Rozdział 54
Sky
Opadłem na miękki fotel w pokoju Mammona. Głowa mnie strasznie napierdalała... ale było dobrze. Jakoś tak czułem się... jakbym zrzucił coś ciężkiego z barków. Mammon wisiał nade mną i próbował jakoś uratować moją twarz. Po jakimś czasie odpuścił, wyszedł i po kilku minutach wrócił z uzdrowicielką. Dziewczyna szybko ze mną skończyła i wyszła. Nie miałem jakichś poważnych urazów. Ta ruda szmata skończyła gorzej.
- To też było częścią twojego planu?
- Być może.
- ... Nieźle ją załatwiłem co nie?
- O tak. Jestem z ciebie dumny.
- Co teraz?
- Zapewne będzie składać wniosek o ukaranie cię za naruszenie jej nietykalności.
- Czyli mam kłopoty.
- Cukiereczku jesteś kryty. Rada cię w większości lubi, a i tak nasze prawo jest dość... elastyczne w takich sytuacjach. Tak długo, jak nie zadasz komuś stałego uszczerbku na zdrowiu, to nie masz się czego bać. Żyjemy w świecie, w którym złamane kości leczy się w ułamku sekund. Jesteśmy też dumnym, potężnym narodem wojowników, a nie tchórzy. Nie lubimy rozwiązań siłowych... ale dobra honorowa walka na uczciwych warunkach jest niejako... formą rozwiązywania sporów. Poza tym Lora, zadając kolejny cios, niejako z własnej woli zaakceptowała twoje wyzwanie.
- Hm... Po pierwsze to Layla. Po drugie... mam rozumieć, że mnie nie zapuszkują?
- Nie.
- Bosko. Widać coś po mnie?
- Nie. Niestety uzdrowiciele potrafią zdziałać cuda. A szkoda. Po niej też już pewnie nic nie widać... a ona wyglądała znacznie gorzej.
- Ha! No ba!
- A co zrobisz ze swoim aniołkiem?
- Ja... nie wiem...
- Hmm... Chodźmy.
- Dokąd?
- Odprowadzę cię do twojego pokoju. Jest już... późno.
Nie spierałem się z nim. Pozwoliłem zaprowadzić się pod same drzwi. Zaskoczyło mnie tylko to, że Mammon nie odszedł, a wszedł do środka razem ze mną.
- Jeszcze nie miałem okazji zobaczyć twojego gniazdka. Mało w nim charakteru. Powinieneś je przedekorować.
- Nie wiem, ile jeszcze tutaj zabawię. No i nie wiem, czy Radzie by się to spodobało.
Upadły wzruszył jedynie ramionami i zaczął powolnym krokiem przechodzić się po pokoju. Ja natomiast zajrzałem do szafy, by znaleźć coś do spania. Chciałem jak najszybciej zdjąć poplamione krwią ciuchy.
- Załóż koszulę ode mnie.
- Chyba żartujesz?
- Ależ nie. Nie widziałem jeszcze, jak się w niej prezentujesz.
- Nie.
- Ależ proszę... jak chcesz, to nawet załóż bieliznę.
- Nie.
- Ładnie proszę...
Miałem ponownie odmówić, ale w sumie... czemu nie? Wystroiłem się dla Ariela, a on mnie olał. Mam zniszczoną samoocenę... a Mammon lubi cukrzyć. Fajnie czasem posłuchać czegoś miłego o sobie.
- Okej... ale nie patrz się, jak będę się przebierał.
Mammon zaśmiał się, ale i grzecznie się odwrócił. Gdy ja się przebierałem, on podszedł do drzwi balkonowych. Były szklane i zazwyczaj zasłonięte zasłonami. Rzadko wychodziłem na balkon. Zobaczyłem, że upadły otwiera je i delikatnie uchyla.
- Co robisz?
- Wpuszczam trochę rześkiego powietrza.
- Będzie mi zimno!
- Mogę cię rozgrzać.
Prychnąłem w odpowiedzi i nie zamierzałem komentować jego słów.
- Okej. Już.
Mammon odwrócił się i powoli otaksował mnie wzrokiem. Uśmiechnął się delikatnie, Jednak nie był to przyjemny uśmiech. Bardziej jak kot patrzący na złapaną mysz.
- No, no, no...
- Nie gap się aż tak. To creepy.
- Ale nie często widzi się takie rzeczy.
Nie udało mi się powstrzymać rumieńca, ale zachowałem resztki dumy i go zignorowałem.
- Jak się napatrzyłeś, to możesz iść, ja jestem śpiący.
