Rozdział 3
Patrzyłem, jak ostatni członek Rady zajmuje swoje miejsce. Był to Zadkiel, który chyba zawsze przybywa na samym końcu. Cóż... chyba powinniśmy się cieszyć, że w ogóle o tych spotkaniach pamięta.
Najwidoczniej Michael na powrót objął rolę przewodniczącego obrad, ale nowa kłótnia nie wybuchła. Wręcz przeciwnie. Wyglądało na to, że tym razem naprawdę może dojść do owocnego spotkania. No a przynajmniej nadal miałem taką nadzieję...
Po dłuższej chwili po pomieszczeniu w końcu rozległ się donośny głos archanioła oznaczający początek obrad.
- Od tej pory będziemy współpracować. Wspólnie postaramy się rozwiązać problemy naszych światów i naszych ludzi. Uważam, że najistotniejsze są obecnie informacje, które obie strony posiadają. Dlatego rozpocznijmy nasze spotkanie, od powiedzenia wszystkiego co wiemy. Czy ktoś ma coś przeciwko?
To był dobry pomysł i wszyscy o tym wiedzieli. Nawet Lucyfer skinął lekko głową, dając znak, iż propozycja ta jak najbardziej mu odpowiada. A skoro Pan Piekła we własnej osobie zgadza się bez niepotrzebnej dyskusji... to jest dobrze.
- Lucyferze... zechcesz zacząć?
Sprytne. Michael pewnie chce najpierw wyciągnąć jakieś informacje od upadłych, aby zweryfikować, ile sam powinien im zdradzić. Lucek zdecydowanie zdawał sobie z tego sprawę. Wiem... bo sam wczoraj powiedział mi, że Michael najprawdopodobniej tak postąpi. No ale złotowłosy upadły rozplanował swoje ruchy i właściwie już trzymał Michaela w szachu. Szkoda tylko, że ja jestem jednym z pionków w tym planie. Mimo wszystko ze spokojem przysłuchiwałem się odpowiedzi Lucyfera.
- Dobrze. Bo tak się składa, że z chronologicznego punktu widzenia to, co wydarzyło się w Piekle, było najprawdopodobniej pierwsze. Więc... zacznę od tego, że już od jakiegoś roku obserwuję systematyczny wzrost liczby demonów pojawiających się w podległych mi kręgach. Nie mam pojęcia co może być tego przyczyną. Jakieś cztery miesiące temu z mojej osobistej kolekcji zginął pewien wytresowany osobnik. Dwa tygodnie później moi ludzie schwytali upadłego, którego śledzili od dłuższego czasu. Belzebub zauważył jego nietypowe zachowanie i zlecił takie działania. Wkrótce po tym dowiedzieliśmy się, iż spotyka się z kimś... kto doskonale ukrywał swoją tożsamość, ale udało nam się wyczuć nieco anielskiej mocy. Wiemy więc, że był to anioł lub Święte Dziecko. Nie wiem jakie relacje ich łączyły, ale ewidentnie przekazywali sobie informacje. Upadły, którego schwytano, na pewno był jedynie płotką, więc podejrzany nieznajomy o anielskiej aurze musiał stać wyżej w tym... przedsięwzięciu. Niepokojący jest fakt, iż to na pewno nie schwytany upadły wyprowadził z Piekła mojego pupila. No, a przynajmniej nie sam. Możliwe, że zdrajców jest więcej. Jednak to zapewne on przekazał dalej informacje o nefalemie. Cóż, jeśli chodzi o tę sprawę... Dowiedzieliśmy się o jego istnieniu pół roku temu. Sariel dość uparcie strzegł tej tajemnicy. Aż pewnego dnia, gdy jak zwykle złożyłem mu towarzyską wizytę... jak gdyby nigdy nic stwierdził, że ma syna. Dość... zaskakująca to była wiadomość. Możliwe, że tak jak wszyscy upadli wyczuł pewne niepokojące zmiany w Piekle. Informacja ta przeciekła dalej... ale jak właściwie trafiła do was?
