Rozdział 49
- To jest... praktycznie przezroczyste.
- Ależ nie. Jedynie delikatnie prześwitujące.
Nawet tego nie skomentowałem. Uniosłem jedynie wymownie brew. Mammon zrozumiał przekaz i odłożył jedwabistą białą tunikę na stertę rzeczy odrzuconych.
- A co powiesz na to? Materiał jest bardzo delikatny... i tym razem zdecydowanie jedynie lekko prześwitujący.
- Hmm...
Przyłożyłem koszulę nocną do swojego ciała i przejrzałem się w lustrze.
- Nie jest... za krótkie? W sensie... mam do tego założyć spodnie?
- Oczywiście, że nie!
- To... sięga mi ledwo do połowy uda.
- Tak ma być.
- Hm...
- Tak, aby nie było wątpliwości, bielizny też nie zakładaj.
- ... Co?
- Spójrz tylko.
Mammon stanął za mną i przycisnął do mnie białą tunikę.
- Pod odpowiednim światłem materiał lekko prześwituje, więc musisz nosić go na nagiej skórze. Jednocześnie nic przez niego nie widać więc nie jest wulgarny. Ma piękny czysty, biały kolor. Długie zwiewne rękawy z delikatną, bardzo subtelną koronką. Materiał jest bardzo przyjemny w dotyku i zwiewny, a więc będzie się doskonale układał na twoim ciele. Jak widzisz, jest delikatnie asymetryczna, dłuższa z tyłu, ale będzie ci dobrze w tym kroju. Z tyłu są drobne guziczki, które z łatwością się odpinają, ale w razie czego zdejmiesz ją i bez tego. Będziesz wyglądał bardzo niewinnie, eterycznie... anielsko i skromnie. Na pierwszy rzut oka. Tunika nie ma dekoltu i jedynie delikatnie odsłania twoje obojczyki. Jednak... jak zauważyłeś, jest raczej króciutka. Tak więc... chyba nie muszę tłumaczyć, jaki efekt ma osiągnąć. Twój aniołek ma myśleć tylko o tym, że wystarczy ją leciutko podciągnąć do góry... Nie mówiąc już o tym, że podczas poruszania się momentami materiał sam będzie podsuwać się niebezpiecznie wysoko. Rozumiesz... gdy usiądziesz... założysz nogę na nogę... jakieś takie drobne ruchy.
- Ale... sam nie wiem.
- Możesz ją przymierzyć.
- I paradować w niej przed tobą.
- Dałbym ci szczerą opinię.
- Nie wątpię.
- No dalej. Wyobraź sobie, że masz ją na sobie. Tylko ten delikatny materiał... Wyciągnij kolczyki, ułóż ładnie włosy... będziesz wyglądał smakowicie.
- Em... dzięki... chyba.
- To jak? Bierzesz?
- ... No dobra. Z tych wszystkich ta podoba mi się najbardziej. A tak właściwie, jeśli można zapytać... Po co ci tyle koszul nocnych w takim rozmiarze i... em... stylu?
- Och kupiłem je dla... no... no wiesz... Hm... rzeczywiście byłoby łatwiej, gdybym znał jego imię. No w każdym razie macie mniej więcej ten sam rozmiar tylko on jest trochę wyższy.
- ... Więc dla niego ta koszula byłaby jeszcze krótsza.
- Dokładnie.
- ... Nieważne. Nie pytałem.
- Kto pyta, nie błądzi.
- No to w takim razie... mam coś... em... do założenia... ale nadal nie jestem pewien, czego ode mnie oczekujesz.
- To proste. Dzisiaj odpuść trochę swojemu aniołkowi. Oczywiście masz prawo być na niego zły, ale nie urządzaj mu tam piekła. Najwyżej strzel focha i potraktuj go ozięble. Jutro... idziecie na obiad do tej La... Laury?
- Layly.
- Idziecie do niej na obiad. Ubierz się ładnie... ale skromnie. Taka wiesz... elegancka prostota. Tak byś wyglądał, jak dobry przyzwoity młodzieniec. Staraj się utrzymać zimną krew. Nie daj się sprowokować. Nie musisz potulnie wszystkiego znosić. Po prostu nie daj swojemu aniołowi powodu do zmartwień. A wieczorem... założysz to i spędzisz z nim bardzo miło czas.
