Rozdział 45

[Tak. Jest dzisiaj rozdział i jutro też będzie, bo koniec wakacji i w ogóle... No i też dlatego że... w momencie, w którym to publikuję... jestem już po napisaniu ostatniego rozdziału. 🤘

Tak. Skończyłam pisać tę część, teraz zostaje tylko publikować. Szczerze mówiąc... myślałam, że trochę dłużej mi się to zejdzie. Jednak zamknęłam tak jakby jeden wątek... który prowadzi do zupełnie nowego, ważnego fabularnie i dość... długiego nowego wątku. Więc stwierdziłam, że to dobry moment, by skończyć i ten nowy wątek będzie pewnie rdzeniem części piątej... w której chyba będzie więcej fabuły. Jeszcze nie wiem, bo ja mam w głowie, tylko zarys tego opowiadania.

Ono w ogóle jest jak jedna wielka rozprawka pisana na dzień przed ostatecznym terminem oddania więc... wiecie... tu jest bardzo dużo rzeczy, których początkowo miało nie być, ale nagle wpadły mi do głowy, więc są. Nawet czarny charakter tej historii jest kimś innym, niż miał być na początku. Gdzieś tak w trakcie drugiej części chyba mnie oświeciło więc... ta... to jest totalna prowizorka.

No ale ej... zaufajcie mi... ja totalnie nie wiem, co robię, ale do tej pory jakoś to działało.

A jeśli chodzi o rozdziały, to chyba dalej będą dwa tygodniowo. Jest ich jeszcze około dwadzieścia w zanadrzu więc... nie panikujcie.

Muszę jeszcze napisać rozdzialik specjalny i wezmę się za planowanie piątej części. Więcej konkretów podam po ostatnim rozdziale.

Także ten... miłego czytania.]









   Więc... wygląda na to, że obecnie jestem w trakcie zimnej wojny. Od naszej wizyty w bibliotece minęły dwa dni. Nie powiedziałem Arielowi o burzliwej wymianie zdań pomiędzy mną a Laylą. Musiałem to sobie przemyśleć.

   Wiem, że ewidentnie czuje coś do Ariela i raczej go sobie nie odpuściła. Jednocześnie on uważa ją za swoją przyjaciółkę... i na tej przyjaźni mu zależy. Nie wiem, czy powinienem mu o tym mówić. W końcu... niedawno stracił swojego najlepszego przyjaciela. Jeśli to nie jest konieczne to wolałbym nie niszczyć jego relacji z Laylą. Nie zależy mi na tym, by ich skłócić. Najlepiej byłoby, gdyby dziewczyna sobie odpuściła...

   Tak. To byłoby najlepsze. Niech zrozumie, że Ariel wybrał mnie... a jedyne, na co może liczyć z jego strony to przyjaźń.

   Dlatego postanowiłem nie mówić nic Arielowi. Teraz wszystko będzie się toczyć za jego plecami pomiędzy mną a Laylą. Przecież nie mam się o co martwić... nie wybierze jej tylko mnie. Podejrzewam, że będzie próbowała się do niego zbliżyć... uwieść go... no ale on się nie da... na pewno. Muszę tylko... zapanować nad moją zazdrością. Irracjonalną zazdrością, bo w końcu Ariel i tak jest cały mój.

   Dlatego po wydarzeniach w bibliotece nic specjalnie się nie zmieniło. Ariel zajmował się swoimi sprawami... z tego, co mi mówił raz spotkał Layle, gdy wracał do Kapitolu. Swoją drogę niezwykły zbieg okoliczności, bo Niebo jest jednak duże, nie tak łatwo jest przypadkiem na kogoś wpaść... No ale nie wpadajmy w paranoję.

   Ja starałem się przez ten czas nie przeżywać zbytnio całej sytuacji i wolne chwile spędzałem głównie na treningach. Dzisiaj jednak... dzisiaj mogłem sobie odpuścić. Z dniem dzisiejszym bowiem anioły zaczęły świętować Początek Zimy. A ja naturalnie zamierzałem świętować z nimi.

   Ostatnimi czasy napadało trochę śniegu, a temperatura obniżyła o co najmniej kilka stopni. Rzeczywiście zima już na dobre zagościła w Niebie. Tak więc gdy ubierałem się do wyjścia na zewnątrz, wybrałem cieplejsze rzeczy.

