Rozdział XVIII
Ariel
Chłopiec leżał skulony na swoim łóżku. Słońce już dawno wstało, a Samuel kończył robić śniadanie. Postanowiłem go obudzić, nie powinien spać zbyt długo. Jednak nie mogłem się do tego zmusić. Spał tak spokojnie. Jego pierś powoli unosiła się w rytm oddechu, który po chwili stał się jednak nierówny. Chłopcu najwidoczniej coś się śniło i nie był to najprzyjemniejszy sen. Być może to najlepsza chwila, by to przerwać. Zbliżyłem się do śpiącego chłopca i delikatnie położyłem mu rękę na ramieniu. Nagle otworzył oczy i odepchnął moją dłoń.
- Nie dotykaj mnie!
Siedział na łóżku i patrzył na mnie ze strachem w oczach. Po chwili jednak zamrugał i rozejrzał się po pokoju. Spojrzał mi w oczy i odetchnął.
- Przepraszam. Miałem koszmar, nie poznałem cię.
- Wszystko w porządku?
- Tak. Już jest okej. Przepraszam.
- Nie, to ja przepraszam. Przestraszyłem cię. Śniadanie już prawie gotowe.
- Ach, w takim razie dzięki. Nie ma tu okien, więc dobrze się śpi. Nie ma się poczucia czasu.
- Pójdę już, żebyś mógł się przebrać.
- Okej, zaraz do was dołączę.
Wyszedłem z pomieszczenia i zamknąłem drzwi. O ścianę stał oparty Samuel, przyglądał mi się podejrzliwie.
- Coś nie tak?
- Mogę cię o coś zapytać?
- Oczywiście. Chodźmy do jadalni.
- Zgoda.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Pół-wampir sięgnął po kubek wypełniony kawą, nie pił jednak. Nie czułem do niego niechęci. Nie potrafiłem jednak odnosić się do niego z życzliwością. Nie ufam mu jeszcze dostatecznie ponadto, panuje między nami pewien konflikt charakterów. Wydaje mi się, że on również zdaje sobie z tego sprawę. Nie twierdzę jednak, że nie zbliżymy się w przyszłości. Chłopiec wydaje się mu ufać, jest to powód, by go nie skreślać.
- A więc, o co chciałeś zapytać?
- Długo jesteś z Sky'em?
- Podróżujemy razem od ponad tygodnia. Zbliżyliśmy się jednak do siebie.
- Zależy ci na nim?
- ... Tak.
- Kim tak właściwie dla siebie jesteście?
- Jesteśmy... w skomplikowanej relacji. Zamierzam go chronić, szanuję go. Myślę, że można nazwać nas... przyjaciółmi.
- Hmmm. Nie wiesz o nim prawda?
- Czego?
- O jego... preferencjach.
- O czym ty mówisz?
- ... Nieważne. A co z jego rodziną?
- Nie znam jego rodziców.
- No ale wiesz coś o jego doświadczeniach prawda?
- W jakim sensie?
- ... Jesteś troszeczkę... ignorantem prawda?
- Słucham!?
- Spokojnie. Chodzi mi o to, że chodzisz za nim jak mama gąska, pilnujesz, żeby włos mu z głowy nie spadł i wydaje ci się, że jest z nim dobrze, bo się uśmiecha i nic go nie boli.
- Dokładnie o to chodzi. By nie działa mu się krzywda.
- Słuchaj... wychowywałem się w... trudnych warunkach. I potrafię dostrzec pewne rzeczy.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie potrafię go chronić.
- Przede wszystkim nie zdajesz sobie sprawy, jak poraniony jest ten dzieciak.
- Sam opatrzyłem każdą ranę na jego ciele.
- W takim razie musiałeś widzieć.
- Co?
- Blizny. Na nadgarstkach.
- Rzeczywiście. Zauważyłem je.
- I zapewne nie zajarzyłeś, bo u was na górze takich zachowań się nie praktykuje. Wiesz, po czym są te blizny?
- ...
- Tak myślałem.
- Więc oświeć mnie.
- Po próbie samobójczej.
- ...
- No właśnie.
