Rozdział 7

   Wczoraj po spotkaniu Ariel był niezwykle zajęty. W końcu udało im się zrobić jakiś znaczący krok do przodu więc nic dziwnego, że Zafiel ma dużo roboty. A skoro ona to i on. Dlatego zostałem sam i postanowiłem przed snem trochę powalić w worek treningowy. Nie chciało mi się już zaczepiać Belzebuba i pytać go o treningi. I tak było za późno na cokolwiek. Zastanawiałem się też trochę nad tym, czego dowiedziałem się na spotkaniu. Ostatecznie jednak nie miałem do tego głowy.

   Dzisiejszy dzień postanowiłem spędzić trochę efektywniej. Wyspałem się, zjadłem pożywne śniadanko i poszedłem zapytać Belzebuba, czy ma dla mnie trochę czasu. Okazało się, że tak. W głębi serduszka miałem trochę nadzieję, że upadły jest zbyt zajęty. To by była dobra wymówka, by cały dzień nic nie zrobić no bo w końcu nie moja wina, że mój mistrz nie ma dla mnie czasu. No ale niestety ma go aż zanadto. Kazał mi z marszu zapierdzielać do sali treningowej. Na początek dał mi chwilę bym się... rozgrzał czy coś. Tak. Magiczna rozgrzewka też jest ważna. Trochę się pobawiłem z moją magią, nim przeszliśmy do właściwego treningu.

- Więc... przeskoczyłeś dwa razy?

- No... tak jakoś wyszło.

- ... Tak jakoś?

- W sensie... no wiesz... pomyślałem sobie, 'zaraz zginę' i po prostu... zrobiłem to bez namysłu. Za drugim razem pomyślałem, 'Ariel zaraz zginie' i zrobiłem to samo.

- ... Prawda jest taka, że magią najłatwiej jest posługiwać się instynktownie. Weź jakiś bardziej poetycki podręcznik i dowiesz się, że magia nie jest kontrolowana przez umysł a przez serce... i tym podobne głupoty. Niemniej... coś w tym jest. Zdarza się, że osoby z darem ognia nie są w stanie wykrzesać z siebie płomienia, nieważne jak bardzo się starają. A następnie przez przypadek puszczają z dymem cały budynek, bo ktoś ich zdenerwował. Maalik tak zadebiutował. Magia jest częścią nas. Znaczącą częścią. Tak więc nie dziwi mnie, że udało ci się to zrobić w sytuacji, gdy byłeś przyparty do muru. Zastanawia mnie jednak czy uda ci się powtórzyć to w sytuacji, gdy instynkt i adrenalina nie przejmują kontroli.

- Szczerze mówiąc... nie próbowałem tego robić od... od tamtego razu.

- Więc teraz spróbujesz.

- A jeśli się nie uda?

- Skoro zrobiłeś to raz, a nawet dwa to jesteś w stanie to zrobić. Jeśli ci się nie uda to nie dlatego że było to niewykonalne, a po prostu najzwyczajniej w świecie spieprzysz i będziesz musiał ponieść konsekwencje. Jesteś do tego zdolny, więc po prostu to zrób.

- A może jakieś słowa otuchy?

- Polubiłem cię. Będę miał dość ponury dzień, jeśli się zabijesz.

- Em... dzięki... chyba.

- Działaj. Nie zastanawiaj się.

   Acha... fajnie. Wybrałem sobie mistrza, nie ma co. A było się uczyć uzdrawiania. Rafael jest chłodny, ale przynajmniej ma duszę... Niemniej... Belzebub raczej wie, o czym mówi. No a skoro udało mi się raz, drugi... to dlaczego trzeci miałby się nie udać?

   Skupiłem się i uwolniłem magię, by owinęła moje ciało, a następnie... posłałem ją w odpowiednim kierunku. Wyrwa była wąska, ale wystarczająco duża bym się w niej zmieścił. Otoczyła mnie czerń, ale w mojej głowie był tylko cel mojej podróży. Uderzenie serca później znów stałem w sali treningowej, z tym że w innym miejscu. Nie była to duża odległość... ale najgorzej też nie było.

- I co? J-jak myślisz... może być?

   Belzebub przypatrywał mi się dłuższą chwilę w kompletnej ciszy. Przyznam się, że byłem odrobinę zdenerwowany. To nie tak, że opinia upadłego mnie obchodzi! Ale... trochę mnie obchodzi... Dlatego z każdą sekundą denerwowałem się coraz bardziej. Do tego stopnia, że drgnąłem lekko, gdy usłyszałem jego niski głos.