- I tyle?
- No wiesz... zaskocz go czymś.
- W sensie?
- ... Kwiatuszku... mam cię nauczyć Kamasutry?
Starałem się udawać, że nie jestem czerwony jak burak.
- ... Nie... wolałbym nie...
- No przecież żartuję. Nie wrzucę cię od razu na głęboką wodę. No ale wiesz... zrób coś... innego.
- Ja... nie znam się na takich rzeczach.
- Oczywiście, że się nie znasz. Jesteś taki... nietknięty.
- Nie każdy sypia z kimkolwiek wpisującym się w jego gusta.
- W każdym razie... podejrzewam, że zazwyczaj twój chłoptaś jest tym który... prowadzi.
- Em... chyba tak...
- Więc... tym razem ty przejmij inicjatywę.
- Acha...
- Zresztą już ci kiedyś o tym mówiłem. Najprostsze rozwiązania są najlepsze. Pamiętasz moją radę?
- Niekoniecznie...
- Podejdź do niego... posadź na łóżku... pocałuj... trochę rozgrzej... a później na kolana i do roboty.
- ... Chyba żartujesz?
- Jestem śmiertelnie poważny. W sensie... kto by nie chciał skalać takiej słodkiej istotki? Jeśli twój aniołek nie będzie w siódmym niebie... w sensie dosłownym i przenośnym to... to pomyśl, czy aby na pewno wszystko z nim w porządku. Jednak zapewniam, że prawie na pewno zrobisz na nim ogromne wrażenie. A wiesz dlaczego?
- ... D-dlaczego?
- Bo tutaj w Niebie... raczej nie robi się takich rzeczy. Rozumiesz... oni nie lubią eksperymentować w łóżku. A to znaczy, że... twój aniołek mógł o tym myśleć... ale raczej na pewno tego nie próbował.
- A-ale... ja też nigdy nie... ja nie wiem... jak...
- Chcesz szybki instruktaż?
- Nie!
- Oj przestań. Patrz mamy nawet banany. Wszechświat nam sprzyja. Akurat dzisiaj kazałem im przynieść owoce... Miałem przeczucie.
- Nie chcę!
- Och no weź...
- Nieee!!!
***
Wróciłem z pokoju Mammona wykończony psychicznie. Wziąłem długą gorącą kąpiel, by wynagrodzić mojemu ciału tą w lodowato zimnej rzece. Gdy wróciłem do swojego pokoju, Ariel już tam był. Nie mam pojęcia, kiedy wrócił, ale było jeszcze w miarę przyzwoicie wcześnie. Pewnie koło dwudziestej drugiej.
- Jak się udała impreza?
Anioł spojrzał na mnie, jakby nie był pewien czy go przypadkiem nie podpuszczam. Ostatecznie chyba stwierdził, że nie jest to jakaś pułapka, która ma dać mi pretekst do nawrzeszczenia na niego.
- Było... w porządku. Szkoda, że ciebie tam nie było.
- ... Jutro spędzimy czas razem.
- Jeśli... coś ci przeszkadza... możesz mi powiedzieć. Myślałem, że pomiędzy tobą a Laylą jest... no wiesz... spokojnie. Jeśli jednak z jakiegoś powodu czujesz się... źle, z tym że spędzam z nią czas to...
- Nie. Dzisiaj po prostu... miałem trochę gorszy dzień. To dlatego, że ostatnio mam strasznego pecha.
- Rozumiem... więc wszystko jest w porządku?
- Tak.
Ariel przez chwilę nie wydawał się do końca przekonany moją odpowiedzią, jednak ostatecznie zdecydował się nie drążyć tematu. Ja natomiast stwierdziłem, że chyba najlepiej będzie pójść wcześnie spać.
- O której jutro do nich idziemy?
- Koło piętnastej.
- Okej... a długo tam będziemy?
- Trzy... może cztery godziny.
