Rozdział 6
- Mogę wiedzieć, co wy właściwie robicie?
- Zakupy.
Mammon spojrzał na mnie, jakbym pytał go o coś zupełnie oczywistego. No bo co można robić w sklepie? Oczywiście, że zakupy a co innego? Miałem jednak nadzieję, że mimo wszystko to jakoś doprecyzuje. Najwidoczniej jednak nie zamierzał.
- ... Aha. Zakupy. No tak. To wszystko wyjaśnia.
Patrzyłem, jak wrzuca kolejne cztery opakowania baterii do koszyka. Było ich tam już ze czterdzieści. Właściwie to drugi supermarket, który obrabiamy z baterii. W poprzednim sklepie obeszło się bez pytań, a to głównie dlatego, że sprzedawczynią była kobieta... zbyt zajęta podziwianiem piątki przystojnych mężczyzn wyglądających jak modele z okładki. Nie winię jej o to. Ja już się chyba uodporniłem. Kilka tygodni w Niebie i to już nie robi na tobie takiego wrażenia. No... prawie.
Byliśmy jeszcze w sklepie z elektroniką i kupiliśmy wszystkie power banki, które mieli na stanie. Czyli łącznie dwadzieścia cztery. Kasjer patrzył na nas, w specyficzny sposób co w ogóle mnie nie dziwiło. Jakby nie patrzeć to było odrobinę podejrzane. No ale zapłaciliśmy, więc on także nie dopytywał. To znaczy Lucek zapłacił.
- A mogę wiedzieć, po co nam to wszystko?
Mammon zaprzestał buszowania między pułkami i spojrzał na mnie jak na nic nierozumiejące, głupiutkie i naiwne dziecko.
- Kwiatuszku... Oni tam nie mają prądu, internetu ani zasięgu.
- Ta... odczułem to.
- Więc... to, co się da, będziemy zasilać bateriami. Resztę będziemy ładować tymi cudeńkami, które kupiliśmy. Na brak internetu niestety nie zaradzimy.
Nagle zza jednej z półek wyłonił się Lucyfer, który najwidoczniej doskonale słyszał naszą rozmowę ze znajdującej się po drugiej stronie alejki ze słodyczami.
- Spokojnie Mammonie. Jeśli przyjdzie nam, spędzić tam więcej czasu niż przewidywałem, to poruszę niebo i ziemię, ale jakoś to obejdę. Może Amdusias będzie znała jakiś sposób, by zadziałało. Może wystarczy zagiąć czasoprzestrzeń... albo otworzyć jakieś przejście między wymiarami...
- A ja myślałem, że to młodzież ma problemy z uzależnieniem od internetu i urządzeń elektrycznych. Natomiast wygląda na to, że radzę sobie bez nich lepiej od was.
Upadły spojrzał na mnie zaskoczony i nagle wyrwany ze swoich rozmyślań.
- Ależ wykupiłem Netfliksa na najbliższe dwa miesiące! Mam tak po prostu odpuścić?! No i jeszcze wychodzi nowy sezon Gry o Tron!
Po tych słowach odszedł dalej przeglądać zawartości półek. Zauważyłem też, że jego koszyk był cały wypełniony opakowaniami Skittlesów i żelków Haribo. Mammon na słowa Lucyfera jedynie wzruszył delikatnie ramionami.
- Cóż nudno tam a Michael wolałby raczej, abyśmy siedzieli w swoich pokojach. Dlatego chwilowo będziemy udawać grzecznych... później się rozkręcimy. Jak już nam trochę zaufają i nieco odpuszczą. No więc na razie nie mamy co tam robić. No i towarzystwo takie jakieś niemrawe. A rozumiesz, chyba że o ile Lucyfer jest dość rozrywkowy, to zbyt długo nie da się z nim przebywać. Belzebub jest natomiast dość spokojny i cichy... tak więc nawet pogadać się z nim nie da. Może, teraz gdy dołączył do nas Asmodeusz, zrobi się ciekawiej. Anioły powinny lepiej zdawać sobie sprawę z tego, że znudzeni upadli to dość spore niebezpieczeństwo... W każdym razie brak internetu mnie dobija. Nie było mnie kilka dni a mój Instagram jest już prawie martwy.
- Masz konto na Instagramie?