- Staraj się robić to częściej by powoli zwiększać swój dystans oraz by dopracować pewne mankamenty. Na wszelki wypadek radziłbym ci jednak ćwiczyć to, tylko gdy jesteś w mentalnie dobrej formie bowiem gdy jesteś zmęczony, rozkojarzony lub zwyczajnie z jakiegoś powodu masz trudności ze skupieniem, jest większa szansa, że coś pójdzie nie tak. Dlatego ćwicz dalej, ale z rozsądkiem.

- Acha... Więc... mam robić coś konkretnego?

- Po prostu rób to częściej by się z tym oswoić. Nie mam żadnych konkretnych zastrzeżeń. Twoja technika jest dobra. Nadal jednak masz pewne obawy i hamulce. To jedyny problem. Gdy ja używam tej mocy, nie odczuwam krzty lęku czy niepewności. To moja moc. Panuję nad nią w stu procentach i wiem, że nie popełnię błędu. Ty wciąż myślisz, nim jej używasz. A masz po prostu to robić. Aby dojść do takiego stanu, jedyne co możesz robić to powtarzać to setki, a później tysiące razy aż będzie to dla ciebie tak oczywiste, jak oddychanie. Ponadto jako nefalem masz duże pole do popisu. Opanuj to do perfekcji... a być może będziesz w stanie dodać do tej techniki coś od siebie.

- Więc jeśli dobrze zrozumiałem... jest dobrze.

- ... Jest akceptowalnie.

   Nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu cisnącego mi się na usta. Wiedziałem bowiem, że w belzebubowym języku właśnie zostałem pochwalony.

***

   Ćwiczyłem jakiś czas pod czujnym okiem Belzebuba. Dał mi kilka pomocnych rad jak ułatwić sobie nieco życie no i jeszcze raz przeanalizowaliśmy podstawy. Ostatecznie wróciłem do pokoju padnięty. Był już wieczór, ale i tak byłem zaskoczony, że Ariel już wrócił. W końcu ostatnio zostawał, że tak powiem po godzinach.

- Myślałem, że Virtui mają dużo pracy z tymi całymi wykopaliskami.

   Siedzący przy biurku anioł posłał mi znużone spojrzenie.

- Mielibyśmy, gdyby cokolwiek ruszyło do przodu. Zrobiliśmy wielki krok, po czym utknęliśmy. Taka prawda. Nie mamy nic. Dlatego Zafiel wysłała większość do domów. Nie ma sensu siedzieć w pracy, gdy tak naprawdę nie mamy co robić.

- Hmm... myślałem, że po znalezieniu wykopalisk będzie z górki.

- Też tak myślałem. Okazuje się, że jednak nie.

- Ale czegoś musieliście się dowiedzieć.

- Layla mówiła prawdę. To musiała być wieża strażnicza. Tyle udało nam się ustalić. Teraz... robimy to, co ty kiedyś wspomniałeś. Ustaliliśmy, na jaką mniej więcej odległość mógł być widoczny sygnał z wieży i staramy się znaleźć jakiś kolejny budynek. Jednak jak na razie... bezskutecznie.

- Myślisz, że... może Layla rzeczywiście coś nam zdradziła? Może czegoś po prostu nie dostrzegamy.

- Nie wiem Sky. Wiem tylko, że ta bezczynność mnie irytuje.

- Może powinienem pomóc ci się zrelaksować?

   Podszedłem do anioła i stanąłem za krzesłem, ułożyłem dłonie na jego ramionach i zacząłem je masować. Ku memu zadowoleniu wyrwał mu się cichy jęk.

- No widzisz? Jesteś spięty.

- Sky... to poważne sprawy.

- Wiem. Ale co mamy z tym zrobić kiedy nic nie możemy z tym zrobić? Sam ciągle o tym myślę. Wiesz w końcu... ciebie Layla lubiła. Spędzałeś z nią dużo czasu, ale... możliwe, że przy tobie bardziej się pilnowała. Ja... cóż... wyprowadzałem ją z równowagi tym, że oddycham, więc podczas naszych rozmów... to prawdopodobne, że coś mogło jej się wymsknąć, ale... nie mogę sobie nic takiego przypomnieć.

- Nie martw się tym tak.

- Acha. Ty też panie 'ty się nie martw, ja się pomartwię za naszą dwójkę'. Dziękuję bardzo, sam mogę odbębnić swoją część zamartwiania się.

- Naprawdę to robię?

- Tak. Gdybyś mógł, to wszystko byś robił za mnie. W tym czuł. Następnym razem możesz poprzeżywać za mnie migrenę.

- ... Może coś w tym jest.

- Może?

- No dobrze. Coś w tym jest.

