoje zasoby mocy. Jej wytrzymałość zależy od ciebie. Jest w pewnym sensie jak bariera. Ma swoje limity. Jeśli stracisz moc, zbroja zniknie. Jednak możesz uczynić ją naprawdę wytrzymałą. Oczywiście wymaga to pracy i treningów. Więc, jesteś gotowy, by dowiedzieć się jak to zrobić?

- Zamieniam się w słuch.

- Musisz uformować cień i nadać mu odpowiednią teksturę. Zupełnie jakbyś chciał utworzyć z niego barierę.

- Okej... rozumiem.

- Jednak nim coś stworzysz, musisz wiedzieć, jak to jest zbudowane.

- Acha...

- Dlatego na początek udasz się do bibliotek i wypożyczysz tyle ksiąg o płatnerstwie, ile zdołasz unieść, po czym przeanalizujesz każdy element zbroi, jakbyś miał zamiar wszystko to wykuć z żelaza.

- Serio?

- Tak. Nadawanie cieniu materialności możesz przećwiczyć na każdym przedmiocie. To jak tworzenie bariery, z tym że niekiedy musisz nadać jej elastyczności. Jakieś pytania?

- Kiedy wytłumaczysz mi konkretnie jak zrobić coś takiego?

   Wskazałem na okrywający doń Belzebuba cienisty pancerz.

- Jak będziesz mógł z pamięci powiedzieć mi wszystko o budowie każdego elementu pancerza oraz stworzyć odpowiednią strukturę cienia.

- Acha...

- Dam ci małą radę. Na twoim miejscu udałbym się do dobrego płatnerza i zwyczajnie przypatrzył się jego pracy. Najpierw jednak zajrzyj do książek i nawet jeśli nie zrozumiesz ich treści, pooglądaj chociaż obrazki.

- Okej... Ogarnę to.

- A teraz ćwicz. Będę obserwował.

   Westchnąłem ciężko, ale w głębi ducha byłem lekko podekscytowany. Pewnie trochę zajmie mi opanowanie tego... ale efekt może być... interesujący.

***

   Następnego dnia postanowiłem zakończyć moją naukę z Asmodeuszem. Opanowałem już zarówno stawianie mentalnych barier, jak i wyczuwanie magii. No, a przynajmniej jako tako potrafiłem coś zdziałać. Była jeszcze jedna rzecz, którą mężczyzna mógł mi pokazać, więc postanowiłem, że równie dobrze mogę ogarnąć to dzisiaj.

   Musiałem go trochę poszukać, bo nie było go w bawialni ani w jego komnatach. Znalazłem go w salonie Dimy. Czytał coś i popijał wino. Upadli to jebani alkoholicy, zawsze jak któregoś spotykam, to żłopie wino. Podejrzewam, że opróżnili już ze dwie anielskie piwniczki, a są tu dopiero kilka miesięcy.

   Dimitrij siedział w swoim ulubionym fotelu i ku memu zaskoczeniu nie tylko mnie zobaczył, ale i posłał mi delikatny uśmiech. Poczułem takie przyjemne ciepło na serduszku jak po zobaczeniu szczeniaczka.

- As możesz mnie teraz pouczyć?

- Mogę.

- A zrobisz to?

- Hmmm... no nie wiem... a co będę z tego miał?

- Satysfakcję i dobry uczynek na koncie.

- Mogę być wcieleniem dobra do końca swego życia, a i tak nie uda mi się zrównoważyć swojej karmy.

- Długo zamierzasz się jeszcze ze mną wykłócać?

- W przeciwieństwie do naszego złotolubnego przyjaciela nie jestem taki łatwy.

- Trudny też nie jesteś.

   Upadły w końcu oderwał wzrok od książki i spojrzał na mnie ewidentnie rozbawiony.

- Tu mnie masz. Siadaj.

   Usiadłem sobie na niewielkiej dwuosobowej sofie. Asmodeusz zajmował drugi z foteli.

- Dima idź do swojego pokoju.

   Chłopak spojrzał na upadłego, po czym grzecznie wstał i wyszedł, udając się do swojej sypialni. Łał. As nieźle go wytresował.

- Więc chcesz nauczyć się jak pokazać widmowe pazurki?

- Jak już ktoś będzie próbował grzebać mi w głowie, to nie chcę go tylko powstrzymać, a jeszcze przy okazji pogonić gdzie pieprz rośnie.