- Nie z cudzych źródeł a przez czysty przypadek.
- Słucham?
- Przenosiliśmy szczątki. Według decyzji poprzedniej Rady szczątki zdrajców nie mogą być chowane na terenie Nieba, ponieważ nie są tego godni. Jednak... wspólnie postanowiliśmy, że ta kara jest zbyt surowa. Zmarli zasługują na godny spoczynek. Nawet jeśli sprzeciwili się władzy... to ich ziemia tak samo, jak nasza. Podczas przenoszenia szczątków jeden z aniołów wyczuł magię. Tak jakby zmarłego z życiem nadal coś łączyło. Dowiedzieliśmy się więc wszystkiego o tej osobie. Była to Leliel. Wiedzieliśmy, że miała romans z upadłym, że zaginęła i że była potężna. Logiczne więc było założenie, iż przed śmiercią rzuciła jakieś zaklęcie, które wciąż działa. Byliśmy nieco zaniepokojeni, więc posłaliśmy po najlepszych wróżbitów i tropicieli. Jak wiesz, magia jest najlepszym możliwym filarem dla magii wróżbiarskiej. Wyczytali więcej z jej zaklęcia, niż mogliby z jej ciała. Zwłaszcza że jak już wiemy zaklęcie te jest nałożone na nefalema. W zasadzie nie dowiedzieliśmy się zbyt wiele. Jedynie, że Leliel na pewno miała dziecko. Stwierdziliśmy więc, że jest to najprawdopodobniej owoc związku z upadłym.
- Czasem nie doceniam waszej inteligencji...
- Zaraz po tym, gdy ustaliliśmy takie prawdopodobieństwo wysłaliśmy naszych ludzi by odnaleźli nefalema. Czy ty... nie wysłałeś nikogo na poszukiwania?
- Nie. A przynajmniej początkowo nie. Stwierdziłem, że dzieciak pewnie się ukrywa. Najprawdopodobniejszym miejscem był ludzki świat, bo gdybyście wy go mieli, to bym to wiedział. A skoro żył sobie w ludzkim świecie to nie widziałem powodu, by go niepokoić. Wbrew temu, czego po mnie oczekiwaliście, nie pragnąłem zagarnąć jego potencjalnej mocy dla siebie. Gdyby to ode mnie zależało, dzieciak dalej wiódłby spokojne życie. Co prawda wysłałem kilku ludzi dla dobra Sariela. Stwierdziłem, że może niepokoi się o syna i to dlatego mi o nim powiedział. Miałem później przez to małe kłopoty bo niektórzy moi podwładni opacznie zrozumieli moje intencje. Chciałem tylko wiedzieć czy dzieciak żyje. To wszystko. Rozpocząłem jego poszukiwania dopiero po tym, gdy Lilith wróciła do Piekła i powiedziała, że nefalem mnie szuka. A skoro mnie szukał to była to już zupełnie inna sprawa. Więc... powiedzmy, że wiemy już, co wydarzyło się przed tym, jak nefalem został w to wplątany. Myślę, że teraz jemu powinniśmy oddać głos.
Zaskoczony spojrzałem na Lucyfera. Ten odwzajemnił spojrzenie i uśmiechnął się szeroko.
- Powiedz, co ci się przydarzyło. Od początku. Może uda nam się rozwiązać jakieś niejasności.
- No dobra. Więc... zaczęło się od tego, że zaatakował mnie demon, gdy przypadkowo znalazłem się na Granicy po raz pierwszy w moim życiu... no, a przynajmniej, od kiedy pamiętam, bo wspomnień z większości życia nie mam.
Lucyfer uniósł dłoń, a ja zamilkłem.
- Pozwól, że ci przerwę. Muszę zaznaczyć, iż ustaliliśmy, że był to mój demon. Dokładnie ten, którego mi skradziona. Kontynuuj.
