Rozdział 17

[Rozdziały miały być w sobotę i niedzielę, ale jako że w niedziele pewnie nie będę miała czasu, no to będzie rozdział dziś i jutro. No a później już pewnie na powrót jeden tygodniowo, bo mam małą blokadę twórczą i pisanie idzie mi ciężko, a muszę trochę nadgonić, bo mi się rozdziały, które napisałam do przodu powoli kończą . Głównie dlatego, że stanęłam w pewnym momencie z dwóch powodów:

A) Nie idzie mi opis "rozprawy sądowej".

B) Opisuję coś, co może (ale nie musi) mieć spory wpływ na końcową część opowiadania. A ja jeszcze nie wiem jak będzie wyglądał koniec tego opowiadania XD. Więc próbuję pisać tak bezpiecznie, żeby mieć otwartą furtkę, ale mi nie idzie. Się szarpnęłam z jakąś epopeją, zamiast pisać one-shoty albo fanfiki i teraz mam rozkminy (+_+)

W każdym razie... Miłego czytania ^^]



   Postanowiłem, że jednak wykorzystam dzisiejszy dzień w stu procentach. To nie tak, że chciałem odciągnąć swoje myśli od słów Mammona. Zupełnie nie obchodziły mnie wyssane z palca teorie jakiegoś niewyżytego seksualnie upadłego, który pieprzyłby się częściej niż króliki. Co on tam niby może wiedzieć. Dlatego najlepiej wymazać sobie całą naszą ostatnią rozmowę z pamięci.

   Zastanawiałem się, co powinienem teraz zrobić. W sumie nie miałem okazji zapytać o to, jak skończył się ten cały sąd czy jak oni to tam zwą. Skoro jednak nie usłyszałem żadnych ciekawych ploteczek, to zapewne nic ciekawego się nie stało. A więc wszystko poszło zgodnie z oczekiwaniami. Niestety.

   Mógłbym więc wrócić teraz do swojego pokoju. Nie chciało mi się szukać któregoś z pozostałych upadłych. Jakoś tak mam ich wszystkich dość na dzisiaj. Miałem jednak jeszcze dobrą godzinę do zachodu słońca więc powiedzmy, że dzień był jeszcze młody.

   Mogłem przez te kilka godzin zrobić coś wartościowego. No bo owszem zwalenie się na łóżko i granie w węża na mojej starej noki nie brzmi jak zły pomysł. Jednak jakoś tak naszło mnie na robienie rzeczy... pożytecznych.

   Aż normalnie sam siebie nie poznaję. Skąd we mnie tyle chęci do działania? Raczej na nic związanego z wysiłkiem fizycznym nie miałem ochoty. Jednak można by się zająć czymś bardziej intelektualnym. Udałem się więc do biblioteki.

   Postanowiłem także, że od dzisiaj porządnie biorę się za siebie. W końcu złożyłem komuś obietnicę i zamierzam jej dotrzymać. Skoro powiedziałem mojej matce, że dam z siebie wszystko to tak zrobię. A zaczynanie od jutra nie jest dobrym pomysłem. Bo od jutra to można zaczynać i z miesiąc. Dlatego właśnie zacznę dziś. A wiele mam do roboty.

   Na pewno przydałoby się dowiedzieć czegoś o Niebie i Piekle. To w końcu świat, do którego teraz należę. A właściwie... światy. Znajomość historii może nie uratuje mi życia, ale na pewno pomoże mi nieco bardziej zrozumieć, dlaczego wszystko funkcjonuje tu tak, a nie inaczej. Jeśli chcę pomóc wprowadzać zmiany, moim obowiązkiem jest wiedzieć, dlaczego wcześniej tego nie zrobiono.

   Nie mogę też zaniedbać treningów fizycznych. Nadal muszę pracować nad moją kondycją, a o technikach walki nawet nie wspomnę. To, że wiem, za który koniec miecza się trzyma, nie czyni mnie dobrym wojownikiem.

   Co prawda już jakiś czas temu zorientowałem się, że raczej nie jestem typem wojownika. Starcia w zwarciu to raczej nie do końca mój konik. Wydaje mi się, że mam raczej predyspozycje do zostania magiem. To by się nawet zgadzało. W grach zawsze wybierałem magów. To musiał być jakiś znak.

   No a tak poza ty nie czuję się zbyt komfortowo, wymachując moją wykałaczką przed wielkimi potworami. Moja ostatnia przygoda z rzucaniem sztyletem chyba jasno pokazała, że nie jestem zbytnim zagrożeniem dla demonów. Ludzie... to już trochę inna sprawa. Mimo wszystko większość aniołów jest ode mnie silniejsza fizycznie, więc mogę liczyć głównie na moją szybkość i spryt. A to nie zawsze działa.