- Pomyślałem, że dotrzymam ci przez chwilę towarzystwa. Nie jestem pewien, jak się czujesz po... dzisiejszym obrocie zdarzeń.
Usiadłem na brzegu łóżka i posłałem Mammonowi długie spojrzenie. On po prostu stał oparty o biurko i przyglądał mi się w oczekiwaniu na odpowiedź.
- No... sam nie wiem... W sumie... dopiero dociera do mnie, co właściwie zrobiłem.
- A zapewniłeś nam całkiem niezłe przedstawienie.
- Ja... po prostu musiałem coś zrobić. Skoro nic innego do tej pory nie działało...
- Wiesz słoneczko... to jest tak, że zazwyczaj przemoc nie jest właściwym rozwiązaniem... jednak... czasem jest najlepszym.
- Ariel... muszę z nim porozmawiać, ale trochę się boje. Zaatakowałem jego przyjaciółkę... a on się z nią całował... nie wiem, które z nas jest gorsze.
Mammon przez chwilę tylko na mnie patrzył. Nagle jednak odsunął się od mebla i usiadł obok mnie.
- Chowasz do niego urazę?
- Nie wiem. Szczerze mówiąc... mam zaskakujący porządek w głowie. W sensie... nie jestem wściekły i wzburzony. Jestem w stanie trzeźwo myśleć i na spokojnie wszystko analizować. I tak teraz sobie myślę... że to przecież ona go pocałowała. Owszem nie widziałem, by Ariel jakoś specjalnie ją odpychał... ale... chyba, zanim zacznę ciosać mu krzyżyk na grób, to powinienem go wysłuchać. Krzyżyk zdążę jeszcze wyciosać, a jak coś to w ostateczności kupię. Mimo wszystko... trochę zabolało.
- I teraz spokojnie zaczekasz, aż tu przyjdzie... zacznie się tłumaczyć?
- ... A co innego miałbym zrobić?
- A co chcesz zrobić?
- ... Nie wiem.
- Chcesz mu się odpłacić?
- Ja... chyba nie. Nie chcę pogarszać sytuacji.
- Ale on cię zranił. Naprawdę nie chcesz, by poczuł to samo?
- Może... może odrobinę. Na szczęście ta mądrzejsza część mnie wie, że to głupie.
- Dlaczego miałbyś słuchać tej mądrzejszej?
- Może dlatego, że... no wiesz... jest mądrzejsza.
- Sky słoneczko... słuchanie tej rozsądnej części jest nudne.
- Więc co mam twoim zdaniem zrobić?
- ... To samo co on tobie.
- Nie rozumiem o co...
Przerwałem, gdy poczułem dotyk na swoim policzku. Mammon delikatnie chwycił mój podbródek i zmusił mnie, bym na niego spojrzał. Moje oczy od razu spotkały jego. Były takie... złote... miałem wrażenie, że w nich tonę... odznaczały się w nich jedynie dwie cienkie kocie źrenice... coś było nie tak...
- Zamknij oczy...
Zamknąłem oczy. Nie wiem dlaczego. Głos Mammona był taki... przyjemny... Cichy... ale wwiercał się w moją głowę. Był jeszcze zapach...przyjemny, intensywny zapach wanilii i dymu. Miałem wrażenie, że nie czuję swojego ciała. Jakby coś działo się wokół mnie, ale bez mojego udziału.
- Spójrz na mnie.
Otworzyłem oczy jak obudzony z jakiegoś snu. Nie byłem do końca pewien, co się właśnie stało... ale... z jakiegoś powodu leżałem na łóżku... nie mogłem się ruszyć... a Mammon spoglądał na mnie wygodnie usadowiony pomiędzy moim nogami.
- ... Co ty odpierdalasz?
- Pokazuję ci inne opcje.
- Dlaczego nie mogę się ruszać?
- Bo chciałbym, abyś się chwilowo nie ruszał.
- A to ponieważ...
- Ponieważ gdybyś mógł się ruszać, to byś mnie zaatakował.
- ... Nieprawda.
- Kwiatuszku nie kłam... przecież wiem.
- Więc wiesz też co się z tobą stanie, jak zaraz nie przestaniesz.
- Ależ spokojnie... nic ci nie zrobię bez twojej zgody... nic... fizycznego...
Upadły delikatnie musnął palcem moje udo. Przełknąłem nerwowo ślinę i starałem się uspokoić, ale... nie byłem w stanie. Mammon zdecydowanie używał na mnie swojej magii. Ja natomiast nie wiedziałem jak się przed nią bronić.
