Rozdział 40

Ariel

   Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie znalazłem nic co podpowiedziałoby mi gdzie jest teraz Sky. Na biurku stał talerz, na którym zostały trzy ciastka. Przez chwilę miałem ochotę spróbować jednego, ale zrezygnowałem. Sky zauważyłby zniknięcie jednego ciastka z całego stosu, więc tym bardziej zauważy zniknięcie jednego z trzech. Podejrzewam, że uznałby to za niecny akt. Nie lubi, jak ktoś dotyka jego słodkości. Mógłby się na poważnie obrazić, gdybym zjadł ciastko, które ewidentnie zostawił sobie na później.

   To w sumie i tak dziwne, że coś udało mu się zostawić. Niejednokrotnie widziałem, jak zostawia coś 'na później' i zjada to po pięciu minutach. On zwyczajnie nie potrafi wytrzymać w jednym pomieszczeniu z żadnym wypiekiem bez zjedzenia go. To trochę urocze. To jak lubi słodycze. Może powinienem jutro przed służbą zabrać go na herbatę i ciasto...

   Usiadłem na łóżku i zastanawiałem się, czy powinienem tu na niego poczekać, czy może iść go poszukać. Podejrzewam, że jak tylko dowie się, że wróciłem, natychmiast tu przybiegnie. Więc jeśli zacznę go szukać to możliwe, że się miniemy. Może właśnie trenuje. Musiałbym zajrzeć do Sali Treningowej, ale równie dobrze może ćwiczyć na zewnątrz. Jest ładna pogoda. Mógł wybrać się do biblioteki albo właśnie przebywa z upadłymi w ich apartamentach. A może odwiedza pana Gabriela? To prawdopodobne. Mógł też wybrać się do lecznicy Rafaela. Zafiel wspominała, że Sky nie czuł się zbyt dobrze po tych wszystkich wydarzeniach.

   Chyba nie ma sensu go szukać. Czekałem tak długo to poczekam jeszcze chwilę. Nie bardzo wiedziałem jednak czym się zająć. Mógłbym pójść wziąć kąpiel, jednak trochę obawiam się, że Sky przyjdzie w tym czasie. Chociaż... mogę zostawić mu wiadomość. Jeśli przyjdzie do tego czasu, to może do mnie dołączy...

   Napisałem krótką notkę i ruszyłem do łaźni. Mięśnie miałem obolałe i nie mogłem się doczekać, by zmyć z siebie bród podróży. Miałem wrażenie, że piasek miałem wszędzie. Wypłukałem go sporo z włosów. Nie śpieszyłem się. To było niezwykle relaksujące. Niestety, mimo że spędziłem w wannie sporo czasu Sky do mnie nie dołączył.

   Gdy wróciłem do pokoju, jego wciąż nie było. Z braku pomysłu co ze sobą zrobić pościeliłem łóżko, bo Sky nie miał w zwyczaju tego robić. Tak samo było tym razem. Osobiście lubię, gdy wszystko jest uporządkowane. Poza tym było tu raczej czysto. Chciałem posprzątać też trochę na biurku. Leżało na nim kilka książek. Czy raczej było ustawione w niestabilną wieżę. Ułożyłem je równiutko. Poza nimi i tacą z przekąskami Sky'a znajdował się tu też szkicownik. Sky najwyraźniej wrócił do rysowania.

   Przekartkowałem go szybko by dojść do najnowszych rysunków. Poczułem ciepło na sercu, gdy zobaczyłem kilka stron... mnie. Muszę przyznać, że poczułem się nieco dumny, że z tylu rzeczy i osób, które mógł narysować, wybrał mnie. To były tylko szkice wykonane z pamięci, ale były dość dobre.

   Znalazłem portret, który wykonał jeszcze w trakcie naszej podróży. Czy on już wtedy... czuł coś do mnie? Pamiętam, że strasznie się zarumienił, gdy powiedziałem mu, że go widziałem. Właściwie, gdy tak sobie pomyślę... Sky od samego początku reagował na mnie w dość specyficzny sposób. Na początku był taki nieśmiały i przestraszony.

   Pamiętam nasz pierwszy pocałunek. Odwzajemnił go, ale był przy tym taki niepewny. Kompletnie nie wiedział co zrobić. Czerwienił się, nawet gdy chwytałem go za rękę. Z czasem stał się bardziej... pewny siebie.

   Tak to przede wszystkim to się zmieniło. Wcześniej nieco się bał, nie wierzył w siebie. Wiem, że bardzo obawiał się tego, że problemem dla mnie będzie jego płeć. Poza tym miał nieprzyjemne wspomnienia związane z bliskością innych mężczyzn. To wszystko sprawiało, że nie był w pełni sobą.

