Rozdział XXXIX

   To miał być nasz ostatni dzień przed rozłąką, więc postanowiliśmy w pełni go wykorzystać. Trochę szkoda, że spałem niemal do południa, ale mimo to zostało nam jeszcze kilkanaście wspólnych godzin.

   Tak jak początkowo planowaliśmy, wybraliśmy się na plażę. Było nieco chłodno, ale dzięki temu było tu mniej ludzi niż zazwyczaj. Wciąż dużo, ale dało się znaleźć fajne miejsce.

   Nieliczni odważyli się wejść do wody, większość po prostu spacerowała wzdłuż brzegu lub siedziała na piasku. Rozłożyliśmy swoje rzeczy z dala od innych, jak tylko się dało. Nie było tego wiele. Kilka ręczników i torba z przekąskami. Większość kupiliśmy po drodze. Zdjąłem buty, by móc poczuć piasek. Niestety był zimny, no ale nie można mieć wszystkiego.

- Latem musi być tu naprawdę fajnie co nie?

- I tłoczno.

   Kto by pomyślał, że to Jessi rzuci jakąś pesymistyczną uwagę. Po niej nie spodziewałem się wytykania nieudogodnień.

- Nie lubisz tłumów? W sumie ci się nie dziwię, ja też ich nie lubię.

- Nie znam wilkołaka, który lubiłby tłumy. Im więcej ludzi tym więcej hałasu i zapachów. Aż nos boli. Chociaż mi aż tak bardzo to nie przeszkadza. Nie mam nic przeciwko klubom czy barom. Ale to chyba kwestia przyzwyczajenia. Spędzam w nich dużo czasu.

- To musi być upierdliwe. W sensie... ja bym chyba nie wytrzymał.

- Czy ja wiem. Nie narzekam. W zasadzie to lubię moje wyostrzone zmysły. Są przydatne. No i niejednokrotnie uratowały mi życie.

- Mi by się takie przydały...

- Na razie ich nie potrzebujesz, bo masz nas. Jesteśmy twoimi oczami, uszami i węchem, możesz się bawić, a my wyczujemy potencjalne zagrożenie. Więc leć i korzystaj z życia.

- Ty nie idziesz?

- Poopalam się.

    Spojrzałem z powątpiewaniem na zachmurzone niebo, a następnie na Jessi. Ta chyba odszyfrowała moje myśli, bo odpowiedziała, zanim jeszcze zdążyłem cokolwiek powiedzieć.

- Będę leżeć i udawać, że się opalam. A jutro pójdę do solarium.

- Czy ja wiem. Powiedziałbym, że ci wystarczy.

- Niestety opalenizna dość szybko ze mnie schodzi... więc muszę często korzystać z solarium.

- Dostaniesz raka.

- Na szczęście nie. Zabije mnie albo starość, albo srebro. Tudzież jakiś nieszczęśliwy wypadek.

- Chwała magicznym mocom i szybkiej regeneracji.

- Chwała!

   Jessi położyła się na ręczniku, a West z telefonem w ręku siedział na swoim jakiś metr dalej. Gdybym miał zgadywać, stwierdziłbym, że gra w jakąś gierkę, bo co chwila przechylał go w różne strony. Tak więc ku mojej uciesze zostaliśmy z Arielem sami.

- To, co wspólny spacer po plaży przy zachodzie słońca?

   Ruszyliśmy wolnym krokiem wzdłuż brzegu. Na tyle blisko wody, że musiałem co jakiś czas uciekać przed falami. Dawało mi to jednak niesamowitą frajdę. Uciekając przed wodą, czułem się niemal jak dziecko.

- Jeszcze kilka godzin do zachodu słońca.

- Nie... w sensie... po prostu ludzie uważają, że to strasznie romantyczne. W filmach zawsze robią takie sceny, jak pary siedzą na plaży i spoglądają na zachód słońca.

- Hmm... W Niebie to nic niezwykłego. W zasadzie nikt nie zwraca na to uwagi.