- ... Czemu miałby próbować odebrać sobie życie? Widziałem, jak walczył o przetrwanie. Tak nie postępuje ktoś, kto pragnie śmierci.
- Może mu się odmieniło.
W tym momencie przypomniałem sobie słowa, które wypowiedział na polanie przy Sweet Valley „Już dawno sam bym się zabił, gdybym tylko nie był takim tchórzem". Nie zwróciłem wtedy na to uwagi, nie przyszło mi do głowy, że mógłby mówić poważnie.
- ... Czemu miałby to robić?
- Ach... jednak jesteś ciekawy.
- Po prostu powiedz. Masz jakieś podejrzenia prawda?
- Chcesz znać moje podejrzenia?
- Nie igraj ze mną.
- Zgoda. Jak chcesz. A więc biorąc pod uwagę dzisiejsze wydarzenie i jego wcześniejsze zachowanie myślę, że mogę stwierdzić, iż...
- Tak?
Nagle twarz mężczyzny stała się ponura. Znikł ten delikatny uśmieszek, który zawsze widać na jego twarzy. Spojrzał na mnie całkowicie poważnie, pierwszy raz, od kiedy go spotkałem.
- ... Sky najprawdopodobniej był wykorzystywany.
- W jakim sensie wykorzystywany?
- Seksualnym. Najprawdopodobniej przez mężczyznę.
- ... Skąd taki pomysł?
- A co, mylę się?
- ... - Przypomniałem sobie sytuację z motelu. Mężczyzna przyciskał chłopca do ściany. Wyczuwałem jego szybkie tętno, nierówny oddech, strach. Zastanawiałem się wtedy, czemu Sky nie uciekł. Powinien móc poradzić sobie z tym mężczyzną lub chociaż krzyczeć o pomoc. Zdawał się jednak być całkowicie sparaliżowany. Czy to dlatego?
- Chyba jednak mam rację czyż nie?
Jak mogłem tego nie zauważyć? Ten obcy człowiek dostrzegł to od razu, a ja... nie domyśliłem się. Nie zwróciłem uwagi nawet na blizny na jego delikatnych nadgarstkach. Ale sygnały były widoczne już podczas naszych pierwszych rozmów. Chociażby pytanie chłopca, po ty jak powiedziałem mu, że jestem jego aniołem stróżem. „A gdzie byłeś do tej pory?", „Do tej pory przydarzyło mi się wiele złych rzeczy".
- Nie obwiniaj się. To normalne, że tego nie zauważyłeś.
- Ale ty się domyśliłeś.
- Ja to coś innego.
- Nieprawda. Jestem jego stróżem, powinienem...
- Nie. Moja sytuacja naprawdę jest inna. To przez to, kim jestem. Dostrzegam takie rzeczy. Delikatne przyśpieszenie tętna, podwyższenie temperatury ciała, lekkie rozszerzenie źrenic ogólnie najmniejsze zmiany w mimice czy mowie ciała. Zauważam te najdrobniejsze szczegóły. Łatwo jest mi więc domyślić się wielu rzeczy. Na przykład. Gdy byliśmy w hotelu obok Sky'a stanął starszy mężczyzna, na oko po czterdziestce. Jego ciało zareagowało. On zapewne sam tego nie zauważył, to nie było nic oczywistego. Po prostu jego ciało lekko się napięło. Było jeszcze kilka takich sytuacji. Sam nie byłem pewny, do dzisiaj.
- ... Co powinienem zrobić?
- Nic. Po prostu opiekuj się nim.
- ... Dziękuję.
- Za co?!
- Za to, że mi to powiedziałeś i za to, że się o niego troszczysz.
- ... Nie ma za co.
- Nie jesteś... taki zły.
- Ooo, dzięki. Teraz będę mógł spać spokojnie.
- Czemu będziesz mógł spać spokojnie?
Chłopiec wszedł do pokoju z uśmiechem na ustach. Jak zawsze jego ubrania były w ciemnych kolorach. Jest mu w nich do twarzy, chciałbym go jednak zobaczyć kiedyś w bieli. Myślę, że by mu pasowała.
- Bo nie jestem taki zły!
