Rozdział 66

[Jest taka sytuacja: jutro nie wiem czy będę miała możliwość wstawienia rozdziału z rana, więc wstawiam już dziś.

Poza tym chciałam zapytać czy wolicie rozdziały w piątki wieczorkiem jak dziś, czy w soboty z rana (czyli jak wstanę... No czyli jak do tej pory)?

Ps: Błędy pewnie są ale już nie mam siły sprawdzać po raz trzeci... Wybaczcie 😅

Ps2: nie wiem czy rozdziały będą co tydzień ale postaram się! Zależy jaki mi plan na studiach dowalą 😔]

Mammon

- Słyszałeś, że...

Umilkłem i zatrzymałem się w pół kroku. Lucyfer spojrzał na mnie, na leżącego obok anioła i znów na mnie. Przysunął palec do ust w geście o oczywistym znaczeniu i wrócił dla czytania.

- Tooo... mam iść po popcorn czy najlepsze już mnie ominęło?

- Śpi tutaj, bo ma doła. Tak myślę. No i jest tak padnięty, że... no zasnął tu. To mówi samo za siebie.

- Hmmm... w takim razie chyba nie będę przeszkadzać. Aczkolwiek możesz mnie zawołać, jeśli sytuacja jakoś ciekawie się rozwinie.

- Będę pamiętał. Przyszedłeś z jakiegoś powodu? Jeśli tak to się nie krępuj.

- Nic ważnego... ale pomyślałem, że zechcesz wiedzieć.

- Śpi jak zabity. A ja jestem ciekaw czy może chociaż wy robicie jakieś postępy.

- No dobra. Rozmawiałem z Amdusias. Zgarnęła Sky'a i z Zadkielem próbowali wyciągnąć z niego więcej na temat Artefaktów.

- Ustalili coś ciekawego?

- Możliwe... Jeszcze nie wiedzą co z tym zrobić.

- Każda informacja się przyda. Błądzimy w całkowitych ciemnościach, więc przydałby się, choć mały promyczek, który wskazałby nam drogę.

- ... Jakiś jesteś dziś poetycki... gdyby nie to, że siedzimy w Niebie, pomyślałbym, że coś paliłeś.

Lucyfer westchnął ciężko i przewrócił stronice księgi. Nie podniósł nawet wzroku.

- Chciałbym.

- Nie będę cię dobijać.

- W takim razie zdradź mi te najnowsze ploteczki, bo jak widzisz, nie mogę już usiedzieć z ciekawości.

- Ten sarkazm jest niepotrzebny. No ale niech ci będzie.

Zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem na biurku. Tutaj też było mnóstwo papierów. Chyba muszę tu później wpaść i je posegregować. Lucyfer ma problemy z utrzymywaniem porządku. Poza tym segreguje wszytko w dziwny sposób tak, że tylko on rozumie, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Gdyby nie ja straciłby połowę swoich ziemskich majątków. Akty własności trzyma z pozwami, co jest co najmniej mylące. Co prawda ludzie, za których się podaje, nie istnieją, więc to prokuratura miała problem, a nie on, jednak mimo wszystko, żeby nie rzucać się w oczy, trzeba przestrzegać podstawowych ludzkich praw... a przynajmniej jeśli się chce od czasu do czasu żyć wśród ludzi.

Kiedyś było łatwiej. Znajdowało się kawałek ziemi gdzieś w ładnej okolicy i budowało pałac. A teraz jak coś postawisz, to zaraz przyjeżdżają jacyś wkurzający ludzie i pieprzą o samowolce budowlanej.

Zgarnąłem kilka porozrzucanych po biurku kartek i ułożyłem je w ładny stosik. Tak... zdecydowanie muszę tu zrobić porządek. Teraz jednak mam inną robotę.

- Zadkiel i Amdusias chyba odkryli coś interesującego. Przynajmniej oni tak twierdzą, a ja po usłyszeniu o tym jestem skłonny podzielić ich ekscytację. Częściowo. Okazuje się, że magia Klucza zaskakująco przypomina magię naszego małego diabełka.

- Młody coś o tym wspominał. Dlatego mógł otworzyć skrzynię z taką łatwością. To niezła zagwozdka czyż nie? W końcu nasz Nefalem jest ponoć wyjątkowym okazem.

- Tak. Oni też mocno się tym zainteresowali. Wracając jednak do tematu... Zadkiel twierdzi, że Klucz... ten, który posiadali i który im skradziono, był zapewne taki sam jak ten ze skrzyni. Przynajmniej tak wynika z opisu Sky'a. Nie licząc najwyraźniej materiału, z jakiego zostały wykonane.

- Biały i czarny sztylet... Czy to nie jest dość spory... zbieg okoliczności?