- Nom. A teraz... kochamy się czy mam zrobić jakąś grę wstępną?

   Ariel nie zdołał się powstrzymać i prychnął śmiechem. Zadarł głowę do góry, by na mnie spojrzeć i uśmiechnął się zawadiacko.

- Wyglądam na takiego łatwego, co to nie potrzebuje nawet gry wstępnej?

- Wyglądasz na takiego, co nawet po ponad dwóch tygodniach celibatu ma ochotę na grę wstępną.

- Jestem cierpliwy.

- A ja nie.

   W jego zielonych oczach pojawiły się znajome iskierki. Wyciągnął ręce w górę i objął dłońmi moją twarz, po czym przyciągnął ją do swojej i pocałował mnie długo, acz delikatnie. Dwa tygodnie 'lizania ran' z mojej strony i pracoholizmu ze strony Ariela. Nic dziwnego, że ostatecznie obyło się bez gry wstępnej.

***

   Obudziłem się w środku nocy. Bez jakiegoś konkretnego powodu. Być może miałem jakiś koszmar, jednak nic takiego nie pamiętam. Zamknąłem oczy, mając nadzieję, że szybko na powrót zapadnę w sen. Oczywiście to nie mogło być takie proste. Kręciłem się chwilę przewracając z boku na bok, jednak całkowicie straciłem ochotę na sen. Świetnie.

   Zerknąłem na leżącego obok mężczyznę. Ariel leżał odwrócony do mnie plecami. Zawsze trzymał się swojej połowy łóżka. To ja byłem tym, co się rozwala i zabiera całą kołdrę. Anioł w przeciwieństwie do mnie miał bardzo spokojny sen. Oglądanie go było w sumie ciekawym zajęciem. Co prawda miał odsłonięte tylko ramiona i fragment pleców, ale potrafiłem wyobrazić sobie resztę. Jego długie ciemne włosy żyły własnym życiem. Ciekawe czy zamierza je ściąć. Cóż... jeśli to zrobi, to mam nadzieję, że niezbyt krótko. Lubię gdy są długie.

   Wziąłem jedno pasmo i zacząłem owijać je wokół swoich palców. Ariel nie wygląda na takiego, co by specjalnie pielęgnował swoje włosy, a jednak są zaskakująco miękkie i przyjemne w dotyku. Zapomniałem jednak, że anioł ma ten cholerny szósty zmysł.

- Dlaczego nie śpisz?

- Nie wiem. Obudziłem się i nie mogę zasnąć.

   Szatyn odwrócił się w moją stronę, wyrywając pasmo włosów spomiędzy moich palców. Przyglądał mi się z uwagą i odrobiną niepokoju.

- Miałeś koszmar?

- Nie. Chyba nie. W każdym razie nie pamiętam.

- Od dawna nie śpisz?

- Od dłuższej chwili.

- Może przynieść ci coś ciepłego do picia.

- Ariel nie traktuj mnie jak dziecko.

- Mógłbym przynieść ci ciepłego mleka. Może byś trochę podrósł i mniej przypominał dziecko.

   Posłałem aniołowi oburzone spojrzenie, co on skwitował szerokim uśmiechem.

- No kto by pomyślał, że z ciebie taki śmieszek.

- Za dużo czasu spędzam z tobą i twoimi uszczypliwościami.

- Ha. A wiesz, co ja ci powiem? To trochę niepokojące, że teraz nazywasz mnie dzieciakiem, a jeszcze kilka godzin temu tak o mnie nie myślałeś i robiłeś bardzo nieprzyzwoite rzeczy.

- Masz mnie. Wygrałeś tę słowną potyczkę, ale kiedyś w końcu cię pokonam.

   Szatyn przysunął się do mnie i delikatnie ucałował w czoło podczas gdy jego dłoń wylądowała na mojej nagiej talii. Jakoś nikt z nas nie przejmował się założeniem ubrań. W Kapitolu było ciepło, mimo że za oknem panowała zima.

- Nie chce mi się spać.

- Czyżbym nie zmęczył cię wystarczająco?

   Uśmiechnąłem się delikatnie i uszczypnąłem anioła w ramię.

- Jak najbardziej wystarczająco. Po prostu... nie chce mi się spać.

- Podobno takie chwile są doskonałe na rozmyślanie.

- Tak?

- Cóż... owszem. Ja gdy nie mogłem zasnąć podczas naszych wspólnych podróży wykorzystywałem ten czas na rozmyślenia.

- I o czym myślałeś?

- Głównie o tym, co ze mną będzie, bo w końcu zdradziłem mój naród... albo o tobie.

- Ach tak?