   Przyznam, że zimowe ubrania trochę bardziej mi się podobały. Miały mniej... falbanek. Tak więc założyłem moje ulubione ciemnografitowe spodnie, wysokie skurzane buty, ciepły biały golfik i sięgający połowy uda szary płaszcz. Oczywiście w tym ostatnim nie mogło obyć się bez jakichś ozdób no ale przebolałem wyszywane srebrną nicią wzorki i perłowe guziczki.

   Ariel powiedział, że będzie czekać na mnie przed główną bramą. Wyszedł trochę wcześniej, bo chciał coś jeszcze załatwić a ja... no... nie mogłem wygrzebać odpowiednich ubrań z szafy.

   Obiecał mi, że oprowadzi mnie po ulicach Nieba. Ponoć pierwszy dzień to taki jakby... hmm... festyn. Coś podobnego do Równonocy. Jest muzyka, stragany, jakieś gry... Ostatnio bawiłem się świetnie. Może znowu będą tańczyć...

   Gdy w końcu się wystroiłem, ruszyłem do wyjścia. Przyznam, że byłem dość podekscytowany. W końcu spędzę cały dzień z Arielem. Będzie fajnie. No, a przynajmniej miałem nadzieję, że będzie fajnie. Rozwiała się ona, gdy przy bramie zauważyłem Ariela rozmawiającego z Laylą.

   Dziewczyna swoje długie włosy upięła wysoko i przyozdobiła drobnymi perłowymi szpilkami. Musiała nałożyć delikatny makijaż... jednak tak jak wszystkie anielice, które do tej pory widziałem, użyła go bardzo niewiele. W końcu anioły same w sobie są dość... perfekcyjne, dlatego makijaż w ich wykonaniu nie ukrywa niedoskonałości, a jedynie podkreśla to, co chcą podkreślić. W tym wypadku Layla sprawiła, że jej pełne usta były delikatnie czerwone... i w sumie nie zauważyłem nic więcej, choć byłem pewien, że w jakiś subtelny sposób się wypiękniła. Założyła długi do kolan płaszcz w głębokim szmaragdowym odcieniu zieleni, przepasany w talii złotym paskiem. Uświadomiłem sobie, że ona... naprawdę przemyślała ten strój. Nie dość, że przyciągał uwagę, a jednocześnie był dość skromny, bo więcej ozdób nie miał... to na dodatek dobrze podkreślał jej figurę. Ona... chyba podchodzi do tego poważniej, niż myślałem.

   Zdusiłem w sobie chęć mordu i skupiłem na tym, by nie pokazać swojej irytacji. Podszedłem do nich i udało mi się nawet w miarę realistycznie uśmiechnąć.

- Hej. Nie spodziewałem się, że się dzisiaj spotkamy.

- Och witaj Sky!

   Layla wręcz niepokojąco dobrze odegrała miło zaskoczoną moim pojawieniem się.

- Więc... Ariel?

- Wpadłem na Layle przypadkiem, gdy wracałem ze sklepu i okazało się, że ma trochę wolnego czasu. Pomyślałem, że mogłaby do nas dołączyć. Nie przeszkadza ci to prawda?

   Dopiero teraz zwróciłem uwagę, że Ariel trzyma sporą torbę. Kobieta miała podobną, ale mniejszą. Nie zaprzątałem sobie tym jednak głowy i skupiłem się na jego pytaniu.

   Jeśli powiem, że tak mam coś przeciwko to wyjdę na zazdrosnego gbura. Layla w oczach Ariela jest miłą dziewczyną, która chce spędzić czas z przyjacielem. Ponadto z jego perspektywy jest miła także dla mnie. Tak, więc jeśli zachowam się względem niej niegrzecznie... to ja wyjdę na tego złego...

   Czy ona mnie właśnie w pewien sposób... zablokowała? Jeśli odmówię, Ariel pomyśli, że jestem samolubny i bez konkretnego powodu, kierowany zazdrością, jestem dla jego przyjaciółki wredny. Jeśli się zgodzę... no w sumie świat się nie zawali. Nici z fajnej randki... ale chociaż nie wypadnę źle w oczach Ariela. No dobra. Chcesz zagrać w grę... zgoda.

