Rozdział XVII

   Przycisnął mnie do siebie i pocałował namiętnie. Poczułem jego usta na swoich i odwzajemniłem pocałunek. Jego dłonie wędrowały po moim ciele, wsunęły pod cienką koszulkę, a gdy dotknęły mojego nagiej skóry, przeszedł mnie dreszcz. Zaczęło brakować mi oddechu. Przerwał i spojrzał mi w oczy. Jego zielone tęczówki jarzyły się w mroku. Chwycił za materiał i ściągnął ze mnie ubranie. Położyłem dłoń na jego nagiej klatce i tym razem to ja go pocałowałem, jednocześnie rozkoszując się dotykiem jego ciała. Było mi gorąco. Objąłem go i lekko pociągnąłem do tyłu. Nie opierał się. Położył się na mnie i kontynuował pocałunek, jednocześnie ściągając moje spodnie. Następnie zaczął całować moją szyję, klatkę piersiową... i schodził coraz niżej. Z moich ust wyrwał się głośny jęk...

   Otworzyłem oczy. Przez chwilę nie orientowałem się, co się dzieje. Po chwili jednak wszystko do mnie dotarło. Fuck. Spojrzałem w prawo. Równolegle do mojego łóżka w odległości trzech metrów stało łóżko Ariela. Anioł na szczęście twardo spał. Był niezwykle zmęczony po kuracji Sama.

   Co do jasnej cholery jest ze mną nie tak?! Rozumiem, że jestem w „tym" wieku, ale to przekracza wszelkie granice. Właśnie miałem erotyczny sen o człowieku, który śpi trzy metry ode mnie. Dobrze, że nie lunatykuję. No i czy to nie tak, że zazwyczaj śni ci się to, o czym myślisz przed zaśnięciem, a przecież... och... okej może faktycznie Ariel bez koszulki przeszedł mi przez myśl no ale żeby zaraz takie dzikie jazdy! Przysięgam, że już nigdy więcej nie przeczytam żadnego yaoi.

   No to teraz trzeba dyskretnie udać się do łazienki. Najciszej jak potrafiłem, wstałem z łóżka, otworzyłem szufladę i wyjąłem z niej pierwszą lepszą parę bokserek, następnie powoli, uważając na każdy krok, podszedłem do drzwi. Delikatnie nacisnąłem klamkę, wyszedłem na korytarz i równie ostrożnie zamknąłem je za sobą. Odetchnąłem z ulgą i ruszyłem do łazienki. Już miałem wyciągnąć rękę, by chwycić za klamkę, gdy drzwi do łazienki nagle się otworzyły.

- O. Hej młody.

- Co ty... O BOGOWIE!!! Jesteś nagi! - Ostentacyjnie spojrzałem w sufit, by nie skalać jeszcze bardziej moich oczu. - Czemu?!

- Tak się wygodniej śpi.

- To nie znaczy, że masz tak chodzić po mieszkaniu!

- To moje mieszkanie... a tobie się to chyba podoba.

- Co?

   Sam wymownie spojrzał mi w oczy, potem, w dół a później znów w oczy. Strzeliłem buraka pociągnąłem mój owieczkowy T-shirt w dół.

- To nie przez ciebie!

- To nie przeze mnie stoi na baczność?

- Nie!

- Hmmmm... Czyli przez Ariela?

- Nie! Znaczy... Nie!!!

- Miałeś jakieś pikantne sny?

- Nie!

- Więc po co ci czysta bielizna?

- Pieprz się!

- No to, co ci się śniło? Ariel?

- Oczywiście, że nie.

- Czyli Ariel. A jak daleko zaszedł?

- Arghhh! Jesteś idiotą!

- Czyli dość daleko. Ale zdążyłeś zrzucić wianuszek?

- Saaaam!

- Czyli nie. Biedactwo. Nie martw się, na pewno następnym razem się uda.

- Daj mi wejść do łazienki!

- A no tak. Ulżyj sobie. - Pół-wampir powolnym krokiem odszedł w stronę swojego pokoju.

- Ani słowa o tym, co tu zaszło. Słyszysz!

- Taaaa. Jasne.

   Wpadłem do łazienki i zrzuciłem z siebie ubrania. Następnie wszedłem do kabiny prysznicowej i odkręciłem zimną wodę. Nie wytrzymałem długo i po minucie wyskoczyłem spod lodowatego strumienia. Na szczęście udało mi się ochłonąć. Szybko wytarłem się do sucha i ubrałem. Właśnie straciłem resztki dumy w oczach tego idioty. Mogę się założyć, że będzie mi to wypominał przy każdej nadarzającej się okazji. Przeklinam was hormony. Cicho wróciłem do pokoju i położyłem się na swoim miejscu. Już miałem odetchnąć z ulgą, ale znowu życie rzuciło mi kłodę pod nogi.

- Sky?

- Taaaak?

- Wszystko w porządku?

   Odwróciłem się plecami w stronę anioła i okryłem kołdrą.

- Tak. Wszystko w porządku.

- Słyszałem twój głos na korytarzu. Kłóciłeś się z Samuelem? Czy coś się stało?

