Rozdział 9
Ariel
- Gzie so twoje rooogiii!!!?
- Kto wie? Może są niewidzialne.
- Nie ma ich! Gzie one so?
Nie do końca wiedziałem, co powinienem zrobić. Z jednej strony nic złego się nie działo, a z drugiej... Sky zachowywał się... dziwnie. Delikatnie rzecz ujmując. Jednocześnie był w pewien sposób uroczy. Jak jakiś głupiutki kociak albo inny zwierzaczek. Jednak nie podobało mi się, jak dystans między nim a upadłymi gwałtownie się zmniejszył. Wiem już jedno. Jego tolerancja na alkohol jest zaskakująco niska. Następnym razem muszę bardziej uważać na to, co pije i w jakich ilościach.
Nie podobało mi się także to, że Lucyfer wraz ze swoją świtą doskonale bawili się kosztem Sky'a. Co prawda nie robili mu niczego złego... po prostu niezwykle ich bawił. Odrobinę to rozumiem. Od pięciu minut próbował znaleźć rogi na głowie Lucyfera. A ten jedynie go do tego zachęcał.
- Nie ma ich!
- Są. Musisz szukać dokładniej.
- Rogi... Taś, taś...
- Może masaż głowy pomoże im wyrosnąć.
- Nie wiem jak sie lobi maszasz głowy.
Mammon siedzący obok mnie odstawił pustą szklankę i posłał Lucyferowi szeroki uśmiech.
- Zostaw naszego małego aniołka. Nie widzisz, że biedactwo przeceniło siły na zamiary.
- Ależ czy on nie jest uroczy? Na trzeźwo nie jest taki pocieszny. To sprawia, że nie mogę się powstrzymać.
- Na trzeźwo nie jest pocieszny? Kto tak twierdzi? Ja spędziłem z nim parę miłych chwil. Tylko was nie lubi... Belzebuba chyba się boi.
Upadły o kruczoczarnych włosach do tej pory zdawał się kompletnie ignorować nas wszystkich. Gdy jednak usłyszał słowa Mammona zmarszczył delikatnie brwi.
- Dlaczego nefalem miałby się mnie obawiać?
- Nie wiem. Zapytajmy. Kwiatuszku boisz się wujka Belzebuba?
Sky przerwał przeczesywanie włosów Lucyfera w poszukiwaniu pozostałości rogów i spojrzał na Mammona zaskoczony. Wydawał się chwilę naprawdę poważnie zastanawiać nad jego pytaniem.
- Ma takie... czaaalne oczy... Straszne. Troche fajne... ale i straaaszne. I... wygląda jak Venom. Troche taki... łooo! I... em... takie czalne cienie... potfory z cienia. No takie robi straszszne. No ale w sumie nie takie pszeraszające, bo... mają... oczy. Tak.
- Cóż nie wiem do końca, o co mu chodzi, ale wygląda na to, że jednak go odrobinkę niepokoisz.
- ...
- Oj biedactwo. To nie twoja wina. Po prostu roztaczasz tę mroczną aurę... no wiesz... takie życie. No i potwory. Z oczami.
- One nie so takie straszne, bo majo oczy. Takie czewone. W sumie... lubie kotki. Belezezebubie potrafisz robić kotki? Takie... miał, miał. Takie kotki. Kisi, kici, kisi... miał. Takie... małe kotki. Czarrrlne z sienia... z oczami. I ogonkiem. Bo kotki... majo ogonki. Takie długie. Kotki miaaałją ogonki. I... pazulki. Miał, miał.
Po tym monologu wszystkim zabrakło słów. Mnie również. Przez całą swoją wypowiedź gestykulował, próbując podkreślić, że chodzi mu o kocięta. Nie o coś innego... a właśnie o kocięta. Z ogonem... i oczami. W tej chwili byłem niezwykle ciekawy czy Sky coś z tego zapamięta. Szczerze mówiąc, wydawał się bardziej pijany niż ostatnim razem, dlatego w to powątpiewałem.
W każdym razie Sky chyba zapomniał, że zadał pytanie i po prostu powrócił do szukania zaginionych rogów, a Lucyfer siedział spokojnie, zupełnie nie zwracając na to uwagi. Po chwili i reszta otrząsnęła się z szoku.
Upadli nie pili dużo... ale podejrzewam, że i tak byli dość odporni na alkohol. Mimo wszystko ewidentnie nie planowali się upić. A przynajmniej... nie tak bardzo.
- A co z tobą aniele?