- To, co uważacie za romantyczne? Jak podrywa się panienki w Niebie?

- Nie jestem pewny czy jestem odpowiednią osobą, by odpowiedzieć na takie pytania...

- Oj nie bądź taki skromny mój donżuanie. Więc?

- ... Cóż... prezenty są mile widziane.

- Ale jakie? U nas zazwyczaj daje się kwiaty, czekoladki czasem jakąś biżuterię albo pluszaka.

- U nas także popularnym prezentem jest biżuteria. Jednak przykładamy do tego dość sporą wagę. Chodzi o to, jak dobrze znasz partnera. Wybierasz jego ulubiony metal, kamień, który najlepiej rezonuje z jego magią no i oczywiście jeden z najważniejszych elementów to inskrypcja. Zazwyczaj są to drobne wiersze, które mają ukryty sens zrozumiały jedynie dla ciebie i osoby, którą obdarowujesz lub po prostu krótka inskrypcja. To coś, co dajesz kochankowi. Bardziej uniwersalny prezent to koń. Ale najpopularniejsze są chyba magiczne przedmioty. Nie muszą być użyteczne, a jedynie wywoływać uśmiech u kochanej osoby. Może to być jakaś magiczna pozytywka czy jakiś wiecznie kwitnący kwiat. Ostatnio popularne są metalowe kanarki, które poruszają się przy pomocy magii i brzmią jak prawdziwe. W zasadzie liczy się oryginalność.

- Anioły chyba wszystko robią z klasą.

- Niekoniecznie. Więc co jeszcze ludzie robią, by okazać uczucia?

- Cóż... najbardziej cliché jest chyba kolacja przy świecach.

- U nas też jemy wspólnie posiłek... jednak za romantyczne uważamy robić to na zewnątrz także w porze wieczornej. Zazwyczaj w jakimś cichym i pięknym miejscu jak łąka. Jeśli już mielibyśmy na coś spoglądać, byłby to księżyc, nie zachód słońca.

- I co jeszcze?

- Niech pomyślę... śpiewnie pieśni jest uważane za niezwykle romantyczne.

- Hm... w zasadzie u nas trochę też.

- Są jeszcze różne zwyczaje.

- Na przykład?

- Wianki. Kochankowie często wręczają sobie wianki. W zasadzie nie tylko kochankowie... zależy, z jakich kwiatów taki wianek zostanie zrobiony.

- Język kwiatów?

- Dokładnie.

- W sumie nie jest tak źle. Myślałem, że powiesz coś w stylu: przynosimy naszym wybrankom głowy demonów nabite na pal czy coś.

- ... To byłoby... niesmaczne.

- No wiesz, ja nie oceniam. Inne kręgi kulturowe i te sprawy...

- Jesteśmy cywilizacją, która nie popiera przemocy.

- No tak przecież wiem... te wszystkie wojny i inkwizycje tylko utwierdzają to stwierdzenie...

- ... Jesteśmy wysoko rozwinięci kulturalnie.

- No przecież nie śmiem wątpić. Co jeszcze mi opowiesz?

   Do tej pory dreptałem kilka kroków przed aniołem, teraz jednak Ariel zrównał się ze mną i delikatnie chwycił mnie za dłoń. Nie powiem, trochę mnie to zaskoczyło. Oczywiście naprawdę miło zaskoczyło.

- Jesteśmy... bardzo skryci. Chociaż w pełni uświadomiłem to sobie, dopiero po zobaczeniu jak funkcjonują ludzie. Tutaj okazywanie uczuć jest czymś normalnym. To nie tak, że w Niebie to jakieś tabu... po prostu jesteśmy bardziej opanowani. Dlatego rzadko okazujemy uczucia publicznie. Zobaczysz spacerujące po mieście pary, ale nie będą one trzymać się za ręce. Nikt nie będzie patrzył na ciebie krzywo, jeśli to zrobisz, ale... uznajemy, że takie rzeczy robi się raczej w sytuacji bardziej intymnej. W domowym zaciszu czy ogrodzie. Szczerze mówiąc, przeżyłem niemały szok, gdy przybyłem do twojego świata i zobaczyłem całującą się na chodniku parę. U nas to trochę... nieprzyzwoite. Innymi słowy, jeśli afiszujesz się swoimi uczuciami wśród innych, to nie jest to niemile widziane, a oznacza jedynie, że twoje uczucia muszą być poważne. Tak zachowują się pary, które zamierzają się pobrać lub już to zrobiły.