Spojrzałem na Lucyfera i nasze oczy na chwilę się spotkały. Nie lubię, gdy patrzy na mnie w ten poważny sposób. Znacznie łatwiej jest mi myśleć o nim jako idiocie. No ale cóż... Teraz jest przede mną mój Pan.

- W każdym razie Zadkiel miał dostęp do Klucza. Uważa, że jego magia jest bardziej... pierwotna od anielskiej magii. Dlatego był tak zagadkowy. Znali mniej więcej jego możliwości. Nie używali go, bo nie wiedzieli jak wykorzystać poprawnie jego moc. Tak jest z większością starych Artefaktów. Nawet my nie wiemy jak używać naszych.

- Ciii... Ściany mają uszy, a anioły nie muszą jeszcze wiedzieć, że też mamy kilka.

- Och bez przesady. Twój kochaś nas nie słyszy. Zresztą i tak są bezużyteczne. Trzymasz je jako ozdoby. Zresztą oni też, tylko w skarbcu, żeby dodać wszystkiemu patosu. To tylko stare przedmioty, które mają w sobie odrobinę magii. Zadkiel to przyznał tylko nie tak bezpośrednio. Klucz był w tym wypadku nieco inny. Magia w nim była inna... Silniejsza. Ponadto użyto go kilka razy. Działał, tak jak myśleli, że powinien działać. Teraz zastanawiają się, czy to aby na pewno niszczenie magicznych barier było jego podstawową funkcją.

- No dobrze. A co takiego dziwnego jest w magii Klucza? Z tego, co zrozumiałem, ta dziwność polega na tym, że przypomina magię naszego skrzata.

- ... Dobrze, że kociak nie słyszy, jak go nazywamy za jego plecami.

- Wracając do tematu...

- Już, już. Zadkiel twierdzi, że do tej pory uważali, że to jakiś stary rodzaj magii. Jakieś zaklęcie lub zapomniany sposób posługiwania się magią. Jednak ze słów Sky'a wynika, że ta magia jest niepokojąco podobna do jego magii. Jakoś do tej pory nie zwracaliśmy na to zbytniej uwagi... ale to dość ciekaw czyż nie? Jak wcześniej wspominałem Amdusias i Zadkiel są skłonni uwierzyć, że artefakty mają w sobie pierwotną moc.

- ... Pierwotna magia mówisz... Ciekawe. Czy kiedyś nie mówiono o tym? Wydaje mi się, że tak. Była taka teoria. Czy może bardziej wierzenie czyż nie? Ci co bardziej religijni w to wierzyli. Artefakty to przedmioty tak stare, że już dawno powinny zostać z nich strzępki. A jednak w większości trzymają się dość dobrze. Metal już dawno powinien ulec korozji. Tkaniny powinny się rozłożyć a farby wyblaknąć. Tymczasem te przedmioty są wciąż zdatne do użytku. Nawet najlepszy anielski miecz wyszczerbi się, jeśli przez tysiąclecia będzie leżał w jakiejś dziurze w ziemi, dopóki ktoś go nie znajdzie.

- Ustalono, że w artefaktach jest magia i to ona trzyma je przy życiu.

- Tak. Były jednak różne teorie na temat tejże magii. Ostatecznie ustalono, że to po prostu anielska magia. Jakaś technika, która odeszła w zapomnienie. Poza tym artefakt artefaktowi nierówny. Im starszy, tym cenniejszy... i bardziej obcy. Założono więc, że po prostu ta technika zaczęła ulegać zmianie. Im nowszy Artefakt, tym bardziej przypomina te nasze współczesne. Te starsze natomiast są zagadką. Głównie dlatego, że nasze Artefakty nie wytrzymałyby tak długo.

- ... Tak... o tym wiem. Chodziłem do szkoły... czasem.

- Swego czasu... być może teraz też są tacy, ale nie jest ich tak wielu. W każdym razie. Swego czasu niektórzy uważali, że te najstarsze artefakty są wyjątkowe, bo pochodzą od bogów.

- Ach... rzeczywiście. Jak mogłem o tym zapomnieć? Jestem pewny, że moja matka coś o tym pieprzyła. Ciągnęła mnie do Kapitolu, gdy był otwarty dla ludu i modliła się przy tych cholernych błyskotkach. Te najstarsze artefakty pochodzą ponoć z czasów, gdy byliśmy bliżsi bogom. Wierzyła, że obdarowali nas cząstka swej mocy... poprzez artefakty. Ponoć miały one pomóc nam walczyć z demonami.

- Tak. Wiedziałem, że zrozumiesz.