   Magia natomiast... ona jest bardziej wszechstronna. I z tego, co mówił Zadkiel wynika, że owej magii jest we mnie dość sporo. Dlatego właśnie chcę zacząć od moich magicznych umiejętności.

   Najpierw poczytam trochę o magii, postaram się lepiej ją zrozumieć i dowiem się nieco więcej o konkretnych jej rodzajach, aby znaleźć ten, który zechcę szlifować. Lepiej najpierw poznać teorię. Praktyka jest zazwyczaj ciekawsza, jednak wolałbym nie zniszczyć przypadkiem jakiegoś budynku... lub kilku tak jak ostatnio. To, że Michael łaskawym okiem patrzy na wybryki Zadkiela nie znaczy, że na moje też będzie.

   Więc gdy tylko dotarłem do wielkiego, przypominającego wierzę budynku, poprosiłem bibliotekarza, by znalazł dla mnie kilka ksiąg o podstawach magii. Zaznaczam jednak, że powiedziałem, by przyniósł „kilka" i by dotyczyły one samych „podstaw".

   Spodziewałem się, że przyniesie ze trzy... może cztery. Przyniósł mi ich dwadzieścia dwie. Większość była raczej przystępnej grubości. Tylko jedna się wyłamywała i wyglądała jak encyklopedia.

   Mężczyzna był jednak tak miły, że nie zostawił mnie z nimi samego. Najpierw podzielił mi je na te zawierające same podstawy (innymi słowy takie raczej dla młodszych, którzy naprawdę nie wiedzą prawie nic), na te już nieco bardziej stricte naukowe oraz te, które poruszają konkretne dziedziny i te, które są jak najbardziej ogólnikowe. Polecił mi też, od których powinienem zacząć a po które sięgnąć, gdybym chciał dogłębniej zbadać jakiś temat.

   Zacząłem właśnie od tej, którą mi polecił. Przypominała szkolny podręcznik. Była podzielona na działy i każdy w dość ogólny sposób traktował kolejne elementy magii. Tak więc było tu głównie to, co Ariel mi swego czasu powiedział. Z tym że tutaj to było opisane nieco dokładniej i towarzyszyły temu dość przejrzyste obrazki i... no nie wiem... rysunki pomocnicze.

   Tak więc przedstawiono tam kolejno różnice pomiędzy trzema podstawowymi rodzajami magii, teorię wzajemnej niwelacji przeciwnych jej rodzajów, omawiano po kolei, z jakich podstawowych arkanów składa się magia czarna, biała i neutralna, wytłumaczona czym jest siła magiczna, jak działa, od czego zależy i ogólnie tego typu rzeczy.

   Niczego specjalnie odkrywczego się nie dowiedziałem, ale przyznam, że nieco lepiej zrozumiałem pewne rzeczy. Na przykład to jak używanie magii zawartej w ciele może wpłynąć fizycznie na użytkownika.

   Wiedziałem, że przy magii leczniczej, jak i magii krwi można się niechcący... no... zabić, a magia ochronna ostatnio prawie spaliła mi mózg, ale okazuje się, że każdy arkan, bez wyjątku ma jakieś efekty uboczne. Warto wiedzieć.

   Postanowiłem, że to jest właśnie coś wartego dokładniejszego zbadania. Wziąłem więc książkę, której cały dość obszerny dział mówił o powiązaniach pomiędzy magią a organizmem.

   Tak więc po trzech godzinach znałem już główne zagrożenia wynikające z używania konkretnych mocy. Niektóre z nich wydawały się dla mnie zbyt niebezpieczne lub po prostu niedopasowane do mojego stylu walki. Przykładowa magia wspierająca dość mocno wpływa na zmysły. Dlatego osoby, które się nią posługują to typowe jednostki wsparcia... dosłownie i w przenośni. Pomagają innym, jednak sami stają się przez to bezbronni. Dlatego zdecydowanie mnie nie interesuje. Uszczupliłem więc nieco listę moich potencjalnych specjalizacji.

   Następnie wziąłem książkę, która skupiała się na powiązaniach pomiędzy konkretnymi arkanami. Tak więc chodziło w niej o to całe założenie, że jeśli wybierzesz jakiś arkan, to teoretycznie istnieją dwa zbliżone do niego którymi łatwiej będzie ci władać, bo po prostu mają jakąś wspólną cześć. Są też takie, które staną się wręcz niemożliwe do nauczenia. W teorii. Ja ją łamię. Jednak wolałbym uczyć się czegoś, co ułatwi mi naukę innych ciekawych umiejętności.