- Ależ oczywiście, że mi to nie przeszkadza! W sumie w trójkę będzie fajniej co nie?

   Ja też potrafię aktorzyć.

- Chodźmy już. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, jak świętuje Niebo.

   Złapałem Ariela pod ramię i pociągnąłem w stronę bramy. Nie protestował. Zerknąłem przez ramię na Layle, by upewnić się, czy aby na pewno zobaczyła, kto ma tu większe przywileje. Uśmiech zniknął z jej ust, a oczy ciskały w moją stronę piorunami. Świetnie. Najwyraźniej tę rundę wygrałem ja.

   Spokojnym krokiem ruszyliśmy przez ulice anielskiego miasta. Layla wyrównała z nami krok i szła po drugiej stronie Ariela. Starałem się nie zwracać na nią uwagi i skupiłem się na podziwianiu widoków.

   Jestem tu już jakiś czas, a Niebo dalej jest dla mnie niezwykłe. Było tłoczniej niż zwykle, a na szerokich ulicach ustawiono różne kramiki czy różnego rodzaju wystawy. Wokół panował wyjątkowy jak na Niebo chaos. Nic w tym jednak dziwnego. Gdzieniegdzie czas przechodniom umilali muzycy czy inni kuglarze, wokół których zbierały się małe tłumy.

- Gdzie właściwie idziemy?

- Hm... pomyślałem, że wybierzemy się na łyżwy.

- Łyżwy? Jeździcie na łyżwach?

- Oczywiście. Ludzie mają swoje sporty a my swoje. Jednak niektóre dzielimy. Nie będę wnikać, kto od kogo ściągnął... Potrafisz jeździć na łyżwach?

- Trochę. No wiesz... jeżdżę... i dość rzadko się przewracam.

   Ariel prowadził nas do części Nieba, w której jeszcze nie byłem. W pewnym momencie spomiędzy budynków zacząłem dostrzegać drzewa, aż w końcu dotarliśmy do celu.

- Park!

- Zimą jest tu naprawdę pięknie... ale zabiorę cię tu też latem. Wtedy mamy festiwal kwiatów.

   Szeroką wybrukowaną dróżką szliśmy głębiej między drzewa. Park był naprawdę piękny... Drzewa były duże i stare. Wszystko przyprószyła cienka warstwa śniegu, spod którego gdzieniegdzie przebijały się kwiaty. Większość z nich rosła jednak w przeznaczonych do tego miejscach. Latarnie były rozstawione w równych odstępach wzdłuż ścieżek, więc nocą także musiało być tu pięknie.

   Wkrótce dotarliśmy do miejsca, które zapewne zazwyczaj było jeziorem. Teraz zrobiono tam lodowisko. Wokół ustawiono ławeczki, a tafla lodu była perfekcyjnie równa. Było naprawdę spore i naliczyłem około tuzina ludzi śmigających po lodzie.

- A co z...

- Spokojnie. Kupiłem nam łyżwy.

- A więc to po to tak wcześnie wyszedłeś.

- Na początku miałem użyć moich starych... ale przypomniałem sobie, że ty żadnych nie masz. Dlatego przy okazji wziąłem coś dla siebie. Wybierałem takie, które moim zdaniem ci przypasują więc... mam nadzieję, że będą dobre. Zwłaszcza rozmiar.

- Zaraz się okaże czy dobrze mnie znasz. No dalej Ariel... jaki mam rozmiar buta?

- ... Trzydzieści dziewięć.

- ... Wow... no tak... ale rozmiar rozmiarowi nierówny więc zaraz zobaczymy!

   Ariel uśmiechnął się tylko w odpowiedzi i sięgnął do torby. Wyjął z nich parę prostych, aczkolwiek ślicznych łyżew. Były czarne, ale miały srebrne wstawki. No i obszyte były delikatnym czarnym futerkiem.

- Hmmm... no, no...

- Trzymaj.

   Wziąłem je od Ariela i szybko usiadłem na najbliższej ławce, by je założyć. Cóż... pasowały idealnie. Ariel ma jakąś miarkę w oczach czy co? Zerknąłem na niego. Dla siebie wybrał najzwyklejsze szare. Kątem oka zauważyłem, że Layla miała białe, bogato zdobione złotą nicią.