- Naprawdę? Jak dla mnie to jesteś najgorszy.
- A jednak.
- Co na śniadanie?
- Jajecznica i tosty. Kawy czy herbaty?
- Herbaty! Wszystko w porządku Ariel?
- Tak. A u ciebie?
- U mnie? No ok. Chyba.
- Cieszę się.
- Okeeeejjjj... Sam nagadałeś coś Arielowi?
- Ja? Nic. Przecież mnie nie lubi.
- Oj przesadzasz. Prawda?
- ... Prawda.
- Widzisz. Nie nienawidzi cię.
- Super. Spełnienie moich marzeń. Teraz mogę spojrzeć w lustro.
- Wybierasz się gdzieś?
Samuel skończył pić kawę i zaczął zakładać kurtkę. Najwidoczniej gdzieś wychodził.
- Tak. Spotykam się z kimś, kto może nam pomóc. Niedługo wrócę.
- Pa!
- Powodzenia.
Mężczyzna skinął głową i wyszedł. Przyglądałem się chłopcu. Pochłaniał już trzeciego tosta, a jajecznic już dawno zniknęła z talerza. W pewnym momencie podniósł wzrok i nasze oczy się spotkały. Uśmiechnął się i kontynuował posiłek.
Ochronię go. By mógł zawsze się tak uśmiechać.
***
- A więc, co chcecie najpierw? Dobre czy złe wieści?
- Dawaj dobre.
- Znalazłem pewien trop.
- A zła?
- Musimy poczekać, aż mój informator zdobędzie więcej szczegółów.
- Czego konkretnie się dowiedziałeś? - Ariel jak zawsze od razu przeszedł do konkretów.
- A więc sytuacja wygląda tak. Lilith ostatnimi czasy bardzo dobrze się ukrywa. Wygląda na to, że wyniknął jakiś konflikt między nią a Lucyferem. Nikt jednak nie wie, o co chodzi. Nie wiem, czy ktoś cię poinformował młody, ale Lilith jest protoplastą gatunku sukkubów. Tak więc wszystkie niejako pod nią podlegają. Teoretycznie więc najłatwiej byłoby od nich dowiedzieć się, gdzie znajduje się ich pani. Z tym że sukkuby również wycofały się z Podziemia. A przynajmniej te bardziej liczące się. Problem więc polega na tym, że nie wiemy gdzie szukać sukkubów.
- I jak możemy go rozwiązać?
- Baby trzymają się razem co nie? Najbliższe relacje z sukkubami mają wampiry a konkretnie te płci żeńskiej. Są w końcu najbliżej spokrewnione. Dostałem cynk, że po mieście kręci się pewna wampirzyca. Ona raczej nie będzie wiedziała, gdzie znajdziemy sukkuby, ale jej twórczyni... owszem. To stara i potężna wampirzyca. Nie pokazuje się byle gdzie i nie spotyka z byle kim. Jest jednak odpowiedzialną głową rodu i troszczy się o bezpieczeństwo swoich wampirzych dzieci. Zwłaszcza że nie ma ich zbyt wiele. To dość specyficzna osóbka. Tak, więc jeśli dostaniemy w swoje rączki kogoś z jej rodu... myślę, że z nami porozmawia.
- Jeśli dobrze zrozumiałem...
- Chcesz, żebyśmy ją porwali i szantażowali jej twórczynie!
- Bingo!
- Ale przecież to...!
- To dobry plan.
- Co?! - No tym to mnie anioł zszokował. Czy on właśnie zgodził się z Samem?!
- Nie mówię, że zrobimy jej krzywdę. Po prostu będziemy mieli kartę przetargową.
- ... Niech wam będzie. Ale jestem temu przeciwny!
- Skrzaty nie mają prawa głosu.
- Nie jestem skrzatem!
- Nastolatki, które nie potrafią nawet używać blendera, nie mają prawa głosu.
- Ej no nie wiedziałem, że tę pokrywkę trzeba jeszcze docisnąć!