- Bardzo zdrowe podejście. No dobra. Powinno ci się udać z powodu twojej... elastyczności. Niektórzy nie potrafią tego robić. To zależne od barwy magii. Niejako zahacza to o magię umysłu, więc nieliczni są w tym dobrzy. Na początek skup się na swojej barierze.

   Zamknąłem oczy i wyobraziłem ją sobie. Wyłaniała się z czerni. Potężna i silniejsza niż wcześniej. Dużo nad nią pracowałem. Nadal nie była doskonała, ale byłem dość zadowolony z rezultatów swojej pracy. Asmodeusz chyba też był pod wrażeniem, gdyż gwizdnął cicho.

- No, no... całkiem nieźle. No a teraz... ciekawe czy dasz radę mnie wyczuć.

   Skupiłem się i przez dłuższą chwilę nic się nie działo. W końcu jednak odczułem delikatne mrowienie. Coś jak łaskotanie. Jakby coś delikatnie musnęło moją barierę. Natychmiast skupiłem się na tym miejscu i wyczułem tą specyficzną obcą energię. Mam go.

- Poszło ci w miarę sprawnie.

- Staram się.

- No dobrze. Teraz musisz zaatakować.

- Domyślam się. A jak mam to zrobić?

- Przyzwij odrobinę swojej mocy. Następnie skup się na tej obcej energii i poślij w nią swoją moc. Musisz jedynie nadać tej energii odpowiedniego zabarwienia. Nie chcesz by magia, która popłynie w stronę intruza, była łagodna. To ma być niszczycielska moc. Zupełnie jak podczas ataku.

   Skupiłem się i zrobiłem dokładnie to, co kazał mi upadły. Najpierw zebrałem w sobie odrobinę magii, czułem, jak rezonuje ona w moim ciele, gotowa do użycia. Następnie całą swoją uwagę skupiłem na tym strzępku obcej mocy, który wyczuwałem. Gdy byłem pewien, że potrafię go zlokalizować, posłałem swoją moc w jego stronę jak strzałę. Czekałem w ciszy, ale nic się nie działo, dlatego powoli otworzyłem oczy i niepewnie spojrzałem na Asmodeusza. Ten niewzruszony właśnie upijał wino z kielicha.

- Nie udało się?

- Ależ nie. Trafiłeś. Łaskotało.

- I tyle?

- Użyłeś małej ilości mocy. Myślisz, że dałbym ci się trafić, gdybym nie był pewien, że nie zrobi to na mnie wrażenia? Mam tylko nauczyć cię techniki czyż nie? Potrafisz atakować. Musisz tylko następnym razem zaatakować mocniej. No i pamiętaj, że bardziej utalentowany czy doświadczony mag umysłu może uniknąć twojego ataku. Pierwszego mogą nie wyczuć, ale jak trafisz ich raz, to następnego będą oczekiwać w pełni przygotowani.

- Więc co... To takie proste?

- W pewnym sensie tak. Jeśli posługujesz się odpowiednim rodzajem magii. Dla mnie i Mammona to banalnie proste, ale już Lucyfer i Belzebub mieli spore opory przed opanowaniem tego, a są niezwykle utalentowani. Ty mógłbyś nawet opanować magię umysłu czyż nie? Świat stoi przed tobą otworem. Jak już zdobędziesz niewyobrażalną siłę, to pamiętaj, kto był twoim ukochanym mistrzem.

- Jak podbiję świat, to będziesz moim ulubionym zwierzaczkiem. Wiesz... jak taki egzotyczny lampart na złotym łańcuchu.

- A więc takie masz fetysze.

   Cisnąłem w upadłego ozdobną poduszeczką, która akurat leżała obok mnie. Ten oczywiście odbił ją od niechcenia.

- Trenuj dalej i w przyszłości nawet wyszkolony mag ci nie zagrozi. Dobrze... Potrzebujesz ode mnie czegoś jeszcze?

- Jak czuje się Dima?

- Ostatnio lepiej. Jest coraz bardziej... przyziemny. Twoje towarzystwo chyba dobrze mu robi. Aż prawie jestem zazdrosny.

- Więc... przyznasz w końcu, że go lubisz?

- Lubię go.

- A co rozumiesz przez lubić?

- Jest interesujący i pocieszny. Jak zwierzaczek. Ludzie mają koty więc dlaczego ja nie miałbym mieć człowieka?

- Więc to twoje zwierzątko?

- Nie patrz tak na mnie. Przecież do niczego go nie zmuszam.