- Oczywiście. Lucyfer także.
- I co... wstawiacie tam swoje zdjęcia?
- Ja tak. Lucyfer wrzuca fotografie swoich kotów. Nie rozumiem, dlaczego ma więcej obserwujących ode mnie... to przecież tylko koty.
- I to nie stanowi żadnego problemu? W sensie... ludzie przecież nie wiedzą o Piekle i upadłych... a nawet o istotach. Oni nie wiedzą nic o tym całym nadprzyrodzonym gównie.
- Ależ nie muszą o tym wiedzieć, by podziwiać moją urodę i styl.
- I skromność.
- Ależ nie. Jestem arogancki. Nie ma we mnie krzty skromności.
- ... Cóż... przynajmniej zdajesz sobie z tego sprawę.
- Wszyscy jesteśmy aroganccy. To cecha gatunkowa.
- Chciałbym zaprzeczyć... ale chyba masz rację.
- No widzisz. No a poza tym istoty to naprawdę spora część społeczeństwa. Tak więc oni wiedzą, kim jestem. Właściwie to wśród nich my upadli jesteśmy jak celebryci.
- Rozumiem. No... powiedzmy, że rozumiem. Więc... planujecie używać power banków... ale chyba szybko się rozładują co nie?
- Będziemy wysyłać Belzebuba, aby je ładował. Nasi skrzydlaci bracia i siostry stwierdzili, że nie możemy swobodnie opuszczać Nieba i każda taka sytuacja musi być udokumentowana i uzasadniona. Nie wiedzą, że Belzebub stworzył sobie wygodną linię pomiędzy Niebem a jednym z jego mieszkań w ludzkim świecie. Będzie nam przynosił naładowany sprzęt, alkohol i takie tam. No i będzie miał szansę spotykać się z córką.
- A no właśnie! Co u Raum?
- Tęskni za tobą. Twierdzi, że jej nie rozumiemy i nie potrafimy na poważnie rozważać kwestii egzystencjalnych tak jak ty. O czym wyście do jasnej cholery rozmawiali?
- ... O różnych rzeczach. O książkach, poezji...
- Okej. Rozumiem. Poezja... Czytałem jedną z tych jej książek. W co drugiej główny bohater umiera a w tym, co trzeci zgon jest wynikiem samobójstwa. A te wiersze są bardziej depresyjne niż opowieści Lucyfera, gdy przejdzie z bycia pijanym do bycia najebanym jak szpadel.
- Więc Lucyfer robi się sentymentalny, gdy się upije?
- Czasem zakłada zbroję, bierze swój miecz i zataczając się, próbuje wejść do trzeciego kręgu i krzyczy rzeczy w stylu „Jak podbije dla niego Piekło, to mnie pokocha". Musimy go wtedy wiązać.
- ...
- Ale spokojnie. To dzieje się rzadko. Zazwyczaj pije tylko tyle by się rozluźnić.
- No tak. Bo zazwyczaj jest taki poważny i spięty, że czasem musi się rozluźnić.
- Mimo wszystko najczęściej zachowuje jako taką trzeźwość. Czerpie za to wiele radości z upijania innych.
- To mnie nie dziwi.
- Tak więc... Będziemy jutro świętować naszą nową współpracę z Asmodeuszem. Jesteś zaproszony. Ponadto mam na karcie pamięci wszystkie sezony „Wikingów" i „Gry tron".
- Błagam, przygarnij mnie!
Wiem, co powiedziałem wcześniej... że niby mi do życia takie rzeczy niepotrzebne... ale cholera jak tam jest nudno! Nawet najgłupsza opera mydlana umiliłaby mi czas. Większość dnia trenuję i siedzę na spotkaniach Rady... ale mój czas wolny to przede wszystkim patrzenie się w ścianę i leżenie. A jak pozwolą mi naładować telefon... to chociaż muzyki posłucham.
- No i oczywiście możesz kupić tu, co chcesz. Ja zapłacę.
- Serio?
- Trzymaj. - Mammon wręczył mi dwustu-dolarowy banknot. - Wydaj na głupoty.
O tak... Wydam co do centa.