Chodziło o moją popołudniową przygodę w trakcie robienia szejka owocowego. Cała kuchnia została przeze mnie udekorowana jogurtem i truskawkami. Ariel, chociaż pomógł mi sprzątać, Sam siedział na kanapie i przez pół godziny patrzył na nas i cisnął ze mnie bekę.
- No więc jak mówiłem, musimy znaleźć naszą wampirzycę i dyskretnie przekonać ją by z nami poszła. Nie sądzę, by to było ogromnym problemem. Mój znajomy obiecał, że spróbuje dowiedzieć się, gdzie będzie w najbliższym czasie i co może nam pomóc ją zwieść.
- A więc co? Czekamy?
- Na razie tak. Nie sądzę, by miało to trwać długo, ale pewnie ze dwa, trzy dni się zejdzie.
- I mamy siedzieć bezczynnie do tego czasu?
- Możemy jakoś wykorzystać ten czas. - Czyżby Ariel miał jakieś plany? Niezadane przeze mnie pytanie wypowiedział jednak Sam.
- Hmm? Masz jakieś plany malekh.
- Malekh?
- Anioł w moim języku. No więc?
- Myślę, że Sky powinien trochę potrenować.
- He? Niby co?
- Kondycję. Nie zamierzam pozwolić ci walczyć, ale sam przyznasz, że większa prędkość i stamina mogą uratować ci życie.
- ... Masz rację, ostatnio prawie zginąłem.
- Przykro mi. Powinienem był cię ochronić.
- Nie! To nie twoja wina! Nie mogłeś powstrzymać ich wszystkich, gdyby nie ty...
- Może się jeszcze pocałujcie.
- Oj zamknij się!
- Jeśli chcesz trenować go w biegach, to znam odpowiednie miejsce. Za miastem jest plac budowy. Wstrzymano ją z powodu braku środków czy coś w tym stylu. Nikt tam nie chodzi, więc możecie se tam nawet piorunami strzelać, nikt nie zauważy.
- Świetnie. Możemy zacząć już dzisiaj.
- Ale ja chciałem pooograć.
- Jeszcze zdążysz. Przebierz się, a Samuel zaprowadzi nas na miejsce.
- Nawet sobie pooglądam. - Pół-wampir rzucił mi pełen wyższości uśmieszek.
- Super...
***
Na placu rzeczywiście nikogo nie było. Od razu więc rozpoczęliśmy ćwiczenia. Na początku standardowo jakaś rozgrzewka. Potem Ariel kazał mi przebiec kawałek, najszybciej jak potrafię.
- Nie jest źle. Jesteś szybki, to twoja zaleta. Gorzej z wytrzymałością i to będziemy ćwiczyć. Na początek zrób 30 okrążeń wokół tego budynku.
- Ile?!
- Sprawdzimy, jak będzie zmniejszać się twoja prędkość przy każdym okrążeniu.
- Mogę nagrywać, stanę sobie przy starcie i nagram, jak kończy każde okrążenie. Później możemy je porównać. - No proszę, kto by pomyślał, że z tego krwiopijcy taki dobry samarytanin.
- Doskonale. Ja stanę po drugiej stronie budynku w środkowej części trasy.
- Mam coś do powiedzenia?
- Raczej nie. - Rzucił Sam ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. Przysięgam, że jak skończę, to go trzepnę.
- ... Ok. Niech wam będzie. Róbcie, co chcecie.
- Biegnij najszybciej, jak możesz. Wyobraź sobie, że uciekasz.
- Spoko. To nie będzie trudne.
- Gotowy? Ruszaj.
Wystartowałem. Pierwsze pięć okrążeń pokonam pewnie przy maksymalnej prędkości. Przy kolejnych będę zwalniał. Wiem to, znam swoje ciało. Podejrzewam, że przy dwudziestym piątym opadnę z sił no ale spróbować można. Sytuacji nie ułatwiał fakt, że miejsce to było placem budowy. Droga była nierówna wokół poustawiane były wszelkiego rodzaju materiały budownicze i metalowe konstrukcje.
Pierwsze okrążenie przebyłem bez problemu. Właśnie kończyłem drugie, gdy usłyszałem szczęk metalu i nagle nastała ciemność.