Ona była... inna. Nie zadawała ran. Mieszała mi w głowie. Sprawiała, że jego głos, zapach, dotyk... to wszystko było takie... kuszące... Trudno mi było jedynie stwierdzić czy upadły oddziałuje też jakoś na mój wzrok, bo... jego wygląd szczególnie się nie zmienił...
Mammon zawsze był przystojny. Teraz po prostu jego oczy jaśniały w półmroku, jego rozpuszczone włosy wydawały się bardziej złociste i... w którymś momencie ściągnął górną część ubrań. No i teraz mając tak bezpośredni widok, mogłem jednoznacznie stwierdzić... tak... Mammon ma kolczyki w sutkach.
- Jebane inkuby...
Złotooki zaśmiał się głośno i przesunął swój palec po mojej nodze. Od kolana do krawędzi mojej boleśnie krótkiej nocnej koszuli a mnie przeszły przyjemne dreszcze.
- Rozkoszny.
- Puść mnie i przestań używać na mnie tej twojej pojebanej magii. Obiecuję, że uderzę cię tylko raz i niezbyt mocno.
- Nie chcesz doznać mojej magii? Ależ to przecież taki wspaniały dar... Pamiętasz, jak mówiłem, że mogę dawać wiele bólu, ale także przyjemność?
- Nie chcę.
- Oj przestań...
- Nie... nie dotykaj mnie.
- Nie muszę cię dotykać...
Oczy Mammona zalśniły jaśniej, a moje myśli spowiła mgła. Miałem wrażenie, że moje zmysły nagle się wyostrzyły. Zapach dymu i wanilii był mocniejszy. Moja skóra stała się jakby wrażliwsza na dotyk. A postać przede mną jakby... jakby nabrała ostrzejszego kształtu... a może wszystko wokół niego po prostu się rozmywało.
- Nie zrobię nic, dopóki mi nie pozwolisz... ale mogę pokazać ci, co tracisz...
Mammon nachylił się bliżej mnie, tak że jego długie włosy niemal muskały moją twarz. Delikatnie dotknął palcem wskazującym moją klatkę piersiową. Tam, gdzie znajdowało się serce. Przez chwilę nic się nie działo... i nagle moje ciało płonęło. Odetchnąłem głęboko, jakbym walczył o oddech. To był... przyjemny żar, który błyskawicznie rozpłynął się po całym moim ciele.
- Powiem ci... co bym zrobił, gdybyś mi pozwolił... Co ty na to?
Chciałem coś odpowiedzieć... ale nie byłem pewny, jak to się robi... Nie mogłem zebrać myśli, a tym bardziej uformować ich w słowa.
- Na początek... Zbadałbym każdy centymetr twojego ciała i każde miejsce, którego bym dotknął, przynosiłoby ci to przyjemne ciepło... aż doprowadziłbym cię do takiego właśnie stanu. Później...
Przysunął się jeszcze bliżej. Tak że nasze twarze dzieliły centymetry. Złapał mnie za podbródek, układając kciuk na mojej dolnej wardze, po czym delikatnie rozchylił moje usta.
- Całowałbym cię, aż topniałbyś w moich ramionach...
Pocałuj mnie... Nie! Pieprzona magia... pieprzone inkuby... ale jest tak blisko... kilka centymetrów i te usta...
Mammon uśmiechnął się i delikatnie przygryzł dolną wargę. Z jakiegoś powodu poczułem przyjemne mrowienie na podniebieniu. Jakoś udało mi się oderwać od niego wzrok i przenieś go gdzieś w bok. Miałem jakąś znikomą kontrolę nad swoim ciałem... ale nie na tyle, by go odepchnąć... bo... chcę go odepchnąć...
- Następnie... zacząłbym cię powoli przygotowywać do najfajniejszej części...
Odsunął się nieco, chwycił mnie za udo i uniósł moją nogę. Z przestrachem wbiłem w niego wzrok, ale on jedynie delikatnie się o nią otarł i sunął po niej swoimi dłońmi... nie zmienia to faktu, że moje ciało przeszedł dreszcz. Nienawidziłem się za to. Poczułem jego ciepły oddech na mojej skórze, a następnie jego usta... dość nisko. Wydaje mi się, że... zrobił mi malinkę.
Po chwili odsunął swoją twarz i wyciągnął swoją smukłą dłoń przed siebie, tak że to na niej skupiła się cała moja uwaga.
- Przyjrzyj się kwiatuszku... wsunąłbym je w ciebie, a ty zajęczałbyś słodko...