   Przykładowo nie ma sensu uczyć się magii ognia i wody. Przy obu musiałbym zaczynać od zera. Po co? Może jak będę miał wiele czasu i nie będę musiał uczyć się wyłącznie tego, co pomoże mi przetrwać. Wtedy będę się uczył, by być lepszym. Teraz chcę mieć po prostu szansę w walce.

   Książka miała wszystko rozpisane w miarę czytelnych tabelkach więc gdy odrzuciłem rodzaje magii, które kompletnie mnie nie interesują, mogłem spokojnie przeanalizować, co byłoby najbardziej opłacalne. Siedziałem nad tym kolejne dwie lub trzy godziny.

   Gdy tak siedziałem w pewnym momencie mężczyzna, który pomógł mi z księgami, przyniósł papier i pióro, twierdząc, że chyba mi się przydadzą. I miał rację. Rozrysowałem sobie wszystko, powypisywałem, powykreślałem i ostatecznie zostało mi kilka arkanów, które wydawały mi się godne dokładniejszego sprawdzenia.

   Jeśli chodzi o magię białą, to chciałem jedynie skupić się na magii życia, czyli inaczej mówiąc na uzdrawianiu. Bo to ten konkretny jej aspekt mnie interesuje. Nie zaszkodzi trochę się w tym podszkolić. Przecież to moc, która ratuje życie. Jeśli Ariel kiedykolwiek zostanie ciężko ranny tak, jak chociażby po walce z Reguelem to chcę móc go uratować. Ale nie tylko jego. Kogokolwiek kto będzie potrzebował pomocy. Ponadto... znam Rafaela. Skoro poświęcił mi odrobinę swojego cennego czasu, by sprawdzić, co można zrobić z moimi wspomnieniami... to może, gdybym ładnie poprosił... nauczyłby mnie co nieco o magii leczniczej.

   Ostatnio udało mi się fartem. Ariel żyje, bo jego organizm sam się leczył. Ja mu nieco... pomogłem. Jednak przy tym zemdlałem. Byłem więc dość blisko... no... tego, by samemu kopnąć w kalendarz. Mógłbym wykorzystywać swoją moc bardziej efektywnie.

   No i jest różnica pomiędzy leczeniem różnego rodzaju ran. Gdyby w ranie była na przykład trucizna lub jakieś zakażenie... wtedy miałbym związane ręce. Wpychanie do rany swojej leczniczej mocy nic by nie dało. Zabiłbym się, a rany bym nie wyleczył. Więc... uważam, że to będzie zdecydowanie przydatna wiedza.

   Czarna magia jednak nieco bardziej mnie zainteresowała, a zwłaszcza nekromancja. Magia krwi raczej nie jest dla mnie, ale magia cienia brzmi interesująco. Muszę sprawdzić, na czym dokładnie polega. Belzebub się nią posługuje i wygląda ona dość... imponująco. Będę miał też szansę zobaczyć jej możliwości i poznać wady z pierwszej ręki.

   Z magii neutralnej wybrałem magię ochronną i przywoływanie. Wyglądają dość obiecująco. Najbardziej jednak zaintrygowała mnie ta ostatnia. W tym, co do tej pory udało mi się przeczytać, znalazłem tylko informację o tym, że jest to magia dość wszechstronna, ponieważ pozwala przyzwać określone rodzaje magicznych stworzeń. W przypadku czarnej magii może to oznaczać możliwość przywołania i kierowania demonem a w przypadku białej zawarcia swego rodzaju paktu z magicznym stworem.

   Wydaje mi się... że może być to coś zbliżonego do Atarangów, którymi władał Mephisto lub... do tego stworzenia, o którym opowiadał mi Ariel. Ponoć Belzebub pokonał smoka przy pomocy jakiegoś ogromnego ptakopodobnego stwora. Z tym że w jego przypadku musiał być to stwór związany z magią cienia, bo ta jest właśnie jego specjalnością. Jeśli jednak skupię się na przywoływaniu jako takim... z moimi predyspozycjami będę mógł korzystać z pomocy najróżniejszych stworów.

   Wśród tych, na które się napotkałem jako przykłady, były podane stworzenia takie jak feniks, gryf, kelpie oraz driada. Każde z tych stworzeń jest niczym inny żywioł. Czasami nawet dosłownie. Na przykład ognisty feniks i wodne kelpie. To tak jakby władać magią wody i ognia jednocześnie. Oczywiście na dość ograniczonym poziomie... ale to może być niegłupi pomysł.

   Muszę poczytać o tym trochę więcej i popytać czy może ktoś posługuje się taką magią. Na pewno Asmodeusz i Belzebub będą wiedzieć coś o przywoływaniu. Od tego mogę zacząć. No i od książek.

