Rozdział 46

Szczerze mówiąc, myślałem, że jestem twardszy. Naprawdę w swojej głupocie i naiwności uważałem moją sytuację za nie najgorszą. W końcu musiałem tylko tu siedzieć i czekać. Na początku nie wydawało się to takie straszne. W filmach, komiksach i książkach bohaterowie zawsze stawiają czoła przeciwnościom losu z uniesioną głową. Nigdy nie błagają o łaskę. Nigdy nie ulegają niecnym propozycjom wroga. Nie imają się samotności, podłym warunkom, czy nawet torturom. Jak już, to wychodzą z opresji silniejszymi. Otóż... filmy kłamią. A książki... pomijają tyle istotnych faktów.

Na przykład nie wspominają o tym, że brak możliwości określenia ile czasu minęło, jest swego rodzaju torturą. Haures stwierdziła, że przyjdzie za kilka dni. Ja miałem jednak wrażenie, że minął już tydzień lub dłużej. A co jeśli minęły zaledwie dwa dni... albo doba? W końcu czas tak bardzo się ciągnie. Nie wiem, jak długo śpię. Czy to tylko krótkie drzemki (to wyjaśniałoby, dlaczego wciąż jestem niewyspany) czy może śpię dłużej, niż mi się wydaje?

Zresztą... co to za sen. Budzę się co chwilę. Mam koszmary. Takie, które pokazują przeszłość, ale i straszną wizję przyszłości. A gdy nie śpię, nie jest lepiej. To okropne. Siedzieć w tym szarym pokoju. W samotności.

Gdy Samuel więził mnie w tym hotelu... gdy współpracował z Mephistophelesem... odwiedzał mnie. Dotrzymywał mi towarzystwa. Po prostu... był. Nie doceniałem tego wtedy. Byłem raczej zirytowany jego obecnością. Teraz jednak jestem sam. A samotność jest okropna. Ta... cisza. Nie przywykłem do niej. Tęskniłem za moim życiem w Kapitolu. Za głośnymi upadłymi. Uśmiechnąłem się lekko na wspomnienie ich kłótni, wybuchów śmiechu, nieprzyzwoitych piosenek, które czasem śpiewają, gdy opróżnią o jedną czy dwie butelki za dużo. Tak... samotność jest nie do zniesienia. Zwłaszcza gdy nie masz czym się zająć.

Ten pokój był taki... pusty. Dlatego minuty wlekły się jak godziny. Siedziałem i patrzyłem w ścianę przez większość czasu. No bo co innego miałem robić? Do tego dochodziło zimno i wilgoć. Moje ubrania były raczej cienkie, więc nie pomagały. Temperatura nie była na tyle niska, by mnie zabić, ale na pewno utrudniała życie. Palce mi drętwiały, gdy tylko wyciągnąłem je spod koca.

Co jeszcze? A no tak... całe moje ciało bolało od leżenia na podłodze. Próbowałem trochę poćwiczyć fizycznie. To wydawało się dobrym pomysłem. W ten sposób mogłem zapełnić czymś czas i rozgrzać się nieco. Z czasem jednak zrozumiałem, że to bardzo głupi pomysł. Byłem słaby. Nie wiedziałem, kiedy dostanę kolejny posiłek, więc nie powinienem marnować energii. Nie mówiąc już o tym, że z każdą godziną byłem bliżej odwodnienia.

Co prawda czasem budziłem się i znajdowałem w mojej celi niewielką miseczkę z wodą. Było jej jednak niewiele. Nie wystarczało, by ugasić pragnienie. Raczej tyle by podtrzymać mnie trochę dłużej przy życiu. Poza tym... byłem pewien, że woda nie pojawia się regularnie. Były bowiem momenty, gdy pragnienie doskwierało mi bardziej. Na głód nic nie mogłem poradzić. Gdy dodało się do tego jeszcze brak prawdziwego, długiego snu czas w celi zamieniał się w piekło.

Czułem, że jestem już prawie na skraju wytrzymałości. W filmach to nie wydaje się takie trudne. Może... może jestem po prostu słaby. Nawet nie wiem, ile tu siedzę. Nie wiem, ile jeszcze to potrwa. Wiem, że muszę się jakoś trzymać... jednak mam wrażenie, że w końcu tu oszaleję.