   Teraz jednak jest pewniejszy niż kiedykolwiek. Lubię go takim. Lubię jego pełne pasji pocałunki. Lubię to, jak czasem przejmuje inicjatywę. Przede wszystkim jednak uwielbiam to, że nie boi się już wprost powiedzieć i pokazać co czuje.

   Usiadłem przy biurku i zacząłem dokładniej przeglądać jego prace. Nigdy nie znałem się na sztuce. Moje umiejętności rysownicze są dość... żałosne. Dlatego zawsze podziwiałem ludzi, którzy potrafią tworzyć sztukę. W jakiejkolwiek postaci.

   Czas mijał, a ja czekałem. W końcu usłyszałem, jak ktoś otwiera drzwi i niemal poderwałem się z miejsca. Poczułem nagłą ekscytację na myśl, że to ten moment. Gdy drzwi jednak otworzyły się, mój entuzjazm opadł. To nie był Sky. Niemniej przywitałem gościa ciepłym uśmiechem i skłoniłem się lekko w wyrazie szacunku.

- Panie Gabrielu. Miło pana widzieć.

- Witaj Arielu. Słyszałem, że wróciłeś. Rad jestem, widząc cię zdrów.

- Ja także cieszę się, że pana widzę.

   Anioł rozejrzał się po pomieszczeniu i wydawał się lekko zaskoczony.

- Sky'a tutaj nie ma?

- Nie. Niestety jeszcze go nie spotkałem.

- Naprawdę? Byłem pewny, że jest z tobą i dlatego nie przyszedł.

- Był z panem umówiony?

- Tak. Przychodzi do mnie na lekcje. Codziennie. Stał się bardzo pilny. Pierwszy raz nie przyszedł. Dowiedziałem się, że przyjechałeś, więc pomyślałem, że wypadło mu to z głowy. Chciałem tylko zapytać go, czy jutro zamierza przyjść. No i oczywiście chciałem zobaczyć ciebie. Jednak... przyznam, że mnie zaskoczyłeś.

- Czekam tu na niego już od prawie dwóch godziny. Może jest zajęty czymś innym.

- Możliwe. To jednak niepodobne do niego, by tak po prostu nie przyjść, nie odwołując uprzednio spotkania.

- Rzeczywiście... Na pewno musiał mieć jakiś powód, by się nie zjawić.

- Może źle się poczuł? Poszukam go w lecznicy Rafaela. I tak miałem do niego zajrzeć.

- Dobrze. Ja... pójdę do kwater upadłych. Może gdzieś go widzieli.

   Nie zwlekałem z tym. Od razu szybkim krokiem ruszyłem do części Kapitolu zajmowanej przez Lucyfera i jego ludzi. Nie podobało mi się to wszystko. Sky może i czasem bywał porywczy i nieodpowiedzialny, ale wiem, że lubi Gabriela i na pewno znalazłby chwilę, by przekazać mu wiadomość. Niekoniecznie osobiście, ale dałby mu jakoś znać, że się nie pojawi.

   Martwię się. Naprawdę się martwię. Sky tak często wpada w tarapaty. Może zemdlał? Skoro czuł się źle... coś takiego mogło mieć rację bytu. Szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że może brał udział w jakimś... spotkaniu upadłych. Wolałbym go znaleźć pijanego leżącego na ich kanapie niż chorego i nieprzytomnego w lecznicy.

   Gdy jednak wszedłem do bawialni, zobaczyłem tam tylko Belzebuba, Mammona i... jakąś małą dziewczynkę. Blondyn uśmiechnął się szeroko.

- Aniołku! Wróciłeś! Co tu robisz? Sky wypuścił cię z łóżka? Niech zgadnę... kazał po mnie posłać? Z chęcią dołączę.

   Kompletnie zignorowałem paplanie upadłego. Zastanawiałem się gdzie może być Sky skoro nie ma go tutaj. Pozostaje jeszcze Lucyfer i Asmodeusz. Może jest z którymś z nich.

- Ej aniołku? Skąd ta mina? Wyglądasz, jakbyś miał niestrawność.

- Widzieliście dzisiaj Sky'a?

- Dzisiaj... nie. A co nie możesz go znaleźć?

- Wygląda na to, że nikt nie może go znaleźć.

- Belzebub z nim dzisiaj był.

   Z nadzieją spojrzałem na bruneta. Może on wie gdzie mógł wybrać się Sky.

- Rano stawił się na treningu punktualnie. Byłem z nim od jedenastej trzydzieści do trzynastej trzydzieści. Później już go nie widziałem. Zapewne poszedł coś zjeść, wykąpać się i wrócił do pokoju odpocząć. Wiem, że później miał się spotkać z Gabrielem.

- Miał, ale się nie pojawił. Nie poinformował go też, że dzisiaj nie przyjdzie.