   Powiedziałem bibliotekarzowi, że skończyłem i zapytałem, czy mógłbym wziąć jakieś księgi ze sobą do Kapitolu. Po chwili wahania zgodził się. Przyniósł mi trzy księgi, które uważał za najlepsze w dziedzinie przywoływania, zapakował do materiałowej torby i wręczył mi, wcześniej odprawiając całą litanię dotyczącą konsekwencji, jakie mnie czekają, jeśli nie wrócą tutaj w ciągu dziesięciu dni w stanie doskonałym.

   Zastanawiałem się, czy nie poprosić jeszcze o jakąś dotyczącą magii obronnej. Zdecydowałem jednak, że to niepotrzebne. Razjel włada magią obronną i ponoć jest w niej mistrzynią. Wydaje się... no... podobna do Rafaela. Chyba nic do mnie nie ma. Więc jeśli ją ładnie poproszę... może mnie nie zabije.

   Chociaż... ona akurat jest dla mnie sporą zagadką. Z większością Rady zamieniłem, choć kilka zdań. Ona natomiast... chyba ani razu się do mnie nie odezwała. Była z nami, gdy ruszyliśmy na Ziemie Niczyją rozmawiać z Lucyferem i omawiać warunki porozumienia jednak nie mieliśmy okazji wymienić nawet kilku zdań. Razjel się do mnie nie odzywała a ja do niej także, bo... odrobinę mnie onieśmielała. W każdym razie spróbować nie zaszkodzi.

   Gdy wychodziłem z biblioteki, było już całkiem późno. Byłem też nieźle zmęczony. Ogólnie cały dzień był wyczerpujący psychicznie, a jeszcze na noc postanowiłem nieźle przeciążyć mój malutki móżdżek.

   Na szczęście bez żadnych problemów dotarłem do Kapitolu a później do swojego pokoju. Ariel siedział przy biurku z jakąś książką. Nieźle się zgraliśmy. Jesteśmy taką intelektualną parą... Ariel jednak nie tryskał z radości na mój widok. Wręcz przeciwnie. Spojrzał na mnie z wyrzutem.

- Jest prawie północ.

- Serio?!

- Tak. I nie było cię w Kapitolu. Sprawdzałem wszędzie. W kwaterach upadłych, w sali treningowej, w kuchni, u pana Gabriela, Rafaela, Zadkiela...

- Byłem w bibliotece. Nieźle się zaczytałem.

- Domyśliłem się, że poszedłeś gdzieś poza główne zabudowania. Mogłeś jednak coś powiedzieć. Zostawić wiadomość. Cokolwiek.

- Nie wiedziałem gdzie cię szukać. No a o wiadomości nawet nie pomyślałem. Nie spodziewałem się, że wrócę tak późno.

- ... Niech ci będzie.

- Jestem padnięty. Zostaw to, nad czym tam ślęczysz i chodźmy spać.

- ... W porządku. Jutro mi z tym pomożesz.

- O... naprawdę?

- Tak. Bo tak się składa, że to coś dla ciebie.

- A cóż takiego?

- Broń. W końcu musisz otrzymać własny artefakt. Wybierzesz odpowiedni kształt, wzór, metal, zdobienia... wszystko musi być perfekcyjne.

- To w sumie dobrze się składa. Poszedłem do biblioteki, by dowiedzieć się nieco więcej o magii. No wiesz. Chciałem sprawdzić, czy znajdę coś, co mnie zaciekawi.

- I? Znalazłeś?

- Jak najbardziej. Jeszcze się co do wielu rzeczy upewnię, ale mam już zarys planu. Chciałbym jeszcze doszkolić się trochę w magii leczniczej i obronnej. Ale to swoją drogą. Zaintrygowały mnie magia cienia i przywoływanie.

- ... To... ciekawe połączenie. Mógłbyś opanować ich podstawy i płynnie między nimi manewrować.

- Dokładnie o tym myślałem. Magia obronna pozwoli mi na zapewnienie sobie odrobiny bezpieczeństwa na polu bitwy. Mógłbym przyzwać barierę, skryć się pod nią, uleczyć swoje rany a walkę pozostawić tym magicznym stworzonkom.

- Chowańcom. I to nie takie proste. Między przywołującym a chowańcem wytwarza się więź.

- Dlatego jeszcze muszę trochę o tym poczytać.

- Cieszę się, że podchodzisz do tego poważnie.

- W końcu trzeba się ogarnąć.

- Zanim zapomnę. Jutro w południe odbędzie się spotkanie Rady.

- No to chodźmy spać, bo jeszcze tam przysnę.

   Szczerze mówiąc i tak pewnie przysnę. Spotkania są nudne. Chociaż... kto wie. Biorąc pod uwagę, jak wygląda obecny skład Rady... w sumie może być ciekawie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top