***
Strażnicy, którzy pilnowali bramy i odnotowali nasze przybycie, spoglądali na nas z mieszaniną zdziwienia, zaciekawienia i potężnego mindfucka. Między innymi z powodu nieprzytomnego chłopca, którego Asmodeusz trzymał w ramionach, ale głównie dlatego, że przyszliśmy z pełnymi reklamówkami niczym po zażartym boju na promocjach w Lidlu. Ponadto z niektórych wydobywał się dźwięk tłukących o siebie szklanych butelek. I nie był to zwykły alkohol.
Pochodził z jednego z mieszkań Lucyfera, które mijaliśmy po drodze. Swoją droga oni mają jakieś gniazdko w każdym państwie lub znają kogoś, kto ma i z chęcią podzieli się nim i jego wyposażeniem. W końcu pieniądze dla upadłych to wyłącznie formalność.
Na powitanie przyszedł nam jeden z Virtui i powiadomił o tym, że Rada nas oczekuje. Dlatego przekazaliśmy nasze zdobycze strażnikom z poleceniem, by zostawili je w komnatach Lucyfera i by byli ostrożni, ponieważ są bardzo wartościowe i delikatne. Żaden z nich nie był nigdy w ludzkim świecie. Dzięki temu scena ta była niemal komiczna. Patrzyli na plastikową torebkę, jakby nie wiedzieli, czy mają się tego bać, czy może podziwiać jako jakiś niezwykle cenny relikt.
Grzecznie podążyliśmy na spotkanie Rady. Ciekawe jak zareagują na Dimę. Tak postanowiłem go nazywać. Jest krócej i nie łamie języka. Gdy weszliśmy do Sali Narad, wszyscy byli na swoich miejscach i spoglądali na nas głównie z zaskoczeniem. Michael ewidentnie z pretensjami.
No tak. Mieliśmy przyjść z upadłym, a o dodatkowym bagażu nie było mowy... ale zawsze najłatwiej uzyskać zgodę na fakty dokonane. „Popatrzcie tylko na jego wielkie, przerażone pełne szaleństwa oczy! Czyż nie jest uroczy! Możemy go zatrzymać?" czy coś w ten deseń.
Upadli jednak w ogóle się nie stresowali. Wręcz przeciwnie. Biła od nich pewność siebie. Zresztą jak zawsze. Lucyfer ruszył przodem i postanowił przedstawić nowego członka Rady.
- Witajcie bracia i siostry! - Upadły z nonszalancją wskazał na stojącego obok mężczyznę. - Poznajcie Asmodeusza. Być może część z was go kojarzy. W końcu swego czasu był jednym z moich generałów, a także bliższym przyjacielem... Gabrielu wy się chyba znacie, o ile mnie pamięć nie myli.
Dopiero teraz zauważyłem, że Gabriel nieco zbladł. Znają się? Ciekawe. Brunet jednak nie odezwał się ani słowem. Lucyfer więc kontynuował.
- Asmodeusz zasiądzie w Radzie jako trzeci z moich towarzyszy... tak jak zakłada nasza umowa... Chyba nie będzie z tym problemu... nieprawdaż?
Michael przez chwilę wpatrywał się w Lucyfera gniewnym wzrokiem, co jedynie podsycało w nim chęć do nieposłuszeństwa. Zauważyłem to jakiś czas temu, ale Lucyfer tak właśnie działa. Gdy poprosisz go, aby coś zrobił... zapewne to zrobi. Gdy zasugerujesz mu, by coś zrobił... przemyśli to. Gdy karzesz mu coś zrobić... wyśmieje cię i zrobi na odwrót.
- Przyprowadziłeś ze sobą dwie osoby.
- No tak. Niezwykle spostrzegawcza uwaga.
Michaelowi ewidentnie nie podobało się, że Lucyfer z niego żartuje. No kto by pomyślał...
- Kto to i dlaczego sprowadziłeś go na teren Nieba bez naszej zgody?
- Cóż... To nasz gość.
- ... Gość?
Teraz miałem wrażenie, że Michaelowi zaraz żyłka pęknie.
- Dokładnie. Asmodeusz wyraził chęć przybycia tutaj jedynie pod warunkiem, że zabierzemy jego towarzysza. A ja nie miałem serca, by rozdzielać kochanków. To byłoby okrutne.
Lucyfer położył dłoń na sercu i zrobił minę zbitego szczeniaczka dla podkreślenia swoich słów.