Upadły poruszył delikatnie palcami, a ja wpatrywałem się w ten ruch jak zahipnotyzowany. Moje ciało mimowolnie napięło się nieco. Palce Mammona były smukłe, ale długie... sięgnęłyby głęboko... Nie! Cholera, to nie moje myśli... ja... nie...
- No a później przeszlibyśmy prosto do meritum...
Tak jak wcześniej dotknął mojej klatki piersiowej, tak teraz Mammon dotknął mojego brzucha... podbrzusza... niebezpiecznie nisko... Mam nadzieję, że to w ogóle nadal był brzuch...
- Znasz to uczucie... wiesz, jak to jest mieć w sobie mężczyznę nieprawdaż? Więc możesz sobie wyobrazić... jak na ciebie napieram... i jednym ruchem jestem głęboko w tobie... O tak.
Upadły szybkim ruchem przesunął swoim palcem w górę, rysując prostą kreskę na mojej skórze i nagle... z moich ust wyrwał się jęk, gdy przyjemność napłynęła jak fala. Nie rozumiałem co cię dzieje, gdyż to uczucie było tak podobne do... do... prawdziwego seksu. Naprawdę przez ułamek sekundy miałem wrażenie, że czuję coś w sobie. Coś dużego, twardego... sięgającego tak głęboko we mnie. To coś kończyło się tam, gdzie zatrzymał się palec upadłego i po chwili zniknęło, zostawiając nieprzyjemne uczucie pustki. Ale ja nie... ja... przecież nie...
- C-co to było?
- Mówiłem ci. Mogę sprawić, że ludzie będą czuli radość, smutek, ból... lub rozkosz. Dopóki nie jesteś w stanie się obronić... twój umysł i ciało są moje. Będziesz czuł, co każę ci czuć. Twoje zmysły będą działały tak, jak zechcę. Na polu walki mogę sprawić, że przeciwnik starci czucie w nogach. Mogę wmówić mu, że stracił rękę... że się dusi... że coś rozrywa go od wewnątrz... Wiesz, kto wydobył informacje od upadłego, który nas zdradził? Ja. Wyobrażasz to sobie? Jego ciało było całe i zdrowe... a on odczuwał najgorsze tortury. Nie musiałem bać się, że przez przypadek go zabiję. Mogłem zadawać mu nieskończenie wiele najwymyślniejszego bólu. Jednak... tak jak wspominałem... są przyjemniejsze zajęcia niż tortury... Więc? Mogę dać ci przyjemność i nawet cię nie tknąć... Oczywiście powiedz tylko krótkie "tak" a dam ci prawdziwą przyjemność, a nie tylko marne złudzenie. Poczułeś to czyż nie? Przedsmak tego, co mogę ci dać. Uwierz mi na słowo, że to, co poczułeś, ma prawdziwą formę, która tylko czeka, by się w ciebie wbić. No dalej kwiatuszku... chcesz tego.
Chciałem. Moje ciało płonęło. Wręcz błagało o jego dotyk. To było tak jakby... mój umysł i serce mówiły jedno a ciało drugie. Jakby mnie zdradziło. Dosłownie. Byłem niemal boleśnie podniecony. Mammon natomiast jest tak... cholernie atrakcyjny. Ta pierwotna część mnie pragnęła tej rozkoszy. W mojej głowie pojawiła się myśl, że skoro jedno pchnięcie wywołałoby taką przyjemność to, co czułbym, gdyby upadły poszedł na całość...
Patrzyłem na niego i mój wzrok przesunął się po przystojnej twarzy, lubieżnym uśmiechu na pełnych ustach, które chciałbym pocałować. Na pewno dobrze całuje. Jego język w moich ustach... to byłoby cudowne. Czy doszedłbym tylko od jego pocałunków? Jakby w odpowiedzi na moje pytanie oblizał usta, na co jęknąłem. Dosłownie... jęknąłem.
Przeniosłem wzrok niżej na jego piękne, smukłe ciało. On był taki... inny. Jego karnacja była ciemniejsza i nigdy nie przeszłoby mi przez myśl, że kiedyś uznam to za seksowne. Do tego te kolczyki... mocno zarysowane mięśnie... Nim się zorientowałem, moje spojrzenie przeniosło się jeszcze niżej po linii brzucha. Mój oddech stracił rytm, gdy dotarłem do materiału spodni i zamarł na chwilę, gdy mój wzrok bezczelnie zatrzymał się na jego kroczu, a w mojej głowie zaczęła krążyć myśl o tym, by natychmiast je zdjął. Byłem ciekawy. Niezdrowo ciekawy tego, co się pod nimi kryje. Moja wyobraźnia zadziałała szybciej niż zdrowy rozsądek i miałem wrażenie, że zagotowałem się od środka, gdy przed oczami pojawił mi się wyimaginowany obraz.