Gdy nie mam nic innego do roboty, to myślę. A moje myśli często mnie tylko dobijają. Dlatego by nie oszaleć, staram się skupiać na pozytywach. Na tym, że ktoś mnie szuka. Wracam wspomnieniami do Ariela. To stało się w sumie moim ulubionym zajęciem. Gdy myślałem o nim, choć na chwilę zapominałem o tym, gdzie się tak naprawdę znajduję. Byłem pewien, że Ariel zrobi wszystko by mnie uratować. Może już tu do mnie zmierza. Z tym rozgniewanym wyrazem twarzy... Wpadnie tu wściekły, zabije Haures, zabierze mnie stąd i nakarmi ciasteczkami. Zasnę w moim wygodnym łóżku w ciepłych ramionach Ariela. Muszę tylko wytrzymać trochę dłużej... i wszytko będzie dobrze.

Powtarzałem to w myślach w kółko. Starałem się nie rozpłakać. Czasem jednak zwyczajnie nie potrafiłem powstrzymać łez.

***

Ariel

Staliśmy w miejscu. Nie mieliśmy nawet drobnej wskazówki co do tego, gdzie może się teraz znajdować Sky. Błądziliśmy po omacku... a ja nie mogłem nie myśleć o tym, co teraz może mu się dziać. Modliłem się do bogów o jego zdrowie. O to by nie zsyłali na niego kolejnych cierpień. Wystarczająco wiele już przeszedł. Wiem, że Sky jest silny... ale jest nadal taki młody.

Przed załamaniem powstrzymywała mnie myśl, że na pewno wciąż żyje. Po części przekonanie to pochodziło ode mnie. Po prostu... nie przyjmuję innej możliwości. Jednak... były i logiczne argumenty utwierdzające mnie w tym przekonaniu. Potrzebują Sky'a. Nie chcieli go zabić tylko do czegoś wykorzystać. A więc Sky żyje. Będzie żył, dopóki będzie dla nich przydatny. Mam taką nadzieję. Nie może być inaczej. Po prostu... nie może.

Dzisiaj minęła szósta doba od jego zniknięcia. Nadal nie mamy żadnych informacji. A z każdym dniem, z każdą godziną szansę na to, że go znajdziemy... że będzie cały i zdrowy... maleją. I to w zatrważającym tempie.

Rada zwołała dziś zebranie. Mieli przedyskutować to, co wiemy o ruinach na Srebrnej Pustyni. Mógłbym kłócić się, że to nie jest teraz nasz priorytet jednak... to był jedyny trop, jaki mieliśmy. Wiemy, że za porwaniem Sky'a stoją Abaddon i jego poplecznicy. Wiemy, że byli w tych ruinach a pan Zadkiel zasugerował, że to, co tam znaleźli, mogło skłonić ich do podjęcia takiego ruchu. W takim wypadku może jeśli dowiemy się, co to jest czy chociaż po co tego potrzebują, będziemy mogli podjąć jakieś działania. Jeśli będziemy bliżej samego Abaddona będziemy też bliżej Sky'a. Na pewno nie zaszkodzi spróbować.

Rada była niekompletna a większość jej członków zmęczona i w pewnym stopniu zniechęcona ostatnimi porażkami. U części jednak nadal dało się dostrzec determinację. Upadli zdecydowanie byli dalecy od poddania się. Gabriel i Michael wydawali się z każdym dniem zyskiwać na sile. Jakby gniew podsycał ich chęci działania.

Ze mną było... różnie. Czasem nie mogłem usiedzieć w miejscu. Musiałem działać. Wypełniała mnie determinacja. Czasem po prostu... było tego za dużo. Czułem się przytłoczony. Tak bardzo się bałem. Byłem tak bardzo sfrustrowany tym, że nie mogę nic zdziałać. Myśl o tym, że mogę go stracić... paraliżowała mnie.

Teraz... teraz jednak nie było na to czasu. Musiałem się skupić. To ja odnalazłem to miejsce. Może będę mógł jakoś pomóc. Zafiel przedstawiła reszcie wszystkie szczegóły, które zawarłem w swoim raporcie. Gdy skończyła, Rada miała kilka problemów do omówienia. Lucyfer ewidentnie chciał mieć z głowy ten, który w jakimś stopniu go dotyczy.