   Upadli wymienili spojrzenia. Oni też wyczuli w tym coś niepokojącego.

- Może jest z Lucyferem albo Asmodeuszem.

- Wątpię aniołku. Lucyfer jest ostatnimi czasy zajęty. A jeśli Sky by czegoś potrzebował, prędzej udałby się do nas. Asmodeusz jest u siebie z tym swoim człowieczkiem. Możesz sprawdzić, czy nie ma tam naszej zguby, ale szczerze w to wątpię. Może wyszedł na spacer. Lub sam nie wiem... Może usłyszał, że dzisiaj wrócisz i wyszedł ci na spotkanie, ale zwyczajnie się minęliście.

- Może... jednak jestem w Kapitolu już od prawie trzech godzin. Myślę, że do tego czasu by wrócił.

- Rzeczywiście... no dobra. Ja sprawdzę u Asmodeusza. Belzebubie znajdź Lucyfera i sprawdź, czy nie było i nie ma z nim młodego. Ty aniołku popytaj strażników przy wejściu. Jeśli gdzieś wyszedł to na pewno głównym wyjściem. Musiał ich minąć.

- Zapewne od tego czasu nastąpiła już zmiana...

   Nagle mnie olśniło. Owszem może i nastąpiła zmiana warty, ale jeśli będę miał szczęście, ta kobieta wciąż nie została zmieniona.

- Sprawdzę to.

   Nie mówiąc nic więcej, biegiem ruszyłem do głównych wrót. Miałem wyjątkowe szczęście. Kobieta rzeczywiście wciąż była na swoim stanowisko. Wyraźnie zmęczona i podirytowana, ale tam była.

- Przepraszam?

- Och to ty. Dziękuję, że powiedziałeś o mnie pani Zafiel. Niestety mój zamiennik się nie zjawił, a ja muszę stać tu jeszcze przez najbliższą godzinę. Jednak dostanę nadgodziny.

- Jak długo jesteś na warcie?

- Zaczęłam o dziesiątej no i wciąż tu stoję.

- Widziałaś może dzisiaj Sky'a?

- Kogo?

- Alexisa. – Zapomniałem, że tylko bliscy posługują się jego ludzkim imieniem. – Nefalema.

- Och. Nefalema. Tak. Widziałam go dzisiaj.

- Wiesz może, która była godzina?

- To było koło południa. Wyszedł, a za jakieś dwie godziny wrócił. Był w stroju do treningu, a jak wracał, to ledwo chodził, więc pewnie coś trenował.

- Więc... nie widziałaś go później.

- Nie.

- Na pewno?

- Na pewno. Wyróżnia się więc bym go zapamiętała. Zresztą... nawet gdyby się nie wyróżniał to bym zapamiętała. Poważnie podchodzę do mojej pracy, nawet jeśli przełożeni to wykorzystują, wciskając mi niezapowiedziane nadgodziny.

- Może przechodził, gdy byłaś na przerwie.

- Cóż... może. Nie trwają one dłużej niż pięć minut, ale rzeczywiście mógł wtedy wyjść. Zapytaj Erelima. Może wyszedł podczas jego warty. Wcześniej stałam z Turiel, ale ona już poszła do domu, więc jeśli nefalem wyszedł, gdy ja miałam przerwę, to tylko ona to wie. No i ludzie z zewnątrz. Jednak wszyscy już dawno wrócili do domów. Tylko ja tu dalej sterczę.

- Dobrze... dziękuję za informacje.

- Nie ma za co.

   Posłuchałem kobiety, ale strażnik potwierdził, że za jego warty Sky nie opuścił Kapitolu. To znaczy, że albo wciąż tu jest, albo wyszedł innym wyjściem. Jednak dlaczego miałby wychodzić wyjściem dla służby? Przecież on nawet nie wie, gdzie ono jest. To był jednak jedyny trop, jaki miałem. Może ktoś ze służących go widział. Niekoniecznie od razu jak wymykał się wyjściem dla służby. Może ktoś mijał go w korytarzu lub widział w kuchni.

   Nie miałem już pomysłów gdzie indziej go szukać. Może Belzebub, Mammon lub pan Gabriel go znajdą. Z jakiegoś powodu miałem jednak bardzo złe przeczucia. To wszystko było zbyt dużym zbiegiem okoliczności. Nikt nie widział go od co najmniej kilku godzin. Nie mógł tak po prostu zniknąć. Może wyolbrzymiam i zwyczajnie zgubił się w Kapitolu. Jednak wątpię, by miał ochotę samotnie go zwiedzać po tym, co się ostatnio wydarzyło. A jeśli... a jeśli coś mu się stało? Przecież już kilkakrotnie Kapitol okazał się nie tak bezpieczny, jak zakładaliśmy.