***
Samuel
No muszę przyznać. Młody nieźle zapierdzielał. Kto by się spodziewa, że taka mała krewetka tak szybko biega. Zdecydowanie tej nocy, której go spotkałem nie był w pełni w formie.
Nie spodziewałem się, że sprawy potoczą się w ten sposób. Kto by pomyślał, że ten dzieciak podróżuje z aniołem. To naprawdę spora szansa na odnalezienie Lilith. Co prawda mógłbym go sprzedać, zarobiłbym niezłą sumkę jednak to raczej kiepski biznes w porównaniu do tego, co zdobędę, gdy znajdę Lilith. Szukam go od tylu lat, a teraz mam szansę w końcu znaleźć jakiś trop. Poza tym ten mały skrzat jest dość sympatyczny. Nawet anioł nie przeszkadza mi tak bardzo, jak się spodziewałem.
Zaraz powinien kończyć drugie okrążenie. Uniosłem telefon, by uchwycić ten moment. Rozejrzałem się wkoło. Zastanawiam się, czemu nie odgrodzili lepiej tego miejsca. Przecież tu spokojnie można by się przez przypadek zabić. Wszędzie jakieś rury, palety, metalowe płyty. Wszystko pozostawione same sobie. Nawet tego nie zabezpieczyli.
Sky wybiegł zza zakrętu i zbliżał się w moim kierunku. Oparłem się swobodnie o metalowe rusztowanie, które zatrzeszczało pod moim ciężarem. Nagle coś pękło a mały, prymitywny, drewniany żuraw, który unosił drewnianą paletę na szczyt rusztowania, przewrócił się do przodu. Drewniana płyta zawisła półtora metra nad ziemią...
„JEBUT!!!"
Mam nadzieję, że to chrzęśnięcie, które nastąpiło później, to nie był odgłos pękającej czaszki...
***
- Jesteś pewien, że nic ci nie jest? - Ariel wydawał się szczerze zmartwiony.
- Tak. Wszystko w porządku.
- Czy ja wiem. Przywaliłeś tak mocno, że od razu spisałem cię na straty. - Sam trochę mniej.
- A czyja to wina!
Siedzieliśmy przy stoliku w chińskiej restauracji. Przed nami stały wciąż nieruszone zamówienia. Średnio miałem ochotę cokolwiek jeść. Każdy ruch mięśniem twarzy powodował rozchodzący się ból.
- Możecie mi, chociaż wytłumaczyć jak do tego doszło?
- Nie mam pojęcia! Biegłem sobie i nagle przed twarzą pojawiła mi się ściana!
- Nie ściana, tylko drewniana paleta.
- Bez różnicy!
- Gdyby to była ściana to nie wyglądałoby to tak komicznie. Twoja twarz została na płycie, podczas gdy twoje nogi poleciały do przodu. Prawie zrobiłeś salto!
- Ale z ciebie idiota!
Podniosłem łyżkę i z wściekłością rzuciłem nią w Sama. Ten w ostatniej chwili zrobił unik. Metalowy przedmiot odbił się od ściany i rykoszetem walnął mnie w łeb.
- Pfff HA HA HA HA!
- ZAMKNIJ SIĘ!
- Uspokójcie się. Ludzie patrzą.
- To niech przestanie rżeć!
- Zapytam ponownie. Jak dokładnie do tego doszło.
- Mam wszystko nagrane.
- CO?!
- Patrz. Tutaj biegnie, w tym momencie opieram się o rusztowanie, dobiega do mety... paleta spada i JEB! HA HA HA! Słyszałeś ten dźwięk! HA HA HA!
- Nienawidzę cię...
- Oj przestań młody, przecież nie zrobiłem tego specjalnie.
- Ale śmiejesz się!
- Bo to komiczne! Za jakiś czas też będzie cię to bawić!
- Nie sądzę!
- Oj nie fohaj się... Przecież postawiłem ci żarełko!
- Szkoda tylko, że trudno mi się tym cieszyć bo, nie mogę ruszać szczęką.
- Oj nie przesadzaj. Szczerze mówiąc, musisz mieć naprawdę twardy łeb. Nie mówiąc już o farcie, skoro nie złamałeś nosa.