- Nie wątpię w ocenę Zephona. Jeśli twierdził, że wyczuł czarną magię, to ją wyczuł. Jeśli twierdził, że przypominała moją, to przypominała moją. Szczerze mówiąc, nie znam upadłego, który miałby dokładnie takie moce jak ja. Jeśli chodzi o demoniczną magię, to wielu się nią posługuje. Są częścią moich oddziałów. Potrafią zamykać wyrwy, które samoistnie tworzą się w Piekle. Potrafią je też otwierać. Być może w tym leżało podobieństwo. Nie znam nikogo, kto kontrolowałby demony tak jak ja. Jakoś tak poszczęściło mi się w tej dziedzinie. Mógłbym kazać sporządzić jakąś listę. Jednak... na niewiele się na cokolwiek zda. Gdyby Tarys żył wtedy miałoby to sens. Rozpoznałby tę aurę, gdyby tylko się na nią natknął. Nie udowodnimy nikomu, że tam był. Mogę zapewnić, że prowadzimy pewne działania w Piekle. Obserwujemy kilka podejrzanych jednostek. Niemniej jeśli jakiś upadły znalazł się w Elizjum... to najwyraźniej mamy nowy problem. Belzebub potrafi podróżować między światami. Albo ktoś z naszych przeciwników ma podobną umiejętność, albo istnieją Bramy, które nie są pod waszą kontrolą.

Wszystkie spojrzenia skierowały się na Zadkiela. Anioł jako jedyny mógł mieć jakieś informacje na ten temat.

- Istnieje wiele starych Bram. Są jednak niestabilne. Nasi przodkowie je tworzyli. Później zamknęliśmy się za barierami i zostały zapomniane. Jestem w stanie wymienić z tuzin. Z tego, co pamiętam, znaleźliśmy ich... siedemnaście. Z tego trzy uznaliśmy za zdolne do użytku. Jednak... niebezpieczne. Reszta to zabytki. Miejsca mocy, które kiedyś może i dały się kontrolować jednak teraz kompletnie zdziczały. Marne resztki. Nigdy nie zwracaliśmy na nie uwagi. Były... nieistotne. Oczywiście z perspektywy historyka, są bezcenne. Wspomniałem o nich kiedyś na spotkaniu Rady. O ile dobrze pamiętam Haniel dość wyraźnie zasugerował wtedy, że nie mam zbyt wiele pracy, skoro zajmuję się takimi głupotami.

Zadkiel spojrzał wymownie w stronę wspomnianego przed chwilą anioła. Ten jedynie wzruszył ramionami. Szatyn kontynuował.

- Mówimy tutaj o bramach, które powstały za czasów pierwszej Rady... a może nawet wcześniej. Czy wróg może ich używać? Cóż... tak. Jak najbardziej. Wątpię jednak aby korzystali z którejś przez nas znanej. Tak się składa, że Zachariel był jedynym, który wówczas wydawał się zaintrygowany tymi znaleziskami. Myślałem, że to dlatego, iż jest człowiekiem kultury. Nawet niedziałające Bramy z historycznego i kulturowego punktu widzenia są wartościowe. Na resztkach kamiennych filarów na przykład odnaleźliśmy fragmenty zapisków i nieznanych nam run. Co więcej... runy te mogą okazać się teraz użyteczne.

Michael najwidoczniej też wykrył nutę ekscytacji w głosie anioła.

- Możesz rozwinąć?