- Czyli bierzecie śluby.

- W zasadzie tak jednak różni się to nieco od ludzkiego podejścia.

- W jakim sensie różni?

- My traktujemy to znacznie poważniej. Nie istnieje coś takiego jak rozwód.

- I co nikt nie narzeka?

- Nie. Nie słyszałem, by ktokolwiek kiedykolwiek, chociażby napomknął o tym, by unieważnić związek. Po prostu robimy to z rozsądkiem. Gdy jesteś z kimś setki lat, to wiesz, że przeżyjesz z nim także tysiące. Nie jesteśmy jak ludzie, którzy potrafią pobrać się w dniu, w którym się poznali.

- Ej! Takie rzeczy to tylko w Las Vegas. Reszta świata jest w miarę normalna.

- Odeszliśmy już dość daleko.

- Co?

- Od Westa i Jessiki. Straciliśmy ich z oczu.

- To, co... wracamy się?

- Nie wiem. Tu jest dobrze. Nikogo nie ma.

   Anioł zatrzymał mnie i lekko przyciągnął do siebie. Lodowato zimna, morska woda obmyła mi stopy. Jednak nawet nie zwróciłem na to uwagi, bo właśnie tonąłem w oczach Ariela. Delikatnie odsunął włosy z mojej twarzy i nachylił, by mnie pocałować. Ułatwiłem mu to nieco, stając na palcach. Różnica wzrostu pomiędzy nami może i nie była duża... ale jednak istniała. Mnie to nie przeszkadzało. Łatwiej było zwinąć się w kulkę, wtulić i zniknąć w jego silnych ramionach...

- Mimo wszystko chyba powinniśmy jednak wracać. Będą się martwić.

- Nie chce wracać. Nie chce... nie chce iść do Piekła. Chce zostać z Tobą. Pieprzyć Niebo i całą resztę. Wyjedźmy w góry gdzieś na końcu świata i żyjmy z hodowli owiec.

- Nie mógłbym żyć spokojnie, wiedząc, że grozi ci niebezpieczeństwo. Poza tym wiem, że nie jesteś typem człowieka, który zadowoliłby się ucieczką. Nie jesteś taki Sky. To niszczyłoby cię od środka. Jesteś stworzony do większych rzeczy.

- ... Przeceniasz mnie.

- Nie. To ty siebie nie doceniasz. Pójdziesz tam, a później wrócisz do mnie. Cały i zdrowy.

- I co później? Zniszczymy naszych wrogów?

- Jeśli będzie trzeba, to właśnie to uczynimy.

- ... Kocham cię Ariel.

- Ja ciebie też. Całym sercem.

   Nasze usta ponownie się spotkały. Wtuliłem się w anioła i dałem porwać chwili. Ariel jest najważniejszą osobą w moim życiu. Nie mam rodziny, nie mam przyjaciół, ale mam Ariela. Miał rację. Pójdę tam, bo nawet gdybyśmy uciekli i kryli się, to nie zniósłbym myśli, że narażam go na niebezpieczeństwo. I wrócę do niego, silniejszy, by móc go chronić... nie... by móc walczyć z nim ramię w ramię.

- West miał rację, wystarczyło porozmawiać.

- ... Rozmawiałeś z Westem?

- No tak. Powiedział, żebyśmy się pogodzili i że powinienem z tobą porozmawiać.

- Kiedy?

- No... wczoraj po tym, jak wybiegłem, by użalać się nad sobą.

- Byliście sami?

- No tak. Siedzieliśmy na parkingu, a później spałem u nich w pokoju.