- Gdybym złamał przez ciebie nos, to też bym ci coś połamał...
- Już dobrze. Samuel ma rację. Ważne, że nic poważnego ci się nie stało.
- Serio mam rację?!
- Tak. To nie znaczy, że nie powinieneś poważnie przeprosić.
- Ok. Spoko. Młody przepraszam.
- ... Zapłać za deser i będziemy kwita.
- Łatwy jest.
- W wyniku zaistniałych okoliczności wstrzymamy na razie nasz trening.
- Chociaż tyle z tego dobrego. - Powoli zacząłem skubać kurczaka w sezamie.
- Dostałem esemesa od kumpla. Spotykamy się jutro. Ma jakieś konkretne informacje dotyczące naszej wampirzycy.
- Świetnie. Poszło szybciej, niż zakładaliśmy.
- No ba. Boby to zawodowiec. No, jeśli akurat nie śpi pijany w rowie. Czyli w sumie dość rzadko. No ale jak już się za coś weźmie, to cynk jest w 100% pewny.
- Zjemy i wrócimy do mieszkania. Poczekamy tam na ciebie. Mam nadzieję, że to będą dobre wieści.
- Spoko. Mam co do tego dobre przeczucia... Ej młody nie podbieraj mi kurczaka!
- Wal się! Ten kurczak to moja rekompensata!
- Zamówiłem ci mega porcję, jakim cudem to zeżarłeś i jeszcze dobierasz się do mojego! Masz żołądek bez dna czy jaka cholera! Poza tym przed chwilą bolała cię szczęka!
- Dorastam, potrzebuję dużo białka!
- To mleko pij, a nie mi kurczaka podpierdalasz!
- Ale z ciebie skąpy...!
- ...
***
Gdy wróciliśmy do mieszkania, było już ciemno. Nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić, więc każdy zajął się sobą. Ariel pożyczył tablet od Sama i zaczął przeglądać internet. Ostatnio często robi to w wolnych chwilach. Uczy się o ludzkim świecie. Chociaż trochę się o niego boję. Aby tylko nie trafił przez przypadek do tej mrocznej części internetu. Muszę porozmawiać z Samem, żeby włączył jakąś kontrolę rodzicielską czy coś. À propos tej łajzy. Właśnie robiłem niezłego kombosa w Tekkenie, gdy Sam usiadł na kanapie obok mnie.
- Mogę się dołączyć?
- To twoja konsola.
- Ta wiem, pytam z grzeczności.
- Trzymaj. - Podałem mu czerwonego pada. - Gramy razem czy kontra?
- Kontra. Z chęcią skopię ci tyłek.
- Ha! Chyba śnisz.
Sam dość szybko wybrał swoją postać, a teraz przyglądał mi się z mieszaniną rozbawienia i irytacji.
- Ile można wybierać postać. Nie jest ich aż tak dużo.
- Cicho! To ważna decyzja. Muszę się zastanowić, kim najlepiej będzie ci wpieprzyć.
- I tak ci się nie uda.
- Jeszcze zobaczysz, będziesz płakać.
Ostatecznie zdecydowałem się na Xiaoyu. Spędziłem godziny, grając nią na automatach. Czułem się pewnie z tym wyborem.
- Serio? Zamierzasz bić się tą słodką dziewczynką z moim Kingiem.
- Milcz prostaku.
Pierwszą rundę przegrałem. Później jednak udało mi się wygrać. Ostatecznie po kilku godzinach gry doszliśmy do remisu. 33 na 33. Mieliśmy kontynuować, ale do pomieszczenia wszedł Ariel.
- Długo jeszcze zamierzacie się tak wydzierać?
- O co ci chodzi?
- Jest trzecia w nocy.
- Co?! Nie możliwe ... O rzeczywiście.
- Do łóżka.
- Jeszcze tylko jedna rundka zniszczę go i pójdę spać!
Anioł nic nie powiedział, tylko wskazał palcem w stronę sypialni.
- Och no już dobra mamooo. Jeszcze to kiedyś dokończymy frajerze.
- Czekam z niecierpliwością dzieciaku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top