Spojrzałem na Asmodeusza. Nie wiem jeszcze co o nim myśleć. Wydaje się... raczej nieszkodliwy. Aczkolwiek nie zamierzam zostawiać z nim Sky'a samego, dopóki się nie upewnię. Nie podobało mi się bowiem to, jak się do niego zbliżał, szeptał mu do ucha i obejmował. Dostrzegałem też, w jaki sposób na niego patrzy. Jak łowca na zwierzynę. Ostatnim razem ostatkami sił powstrzymałem się przed rzuceniem się na niego, gdy przyłapałem go na tym, jak jego lubieżne spojrzenie wędrowało po sylwetce Sky'a, zatrzymując się niebezpiecznie długo na jego biodrach.
Mój ukochany jest niezwykle atrakcyjny. On nie zdaje sobie z tego sprawy, dlatego jest nieuważny. Moim obowiązkiem jest więc robić to za niego. Wydaje mi się także, że Sky uważa, że nie ma o co się martwić, ponieważ jest mężczyzną i interesuje się tylko mężczyznami. Z tym że myśli według ludzkich kryteriów. Owszem. Wśród ludzi osoby zainteresowane tą samą płcią są znaczną mniejszością. W Niebie... cóż... płeć dla prawie każdego nie ma znaczenia. Owszem znaczna większość z nas ma pewne upodobania. Ponadto zazwyczaj decydujemy się na związki z osobami przeciwnej płci, by mieć potomstwo. Mimo wszystko... nie zmienia to faktu, że raczej mniejszość ogranicza się tylko i wyłącznie do płci przeciwnej. Chodzi tylko o to, kogo pokochamy. A to, czy uważamy kogoś za atrakcyjnego, nie ma nic wspólnego z płcią. Anioły są mimo wszystko raczej konserwatywne i jesteśmy tylko z tymi, których kochamy.
Upadli natomiast... to zupełnie inna sprawa. Dla nich płeć także nie ma znaczenia... ale w przeciwieństwie do nas nie potrzebują miłości, by z kimś być. To nie tak, że w Niebie takie sytuacje się nie zdarzają. Każdy robi... pewne rzeczy, gdy jest młody. Jednak nikt nie odważyłby się być tak śmiałym i bezpośrednim jak upadli. Im wystarczy kilka godzin znajomości, by spędzić z kimś noc. Podejrzewam, że nie zwracają też uwagi na to, czy ta osoba ma partnera. Tak więc... Sky zdecydowanie nie powinien opuszczać przy nich gardy.
Zorientowałem się, że Asmodeusz nadal spogląda na mnie, w oczekiwaniu na odpowiedź. Miałem nadzieję, że odpuści. Najwidoczniej jednak nie miał zamiaru.
- W jakim sensie panie Asmodeuszu?
Upadły zmarszczył brwi najwyraźniej niezadowolony z tego, że odpowiadam pytaniem na pytanie i dopił zawartość swojej szklanki, zanim odpowiedział.
- Panować to możesz tym lalusiom z Rady. Nie jestem aż tak stary. Pytam, dlaczego nie rozkręcisz się jak twój chłoptaś. Chyba nie obawiasz się, że coś wam zrobimy?
- ... Nie. Skądże.
- Tia... ta pałza była znacząca. Spokojnie aniołku. Odpręż się. Wypij... zrelaksuj.
- Nie przepadam za alkoholem.
- Bo jeszcze nie poznałeś jego zalet.
- Muszę pilnować Sky'a, a do tego potrzebny jest trzeźwy umysł.
- Nie ma pięciu lat. Nie zgubi się.
Niepewnie zerknąłem na chłopca. Zaczął pleść Lucyferowi warkocze, podśpiewując coś pod nosem. Nie jestem do końca przekonany czy to mądre spuszczać go z oczu, chociażby na sekundę. W końcu, gdy ostatni raz sporo wypił, był bardzo...
- Czyżby nefalem miał jakieś dziwne zwyczaje po większej ilości alkoholu?
Sky powiedział mi, że Asmodeusz przechwalał się swoimi umiejętnościami odczytywania ludzi, jednak miałem wrażenie, że wręcz czytał mi w myślach. Czy... czy naprawdę niepokój był tak bardzo widoczny na mojej twarzy? A nawet jeśli... to skąd wiedział, jaka jest jego przyczyna?
- Sky jest... bardzo otwarty i naiwny, gdy wypije. Łatwo go... wykorzystać.
- ... Boisz się, że któryś z nas go zbałamuci, jak spuścisz go z oczu?
Asmodeusz uśmiechnął się szeroko, jakby doskonale wiedział, że trafił w sedno. Posłałem mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Wydaje mi się, że żaden z was nie jest na tyle nierozsądny, by coś takiego zrobić.