   Gdy skończyłem, wstałem i poczłapałem na lód. Pierwsze kroki były... trudne. Prawie się wywaliłem. Jednak po chwili złapałem równowagę i zacząłem powoli sunąć po lodzie. Nie zorientowałem się, nawet gdy Ariel pojawił się obok mnie. Był bardzo... pewny. Ewidentnie ma lepszego skilla niż ja, bo poruszał się swobodnie, jakby chodził po stałym gruncie. Potrafił nawet jechać tyłem... ja skupiałem się na jechaniu do przodu, bo nawet to czasem mnie przerastało.

- Złap mnie za rękę.

   Ariel wyciągnął w moją stronę dłoń. Niepewnie zerknąłem na niego, a ten posłał mi zachęcający uśmiech. No dobra.

   Złapałem go za rękę, a on pociągnął mnie na środek lodowiska. Jak na mój gust trochę za szybko... bo lekko się zcykałem gubiąc na chwilę równowagę... ale trzymał mnie mocno tak, że nie miałem szans się przewrócić... więc w sumie było fajnie.

   Zakręcił mną i pociągnął dalej. Po chwili resztki strachu zniknęły i skupiłem się tylko na tym, jak fajnie było mknąć po lodzie. Sam nie odważyłbym się na takie manewry, bo skończyłbym pewnie z jakimś wybitym zębem, ale z Arielem trzymającym mnie za rękę... nie miałem czego się bać. Jeździliśmy tak dłuższą chwilę aż w pewnym momencie odciągnął mnie z powrotem na bok.

- I jak?

- Zakręciłeś mną trzy razy z rzędu i teraz kręci mi się w głowie.

- To znaczy, że było dobrze?

- Zajebiście!

- Ekhem.

- To znaczy... baaardzo fajnie.

- Cieszę się.

   Nasza romantyczna chwila została oczywiście przerwana przez pewną osobę. Layla śmignęła obok Ariela, delikatnie stukając go w ramie. Anioł odwrócił się, jednak dziewczyna zdążyła znaleźć się już z drugiej strony.

- Tutaj.

   Ariel prychał lekko najwidoczniej rozbawiony zachowaniem dziewczyny.

- Co tak spokojnie?

- Sky czuje się jeszcze odrobinę niepewnie na lodzie.

- Daj mu pojeździć we własnym tempie. Wkrótce na pewno się przyzwyczai... prawda Sky?

- Potrafię jeździć... po prostu... na razie trzymam się podstaw.

- No widzisz Ariel. Nie musisz go doglądać, sam sobie poradzi.

- Chwila co...

   Nie zdążyłem dokończyć, bo Layla ze śmiechem zerwała czapkę z głowy Ariela i pomknęła jak strzała.

- Jak chcesz odzyskać, musisz mnie złapać!

   Ariel nawet się nie zawahał i popędził za nią. Czy ona właśnie... czy... Kurwa! No dobra. Tutaj mnie ma. Zastanowiłem się, czy warto to jakoś strasznie przeżywać.

  No w sumie... niech się trochę poganiają, przecież nie ma w tym nic złego. Może się jej wydawać, że tym razem wygrała, ale dla Ariela to nic innego jak przepychanka z PRZYJACIÓŁKĄ. Dlatego postanowiłem nie strzelać focha i po prostu skorzystać z tego czasu. W końcu jestem na lodowisku. Powinienem się bawić, a nie roztrząsać każdy ruch Layly.

   Dlatego zacząłem sobie spokojnie jeździć we własnym powolnym rytmie. Przyglądałem się niektórym aniołom i nawet starałem się powtórzyć pewne ruchy. Moja jazda była raczej toporna i nie zaszkodziłoby się trochę poprawić. Gdy poczułem się trochę pewniej, zacząłem jeździć szybciej. Udawało mi się nawet utrzymać równowagę na jednej nodze. Trwało to jakiś czas aż w końcu stwierdziłem, że chyba jestem odrobinę zaniedbywany.