- Biorąc pod uwagę, że jeden z artefaktów w pierwszym kręgu sprowadza płodność na zwierzęta hodowlane to mam pewne wątpliwości.

- Też sprzeczałbym się z tą teorią i mój sceptycyzm religijny nie jest jedynym powodem.

- Więc w sumie, do czego zmierzasz?

- Niczego szczególnego. Po prostu pozwalam moim myślom płynąć.

- ... Jeśli magia w Artefaktach pochodzi od bogów i jest jednocześnie podobna do magii Sky'a to chyba musielibyśmy postawić mu kapliczkę. Widziałem jednak jak krwawi, płacze, rzyga, smarka się i inne ciekawy rzeczy, które stawiają jego boskość pod znakiem zapytania.

- To by było ciekawe. Dobrze mieć bóstwo po swojej stronie. Ale też powątpiewam w boskość naszego niziołka.

- Ale... coś w tym jest. Nie w boskiej magi... ale tej pierwotnej. I mam wrażenie, że masz pewne domysły.

- Pewne... raczej teorie.

- Którymi zapewne się nie podzielisz.

- Nie chcę jeszcze wygłaszać herezji. W każdym razie możemy chyba uznać, że Sky posługuje się pierwotną magią. Można to chyba jakoś wytłumaczyć czyż nie?

- Zadkiel ma teorię.

- Niech zgadnę. Nasz pupil posługuje się po równi czarną, jak i białą magią. Nasz świat swego czasu był przepełniony obiema. Bramy Piekielne nie istniały, a Tartar stał otworem. A więc nasz świat niejako także był złożony z tych dwóch elementów i mimo że istoty czarnej i białej magii próbowały się nawzajem pozabijać... Tak sama magia musiała jakoś utrzymywać harmonię. Tym jest pierwotna magia czyż nie? Dopiero po stworzeniu bram czarna i biała magia zostały oddzielone murem. I teraz mamy Elizjum z Niebem gdzie panuje biała magia i Piekło z Tartarem gdzie panuje czarna.

- I dlatego magia Sky'a jest tak podobna. Najstarsze artefakty pochodzą z czasów, gdy oba rodzaje magii współistniały. Tak jak współistnieją w Sky'u.

- Ta teoria ma sens.

- Ma... ale cię nie satysfakcjonuje.

- Jak ty mnie dobrze znasz.

- Czasem zapominam, że jesteś bystry.

- To przez mój urok osobisty. Odciąga uwagę od mojego intelektu.

- Czytaj sobie dalej. Ja idę zająć się czymś bardziej bezużytecznym.

- Nie kuś, bo zaraz pójdę w twoje ślady. W każdym razie dziękuję za informację. Uwzględnię to, co powiedziałeś w moich... poszukiwaniach.

Wstałem i ruszyłem do drzwi. To było w zasadzie wszystko co miałem do powiedzenia. Nim wyszedłem, zatrzymałem się jednak i spojrzałem na Lucyfera i jego towarzysza.

- Wiesz... skoro tak twardo śpi, to możesz to wykorzystać.

Lucyfer oderwał się od książki i zobaczyłem w jego oczach przebłysk zainteresowania... i czegoś jeszcze, a więc zdecydowanie wyobraził sobie, jak mógłby to wykorzystać. Nagle jednak całe podekscytowanie z niego uleciało.

- Myślę, że mógłby się połapać. I tak jestem zaskoczony, że zaufał mi na tyle, by być ze mną samemu w jednym pomieszczeniu, a nie wspomnę już o śnie.

- No ale wiesz, jak to mówią. Kto nie ryzykuje...

- Ten nie traci głowy?

- ... W zasadzie tak. To też.

- Idź kusić do złego kogoś innego.

- Masz rację. Jestem zbyt dobry, by marnować moje diaboliczne zdolności na ciebie.

Lucyfer posłał mi uśmiech, a ja odpowiedziałem tym samym, po czym wyszedłem. W zasadzie nie miałem nic więcej do roboty.

Diabełek ostatnio strasznie się uwziął na naukę i albo siedzi w sali treningowej ze swoim chłoptasiem, albo z Belzebubem. A czasem nawet siedzi w książkach z Gabrielem. Mam ochotę pójść do niego i namówić go na odrobinę obijania się, jedzenia lodów, odgadywania innych a może nawet seksu... To ostatnie byłoby mile widziane, ale Sky z jakiegoś powodu strasznie przeżywa moje zaloty. Zachowuje się jak aniołek, a wszyscy wiedzą, że do nich im daleko. W każdym razie, jeśli trafię na Belzebuba, to dostanę opieprz za to, że odciągam go od nauki.