- Oczywiście. Chodzi o ruiny, które przejęliśmy. Na ścianach komnaty, która była czymś w rodzaju strzeżonego magią skarbca, a także w innych część ruin, odnaleźliśmy te same symbole. To ten sam niezwykle stary język. Widać w nim pewne podobieństwa do tego, którym posługujemy się obecnie jednak nie na tyle, by móc go odczytać. Oczywiście moi ludzie robią co w ich mocy, by go odszyfrować. To samo robili ludzie Barachiela. Mamy ich notatki więc nie zaczynamy od zera. Jakoś udało im się odszyfrować ten język. W końcu otworzyli komnatę. Najwyraźniej jednak zniszczyli dokumenty z wynikiem ich badań. To... logiczne posunięcie. Muszę też przyznać, że udało im się dokonać tego niezwykle szybko. Możliwe, że mieli źródła informacji, do których my nie mamy dostępu. Niemniej... dialekt ten pojawia się też na innych naszych najstarszych zabytkach. Ostatnie dwa dni spędziłem na porównywania go do wszystkich możliwych wersji naszego języka. Odkryłem coś, co może znacząco przyśpieszyć cały proces. W tunelach pod Kapitolem znajdują się zapiski, które wydają się uproszczoną wersją języka, który pokrywa ściany ruin. W skrócie, by nie męczyć was niezwykle skomplikowanym i pełnym niuansów procesem tłumaczenia tego prastarego języka... Najpierw spróbujemy jak najwięcej wyciągnąć z tej uproszczonej wersji. To będzie łatwiejsze. Następnie spróbujemy dopasować z niej jak najwięcej do naszego tajemniczego dialektu. Dalszy proces będzie żmudny i w dużej mierze jego długość zależy od tego, jak zgodne będą te dwie odmiany języka. Nie wspomnę już o tym, jak monumentalne to odkrycie w dziedzinie lingwistyki... Znaleźliśmy pierwotną wersję naszego języka. Tak inną od tego, czym posługujemy się dzisiaj. Nie muszę chyba mówić, że język to także magia. Prastare zaklęcia, których przeznaczenie może odkryjemy. Tak więc... W wielkim skrócie. Potrzebujemy kilku tygodni o ile nie miesięcy, by przetłumaczyć cały tekst, który nam wysłano, a który pokrywa ściany głównych komnat w tej... twierdzy. Z notatek zostawionych przez... poprzednich badaczy, a także naszych obserwacji wynika, że coś tam przechowywano. Na razie wiemy tylko tyle. Gdy uda nam się dowiedzieć czegoś nowego i istotnego na pewno będę informował was na bieżąco. Mogę jedynie zapewnić, że mamy do czynienia z bardzo starą magią. Taką, która już dawno została zapomniana.

Haniel zmarszczył brwi i postanowił podzielić się swoimi wątpliwościami.

- Cóż wydaje mi się, że jednak nie taka zapomniana skoro nasi wrogowie jej szukali i najwyraźniej dokładnie wiedzieli, czego szukają. To raczej my nie mieliśmy o niej pojęcia. Oni skądś mieli informacje.

Wyjątkowo musiałem przyznać Hanielowi rację. Abaddon tym wszystkim kierował. To on musiał skądś mieć tę wiedzę. Jednak skąd? Nawet pan Zadkiel nie miał pojęcia o tych ruinach. A ma dostęp do wszystkich ksiąg w Niebie i niezwykłą pasję do nauki. Gdyby choć natknął się na jakiś dokument, mówiący o tajemniczej budowli na terenach Srebrnej Pustyni to poruszyłby całe Elizjum, by dowiedzieć się o tym wszystkiego. Jakim cudem ta wiedza do niego nie dotarła, a posiada ja jakiś anioł, o którym nikt nie słyszał? Może Abaddon był naukowcem? Brał udział w kampaniach prowadzonych przez Zadkiela? Tych, które badały teren Elizjum poza barierami Nieba. To jednak wciąż nie tłumaczyłoby wielu rzeczy. Wszyscy wydawali się zastanawiać nad słowami Haniela. W końcu trafił w sedno. To Gabriel przerwał ciszę.

- Myślę, że... że ta wiedza może wcale nie pochodzi stąd.

Wyrazy twarzy pozostałych członków Rady wyrażały dezorientację a w przypadku Zadkiela szczere zainteresowanie.

- Co masz na myśli Gabrielu?

- Ja... nie jestem człowiekiem nauki. Jednak od długiego czasu dążyłem, byśmy pogodzili się z naszymi upadłymi braćmi, bo dostrzegałem niezwykle wiele korzyści.

- Do czego zmierzasz?

Michael powiedział to, co pewnie wielu cisnęło się na usta.

- Odkąd połączyliśmy siły z naszymi braćmi, coraz więcej dowiadujemy się o Piekle. Może... Po prostu... To tylko taka myśl... Zmierzam do tego, że Abaddon najwyraźniej od dłuższego czasu spiskuje i ma kontakty z upadłymi. Może to jest źródło jego wiedzy. Może informacje, które posiada, nie pochodzą z Nieba.

- Jednak czego o Niebie mógłby dowiedzieć się w Piekle?

- ... Bramy zostały stworzone przez anioły. Przez poświęcenie tysięcy naszych braci i sióstr... naszych przodków. Wiemy, że tam są. Wiemy, że mają jakiś związek z naszą rasą. Innymi słowy, gdy Lucyfer osiedlił się w Piekle... to nie był pierwszy raz, gdy stanęła tam anielska stopa. Nasi przodkowie tam byli. Może coś po sobie pozostawili. Lucyferze?

Upadły wydawał się zaintrygowany słowami Gabriela. Jakby nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał. W zasadzie... nikt się chyba nad tym nie zastanawiał. Piekielne Bramy od zawsze były tajemnicą.