Cholera... co jest ze mną nie tak?! Zachowuje się jak zwierzę w rui! Myślę tylko o tym, jak by to było, gdyby mnie zerżnął i... cholera mam wrażenie, że dojdę tylko i wyłącznie to sobie wyobrażając.
I mimo że tak bardzo tego pragnąłem... wiedziałem, że to złe. To bardzo złe. Nie jestem pieprzonym zwierzęciem! To jedno słowo... jedno pojedyncze słowo kosztowało mnie tak cholernie wiele... a i tak wypowiedziałem je, niemal płacząc.
- Nie.
- ... Dlaczego?
- To zdrada.
- To przyjemność kwiatuszku. Jesteś jeszcze młody, a już chcesz się ograniczać? Naprawdę nie chcesz tego doświadczyć?
- ... Chcę.
- Więc dlaczego?
- Bo ta krótka chwila przyjemności nie jest tego warta. Jest niczym w porównaniu do tego, co bym stracił, gdybym powiedział tak.
- Więc tak bardzo kochasz swojego aniołka?
- Tak. I nie stracę go z powodu czegoś takiego. Więc puść mnie. Odmawiam. Proszę... błagam, puść mnie.
Miałem wrażenie, że Mammon zdawał sobie sprawę z tego, że wystarczyłoby, by naciskał na mnie jeszcze chwilę dłużej i bym pękł. Ja byłem tego w pełni świadomy. Jeszcze minuta... może dwie i zrobiłbym coś, czego później bym bardzo żałował.
- ... No dobrze. W takim razie... idziemy zgodnie z planem.
- Co?
Upadły spojrzał do tyłu na wiszący nad drzwiami zegar, a to napięcie wewnątrz mnie znacząco zelżało. Jakby moje ciało lekko się uspokoiło. Nie do końca... ale znacząco.
- Hmm... chyba już czas. Wybacz mi proszę na momencik.
Mammon posłał mi przepraszający uśmiech, a ja wiedziałem, że zaraz coś odwali. Nie spodziewałem się tylko, jak bardzo go poniesie.
Przysunął się blisko mnie tak, że nasze ciała się dotykały. Nie podobało mi się, jak jego ciało napierało na moje, zwłaszcza gdy mocniej chwycił mnie za udo i zadarł je do góry. Co prawda Mammon miał na sobie spodnie a ja bieliznę, ale i tak pisnąłem cicho, gdy jego biodra naparły na moje. Byłem bardzo świadomy tego, że moja erekcja właśnie napiera gdzieś na okolice jego podbrzusza. Ta pozycja była bardzo... jakbyśmy... właśnie byli w trakcie czegoś bardzo...
- No dobrze a teraz... krzycz.
Nie zdążyłem zapytać, co on odpierdala, bo nagle... ugryzł mnie... sukinsyn mnie ugryzł.
Poczułem, jak jego zęby wbijają się w skórę w to zagłębienie pomiędzy szyją a ramieniem. Oprócz bólu poczułem też odrobinę... czegoś przyjemnego. Dlatego, mimo że ból znacząco przeważał, szarpnąłem swoim ciałem, zacisnąłem dłonie na pościeli, a z mojego gardła wyrwał się krzyk... który równie dobrze mógł podchodzić pod jęk. I to nie byle jaki jęk, a co najmniej jakbym właśnie doszedł. W tej krótkie ciszy, która zapanowała potem, doskonale usłyszałem trzaśnięcie drzwi.
Mammon powoli odsunął się ode mnie, a na jego ustach oprócz odrobiny mojej krwi gościł wyrażający zadowolenie z siebie uśmiech. Odsunął się jeszcze bardziej, prostując się całkowicie i spojrzał za siebie.
Najpierw poczułem, jak powietrze robi się jakieś takie ciężkie... zupełnie jak przed burzą... dopiero po chwili otrząsnąłem się z szoku i niepewnie wychyliłem się nieco, by dowiedzieć się, na co Mammon tak patrzy... i zamarłem.
Cóż... Ariel wyglądał na wkurzonego... Nie... wyglądał, jakby miał rozpętać burzę.
[Jakby co to wycięłam tę twarz z portretu, który jest na moim instagramie xxskyalexisxx
Tam możecie zobaczyć Mammona w pełnej chwale, ograniczonej tylko moim brakiem umiejętności rysowniczych]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top