- Ktoś... ktoś zamordował ludzi, którzy się mną zajmowali. Nadal nie wiemy, kto to zrobił. Może... jakiś inny demon. Nie wiem. Jakiś czas później spotkałem kolejnego anioła. Oddzieliłem się wtedy od Ariela. Anioł ten chciał mnie przekonać, abym poszedł z nim. Nie mówił gdzie, ale to on powiedział mi, że planujecie mnie zabić. Wiedział więc o waszych planach... a może po prostu chciał, abym się was bał. Nie wiem. Był bardzo młody... no, a przynajmniej wyglądał na takiego. Był mniej więcej mojego wzrostu.
- Czy miał kręcone włosy w złocistym odcieniu blondu?
Lucyfer nieco mnie zaskoczył, bo chyba nigdy mu o tym nie wspominałem.
- Tak. Złote oczy i dość dziewczęcą twarz. Jednak to na pewno był mężczyzna.
- A więc to jednak anioł. Twój opis doskonale pasuje do osoby, którą wspominałem wcześniej. To z tym aniołem spotkał się upadły, którego śledziliśmy.
Członkowie Rady wydawali się głęboko nad tym zastanawiać. W końcu Michael przerwał ciszę.
- Chwilowo nic więcej z tym nie zrobimy. To niezwykle istotna informacja. Przejdźmy jednak dalej. Być może zdołamy jakoś połączyć tajemniczego anioła z innymi wydarzeniami. Alexis czy masz coś jeszcze do powiedzenia?
- Chwilowo chyba nie...
Ariel uniósł rękę, co mnie nico zaskoczyło.
- Czy mogę coś powiedzieć?
- Oczywiście. Słuchamy.
- Gdy już spotkałem Sky'a chciałem użyć przejścia, które znajdowało się w jego mieście. Właściwie... Sky znajdował się tuż obok bramy, gdy zaatakował go demon. Było ono jednak zniszczone. Możliwe, że używał go ów anioł. Musiał jednak zdawać sobie sprawę, że nefalem znajduję się niedaleko. Zapewne nie wiedział gdzie dokładnie. Tylko dlatego nie odnalazł go przede mną. Biorąc pod uwagę czas, w którym zamordowani zostali wychowawcy Sky'a... musieli minąć się dosłownie o włos. Sky uciekł do katedry w środku nocy. Anioł musiał użyć przejścia jakiś czas wcześniej i być już na poszukiwaniach. Gdy dotarł do jego domu Sky był w katedrze, a ja odnalazłem go o wschodzie słońca. Gdyby nie uciekł z domu... lub zrobił to kilka godzin a być może kilka minut później...
Ariel wydawał się dość przejęty tym, co mówił. I muszę przyznać, że mnie jego słowa mocno zaniepokoiły. Tak niewiele... tak niewiele brakowało a złotowłosy anioł znalazł by mnie pierwszy. To był naprawdę ogromny zbieg okoliczności. Okazało się, że najwyraźniej minąłem się ze śmiercią. Michael zastanowił się chwilę nim odpowiedział.
- To ważna informacja. Oznacza to, że anioł i osoby, dla których pracuje wiedziały gdzie jest nefalem lub znały jego przybliżone położenie.
- Kolejny kontakt z aniołami mieliśmy dopiero po naszym spotkani z Mephistophelesem. Wiemy, że potrzebował Sky'a dla własnych celów. Wysyłał za nami magiczne stworzenia. Wątpię, by miał jakiś związek ze złotowłosym aniołem.
- Myślę, że spokojnie możemy odsunąć go od tej sprawy. - Lucyfer usiadł wygodniej na krześle i kontynuował. - Mephistopheles zabiłby każdego anioła na tyle głupiego, by się do niego zbliżyć. Nie z nienawiści. Po prostu nie przepuści zdobycia kolejnej świnki doświadczalnej. Jestem pewny, że Mephisto pracował sam.