   Zwolniłem, by rozejrzeć się za tamtą dwójką. W końcu dostrzegłem ich po drugiej stronie lodowiska. Jeździli razem... nawet się trzymali za rękę! Znaczy... to nie tak. Rozumiem, że... no... to nic złego. Layla najwidoczniej jeździła równie dobrze a może nawet lepiej niż Ariel. Po prostu... byli mniej więcej na tym samym poziomie więc jeździli razem. To w sumie nie była po prostu jazda a wręcz taniec. Nie chciałem tego, ale... nie mogłem powstrzymać tego nieprzyjemnego ukłucia w sercu, gdy zobaczyłem śmiejącego się Ariela. Musiał naprawdę dobrze się bawić.

   W pewnym momencie oczy moje i anielicy na chwilę się spotkały. Wydawała się zadowolona... Ale ja tak tego nie zostawię.

   Ruszyłem w ich stronę z zamiarem zwrócenia uwagi Ariela na mnie. Może to dziecinne, ale... walić to. Pokonałem jednak niecałe trzy może cztery metry, gdy nagle jakby się poślizgnąłem. Straciłem równowagę i przez przerażająco długą chwilę walczyłem o równowagę. Skręciłem gwałtownie, ale na szczęście nie wyrżnąłem w lód.

   Gdy nieco się uspokoiłem, zorientowałem się, że pojechałem w przeciwnym kierunku. Chwilę zajęło mi ponowne odnalezienie Ariela wśród innych aniołów. Gdy jednak go dostrzegłem, od razu ruszyłem w tamtą stronę. Przejechałem jednak kilka metrów, gdy nagle moja noga jakby... jakby sama odjechała w inną stronę. Zacząłem ponowną walkę o życie i pewnie bym jednak wyrżnął, gdybym nie wpadł na jakiegoś faceta. Cóż... lepsza czyjaś klata niż lód. Przeprosiłem ładnie, starając się nie umrzeć ze wstydu. Na szczęście koleś nie był zły, a raczej rozbawiony. Odjechał, a ja ponownie musiałem szukać tej dwójki.

   Tym razem jako pierwszą wypatrzyłem Layle. Spojrzała w moją stronę i... coś było nie tak. Coś w tym spojrzeniu mi się nie podobało. Powoli ruszyłem w ich stronę. Byłem ostrożny, by tym razem nie stracić równowagi. Nie pokonałem nawet jednej trzeciej dystansu, gdy moje nogi nagle zaczęły się rozjeżdżać. Uniknąłem jakoś zrobienia pięknego szpagatu i po odzyskaniu równowagi zjechałem na bok.

    Przyjrzałem się miejscu, w którym straciłem równowagę. Nie zauważyłem niczego dziwnego. Chociaż... gdyby się tak dokładniej przyjrzeć... lodowisko nie było doskonale gładkie, bo łyżwy zostawiały na nim delikatne jednak widoczne rysy. A w miejscu, w którym się poślizgnąłem... lód był wyjątkowo nietknięty. Jakby... jakby dopiero co zamarzł...

   Mogłem popełnić błąd raz... nawet dwa razy... ale trzy? Nie. Nie mam pojęcia, co zrobiła... ale zdecydowanie ze mną pogrywa.

   Poczułem wzbierający we mnie gniew. Czyli co? Nie pozwoli mi się do nich zbliżyć? Ha... może próbować.

   Odetchnąłem głęboko by nieco się uspokoić. Robi coś z lodem. Zdecydowanie coś z nim robi i to przez nią tracę równowagę... Tym razem nie dam jej czasu, by to zrobiła.

   Odnalazłem ich sylwetki pomiędzy innymi. Ogarnąłem wzrokiem innych obecnych na lodowisku. Większość jeździła zgodnie ze wskazówkami zegara, by przez przypadek na kogoś nie wpaść. Odczekałem, aż zrobi się odrobinę luźniej... po czym ruszyłem do celu. Tym razem nie powoli i ostrożnie. Wręcz przeciwnie starałem się jak najbardziej rozpędzić. Pokonałem niemal połowę dystansu i na ułamek sekundy napotkałem zaskoczone spojrzenie Layly. Byłem pewien, że właśnie ją przechytrzyłem.

   I wtedy to poczułem. Na ułamek sekundy. Nie poślizgnąłem się. To było coś innego. Coś... zatrzymało mnie. Coś jakby na chwilę... dosłownie na chwilę unieruchomiło moją nogę. To była sekunda... może dwie. Nie zdążyłem nawet wyciągnąć rąk w przód, by jakoś zamortyzować upadek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top