Raum zaczęła bawić się z sierotami Gabriela, więc mojej przyszywanej bratanicy też nie podokuczam. A co do mojego aniołka... Wziął wolne. Ostatnio dużo się wydarzyło. Siedzi w domu i odpoczywa. Oczywiście z chęcią wpadłbym do niego, sprawdził, jak się ma i przeleciał, ale nie wiem gdzie mieszka, a nikt nie chce mi udzielić tej informacji. W takim wypadku zostaje mi... Hmm... Asmodeusz. W sumie... Czemu nie? Trzeba zacieśniać przyjacielskie więzy czyż nie?

Ruszyłem w stronę jego komnaty, ale po chwili uświadomiłem sobie, że zapewne go tam nie ma. Jest u swojego człowieka. Co do tego nie miałem wątpliwości. Nie pukałem, bo po co. Wszedłem do środka i zobaczyłem upadłego, ale bez swojego zwierzaczka.

- Mammon? Czemu zawdzięczam twoją wizytę?

- Nudzi mi się. Gdzie twój człowieczek?

Nie odpowiedział, ale wskazał ruchem głowy w stronę drzwi, które jak podejrzewam, prowadzą do sypialni.

- Śpi? Tak w biały dzień?

- Ostatnio bywa zmęczony.

- ... Więc w końcu się do niego dobrałeś?

- Nie. Chciałbym... ale nie. To innego rodzaju zmęczenie. Ostatnio... zaczyna pojmować, wszytko co się dzieje. Do tej pory jego umysł jakby blokował wszystko i przyswajał tylko to, co niezbędne. Myślę, że to po części ludzka rzecz. W każdym razie, od kiedy stał się bardziej świadomy otoczenie i ta cała sytuacja chyba zaczęły go przytłaczać. Sporo rozmawiamy. Dowiaduje się wielu nowych rzeczy. Jego umysł to przetwarza, aż stwierdza, że to już za dużo i idzie spać. Nie widzę niczego złego w kilku drzemkach. Zwłaszcza że robimy duże postępy.

- Wy robicie?

- Jakby nie patrzeć to ja go tresuję czyż nie?

- Sky zjeżyłby się na to słowo.

- Dlatego go użyłem.

Zaśmiałem się i skoro mnie nie wygoniono, postanowiłem się rozgościć. Usiadłem na sofie obok Asmodeusza, a gdy zobaczyłem szklankę na stoliku, poczęstowałem się. Upiłem łyk i lekko się skrzywiłem.

- Whisky?

- Lubię je. Mam go też dość mało więc docenię, jeśli nie opróżnisz do końca mojej szklanki.

Powąchałem trunek i upiłem jeszcze łyk, po czym odstawiłem szklankę na miejsce.

- Dość długo tu siedzisz. Czy to twój ludzki podopieczny sprawia, że jeszcze się nie znudziłeś?

- W pewnym sensie. Mogę go naprawić, więc próbuję.

- A jak już go naprawisz?

- ... Może przygarnę coś kolejnego.

Zerknąłem na niego, po czym stwierdziłem, że łże. Nie byłem pewny, ale dość przekonany. Z Asmodeuszem mamy dość podobne umiejętności. Pochodzą one z różnych źródeł, ale są podobne. Stąd byłem przekonany, że kłamie, ale postanowiłem to zignorować. W zasadzie nie obchodzi mnie, co zrobi ze swoim pupilem.

Przekręciłem się nieco, tak by móc położyć nogi na sofie i oparłem się wygodnie o ramię upadłego. Mruknąłem zadowolony i zastanowiłem się, czy jednak nie dopić tego whisky. Nie widziałem tego, ale byłem pewny, że Asmodeusz mi się przygląda.

- ... Znów masz chcicę?

- Głupie pytanie. Zawsze mam.

Upadły wydał z siebie coś pomiędzy prychnięciem a śmiechem.

- Więc co? Przyszedłeś znów zaciągnąć mnie do łóżka? Aniołki ci się skończyły?

- Ostatnio było fajnie... Więc czemu nie? Co prawda aniołki zaspokoiły moje potrzeby, ale od czasu do czasu ma się ochotę na zmianę. A żaden z nich nie wyraził ochoty ani nie wydawał się na tyle doświadczony, by mnie nieco sponiewierać.

- Ach... a więc znudziło ci się bycie tym... dominującym.

- Pfff. Zawsze jestem tym dominującym.

- No nie wiem. Nie wydawałeś się zbyt dominujący, gdy pode mną jęczałeś.

- Ty też nie gdy doszedłeś po trzech minutach.

- Ałć. Dobra wygrałeś.

Zamierzałem go jeszcze dobić, ale drzwi zaskrzypiały i nasza uwaga skupiła się na tym drobnym, wyglądającym na wiecznie przestraszonego człowieczku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top