- Nie ja tylko... musiałem iść do toalety, ale Sam był w środku.

- Na pewno wszystko jest dobrze? Głos ci drży.

- Jestem śpiący... i brzuch mnie trochę boli, to dlatego.

- Jesteś pewien, że to tylko to? Może powinniśmy...

- Nie, nie, nie. Wszystko jest w porządku. Dobranoc.

- ... Dobranoc.

   Bycie nastolatkiem to ciężka dola. Z drugiej strony wszystko możesz zrzucić na to, że jesteś nastolatkiem. Nie byłem do końca pewien czy ponowne zasypianie jest dobrym pomysłem, ale wątpię też, bym wytrzymał bez snu całą noc, no może przed telewizorem bym wytrzymał. Jednak jeśli pójdę teraz do salonu, Ariel zacznie coś podejrzewać. Szczerze mówiąc, zacząłem mieć wyrzuty sumienia. To nie tak, że zrobiłem coś złego, ale fakt, że się o mnie martwił nieco mnie... rozczulił. Czuję się co najmniej, jakbym go molestował. Ponadto fakt, że bohaterem moich snów jest Ariel, nie wróży niczego dobrego. Jesteśmy tylko... właściwie to, kim dla siebie jesteśmy?

   Ufam mu. Tego jestem pewien. Ale czemu właściwie mu ufam? Może dlatego, że do tej pory jeszcze nikt nie zrobił dla mnie tak wiele? Ignorując oczywiście fakt, że początkowo miał w pewnym stopniu doprowadzić do mojej śmierci. No ale spotykałem większych dupków. Może zaważyło to, że znalazłem się w trudnej sytuacji, a obok nie było nikogo innego? Bądź co bądź nie miałem gdzie się podziać, nie mówiąc już o tym, jak zagubiony i przerażony byłem. A wtedy pojawił się on. Przystojny, rozsądny, silny, odważny, dojrzały, a później także troskliwy i opiekuńczy. Im lepiej go poznaje, tym trudniej jest mi sobie wyobrazić, że kiedyś nasze drogi się rozejdą. Kiedy o tym myślę, czuję ucisk w klatce piersiowej. To niedobrze. Bardzo, bardzo, bardzo niedobrze. Miało być bez zakochiwania się. Nie potrzebuję takiej miłości. W ogóle nie potrzebuję miłości. Jak będę chciał miłości, to przygarnę psa. Tak... mam totalnie przejebane. Z tą myślą spędziłem kilka kolejnych godzin, zanim zasnąłem.

***

- Nie wyspałeś się?

- Zamknij się.

    Sam spoglądał na mnie z tym swoim ironicznym uśmiechem na ustach i popijał swoją poranną kawę. Mnie pewnie też by się przydała, jednak ja kawy nie pijam. Głównie dlatego, że jest zbyt gorzka, a ja jestem fanem słodkich rzeczy. Spałem zdecydowanie zbyt krótko i zdecydowanie było to po mnie widać.

- Długo bolał cię brzuch? – Ariel patrzył na mnie z uwagą. Jakby analizował, co mogło być przyczyną mojej złej kondycji. Oj, gdyby wiedział...

- Co go bolało?

- Sky nie mógł spać, bo bolał go brzuch. Wstawał wczoraj w nocy... rozmawialiście, nie pamiętasz?

- A tak, tak, była taka sytuacja. Tylko że to nie brzuch go bolał a ...

- Ej Sam. Zrób mi tę przyjemność i sprawdź, czy nie ma cię gdzieś indziej.

- Przypominam, że to moje mieszkanie.

- Przypominam, że jeszcze słowo a cię walnę.

- Ta, w tym chyba akurat jesteś dobry ...

- No nie wytrzymam! Zaraz naprawdę go trzepnę!

- No już, już. Idę sobie i zostawiam was samych.

- A ty dokąd?! Jeszcze z tobą nie skończyłem łajzo!

    Sam zaśmiał się lekko i nic więcej nie mówiąc, wyszedł z mieszkania. Najprawdopodobniej znowu miał jakieś spotkanie związane z naszą sprawą. Przyzwyczaiłem się do pobytu tutaj na tyle, że myśl o tym, że jak tylko zdobędziemy informacje to udamy się do Piekła, była już dla mnie zupełnie abstrakcyjna. Nie, żeby wcześniej była jakaś oczywista, po prostu jak się robi jedną szaloną rzecz za drugą, to zaczyna być to normalne. A tutaj proszę. Jem sobie spokojnie śniadanko, oglądam telewizję, rozmyślam nad moim tragicznym życiem uczuciowym. No i od ponad doby nic nie próbowało mnie zabić! Człowiek szybko się przyzwyczaja, jak idzie z górki. Tak czy siak, gdy Sam wyszedł, znowu zostaliśmy z Arielem sam na sam. Po wczorajszej nocy czułem się jednak troszeczkę... niezręcznie. Anioł natomiast chyba to wyczuwał.

- Wszystko w porządku?

- Tak, tak.

- Znowu coś cię boli?

- Nie. Naprawdę. Wszystko jest w porządku.