- Jak już o tym wspominasz...

   Upadły spojrzał na mnie i uniósł delikatnie jedną brew. Po chwili odłożył kielich na stolik i usiadł, tak by mieć na mnie dobry widok.

- Czyżbyś coś insynuował?

- Dima jest... bezbronny, nieświadomy i odrobinę... nieporadny. Ty natomiast... masz nad nim dość sporą władzę, nie uważasz? Jest wobec ciebie w pełni zależny, a ja mam wątpliwości co do tego, czy tak powinno być.

- Przecież nic mu nie robię.

- Więc nie nadużywasz swojej dominującej pozycji?

- Używasz takich słów, by brzmieć poważniej?

- Być może, jednak nie to jest teraz meritum naszej konwersacji.

- No okej. Słucham.

- Słyszałem, że często pomagasz Dimitrijowi... w różnych codziennych czynnościach. Posiłki, ubieranie się... kąpiel.

- Ach więc o to chodzi. Skąd pomysł, że go pożądam?

- Och bez przesady As. Nie jestem idiotą.

- Skoro nim nie jesteś i wiesz, że Dimitrij mnie pociąga, to powinieneś się domyślić, że mając go tuż obok, każdej nocy robię z nim, co zechcę.

   Czułem, jak krew odpływa mi z twarzy. Przecież Asmodeusz naprawdę mógł robić, na co tylko miał ochotę, ale... co z Mammonem, Belzebub czy Lucyferem? Oni chyba by mu nie pozwolili prawda? Może sami nie są wcieleniami moralności, ale... byłem pewien, że Asmodeusz nie posunąłby się zbyt daleko, bo reszta niejako za niego odpowiada. Miałem wrażenie, że świat się pode mną wali... że zawiodłem tego biednego chłopaka i wtedy... Wtedy zorientowałem się, że Asmodeusz szczerzy się jak idiota.

- Zrobię ci coś bardzo bolesnego.

- No co? W sumie naprawdę mógłbym zrobić z nim wszystko, na co przyjdzie mi ochota. Ufa mi jak pisklaczek, dla którego byłem pierwszą osobą, którą zobaczył. Mój apartament jest obok jego i w sumie to ja spędzam z nim najwięcej czasu.

- Wiem. I dlatego właśnie się martwię.

- Niech ci będzie. Może i mi się podoba. Masz oczy, widzisz przecież, że jest śliczniutki. Czy czasem wykorzystuję okazję? Być może troszeczkę.

- Wiedziałem!

- Wstrzymaj konie dziecinko. Dimitrij ufa mi bezgranicznie. To tylko dzięki mnie wypłynął z odmętów obłędu. Jeśli zniknę z jego życia, wszystko będzie po staremu. Zwinie się w kłębek i poobgryza swoje palce, przy okazji odmawiając posiłków, aż w końcu go to wszystko wykończy. Innymi słowy... żyje dzięki mnie. Pomagam mu od lat. Najpierw podtrzymywałem go przy życiu, teraz wyprowadzam go na prostą.

- I przy okazji wykorzystujesz go.

- Mówiłem przecież, że nie robię niczego złego. Czasem sobie spojrzę. Tylko tyle. Nie jestem dewiantem seksualnym. Może i Dimitrij mnie odrobinę nakręca, jednak znam granice przyzwoitości. Nie tknę go w ten sposób, dopóki nie będzie świadomy, co się dzieje.

- Mam ci uwierzyć na słowo?

- Możesz mi nie ufać, ale zaufaj mojej chęci przetrwania. Mammon bzykałby wszystko, co się da, ale ma dość jasne zasady. Druga strona musi wyrazić zgodę. No i powiedzmy, że nieprzychylnie spogląda na tych, co nie mają takich hamulców jak on. Nie tylko ty starasz się trzymać rękę na pulsie Sky. Reszta także pilnuje, by pod ich nosem nie działo się nic... niemoralnego. No wiesz... wyjątkowo niemoralnego.

- ... Będę mieć na ciebie oko.

- Więc twojego faceta nie ma zaledwie kilka dni, a ty już masz oko na innych.

- ...

- To chyba dwa zero.

- Dupek.

   Upadły zaśmiał się głośno i śmiał się nadal, gdy wkurwiony trzaskałem drzwiami. Upadli to dupki. Każdy to arogancki dupek. Muszę być pieprzonym masochistą, skoro ich lubię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top