- Ouch... bronisz swojego terytorium. Jakie to urocze.
Nie podobało mi się, jak z tego żartują. Oni są zbyt... frywolni. Potrafią w ogóle uszanować czyjeś uczucia? Czy upadli mogą... stworzyć prawdziwy związek? Nie wydaje mi się. Traktują to jak zabawę. Czy boję się, że któryś z nich wykorzysta go, gdy mnie nie będzie w pobliżu? Tak. O Belzebuba raczej się nie obawiam. Lucyfer... cóż... wydaje mi się, że nie jest zainteresowany Sky'em, ale nie ufam mu całkowicie. Mammon... Sky traktuje go jak przyjaciela. Mam jednak wrażenie, że gdyby nadarzyła się okazja, mógłby ją wykorzystać. Asmodeusz natomiast... on na pewno wykorzystałby taką sytuację. Oczywiście znam go krótko i być może to mylne wrażenie... ale mój instynkt mówi mi, że by się nie zawahał.
- Zaraz zabiorę stąd Sky'a. Powinien iść spać.
- Jesteś jego facetem czy matką?
Zmieniam zdanie co do Asmodeusza. Nie jest tylko niebezpieczny. Z upadłych, których do tej pory poznałem, on jest najbardziej bezczelny i irytujący.
- Staram się o niego troszczyć. A przede wszystkim wiem co dla niego dobre.
- Ale on nas chyba lubi. Zdajesz sobie z tego sprawę prawda? Myślałeś nad tym, że bliżej mu do nas niż do ciebie i twoich świętoszkowatych braci i sióstr?
Czy o tym myślałem? Oczywiście, że o tym myślałem. Sky opowiadał mi o Piekle i nie usłyszałem nawet jednej negatywnej opinii. Mammona traktuje już jako przyjaciela. Ufa mu i najwidoczniej... lubi jego towarzystwo. Amdusias i Hekate były jego nauczycielkami i szanuje je tak jak ja swojego mistrza. Belzebub może i go nieco przeraża, ale uratował mu życie i Sky darzy go serdeczniejszymi uczuciami niż większość członków Rady. Lucyfer natomiast jest jego jedynym sojusznikiem i w porównaniu do tego, jak potraktowała go Rada... ewidentnie wychodzi na tego dobrego.
Jeśli zaś chodzi o Niebo... Oprócz mnie i pana Gabriela nie ma tutaj nikogo. Zadkiel i Rafael darzą go neutralnymi uczuciami więc i on nic do nich nie ma. Jednak reszta... gdyby Sky miał wybrać czy stanąć po stronie Nieba, czy Piekła... nie miałbym mu za złe, gdyby wybrał to drugie.
Mam jednak nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie. Że... uda mu się pogodzić jakoś nasze dwa światy. W ciągu paru miesięcy osiągnął przecież tak wiele. Wiem jednak, że nie ważne co Sky postanowi... jego uczucia do mnie stoją na pierwszym miejscu. Jestem tego pewien. Dostrzegam to za każdym razem, gdy patrz mi w oczy. W moim przypadku jest tak samo. Stanę przy jego boku niezależnie od tego, jakie decyzje podejmie.
- Owszem. Myślałem o tym. Jeśli Sky wybierze sobie Lucyfera za swego wasala... bez wahania podążę za nim. Ma bowiem moje pełne poparcie i ufam mu bezgranicznie.
- ... Przecież żartowałem. Chryste, dlaczego wy do wszystkiego podchodzicie z taką powagą? Ależ nie wątpię aniołku, że podążysz za nim w same czeluście piekielne.
- Sky jest inteligentny i potrafi odróżniać dobro od zła. Uważam, że jego osąd jest zdecydowanie bardziej obiektywny niż mój. Dlatego nie podważałem jego decyzji o sprowadzeniu was tu.
- Ale nas nie lubisz.
- Nie. Nie powiedziałbym, że was nie lubię. Raczej... nie rozumiem. Jednak szanuję was i jestem wdzięczny za to, z jaką serdecznością przyjęliście Sky'a, gdy potrzebował pomocy. I nie mówię tylko o zapewnieniu mu schronienia. Potrzebował akceptacji, a wy przyjęliście go jako jednego z was. Być może tego nie okazał, jednak jestem pewny, że bardzo go to uszczęśliwiło.
To była prawda. Jak najbardziej byłem im za to wdzięczny. Może i im nie ufam. Może i posądzam ich o niecna zamiary. Nie zmienia to jednak faktu, że pomogli Sky'owi. Zapewne nigdy im się za to nie odwdzięczę. Zrobili bowiem więcej, niż by się wydawało.