- To właśnie po walce z nim znalazł nas Belzebub i skontaktowałem się z Araelem. Poprosiłem go, by sprowadził Rafaela i... i by miał oko na Radę. Powiedział, że postara się dyskretnie spytać strażników, czy nie widzieli czegoś podejrzanego. Musiał się czegoś dowiedzieć. Czegoś ważnego. Po tym, jak zaatakował nas Uriel, rozdzieliliśmy się z Belzebubem i napotkaliśmy kolejne dwa anioły. Cerviela i Reguela. Ustaliliśmy już, że mogą mieć coś wspólnego z Hanielem... ale Haniel próbował zabić Sky'a, gdy ten przekroczył granicę Nieba. Jeśli naprawdę planował go do czegoś wykorzystać... to po co miałby go zabijać?
Tym razem odpowiedziała Zafiel.
- Haniel obecnie jest jedynie podejrzanym. Moi najlepsi ludzie prowadzą śledztwo. Przeszukali jego dom i biuro. Nie znaleźli nic interesującego. Nadal nie przesłuchaliśmy wszystkich jego podwładnych, ale do tej pory nie dowiedzieliśmy się niczego konkretnego. Nie wiemy, czy nie chcą powiedzieć prawdy, czy nic nie wiedzą. Nie mamy żadnych twardych dowodów a jedynie poszlaki. Wiemy, że Haniel dość często współpracował z Ramielem jednak ich obowiązki często się pokrywały. Teoretycznie było to uzasadnione. Czy jednak istniała między nimi innego rodzaju współpraca? Tego nie wiem. W każdym razie Haniel utrzymuje, że jest niewinny i pyta, kiedy planujemy przeprowadzić oficjalną rozprawę. Jest członkiem Rady, a my nie mamy jednoznacznych dowodów... i nie możemy trzymać go pod kluczem w nieskończoność. Nie tylko stawia nas to w złym świetle, ale jeśli Haniel okaże się niewinny... może mieć to negatywne konsekwencje. Im szybciej to zakończymy, tym lepiej dla nas wszystkich. Co jednak mamy zrobić, gdy nie posiadamy dowodów na jego winę... ale też na jego niewinność? Nie ma alibi, ma motyw i miał sposobność, by spiskować, ale... to nie oznacza, że jest winny. Myślałam o tym... jeśli nie znajdziemy dowodów do końca tygodnia, będziemy musieli przeprowadzić rozprawę z tym, co mamy. Moi ludzie dalej będą szukać, ale... może powinniśmy obrać inną taktykę? Może powinniśmy namówić go do przyznania się? Możemy blefować w sprawie dowodów... ale nie mamy do czynienia z byle kim. Wiele mogę zarzucić Hanielowi, ale na pewno nie głupotę. Zbytnią pychę tak, ale nie głupotę.
Michael i reszta Rady przez chwilę rozważali słowa kobiety. W końcu złotooki szatyn zadał pytanie trafiające prosto w sedno.
- Rozumiem, że twoim zdaniem powinniśmy zakończyć wszystko jak najszybciej. Uważasz, że kiedy powinien odbyć się ostateczny proces?
- ... Najpóźniej za dziesięć dni.
- Dobrze. Do tego czasu niech twoi ludzie pracują dzień i noc.
- Tak będzie.
- Tak więc... Dowiedzieliśmy się, że anioł, któremu zależało na przejęciu nefalema jest tym samym, który współpracował z upadłymi. To niewiele i nie wiemy jeszcze, jak jest to powiązane z atakiem demonów czy zdradą naszych towarzyszy. Pojawił się jednak nowy wątek i nie możemy tego zignorować. Być może wkrótce dowiemy się więcej. A teraz... czy ktoś chciałby poruszyć jeszcze jakiś temat?
- Z chęcią.
Mógłbym przysiąść, że ciało Michaela napięło się jak struna, gdy usłyszał głos Lucyfera. Nie dziwię mu się. To pewnie ostatnia osoba, którą chciał usłyszeć.
- Słuchamy więc.
- Początkowo moim warunkiem sojuszu było sprowadzenie tu trzech towarzyszy. Mammon i Belzebub są tu ze mną, ale nie pamiętam, bym zgodził się na pozostaniu przy tej dwójce.
- Chcesz więc sprowadzić tu jeszcze kogoś?
- Owszem.