- Gdy byłeś w Piekle... wtedy myślałem już tylko o tobie.

- No, no...

- A ty, o czym myślałeś?

- O tym, że w Piekle dają dobre naleśniki.

- Przegrałem z naleśnikami.

- Przegrałeś z godnym przeciwnikiem.

- Dlatego zaakceptuję swoją porażkę.

- ... Musiałeś się bać. Wtedy gdy... no wiesz... postanowiłeś mnie tu nie przyprowadzać. Zaryzykowałeś wszystko dla kogoś, kogo dopiero co poznałeś.

- I nie mam czego żałować.

- ... Ciekawe jak potoczyłoby się to wszystko, gdybyśmy się wtedy nie spotkali.

- Czasem mam wrażenie, że to bogowie nas połączyli.

- ... Myślałem, że nie wierzycie w bogów. A przynajmniej nie tak... powszechnie.

- To... skomplikowane. Wierzymy, że bogowie istnieli, ale... niektórzy postrzegają ich w sposób religijny, a inni uważają, że była to po prostu jakaś niezwykle potężna rasa, która żyła przed nami. Wierzymy, że byli trochę jak my, ale mocniej związani z magią. Byli więc ci dobrzy zrodzeni z białej magii i ci mroczni zrodzeni z czarnej. Niektórzy uważają, że pierwsza Rada mogła być jakoś związana z bogami. To by wyjaśniało ich potęgę. Niestety nasza rasa jest stara i w pewnym momencie stała na skraju upadku. Tak naprawdę nie wiemy praktycznie nic o pierwszej Radzie. O tym, kim byli... jakie mieli umiejętności...

- A co z tymi mrocznymi bogami?

- Część legend mówi, że ponoć żyli w Tartarze i zostali tam uwięzieni gdy utworzono bramę. Niektórzy uważają, że demony to dzieci mrocznych bogów. My jesteśmy potomkami tych zrodzonych z białej magii.

- Hmm... nic dziwnego, że jesteście tacy aroganccy, skoro przypisujecie sobie pokrewieństwo z bogami.

- Raczej nikt w to nie wierzy. Jesteśmy mało religijni, ale różnego rodzaju legend znajdziesz u nas pod dostatkiem.

   Poprawiłem swoją poduszkę i usiadłem sobie, opierając się o nią. Ariel posłał mi zaciekawione spojrzenie.

- Muszę się w tym podszkolić. No wiesz. W waszej historii, kulturze, a nawet geografii. Naprawdę prawie nic o tym nie wiem, a przecież jestem tego częścią.

- Jednak dopiero od niedawna.

- Nie zmienia to faktu, że powinienem, choć odrobinę się tym zainteresować. W ten sposób może bardziej was zrozumiem i... poczuję się jak jeden z was. Nawet Layla mi to wytknęła. Powiedziała, że jestem tu obcy i miała rację.

- Layla mówiła wiele rzeczy.

- ... Nadal się zastanawiam czy nie powiedziała nam czegoś ważnego.

- Wiesz... wiele rzeczy dotarło do mnie gdy było już za późno. Wtedy w ogrodach... mówiła o stworzeniu lepszej przyszłości i nie widziałem w tym niczego podejrzanego. Przyprowadziłem ją do Kapitolu... przyprowadziłem wroga tam, gdzie przebywała Rada.

- Nie mogłeś wiedzieć... Poza tym to chyba ona nalegała, byś ją oprowadził.

- Owszem.

- Wiesz, mi też mówiła takie rzeczy. O tym, że niszczę spokój Nieba i to ona wie jak pomóc waszemu rodzajowi. W sumie... widziałeś może Laylę na balu?

- Nie. Zwróciłbym na nią uwagę dlatego byłem zaskoczony gdy powiedziałeś, że tam była.

- ... Ja... w sumie poza tą rozmową w bibliotece też jej nie widziałem.

   Coś w mojej głowie zaskoczyło. Miałem wrażenie, że jestem blisko czegoś niezwykle ważnego. Tylko jeszcze nie wiedziałem, co to jest.

- Ej Ariel... to Layla chciała, byś oprowadził ją po Kapitolu prawda?

- Tak.

- A później pojawiła się tu w dniu balu.

- Zapewne była zaproszona.

- Jednak nie przyszła na bal. Skorzystała jednak z okazji, by wejść do Kapitolu i... może czegoś tutaj szukała.

- ... O czym myślisz Sky?

- ... Ubieraj się. Natychmiast.

   Wyskoczyłem z łóżka i zacząłem zbierać swoje ubrania z podłogi.

- Co się stało?

- Chyba wiem co znalazła Layla.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top