- Cóż... nie mogę powiedzieć zbyt wiele, ale...

Nagle upadły zamarł. Po prostu przerwał w połowie zdania i przez chwilę wpatrywał się przed siebie nieobecnym wzrokiem. W końcu jakby się otrząsnął.

- Zadkielu... pokaż mi te zapiski.

- Słucham?

- Pokaż mi je. Te, które pokrywają te ruiny. Natychmiast.

Ton Lucyfera nie był rozkazujący. Wręcz przeciwnie brzmiała w nim nutka niepewności. Jakby sam nie wierzył, że mówi to, co mówi. Jakby był pewien, że robi coś głupiego, ale jednak postanowił spróbować.

Zadkiel wahał się przez chwilę, jednak w końcu wstał i wyszedł na korytarz. Po kilku minutach wypełnionych ciszą wrócił i położył przed Lucyferem gruby notes, w którym najwyraźniej na własną rękę badał symbole.

- Tutaj są wszystkie zapiski z głównej komnaty. Tej, która prowadziła do tego, nazwijmy to skarbca. Na tej stronie są symbole z drzwi, które były chronione zaklęciami. To chyba magiczne runy. Podobnymi zapisano ściany skarbca. Są tutaj.

Zadkiel mówiąc, pokazywał Lucyferowi konkretne strony. Ten przypatrywał się im z uwagą. Gdy skończył mówić, anioł wrócił na swoje miejsce.

Przez prawie minutę wszyscy przypatrywali się z uwagą Lucyferowi przeglądającemu notes. Upadły miał wyjątkowo poważny wyraz twarzy. W końcu odetchnął głęboko i wyprostował się w swoim krześle.

- Mammonie, Belzebubie... ty też Asmodeuszu... zerknijcie na to proszę.

Upadli przybliżyli się i nachylili nad notesem. Przez chwilę ponownie zapanowała cisza przerwana przez Mammona.

- O cholera.

Lucyfer skrzywił się lekko. Pierwszy raz widziałem u niego taki wyraz twarzy.

- Dokładnie. O cholera.

Najwyraźniej upadli nie zamierzali spieszyć z wyjaśnieniami. Na szczęście Uriel zdecydował się ich pospieszyć.

- Co się stało? Lucyferze, wiesz coś o tych runach?

- Nie. Nie bardzo. Tylko... czy może któreś z was przyglądało się kiedyś Piekielnym Bramom?

Zadkiel wyraźnie zaintrygowany pośpieszył z odpowiedzią.

- Cóż mamy dostęp tylko do pierwszej z nich. Tej, która bezpośrednio oddziela nas od Piekła. Poza tym raczej nie... nie zbliżamy się do nich. To zakazane. Co prawda Rada jest do tego upoważniona. To jednak daleka podróż na zachód. Od niedawna Amdusias dzieli się ze mną informacjami o Bramach.

- No dobrze. A wiecie, że się od siebie różnią?

- Oczywiście. Pod względem mocy.

- Nie. Nie tylko pod względem mocy. Wyglądają inaczej. Bardzo podobnie, ale jest pewna różnica. Widziałem trzy pierwsze. Ta najsłabsza... no wiecie, jak wygląda. Na drugiej... są jakieś zapiski. Na trzeciej jest ich więcej.

Zapanowała cisza a spojrzenia, które reszta posłała w stronę upadłych, były wymowne. Lucyfer kontynuował.

- To są te same runy. Jestem tego pewien. Nie dokładnie te same, ale rozumiecie, o co chodzi. Ten sam język. Kojarzę te symbole. Niejednokrotnie je widziałem. Cholera, są w mojej sali tronowej. Na ramie Bramy. Domyśliłem się, że to jakieś zaklęcia. Nie wiem, czy to cokolwiek zmienia. W końcu wiemy, że Bramy pochodzą z tego samego okresu więc to logiczne, że posługiwano się wtedy tym językiem. Jednak... to nadal dość szokujące odkrycie. Jeśli odszyfrujecie tekst na ścianach tego skarbca... jeśli to rzeczywiście magiczne runy... to będziemy mogli rozszyfrować te na Bramach. Może nawet... dowiemy się jak powstały. Jakiej magii użyto. A szczerze mówiąc... chyba wolałbym, by nikt nie posiadał tej wiedzy.

Sądząc po twarzach zebranych... wielu podzielało opinie Lucyfera.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top