- O tym wiem, ale nie mówił nic o tym, że rozmawialiście.

- To nie było nic istotnego... niepokoiłbym się bardziej nieobecnością Jessi.

- Była ze mną. Chciałem pobiec za tobą, ale zatrzymała mnie i powiedziała, że potrzebujesz chwili w samotności. Stwierdziłem, że ma rację i została chwilę, by porozmawiać... ale nie mówiła, że West do ciebie poszedł.

- Może nie wiedziała. Zresztą co za różnica, że West tam był. Nawet się przydał, bo miałem małe kłopoty...

- Nie chcę, żebyś był z nim sam na sam.

- Co? Dlaczego? Myślałem... myślałem, że im ufamy.

- Nie o to chodzi...

- Nie rozumiem... więc o co?

- On...

- No?

- Lubi mężczyzn.

- Rzeczywiście jest gejem, ale nadal nie rozumiem co... Chwila... Jesteś... jesteś zazdrosny?

- Ja... nie do końca wierzę, że ma całkowicie czyste intencje...

- To stąd te zabójcze spojrzenia... Boisz się, że będzie do mnie zarywał?

- Oczywiście, że tak! Jesteś młody, atrakcyjny i odpowiedniej płci.

- ... Ariel, ale wiesz, że to, że jest gejem, nie znaczy od razu, że jestem w jego typie. Może woli wysokich, umięśnionych, blondynów... Chwila czy właśnie nazwałeś mnie atrakcyjnym?

- Tak.

- ... O... Wracając do tematu... mnie West nie interesuje.

- Ale... on...

- Ja jego też nie interesuję. Wiem, bo gdyby tak było, to nie zaprowadziłby mnie wczoraj grzecznie do pokoju. Byłem kompletnie pijany i półnagi...

   Ariel spojrzał na mnie i jakby zbladł. O... chyba właśnie mu to uświadomiłem... Ups.

- Pozwoliłem, byś był z nim sam, pijany i półnagi...

- Ariel na miłość boską powiem to po raz ostatni. West... jest miły. I tyle. Nie jest mną zainteresowany.

- ...

- Ale jeśli dzięki temu poczujesz się lepiej, to już nigdy nie będę z nim sam na sam.

- Byłbym wdzięczny.

- A tak z innej beczki... co robiłeś z Jessi?

   Ha! Role się odwróciły.

- Rozmawialiśmy przez jakąś godzinę, po czym wróciła do pokoju.

- I o czym rozmawialiście?

- ...

- To milczenie nie stawia cię w zbyt dobrym świetle...

- Ona...

   Ariel wydawał się lekko speszony. Do tej pory tylko się z nim przekomarzałem, jednak teraz zaczynałem się nieco martwić.

- Ariel... co robiliście?

- ... Próbowała wytłumaczyć mi... naturę miłości męsko męskiej.

- ... Co?

- Dokładnie to, co usłyszałeś.

- ...A. Rozumiem...

   Tak naprawdę do końca nie rozumiem i chyba nie chcę zrozumieć... Jeszcze przez kilka minut spoglądaliśmy na morze. Powoli jednak zrywał się wiatr więc wróciliśmy do Jessi i Westa. Nie wydawali się zbytnio zaniepokojeni naszym zniknięciem. Mogłem jednak dostrzec delikatny uśmiech na ustach Jessi, który jasno mówił, że doskonale wie, jak wyglądał nasz spacer. Mimo to postanowiła co nieco z nas wydusić.

- I co? Jak wrażenia?

- Wspaniale. Nigdy wcześniej nie byłem nad morzem.

- Yhm... i to morze najbardziej ci się podobało?

- Nie jestem pewien, co insynuujesz, ale tak. Morze bardzo mi się podobało.

   Westowi najwidoczniej zagrywki siostry średnio się podobały.

- Jeśli skończyliście te słowne przekomarzanki to ruszajcie się. Tyłek mi zmarzł i jestem głodny.

   Taa... to by było tyle, jeśli chodzi o romantyczny nastrój. Teraz wracamy do normalności.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top