   Poczułem dreszcze na plecach. Nie. Nic mu nie jest. Na pewno nic mu nie jest. Powtarzałem to, jak mantrę, gdy zbliżałem się do części dla służby. Przez chwilę nawet w to wierzyłem. Aż usłyszałem krzyk przerażenia niosący się korytarzami.

***

Lucyfer

   Znów wszystko stanęło na głowie. W jednej chwili rozmawiałem z Zafiel na temat upadłych, którzy brali udział w misji na Srebrnej Pustyni. Poległ jeden z moich. Znałem go, był dobrym człowiekiem. Miał podopiecznego. On też tam był i ponoć wrócił ciężko ranny. Misja jednak okazała się sukcesem i Zafiel chciała omówić możliwość przybycia tej piątki do Nieba. Uważałem to za dobry pomysł. Niech anioły w całym Niebie usłyszą o bohaterskich upadłych, którzy ryzykowali życia za ich sprawę.

   No i wszystko byłoby dobrze, gdyby nagle w następnej chwili nie zmaterializował się obok mnie mój doradca i przyjaciel Belzebub we własnej mrocznej i przerażającej osobie. Zafiel nawet dygnęła.

   Zapytał, czy widziałem nefalema. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Nie widziałem naszego małego podopiecznego od jakiegoś czasu. W każdym razie dzisiejszego dnia na pewno nie rzucił mi się w oczy.

   I na tym rozmowa mogłaby się skończyć, jednak Belzebub szybko rozwiał lekką atmosferę. Młodego nigdzie nie można znaleźć. Może nie przejmowałbym się tym gdyby zaledwie kilka dni temu ktoś nie próbowałby go porwać. Zafiel zaproponowała, że wezwie kilku swoich ludzi by go poszukali. Być może nic mu nie jest i nie warto wzbudzać paniki jednak lepiej się upewnić.

   Nie minął kwadrans, gdy wszystko zmieniło się w chaos. Zaczynam coraz mniej go lubić. Spokój też jest fajny. Przynajmniej raz na jakiś czas, ale chyba żądam za wiele.

   Przez jakieś pół godziny żyłem w niewiedzy. Strażnicy byli w gotowości i nagle wszyscy przeszukiwali Kapitol. Wszystkich członków Rady pilnie wzywano na Naradę. I oto byłem tutaj. Siedziałem z szóstką, która zdążyła do tej pory się zjawić. Mammon, Asmodeusz, Belzebub, Zafiel, Zadkiel i Haniel. Dodatkowo towarzyszył nam Ariel.

   Wiedziałem, co jest źródłem tej afery. Usłyszałem jedną informację, która tłumaczyła wiele, ale zarazem kompletnie nic. Trup w Kapitolu.

   A jako że nie należę do cierpliwych i nie lubię być trzymany w niepewności, zadałem kluczowe pytanie.

- Zafiel do jasnej cholery ty tu wiesz najwięcej, co się stało?

- W części dla służby znaleziono zwłoki.

- Tyle słyszałem. Coś więcej?

- Sama nie wiem prawie nic. Podejrzewam, że dopiero Uriel powie nam coś więcej. Arielu... byłeś tam czyż nie? Słyszałeś coś prawda?

   Anioł nie wyglądał najlepiej. Chyba powoli rozumiałem, co się święci. Najpierw nie mogą znaleźć nefalema a teraz... Cóż. Jest bardzo źle. A słowa szatyna jedynie utwierdziły mnie w tym stwierdzeniu.

- Nie widziałem dokładnie, co się stało. Usłyszałem krzyk a po chwili przez korytarz biegła dziewczyna, która tu pracuje. Powiedziała tylko, że w składziku znalazła ciało. Od razu zaprowadziłem ją do strażników.

- Powiedziała coś jeszcze?

- W drodze zapytałem ją, czy znała ofiarę. Powiedziała, że tak. Że widziała go zaledwie kilka godzin wcześniej. Zmierzał do pokoju Sky'a.

   Chciałem zadać pytanie, ale ktoś mi bardzo ostentacyjnie przerwał. Czułem się tym bardziej dotknięty, iż był to Mammon. W dodatku wydawał się niezwykle poruszony.

- Co tam robił?

- Najprawdopodobniej miał zamiar posprzątać.

- Jak wyglądał ten chłopak?

- Nie wiem. Nie widziałem ciała, a ta dziewczyna go nie opisała. Jakie to ma znaczenie?

   Mój przyjaciel milczał i on... Och... czy jego aniołek przypadkiem nie zajmował się pokojem... Och. Tym razem żałowałem, że mój tok myślenia okazał się słuszny.

   Mammon zerwał się z krzesła i niemal wybiegł z Sali Narad. Cholera. Oczywiście. Wszystko się wali. A mam przeczucie, że będzie tylko gorzej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top