Sky przez lata spotykał się z brakiem akceptacji. Skrzywdzono go tak bardzo, że był gotowy odebrać sobie życie. Uważał się za człowieka... ale ludzie go odrzucili. Dowiedział się, że jest w połowie aniołem... a anioły odrzuciły go, zanim go poznały. Piekło było ostatnim miejscem, które mu pozostało... i został w nim przyjęty z otwartymi ramionami. Sama świadomość tego, że jest jakieś miejsce, gdzie może wrócić... musiała naprawdę mu pomóc.
Asmodeusz zamilkł, najwidoczniej nie spodziewając się tak poważnej odpowiedzi. Lucyfer natomiast przyglądał mi się z delikatnym uśmiechem na ustach. To, że potrafił zachować powagę, podczas gdy Sky dalej bawił się jego włosami, było niemal godne podziwu. To Mammon przerwał ciszę która zapadła na dłuższą chwilę.
- W takim razie aniołku musimy uczcić to, że najwidoczniej wcale nie darzymy się niechęcią. A wiemy przecież, że stąd już prosta droga do przyjaźni. Zwłaszcza po paru głębszych.
Upadły wstał i sięgnął po jeszcze nietknięte wino. Otworzył butelkę i po kolei napełnił każdą szklankę w tym moją.
- A więc wypijmy za to, że po raz pierwszy od setek lat anioł i upadli spotkali się razem by cieszyć się piękną i długą nocą... A przede wszystkim za to, że nie skaczemy sobie do gardeł.
Mammon uniósł szklankę w geście toastu, a upadli powtórzyli jego ruch. Ja także po chwili wahania zrobiłem to samo i upiłem kilka łyków szkarłatnego trunku. Sky przyjrzał się nam mętnym wzrokiem, po czym nadął delikatnie policzki.
- Ja tesz chcem.
Lucyfer prychnął, zwracając na siebie uwagę chłopca. Ten po chwili wyrwał szklankę z jego dłoni i duszkiem wypił resztę znajdującego się w niej wina. Lucyfer posłał mu pobłażliwe spojrzenie i odebrał pustą szklankę.
- Młodzież... jest taka pełna energii. À propos. Zastanawiałem się Arielu, jakie masz plany na przyszłość?
- Słucham?
- Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że przyszłość jest obecnie pod znakiem zapytania, jednak załóżmy, że nie dojdzie do jakiejś wielkiej katastrofy... Podejrzewam, że macie z nefalemem jakieś plany co do tego, jakie stanowiska zajmiecie w dalszej lub bliższej przyszłości?
- Chwilowo martwimy się głównie by przeżyć i aby załagodzić spory między wami i anielską częścią Rady.
- Nefalem zapewne tak. Mam jednak wrażenie, że ty jesteś nieco bardziej... ostrożny. Alexis lubi działać. Lubi też robić to, co w danej chwili uważa za słuszne. Ty jesteś tym, który zastanawia się nad dalekosiężnymi konsekwencjami, nieprawdaż?
- ... Być może.
- Musiałeś zastanawiać się nad tym, jaki los czeka cię po tym, jak ostatecznie zapanuje spokój.
- Tak jak powiedziałeś Lucyferze, przyszłość jest na razie zbyt niepewna, aby cokolwiek planować.
- Hm... Ostrożnie dobrane słowa. Nie musisz się martwić. Nie wypytuję cię o to, by później jakoś to wykorzystać. Zwyczajnie jestem ciekaw czy zamierzasz kiedyś starać się o stanowisko w Radzie.
- Po tym, co zrobiłem, chyba nie mam do niego prawa...
- Wydawałoby się, że ja też nie powinienem go mieć, a tu proszę.
- Chwilowo jestem zbyt słaby. Nie mam nawet podstaw, by o tym myśleć.
- Ależ rozumiem. Jesteś jeszcze młody. Mimo wszystko... mam wrażenie, że wkraczamy w nową erę... a młoda, świeża krew to coś, czego potrzebujemy.
- Nie sądzę, abyś był aż tak stary.
Upadły posłał mi zaskoczone spojrzenie. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że być może przesadziłem. Wtedy jednak siedzący obok mnie Mammon prychnął, a Lucyfer wybuchł śmiechem.
- Słyszałeś Asmodeuszu? Nie jesteśmy AŻ TAK starzy.
- Ależ oczywiście, że nie. Jeszcze zdążymy zabawić się tym światem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top