- Świetnie...
- Na pewno ci to nie przeszkadza?
- Nie. Idź spać.
- ... Powiesz mi, jeśli coś będzie się działo?
- ... Ta... Jasne.
***
Obudziłem się wyjątkowo wcześnie. To nie tak, że to planowałem... po prostu otworzyłem oczy i jakoś tak czułem się wyspany. To bardzo dziwne. Zwłaszcza że Ariel jeszcze spał w najlepsze.
Cichutko jak tylko potrafiłem, wstałem i przeciągnąłem się, rozciągając trochę mięśnie. Zastanowiłem się co ze sobą zrobić i nic ciekawego nie wpadło mi do głowy. Ostatecznie stwierdziłem, że równie dobrze mogę trochę potrenować.
Zajrzałem do szafy i wyciągnąłem jakieś wygodne ciuchy. Planowałem wyjść i udać się do sali treningowej, ale coś zwróciło moją uwagę.
Wianek. Ten pieprzony wianek. Wczoraj go nie zauważyłem... może i dobrze, bo Ariel dostałby opieprz za przyniesienie go tu ze sobą. Odłożyłem ubrania na bok i podniosłem leżący na biurku wianuszek.
Hm... jakby się tu go pozbyć? Jak go spalę... to zostaną popioły, a to może być dowód mojej winy. Jak wyrzucę przez okno... to, kto wie, może wróci jak bumerang. Jak go schowam... to jeszcze Ariel go przez przypadek znajdzie. Hm... a gdyby tak...
Zerknąłem na anioła, by upewnić się, że śpi. Gdy byłem w stu procentach pewien... szybciutko otworzyłem niewielką wyrwę i wrzuciłem wianek w nieprzeniknioną ciemność. Wyrwa zamknęła się a wianek... gdzieś sobie istniał... ale jednocześnie nie do końca. Na zawsze uwięziony między światami.
Hmm... mógłbym wepchnąć tam Layle... ale to w ostateczności. W sumie... może powinienem jednak to rozważyć. Nie ma ciała... nie ma przestępstwa... W każdym razie przynajmniej ten cholerny wianek zniknął mi z oczu. Teraz mogłem w spokoju udać się na trening. Tak też zrobiłem.
Przez kilka godzin ćwiczyłem otwieranie wyrw. Ta moc jest dość... niesamowita. To takie... otwieranie portali przez inny świat. Kiedyś może nauczę się podróżować do Piekła, ludzkiego świata i... no... Belzebub zna różne fajne sztuczki. Ogólnie tę moc można by fajnie wykorzystać nawet w tej podstawowej formie, którą ja się obecnie posługuję... wystarczy trochę wyobraźni. No ale na razie ćwiczenia. Powoli doskonaliłem otwieranie wyrw w powietrzu. To... ciekawe. Tworzysz sobie takie drzwi.
Zrezygnowałem z dużych, kolistych przejść na rzecz czegoś o kształcie... szczeliny. Mniej więcej mojej wysokości i szerokości. Coś, co zużywa mniej energii, a dla mnie jest wystarczające. Ponadto mniej rzuca się w oczy a skoro mam przenosić się na krótkie dystanse... to przyda się element zaskoczenia, a taka forma jest znacznie bardziej dyskretna. Mógłbym sobie czmychnąć i nagle pojawić się za plecami wroga. Tak... to dobra taktyka. Moja moc może i nie jest na razie wielka, ale grunt to potrafić wycisnąć z niej pełen potencjał.
Tak minął mi właściwie cały ranek. W międzyczasie zrobiłem sobie tylko krótką przerwę na śniadanie. Nie miałem zbytnio apetytu, bo już mi się żołądek zaciskał na myśl o jedzeniu obiadu z tą żmiją... no ale coś tam w siebie wcisnąłem.