- Kim jest i dlaczego jest nieprzytomny?
- To człowiek z darem. Jest nieprzytomny, bo... użył zbyt wiele magii. Niedługo się przebudzi.
- Sprowadziłeś człowieka na teren Nieba?!
- Ty sprowadziłeś upadłych.
Lucyfer dla podkreślenia swoich słów wzruszył ramionami, jakby to było coś oczywistego. Michaela natomiast zatkało. No... w sumie Lucek trafił w sedno. To Michael udał się na Ziemię Niczyją i pertraktował z Lucyferem. To dzięki niemu udało się też przeforsować ten cały pomysł. Może i głosy członków Rady liczą się tak samo, ale Michael wzbudza zaufanie i ma autorytet. Gdyby nie on Zafiel i Uriel zapewne by się nie zgodzili.
Chyba jednak zaakceptował zwycięstwo Lucyfera w tej słownej potyczce, bo westchnął i postanowił oddać głos innym.
- ... Czy ktoś chciałby wyrazić własną opinię?
Gabriel niepewnie uniósł dłoń.
- Chłopiec może przebywać w komnatach przydzielonych upadłym. Jeśli nie będzie ich opuszczał bez pozwolenia, nie widzę problemu. W ten sposób... okażemy naszą dobrą wolę. Czy jednak jest ktoś, kto nie zgadza się na to, by tu został?
Dłonie podnieśli Uriel, Michael i Zafiel... co dawało... no w obecnej sytuacji trzy do ośmiu, bo głosy upadłych też się liczyły. W zasadzie większość stanowiła teraz szóstka, bo przez zamknięcie Haniela brakuje jednej osoby. Michael musiał więc uznać decyzję większości.
- Dobrze... W takim wypadku przesuniemy naradę o godzinę. Przez ten czas przydzielimy ci odpowiednie kwatery i będziesz mógł zająć się swoim... przyjacielem.
Ostatnie słowa anioł skierował do Asmodeusza. Upadły odpowiedział uśmiechem tak podobnym do tego Lucyfera, że Michael aż się skrzywił. No tak. Jeśli Asmodeusz będzie, choć w połowie tak irytujący to Michael będzie potrzebował psychologa i jakichś ziółek na uspokojenie. Możliwe, że ja też.
Asmodeusz jednak po chwili skłonił się lekko na tyle na ile pozwoliło mu drobne ciało chłopca, które wciąż trzymał w ramionach. Swoją drogą... trzymał go ostrożnie niczym księżniczkę co w połączeniu ze słowami Lucyfera, które co prawda równie dobrze mogły być totalnie zmyślone, sprawiało jednak, że zacząłem się poważnie zastanawiać jakie relacje łączą upadłego i Dimę. A poza tym ciekawe czy Ariel też mnie tak wszędzie nosił, gdy byłem nieprzytomny po tym, jak Mephistopheles prawie mnie zabił. Ach te wspaniałe chwile, których nie pamiętam, bo byłem jak worek kartofli przenoszony z miejsca na miejsce.
Michael wstał jako pierwszy a za nim reszta. Nie czekaliśmy, tylko wyszliśmy z sali. Mamy jeszcze godzinę. Świetnie. Lucyfer ewidentnie chciał coś obgadać z Asmodeuszem na osobności a tamten z kolei musiał zająć się Dimą. Swoją drogą ciekawe jak chłopak zareaguje. Nie wydaje się w pełni... świadomy tego, co się wokół niego dzieje więc mam nadzieję, że nie przeżyje tego wszystkiego za mocno.
Belzebub chciał chyba jeszcze odpocząć po podróży a Mammon... musiał zmienić buty. Co prawda pomagałem mu je umyć, ale podejrzewam, że je wyrzuci... o ile nie spali. Pewnie kosztowały fortunę no ale bądźmy szczerzy, dla niego to grosze. W końcu mieli setki lat, by zbierać kosztowności no i z tego, co się dowiedziałem, świetnie radzą sobie na giełdzie. Część z nich ma też liczne udziały w dużych firmach.
W każdym razie ja planowałem wykorzystać tę godzinę na mentalnym przygotowaniu się do zebrania Rady, bo czuje, że łatwo nie będzie. Ariel chyba podziela moje zdanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top