- Nie uważasz, że posuwasz się za daleko? Nie powinieneś w ogóle tu być, a narzekasz na to, że jest was tu tylko trzech?
- Umowa to umowa. Zresztą... czyż nie każda pomoc będzie potrzebna. Zwłaszcza że wkrótce może odpaść kolejny z was. Co prawda dziesiątka to zawsze coś, ale nie lepiej byłoby trzymać się tej słynnej dwunastki? Jeśli Haniel zostanie skazany, zostanie nas dziesiątka. Pozwól mi sprowadzić jednego z moich, a jeśli Haniel okaże się niewinny, będziemy w komplecie.
- Mam wpuścić kolejnego wroga na nasz teren?
- Nie jesteśmy wrogami. Ponadto... wydaje mi się, że nefalem z chęcią poprze kandydaturę mojego człowieka.
- Co nefalem ma z tym wspólnego?
- To, że zna moje dobro i łaskę. W Piekle powitaliśmy go jak w domu, a tutaj próbowaliście go zabić. Nie jest już o nic oskarżony ani nie jest waszą własnością. Obecnie jest potencjalnie silnym sojusznikiem lub wrogiem. Wydaje mi się, że lepiej mieć go więc za przyjaciela. A bądźmy szczerzy... myślicie, że komu będzie bardziej skłonny pomóc? Wam czy mi? Nie macie prawa zmuszać go do niczego. Myślę jednak, że jeśli go ładnie poproszę... nie będzie sprawiał problemów.
- ... Zawarliście jakąś umowę za naszymi plecami nieprawdaż?
- Michaelu... nie zaszedłbym tak daleko, gdybym nie wiedział, jak grać w polityczne gierki. Nie przyznacie tego, ale ważne jest dla was, by mieć nefalema blisko siebie. Nie tylko by nie dostał się w ręce wrogów... ale po prostu, aby mieć na niego oko i w razie potrzeby wykorzystać do własnych celów. Nefalem natomiast jest mi przychylny. Powiedzmy więc, że naprawdę doceniam uczciwość i gdy każda strona dotrzymuje warunków umowy. Jeśli zapewnicie mi to, co obiecaliście... myślę, że i Alexis to doceni. Co na pewno opłaci się wam w przyszłości. W końcu nic go tu nie trzyma. Może w każdej chwili wrócić do ludzkiego świata. A jeśli będzie bał się o swoje bezpieczeństwo... Piekło stoi dla niego otworem. Moi ludzie się nim zajmą.
- Szantażujesz nas?
- Nie. Jedynie pokazuję wam moją chęć załatwienia tego polubownie.
- Dobrze więc. Czy ktoś się sprzeciwia?
Michael odczekał dłuższą chwilę, ale nikt nie uniósł dłoni.
- Sprowadź swojego człowieka.
- Świetnie! A teraz ta trudniejsza część. Będę musiał opuścić Niebo z moimi przybocznymi i odwiedzić ludzki świat. Chcę, aby nefalem poszedł ze mną. Nie potrwa to długo. Dwa może trzy dni.
- W jakim celu?
- Mój wybranek jest... cóż jeszcze nie wie, że dostąpi zaszczytu bycia w Radzie. I... powiedzmy, że muszę osobiście go o tym poinformować. Nie muszę chyba mówić, że nefalem będzie z nami bezpieczny.
- Dlaczego tak bardzo zależy ci na tym, by poszedł z wami?
- Jest mi niezbędny jako dowód własnego istnienia. To wszystko.
- Kto zgadza się na prośbę Lucyfera?
Rękę podnieśli Gabriel, Zadkiel i Rafael. Jednak to wystarczyło, bo oczywiście Mammon i Belzebub także zagłosowali. Mieli większość.
- Chciałbym załatwić to jak najszybciej, dlatego wyruszymy jutro. Możesz życzyć mi powodzenia.
Lucyfer uśmiechnął się do Michaela zawadiacko, a ten odpowiedział mu lodowatym spojrzeniem. Ta... ciekawe, w co ja się właściwie wpakowałem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top