- Skoro tak twierdzisz. Pamiętaj jednak, że o wszystkim możesz mi powiedzieć.

- ... Nie... Raczej nie.

- Nie ufasz mi?

- Nie, to nie tak. Po prostu... czasami nie warto.

- Jeśli coś cię martwi...

- Spokojnie, poradzę sobie. Jestem już dużym chłopcem.

   Ariel spojrzał na mnie a jego twarz złagodniała. Trochę mnie to zaskoczyło.

- Jesteś jeszcze dzieckiem.

- Tak... Masz rację... Jestem.

    Miał rację. Jestem dzieckiem. Z jego perspektywy zwykłym smarkaczem. Mogę sobie wmawiać, że dużo przeszedłem i jestem dojrzalszy niż inni, ale to gówno prawda. Ile on ma lat? Setki? To oczywiste, że traktuje mnie jak dziecko. Nie ma w tym nic dziwnego. Ale i tak trochę zabolało. Właśnie dlatego, że jestem dziecinny. Nie potrafię przyjąć do wiadomości, że nie mam szans, że to uczucie jest złe. Czemu nie mogę się go pozbyć? To głupie, że pragnę, by traktował mnie, poważnie, jak równego sobie.

- Sky?

- ...

- Powiedziałem coś nie tak?

- Nie... to nic takiego. Rzeczywiście trochę źle się czuję. Lepiej pójdę do pokoju i troszeczkę się zdrzemnę.

- Poradzisz sobie sam? Może poszukać jakichś leków albo zaparzyć herbatę?

- Nie trzeba, ale dziękuję za troskę.

   Zostawiłem Ariela samego i poszedłem do naszego pokoju. Rzeczywiście miałem zamiar się zdrzemnąć, byłem padnięty. Rzuciłem się na łóżko i okryłem kołdrą. Przed zaśnięciem obiecałem sobie, że bez względu na wszystko stłamszę w sobie wszelkie uczucia, które wykraczały poza przyjaźń. Znalazłem kogoś kto jest dla mnie ważny. Nie zamierzam tego spieprzyć.

***

- I co? Dowiedziałeś się czegoś?

- A wyglądam, jakbym się czegoś dowiedział?

    Sam wrócił dopiero wieczorem i to w nie najlepszym humorze. Teraz leżał na kanapie i oglądał mecz bokserski, popijając piwo. Prawdziwy samiec alfa.

- Tak tylko pytam. Nie było cię cały dzień, więc pomyślałem...

- O naprawdę? Ty pomyślałeś? Nie wierzę.

- ... Wiesz, ja też mogę być uszczypliwy.

- Tak?

- Tak.

- No to dajesz.

- ... Teraz nie przychodzi mi nic do głowy.

- Teraz?

- Ariel on mi dokucza!!!

- Pfff. Ile ty masz lat?

- ...

- Ok. Sorry. Jestem troszeczkę...

- Wkurwiony.

- No... w zasadzie to tak. Chociaż ja chciałem powiedzieć zdenerwowany. No ale twoje określenie zdecydowanie lepiej pasuje.

- Więc? Co się stało?

- ... Gadałem z pewnym kolesiem, który wisi mi przysługę. No niby nic sobie nie obiecywaliśmy, ale mimo wszystko nadstawiałem za niego karku. I to w dość... poważnej sprawie.

- No i?

- Zrobił mnie w konia.

- Nie pomógł?

- HA! Nie chodzi o to, że nie pomógł. Ta łajza wbiła mi nóż w plecy. I to dość dosłownie, bo jego goryl próbował wbić mi nóż w plecy. Gdyby nie moje wampirze geny pewnie już gryzłbym piach. To nie tak, że mu ufałem, ale nie spodziewałem się, że mógłby próbować się mnie pozbyć.

- Chwila... czyli ty mu pomogłeś...

- Ta.

- ... Ryzykowałeś dla niego życie...

- Sam też miałem z tego pewne korzyści, ale tak.

- ... A on próbował cię zabić?

- Dokładnie.

- Za co?!

- Za wiedzę. Jego interesy nie są do końca legalne a sprawa, w której mu pomagałem... powiedzmy, że fakt, iż ktoś o tym wie, nie był mu na rękę.

- Chciał się ciebie pozbyć, bo wiedziałeś za dużo?!

- Bingo!

- Z kim ty się do jasnej cholery zadajesz, z mafią?!

- ...

- ... Okej w sumie... chyba nie chcę wiedzieć.

- A jednak nie jesteś taki głupi.

- Ale... on nie będzie cię ścigał czy coś?

- Nie.

- A skąd ta pewność?

- Uwierz mi. Nie stanowi już problemu.

- ... Ok.

    Sam wrócił do oglądania meczu, a ja dyskretnie oddaliłem się do mojego pokoju. Zanotowałem sobie w głowie, by nie wgłębiać się więcej w prywatne sprawy Sama, a następnie zająłem czymś mniej lub bardziej pożytecznym. Wziąłem mój szkicownik i zacząłem nowy rysunek. Powoli linie, które kreśliłem zaczęły przypominać znajomą twarz...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top