Ciekawe czy tym razem spróbuje mnie otruć... czy może zadławię się łykiem wody. Layla używała już swojej mocy, by zrobić mi krzywdę. Nie wiem, czy naumyślnie... ale nie powstrzymywała się. Być może na lodowisku chciała tylko odseparować mnie od Ariela. Być może... nie przewidziała, że wyrżnę w lód tak mocno. Jednak zobaczyła skutki swojego zachowania... i nie przeszkadzało jej to w ponownym użyciu swojej mocy. Nie mogła wiedzieć, że nie potrafię pływać. Bardzo możliwe, że chciała mnie tylko upokorzyć i sprawić by jej chwila sam na sam z Arielem była dłuższa. Jednak skoro złamanie mi nosa jej nie zraziło, to nie mogę mieć pewności czy przygoda rzece to zrobiła.
Muszę być ostrożny. Kto wie... może rzeczywiście jest jebnięta i posunie się do wszystkiego. Wątpię, żeby świadomie próbowała mnie zabić... no ale już wiele ludzi... istot... stworzeń próbowało mnie zabić. Do tej pory nikomu się nie udało więc... musi wymyślić coś więcej, bo jej także nie wyjdzie.
W każdym razie... postanowiłem zaufać Mammonowi. Nie wiem, czy dobrze się to dla mnie skończy, ale... cóż... Mammon jest protoplastą inkubów i... zna się trochę na manipulowaniu uczuciami i emocjami innych... więc w sumie jest odpowiednią osobą do knucia intryg i spisków. To, co mówił, wydawało się mieć sens. Martwi mnie jednak to, że prawie na pewno nie mówi mi wszystkiego. Nie wiem skąd we mnie to przeczucie, ale jestem przekonany, że coś przede mną ukrywa. Podejrzewam, że jego plan ma jakąś część która... niekoniecznie mi się spodoba. No ale skoro zgodziłem się, przyjąć jego pomoc to chyba nie powinienem się teraz wycofywać. Może i jego metody nie do końca mi się podobają... ale... to nie znaczy, że nie będą skuteczne. Być może tego pożałuję... ale nie będzie to raczej najgorsza z moich decyzji, więc zwyczajnie poczekam i przyjmę wszystko, czymkolwiek wszechświat we mnie rzuci.
Gdy skończyłem trening, czułem się w miarę dobrze. Korzystanie z magii jest fajne. Pozostawia po sobie takie uczucie... hmm... lekkości. Tak więc humor mi się ostatecznie trochę poprawił. Wróciłem do pokoju i nie zastałem tam Ariela. Podejrzewam, że udał się do swojego pokoju, bo tam jest większość jego ubrań. W końcu nadszedł czas by szykować się do wyjścia. Sam musiałem przemyśleć, w co się ubiorę. To w obecnej sytuacji trochę jak przywdziewanie barw wojennych. Podejrzewam, że Layla nieźle się wystroi.
Mammon mówił, żeby unikać zbytniego przepychu i ubrać się skromnie... Hm... To w sumie nie brzmi źle. Wydaje mi się, że rozumiem, o co mu chodzi. Powinienem ubrać się, tak by podkreślić swoje atuty... a jednocześnie by wyglądać, jakbym się zupełnie wyglądem nie przejmował.
Przejrzałem zawartość szafy i ostatecznie wyciągnąłem proste dopasowane białe spodnie... trochę takie wręcz rurki i delikatny, cienki jasnoszary sweterek z dekoltem w serek. Wyjąłem kolczyki z brwi i wargi, zostawiając jedynie dwa srebrne kółeczka w uchu. Na szyi natomiast zawiesiłem wisiorek, który dostałem od Ariela. Dobrałem do tego proste buty z ciemnoszarej skóry i mój ulubiony szary płaszczyk.
Wyglądałem... jak grzeczny, porządny młody człowiek. Mammon miał rację. W sumie zazwyczaj staram się wyglądać buntowniczo i... no... pokazać pazura. Jednak moje ciało jest drobne. Twarz ma delikatne, subtelne rysy... no i te duże niebieskie oczy... Jak ubiorę się odpowiednio, to naprawdę wyglądam... jak jeden z nich... w sensie... jak anioł.
Ledwie skończyłem się ubierać, a do pokoju wszedł Ariel ubrany równie prosto, ale zarazem elegancko. Wygląda na to, że czas się zbierać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top